Październik! Liście lecą z drzew! Dynie kuszą na straganach i zbliża się Halloween, Wszystkich Świętych, Dziady oraz dowolne inne jesienne celebracje! Poczułem więc pokusę, by przeczytać coś adekwatnego - i mój wybór padł na serię Afterlife With Archie. Powiecie, że sounds silly? Oczywiście - ale zaryzykowałbym twierdzenie, że komiks ten zmienił oblicze współczesnych produkcji wydawnictwa Archie Comics!
Zwykłem powtarzać, że Archie Comics to, już od lat '40, instytucja amerykańskiej kultury. Tradycyjnie są to licealne historie na poziomie humoru i powagi oscylującym w okolicach Kaczora Donalda; idylliczne miasteczko, Riverdale, zamieszkane jest przez nieustannie romansującą i wpadającą w komiczne tarapaty paczkę przyjaciół. Prym wiedzie oczywiście rudowłosy Archie, dobry chłopak z sąsiedztwa wiecznie rozdarty pomiędzy praktyczną blondynką Betty, kwintesencjonalną girl next door, a pochodzącą z wyższych sfer elegancką brunetką Veronicą. Betty czy Veronica to w amerykańskiej kulturze pytanie równie ważne, jak o preferencje polityczne, ulubioną pizzę czy najlepszy klub baseballowy; każdy ma opinię. It's a requirement.
Naukowo rzecz ujmując, ja sam na spektrum "Betty or Veronica" jestem gdzieś w punkcie 60% Betty
Z biegiem lat te pocieszne komiksy również ewoluowały. Do wydawniczej grupy dołączyły historie o nastoletniej wiedźmie Sabrinie, a w okresie popularności nastoletnich zespołów powstał spin-off Josie and the Pussycats...
Hipnotyczny gif!
...oraz całkowicie realny zespół The Archies, grający pod telewizyjną kreskówkę;
Co ważniejsze, idylliczne Riverdale powolutku, bo powolutku, ale zawsze szło za zmianami kulturowymi. Białe jak śnieg sąsiedztwo wzbogacało się stopniowo o kolegów i koleżanki o innych kolorach skóry, a później - również o innych niż heteroseksualne zainteresowaniach romantycznych. Prawdziwym osiągnięciem było, że nawet w obliczu kolejnych zmian Archie Comics wciąż miały reputację dobrych, czystych komiksów, których nie strach kupić wnuczkowi w sklepie; swoją drogą, publikacje tego wydawnictwa to rzadki przykład komiksów sprzedawanych nawet w spożywczakach! Moi rodzice kupowali mi Archiego, ja spokojnie mogę kupić Archiego moim dzieciom - to więcej niż komiks; to wspólna międzypokoleniowa instytucja; maybe a bit cheesy, but sweet, warm and fuzzy like the best childhood memories.
Aż tu nagle - konkretniej w roku 2013 - Roberto Aguirre-Sacasa wpadł na Pomysł, taki przez duże P. A co by było - WHAT IF? - gdyby zmiksować znane kilku pokoleniom postacie z horrorem o zombie? I tak właśnie narodziła się seria Afterlife With Archie, której tytuł jest nawiązaniem do tytułu magazynu Life With Archie. Z cudowną sprawnością miesza ona dwie nostalgiczne estetyki: z jednej strony mamy ponadczasowe, archetypiczne Riverdale i jego mieszkańców; z drugiej - halloweenowy scary movie o żywych trupach, którego nawet okładkowe logo i liternictwo przywodzą na myśl film klasy B z lat '50. Efekt ten wzmacnia dodatkowo ograniczona paleta kolorów oraz praca cieniem i kontrastem - zobaczcie zresztą!
Nawet kolorystyka jest dyniowo-halloweenowa!
Punkt wyjścia fabuły: Hot Dog, ukochany pies Jugheada, zostaje potrącony przez samochód. Nawet najlepszy weterynarz już nic nie wskóra; chłopak udaje się więc do jedynej osoby, która może mu pomóc - Sabriny, nastoletniej czarownicy. Sabrina wie, że nie powinna tego robić. Wie, że przywracanie czegokolwiek zza grobu to magiczne tabu, którego nie wolno jej przełamywać... ale nie ma serca odmówić koledze. A my, z czytelniczej perspektywy, pamiętamy przecież Pet Sematary Stephena Kinga... i to, że whatever comes back, it will come back *wrong*.
Zreanimowany Hot Dog nie zachowuje się już jak słodki domowy pupil. Jughead zostaje ugryziony - i w ten sposób staje się pacjentem zero apokalipsy zombie, która ogarnie wkrótce całe Riverdale. A Sabrina? Nie jest w stanie odkręcić zamieszania, gdyż jej ciotki-opiekunki postanawiają w ten sposób nauczyć ją szacunku do praw magii:
And it's actually creepy!
Jughead kieruje swoje trupie kroki na imprezę halloweenową - w końcu zawsze lubił jeść - gdzie bawi się już cała reszta towarzystwa:
Obowiązkowe docinki pomiędzy Betty i Veronicą
Już sam wybór kostiumów przekazuje nam wizualnym językiem, czego się spodziewać po tej serii. Veronica występuje w przebraniu Vampirelli - ikony groszowego komiksowego horroru; odzianej w strój kąpielowy, karmiącej się krwią kosmitki z planety Drakulon (nie zmyślam, to wszystko przez ograniczenia związane z Comics Code - kosmici byli zgodnie z nim OK, wampiry nie). Archie jest tu oddany jako Pureheart the Powerful - urocza ramotka z czasów, gdy wydawnictwo Archie Comics miało w swojej ofercie również gang nastolatków z Riverdale w wersji superbohaterskiego pastiszu.
Starałem się wykopać jakąś w miarę safe for work okładkę z Vampirellą, przysięgam
Co mówi nam to zestawienie? To horror - ale z mrugnięciem okiem, jak u Vampirelli. To zabawa konwencją i znanymi postaciami, jakiej dawniej próbował Pureheart; założenie ikonicznym charakterom nowych teatralnych strojów. I - przede wszystkim - to nadal teenage drama, in all its cheesy and trashy glory:
Te panele idealnie destylują moim zdaniem całą serię!
Tak jest, bycie zjedzoną przez zombie to przypał, ale przegranie rywalizacji o względy chłopaka to jeszcze większy przypał. Veronica nie zostaje jednak pożarta - niemal całej imprezowej grupie udaje się uciec i schronić w dobrze chronionej rezydencji pana Lodge'a, jej ojca. Czy zdołają obronić się przez zakażonymi? Jak długo można się ukrywać w willi? I co, jeśli ktoś już jest zainfekowany?!
Dramatyczna muzyka w tle!
Afterlife With Archie to szarganie świętości i karnawałowa zabawa; to tunel strachów, który okazjonalnie potrafi być naprawdę creepy - ale ikonografia i liternictwo nawiązujące do klasyków z lat '50 w rodzaju Tales From The Crypt nieustannie przypominają: it's just a show, it's all pretend, it's like that old movie with giant ants that you once watched in a drive-in theater as a kid. Wszystko to podlane jest sosem gatunkowej samoświadomości: entuzjaści horroru odnajdą tu mnóstwo cytatów i odniesień, od Arthura Machena i H. P. Lovecrafta aż po Stephena Kinga i kino grindhouse'owe. I nie muszę chyba dodawać, że rysunki Franceso Francavilli są idealne do projektu tego typu! Doceniam też pewien umiar: seria nie wchodzi niepotrzebnie w estetykę gore. Jak w starej produkcji filmowej, wszechobecne cienie i przemyślana kolorystyka potrafią ukryć tyle samo, co pokazać. A czy dekady horroru nie nauczyły nas, że często bardziej zapada w pamięć to, czego nie widzimy?
Jakie są zatem wady Afterlife With Archie? Widzę tylko jedną, za to sporą - seria ta nadal nie jest dokończona, i nie zanosi się, by kolejny numer miał ukazać się przesadnie szybko. Szczerze mówiąc, padła ona ofiarą własnej popularności - odniosła ona sukces tak znaczny, że w ślad za nią poszły kolejne podobne tytuły: Chilling Adventures of Sabrina, Vampironica, Blossoms 666... Coś, co wydawało się jednorazową zgrywą rozwinęło się w cały wydawniczy imprint - Archie Horror - zaś Roberto Aguirre-Sacasa doczekał się w uznaniu swoich sukcesów posady kreatywnego szefa wydawnictwa. Jego markowa mieszanka uroczej nostalgii i mroczniejszych klimatów zaowocowała niedługo potem premierą utrzymanego w zbliżonym tonie serialu Riverdale:
Może i wszyscy są młodzi i seksowni, ale tytułowe miasteczko pełne jest seryjnych morderców, złowrogich kultów, mrocznych tajemnic z przeszłości...
...a zaangażowanie w ten właśnie projekt - i w późniejszą serialową Sabrinę - zmusiło Roberto Aguirre-Sacasę do zawieszenia własnych serii komiksowych na czas nieokreślony. Ironia zaiste jak ze starego komiksu grozy! Czy do nich wróci? Twierdzi, że tak - when the stars align. Liczyłem nieco skrycie, że może od mojej ostatniej lektury tej serii pojawiło się coś nowego, ale to nadal tylko dziesięć zeszytów.
Ale za to jakich zeszytów! Na klasyczne Halloween w starym stylu, dla wszystkich hobbystów historii i horroru, dla koneserów komiksowej kreski i kultowego kiczu - seria Afterlife With Archie, choć nadal niedokończona, to moim zdaniem pozycja obowiązkowa!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz