piątek, 1 października 2021

Naomi

Hej, jak brzmiało nasze stare motto? Tak jest: wszystkie komiksy są ekranizowane! Nawet te najświeższe, z którymi nawet ja, entuzjastyczny komiksiarz, nie miałem szansy jeszcze się zaznajomić. Postanowiłem więc nadrobić zaległości i sięgnąć po Naomi, która ma doczekać się serialowej ekranizacji już w przyszłym roku!
 

Ostatnio wspominałem o przeznaczonym tylko dla dorosłych imprincie DC Black Label. Naomi została z kolei wydana w linii Wonder Comics - to inicjatywa, której celem jest wprowadzanie do uniwersum nowych postaci oraz przywracanie na pierwszy plan tytułów lekko już zapomnianych, jak Dial H for Hero lub Wonder Twins (obie serie sympatyczne, swoją drogą). Celem, który obrał sobie scenarzysta - Brian Michael Bendis - jest w tym tytule dokonać własnej interpretacji konceptu klasycznej Campbellowskiej hero's journey i podlać to sosem relacji rodzinnych, ze szczególnym uwzględnieniem adopcji. Bendis sam ma dwie adoptowane córki, źródła inspiracji są więc dość jasne.

Kim więc jest tytułowa Naomi - poza tym, że jest adoptowana? Mieszka ona w małym miasteczku w Portland, gdzie nigdy nic się nie dzieje - gdy więc pewnego dnia sam Superman zjawia się w nim przypadkiem na kilka chwil (tocząc akurat epicki bój z jednym ze swych wrogów), jest to dla naszej bohaterki przełomowe przeżycie. Kompleks Supermana, ocenia jej psycholożka; jego figura - ultimate orphan - wpływa tak często na sieroty. Naomi zaczyna więc szukać prawdy o swoim pochodzeniu...
"...it's the one I came in", mówi jej ojczym.
...i w uroczym odwróceniu klasycznej kliszy nie okazuje się ona adoptowaną w sekrecie księżniczką czy superbohaterką. Dowiaduje się za to, że to jej ojczym ma pozaziemskie korzenie - jest on osiadłym na Ziemi agentem militarystycznej kultury z planety Thanagar (tej samej, z której pochodzą przywdziewający sokole skrzydła Hawkman i Hawkgirl). Przybył on do nas w poszukiwaniu zbiega z innego świata, ale Ziemia mu się spodobała - jego rywalowi zresztą podobnie; taki już czar małych miasteczek. Wypięli się więc oboje na swoje zwaśnione planety, wyłączyli kosmiczne komunikatory i zakopali topór wojenny - ojczym Naomi zakochał się w lokalnej artystce, zaś zbieg-kryminalista rozpoczął nowe, spokojne życie jako mechanik. It's a neat little set-up.

Potem trochę się jednak to rozłazi, gdyż Naomi jednak okazuje się być superbohaterką z alternatywnej rzeczywistości. Jej thanagarski ojczym był - za sprawą swej pozaziemskiej technologii - świadkiem bitwy nieznanych herosów i łotrów z innego świata; wyglądało na to, że ktoś chciał ją zabić jako niemowlę. To chwiejna konstrukcja - przypadek zbudowany na przypadku stojącym na jeszcze jednym przypadku - ale Naomi odkrywa swoje nieokreślone bliżej moce, poznaje nieco historii alternatywnego świata, na którym się urodziła - i od razu dostaje superłotra w komplecie.

Pierwszy "sezon" komiksowej Naomi - bo właśnie tak, w inspiracji telewizją, twórcy określają tę serię - is all set-up. Powiem więcej: można spokojnie potraktować to wszystko jako storyboard nadchodzącej adaptacji, praktycznie kadr po kadrze. Trochę cynicznie można nawet podejrzewać, że to jedna z serii pisanych od początku myślą o przeniesieniu na ekran; taki proof of concept tworzony od razu niemal równolegle z telewizyjnym scenariuszem. Nie twierdzę ze stuprocentową pewnością, że tak było - ale adaptacja tak świeżego konceptu nie zdarza się często! W serii komiksowej mamy dosłownie materiału dopiero na odcinek czy dwa; scenarzyści będą więc budować mitologię postaci w 90% na ekranie. Jestem ciekawy, czy wyjdzie to Naomi na dobre, czy nie: z jednej strony będzie to bowiem pełna scenariuszowa wolność... ale z drugiej - kluczowe koncepty dopiero co zostały naszkicowane. Wszystko w rękach telewizyjnego zespołu!
Już po strukturze licznych dymków można poznać, że dialogi pisze Brian Michael Bendis
Autor - Brian Michael Bendis - to postać dzieląca nieco czytelników. Niezaprzeczalnie ma swój charakterystyczny styl, szczególnie dialogów - i albo się to kupuje, albo nie. Osobiście mam z nim podobny problem, co z Jossem Whedonem: czego by nie pisali, zawsze będzie to stylistycznie tak podobne, że nie mam wrażenia obcowania z nowymi konceptami czy postaciami; czuję, że to teatrzyk kukiełkowy, w którym Whedon czy Bendis manipulują pacynkami i imitują ich głosy. Nie do końca słyszę więc Naomi czy jej ojczyma - słyszę Bendisa, raz udającego nastolatkę, a raz kosmicznego eks-żołnierza. Może więc przekazanie sterów telewizyjnemu zespołowi autorskiemu wyjdzie na zdrowie autentyczności projektu!
A co do strony wizualnej - podoba mi się kolorystyka, zaś powyższy manewr oddania przez kadrowanie narastającego niepokoju Naomi jest całkiem fajny...

...ale potem są sekwencje takie jak ta: wprost skopiowano na trzecim kadrze bohaterki z pierwszego. Annabelle, różowowłosa przyjaciółka Naomi, wygląda też niesamowicie creepy z tym spojrzeniem i otwartymi ustami - wątpię, by był to zamiar artysty!
Zostaję więc trochę z wrażeniem, że - pomimo Bendisa wylewającego swoje serce, kiedy mówi o tym projekcie - nad Naomi unosi się pewien duch korporacyjnej kalkulacji. Ktoś nie chciał, by nowa postać zadebiutowała od razu na ekranie - otrzymała więc najpierw bardzo telewizyjną w stylu serię, by uczciwie można było później mówić o adaptacji komiksu. I chociaż Naomi pojawia się też w pisanej przez Bendisa Justice League - kto w końcu nie lubi wykorzystywać swoich pet characters - to jej prawdziwą ewolucję zobaczymy dopiero w telewizji. It's a whole new world for her; uda się? Nie uda? Kto wie! Mogę tylko - podobnie jak reszta widzów - odkrywać wszystko na bieżąco, z odcinka na odcinek. Premiera już w przyszłym roku!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz