Od razu powiem, że dzisiejsza historia nie należy do ponadczasowych klasyków - kolejny szalony naukowiec, kolejne złe roboty, kolejne ratowanie świata. Słowem: dla Legionu jest to zwykły czwartek. Dlaczego więc zdecydowałem się na omówienie tej przygody? Ano widzicie, może i łotr numeru nie jest szczególnie pamiętny, ale swój moment in the spotlight dostaje w końcu Princess Projectra, pojawia się nowa romance subplot (zgadnijcie z kim), zakończenie zaś to jedna z najbardziej efektownych bzdur tego okresu - a wszystko to, jak zwykle, w wybornym sosie późnych lat '60! Teen beat! Savate! Spiritualism! To i więcej funduje nam w tej historii Jim Shooter; data: listopad 1967, tytuł - The Chemoids Are Coming!
Doktor Mantis Morlo i jego gigantyczny kubek transportowy! |
Sama okładka pokazuje już pewną zmianę epok. Jest bardzo marvelowska w stylu; to już nie statycznie ustawione postacie wymieniające się grzecznie dymkami dialogów, a oddana w dynemicznej perspektywie scena akcji. MEET DR. MANTIS MORLO - THE CHEMICAL CONQUEROR - AND HIS FANTASTIC CHEMOIDS! to okładkowy blurb żywcem kopiujący popularny wówczas bombastyczny styl Stana Lee, pełen wykrzyknień i homeryckich wręcz porównań. Nie ma po prostu chemoids; muszą być FANTASTIC CHEMOIDS! Krzykliwe liternictwo! Eksplodująca z okładki postrzępiona ramka!
Ale co tu kryć, Jim Shooter został po to właśnie zatrudniony w DC, by tchnąć w znane postacie nowego ducha oraz gonić rosnące w popularność wydawnictwo Marvel i jego nowy styl. Zostawmy jednak okładkę - co tam dziś słychać w trzydziestym wieku?
Otóż Legion cieszy się jednym z rzadkich momentów relaksu; Superboy i Cosmic Boy siedzą nad planszówką (a konkretnie różową kulą podpisaną "Satelite Game"), Karate Kid maluje na płótnie i budzi tym zainteresowanie Light Lass, a Phantom Girl oraz Duo Damsel dyskutują o futurystycznej modzie. Nie wszyscy mogą się jednak nacieszyć spokojem:
Coś zatruwa ziemską atmosferę! Dziwne substancje chemiczne, promieniowanie - poziomy zanieczyszczeń rosną z godziny na godzinę i sprawa wygląda poważnie. Odnalezienie źródła problemu zajmuje Legionowi około trzech minut; to orbitalne laboratorium kolejnego w długiej linii małych łysych pinglarzy, niejakiego doktora Morlo:
Doktorze Morlo, co tu doktor odwala za maniany, mówi mniej więcej przybyły na miejsce Legion; przychodzimy z sądowym nakazem zaprzestania działalności, bo nam planetę doktor truje. Morlo próbuje jednak przekonać nastoletnią grupę, że działa dla wyższego dobra:
Sztuczne kontrolowane słońce dające czystą energię na miliardy lat? No nie powiem, brzmi całkiem nieźle, może jednak warto dogadać się z doktorem? |
Fajne modele cząsteczek do prezentacji, zupełnie jak w szkolnym gabinecie chemicznym! Najwyraźniej doktor Morlo zawsze jest gotowy tłumaczyć młodzieży zawiłości nauk ścisłych. |
To pierwszy raz, kiedy Chameleon Boy wspomina o mrowieniu czułków przy skanowaniu nowej osoby. Czy to jakaś strzelba Czechowa? You bet it is! |
Ale to wszystko to dopiero prolog! Po pierwsze: Legion nie ma pojęcia, że doktor Morlo - jak każdy rozsądny człowiek - miał awaryjne backupy, w tym backup aparatury ze zniszczonego laboratorium. Po drugie: w wyniku wszystkich tych nieprzyjemności doktor poprzysiągł standardową superłotrowską zemstę. Po trzecie: okazuje się, że Morlo był recydywistą, wcześniej już skazanym za eksperymenty na ludziach (nie jakieś fizycznie szkodliwe, więc wymiar kary nie był wysoki, ale jednak).
Legion wraca więc do innych obowiązków i zapomina o łysym chemiku, aż tu one day...
Ktoś robi dym na rodzimych planetach członków i członkiń Legionu? Czyżby...? |
Średniowieczna technologia, feudalne relacje, dwory i rycerze! |
TEEN BEAT IS COMING! |
Odpowiedź będzie aktualna i dziś, ponad pół wieku później: jeśli nie wiesz, co to - to pewnie reklama!
IN GROOVY COLOR |
Wróćmy jednak do Legionu! Planetę Orando dręczy chemiczny smog, a pospólstwo obwinia winą za jego pojawienie się Projectrę - no bo kto to widział, żeby księżniczka opuszczała swoją planetę. Szykują się więc, by zafundować jej nie tyle teen beat, co bardziej teen beating, ale następczyni tronu nie da sobie w kaszę dmuchać:
Jak spacyfikować wściekły tłum? |
Wyłącznie pokazując im THE MOST FEARSOME OF SYMBOLS! |
Nie wiem jak wy, ja tam jestem przerażony i ready to obey! Po tej sekwencji następuje chwila oddechu; Legion zbiera siły oraz zwiedza planetę Orando. Brainiac 5 prosi o zaprowadzenie go do laboratorium, ale musi zadowolić się średniowieczną komnatą alchemika (oh well... I'll make do!, zapewnia); Karate Kid prowadzi zaś notatki na temat lokalnej kultury. Nie ma tu żadnych komputerów - Projectra osobiście pokazuje mu więc z jednej strony dzieła sztuki, z drugiej - wieśniaków orzących pole jakimś zaprzęgniętym do pługa dinozaurem. Ale kultura i rolnictwo to nie wszystko, czym Karate Kid jest zainteresowany:
Zastraszanie przesądnych wieśniaków? Now that's h-o-t! |
Projectra wygląda na lekko rozczarowaną szybkim wycofaniem się Karate Kida! A jak tam radzi sobie reszta grupy?
Naukowe mambo dżambo Brainiaca 5 sprowadza się do jednego - skoro nie ma laboratorium, musi posiłkować się mocami reszty grupy w roli improwizowanej aparatury. Wspólnymi wysiłkami udaje im się stworzyć substancję umożliwiającą odnalezienie źródeł trującego smogu: okazuje się nią ukryta w chemicznych oparach latająca cytadela, unosząca się wysoko nad powierzchnią ziemi. A w niej...
To my, chemoidy / Narobimy wam bidy |
Doktor Morlo myśli jednak, że chemoidy podołają zadaniu! Gorn was designed to be a lab assistant, but these chemoids were planned for battle... Specially, I might add, for battling you! I faktycznie, każdy z chemoidów jest przystosowany do pokonania konkretnej osoby:
Spójrzcie na czoła chemoidów - znowu strzałka na głowie! Zupełnie jak wcześniej doktor Regulus, jeszcze wcześniej - Red Tornado, a dekady później - Aang z Avatara. Doczytałem w międzyczasie, że strzałka Aanga to rzeczywiście inspiracja klasycznym wizerunkiem Red Tornado z komiksów DC - androida kontrolującego wiatr! |
Bój jest srogi, ale szala przechyla się na stronę Legionu po klasycznym manewrze zamiany partnerów w tańcu - może i Projectra nie wpłynie swymi iluzjami na radarowego chemoida, ale Light Lass może wyrwać mu anteny; kryptonitowy chemoid rozkłada Superboya, ale dla Karate Kida jakieś tam zielone kamyki to nie problem.
Podczas walki Karate Kid pokazuje też, że jest mistrzem wszystkich sztuk walki - wcale nie tylko karate! Widzimy więc w jego wykonaniu nieco klasycznego boksu, szermierki kendo, a także...
WHAM! |
Nie ma to jak klasyczna rycina poglądowa! |
Batroc ukradł też blender w prezencie dla Black Cat i wkradł się tym w jej łaski |
Postacią tą jest - rzecz jasna - Batroc the Leaper! Pojawił się on na łamach magazynu Tales of Suspense #75 w 1966 jako przeciwnik Kapitana Ameryki... i jest autentycznie postacią, do której mam spory sentyment. Jeśli bowiem akurat nie jest pisany jako śmieszny Francuz, któremu Steve Rogers wklepuje w kilku panelach, to bywa uroczym drobnym łotrem - dosyć samokrytycznym i świadomym tego, że w świecie bogów i superżołnierzy jego talenty sprowadzają się generalnie do znajomości palety kopniaków. Załapał się nawet na krótki występ na kinowym ekranie, co bardzo mnie ucieszyło podczas seansu!
A jak tam radzi sobie zespół, który udał się na planetę Daxam, z której pochodzi Mon-El? Na miejscu okazuje się, że świat ten jest dręczony ekstremalnymi zjawiskami pogodowymi; pioruny kuliste, kwasowy deszcz, grad wielkości kul armatnich. Sterroryzowana populacja ukrywa się w tunelach odrzutowego metra... ale wiedzą przynajmniej, że za katastrofami stroi doktor Morlo.
Nasz zespół odnajduje jego podwodną bazę, ale Morlo po raz kolejny unika aresztowania - tym razem dosłownie wyślizgując się z rąk Colossal Boya, gdyż pokrył swoją łódź podwodną wydzieliną ośmiornicy. It could take weeks to trace him in this vast sea - but catch him we will!, deklaruje Sun Boy.
A problemy planety Naltor, domu Dream Girl? Tutaj Morlo zatruł lokalne rośliny, przez co naltoriańska populacja utraciła swoje moce przewidywania przyszłości. A że całe ich społeczeństwo funkcjonowało dzięki wiedzy, co wydarzy się za tydzień lub dwa - powoduje to panikę i niepokoje społeczne. Ultra Boy wykorzystuje swoją penetra-vision, by odnaleźć podziemne laboratorium...
Fajna seria paneli! |
Tak jak w poprzednich przypadkach, nie kończy się ona jednak dla Mantisa Morlo pomyślnie. Ale tym razem... |
Czas wypalić ze strzelby Czechowa! |
Skoro czułki Chameleon Boya znowu wibrują, nie może to być prawdziwy Morlo - przecież kształt doktora powinien już być w jego pamięci! Tak jest, Morlo jest kolejnym chemoidem, po prostu nieco bardziej zaawansowanym - podobnie jak "Morlo" z planet Orando i Daxam. Na celowniku prawdziwego doktora jest bowiem... Ziemia! Narzędziem jej zagłady ma być chemiczna superbomba:
♫ Skonstruowałeś bombę / skondensowaną śmierć ♫ |
HE DID IT! |
HE ACTUALLY DID IT! |
Czy to zapasowa Ziemia? Taka, jaką królik Bugs mógłby wyciągnąć z kieszeni w kreskówkowym skeczu? |
W sumie to tak! |
Oj tak, Mantis Morlo raczej nie będzie miał życia na więziennej planetoidzie Takron-Galtos! Oczyma wyobraźni już widzę ten bullying, którego padnie ofiarą ze strony wszystkich innych odsiadujących tam wyroki superdoktorów. Morał na dziś? Jeśli chcesz stworzyć pamiętnego łotra, to może nie pokazuj, jak pięć razy dostaje on w ucho już w pierwszym zeszycie, w którym się pojawia. Albo i nawet sześć, jeśli liczyć retrospekcję, gdzie zostaje aresztowany za eksperymenty na ludziach! Trochę nawet go szkoda, bo łotr, który jest wszędzie - gdyż ma tyle łudząco naturalnych kopii - może być efektownym konceptem; tu jednak potencjał ten nie został raczej wykorzystany.
W powyższym omówieniu tego nie widać - nie bez powodu wybieram tylko konkretne panele - ale dzisiejsza historia dłużyła się też nieco przez stałe naparzanki z chemoidami. Tak, była to obowiązkowa porcja akcji... ale bardzo podobne starcia na trzech planetach sprawiały nieco wrażenie narracyjnego lania wody. Cóż, dostaliśmy przynajmniej teen beat, savate i malowanie na Ziemi wielkiego bullseye kosmiczną farbą! Zostawmy więc doktora Morlo na jego długą odsiadkę; nie pojawi się w komiksach ponownie przez ponad dekadę.
A jakie atrakcje czekają nas następnym razem? By nie zepsuć za bardzo niespodzianki - powiem tylko, że do Legionu dołączy po raz pierwszy bohaterka o kolorze skóry innym niż biały! A kto dokładnie, jak i po co? To już zobaczymy, jak zwykle... w przyszłości!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz