Czas, by Hawk i Dove odbili się od dna! Dzisiejsza fabuła z braćmi w roli głównej jest o kategorię wagową lepsza niż te zapchajdziury, które widzieliśmy ostatnio. Czy oznacza to, że mamy do czynienia ze świetnym komiksem? Oczywiście nie, ponieważ - i mówię to z całą sympatią - to przecież Hawk & Dove; tytuł obarczony tyloma kreatywnymi problemami, że cudem byłoby, gdyby wypalił. Nie nastawiajcie się więc na zachwyty i perłę z epoki... ale nawet Hawk powie dziś hey, good show, Dove! Historia: The Sell-Out; autor: Steve Skeates; data luty-marzec 1969.
![]() |
Za stronę wizualną odpowiada Gil Kane - i tak będzie aż do samego końca wydawania tego magazynu. Nie żeby miało to być szczególnie długo, wink wink, nudge nudge! |
Gil Kane pojawił się też ostatnio na łamach Teen Titans - i zabawi tam na dłużej, zastępując Nicka Cardy'ego. Ale nie zakopujmy się od samego początku w zakulisowych przetasowaniach! Co tam dziś słychać w latach sześćdziesiątych?
Ostatnio dowiedzieliśmy się, że nasi bohaterowie - bracia Don i Hank Hall - mają znajomych i jakieś życie towarzyskie (to raczej nowość autorstwa Skeatesa; w początkowych fabułach Steve'a Ditko nie było miejsca na takie rzeczy). Poznajemy właśnie kolejnego z kolegów Dona - nieco starszego hippisowatego artystę imieniem Warren:
![]() |
Don jest w drodze do swojego ulubionego coffee shop, który w poprzednim numerze był zaprezentowany jako istny hive of scum and villainy! |
Don siada przy stoliku i zamawia od blond kelnerki the usual, zaś Warren naprawdę wykorzystuje tę dziesięciocentówkę na rozmowę telefoniczną. I to jaką! Dzwoni na policję, by poinformować organa ścigania o planowanym napadzie - ale nim wszystko wygada, w budkę telefoniczną uderza kula. They've found me!
![]() |
Mam nadzieję, że nie udało wam się przywiązać za bardzo do Warrena, malarza-hippisa! |
Warren zostaje zastrzelony - i to bez dwuznaczności; widzimy później ciało na chodniku. Porównajcie to z komediowym tonem Teen Titans, którzy walczyli ostatnio z kolesiem w stroju pajaca i jego antygrawitacyjną maszyną! Czuć, że Hawk & Dove próbują być tym bardziej przyziemnym i "poważnym" tytułem o młodzieżowych superbohaterach.
Gdy Don wychodzi z coffee shop - bez zbędnego pośpiechu, bo strzelaniny rozgrywają się tam widać co wieczór - trafia na raczej szorstkiego w obyciu policjanta:
![]() |
W sumie trudno się dziwić policjantowi; "przestańcie mnie się strzelać pod tym coffee shopem!" |
Za obywatelską postawę Don zostaje nagrodzony przymusową wycieczką na komisariat, gdzie ma złożyć pełne zeznania. Wysuwam teraz następującą hipotezę: tematem tego numeru jest "nie gadaj z policją". Warren zadzwonił na tzw. pały? Bach, kulka, trup; Don otworzył gębę do oficera? Sru, jedziesz chłopie na komendę. A będzie tego więcej.
Tymczasem Hank bawi się całkiem dobrze na szkolnym meczu koszykówki... ale jednak nosi go, by obić komuś mordę:
![]() |
Gil Kane często robi na mnie dobre wrażenie twarzami statystów - wkłada wysiłek w to, by były wyraźnie odmienne! Spójrzcie na ten tłum wychodzący z sali gimnastycznej. |
Jak zwykle, los sprzyja Hankowi - podczas wieczornego spaceru/patrolu zauważa dostawczaka nietypowo zaparkowanego przed muzeum sztuki współczesnej. Już samo to jest podejrzane - a gdy jeszcze wysypują się z niego kolesie w uroczych domino masks, Hank wie już, że noc będzie udana!
![]() |
Opinia braci o sztuce współczesnej nadal jest niska |
Niska jest również skuteczność Hawka, gdyż - na co zapowiada się już w panelu powyżej - dostaje przez łeb kluczem... and that's a knock-out, ladies nad gents. Całe szczęście, że bandycka szajka się nad nim lituje:
![]() |
No bo który rozsądnie myślący przestępca chciałby dokładać niepotrzebne morderstwo do listy występków? |
Hawk leży nieprzytomny, a my wracamy do Dona - prowadzonego właśnie na komisariat. Tempo narracji jest naprawdę dobre; cały czas coś się dzieje! By było jeszcze ciekawiej, Don wpada na ojca - sędziego - który toczy właśnie dyskusję z kandydatem na burmistrza:
![]() |
Cygaro, melonik i ogólna aparycja chciwego leprechauna - czy sądzicie, że polityk Frank jest bohaterem pozytywnym? |
To zdecydowanie lepsze zaprezentowanie pryncypialności sędziego Halla niż kolejny nudny wykład! Scena budzi też więcej czytelniczej sympatii - "nie możemy wykorzystywać pozycji dla osobistych korzyści, nawet jeśli chodzi o mojego syna" to perspektywa, której łatwiej przyklasnąć niż wcześniejszym surowym wyrokom. No bo kto w końcu opowiedziałby się za nepotyzmem?
Don trafia więc na komendę, a Hank odzyskuje przytomność i (na tym etapie już to wiemy) decyduje się zrobić najgorszą z możliwych rzeczy: zadzwonić na policję!
![]() |
NO, HANK, NOOOO!!! |
W jaki sposób ugryzie to naszego chłopaka? Cóż, obędzie się bez osobistych tragedii; mundurowi po prostu mu nie uwierzą:
![]() |
Ciekawie przedstawiona gazeta - wyraźnie czytelny jest tylko interesujący nas fragment artykułu. |
Z ciekawostek: nagłówek po lewej sugeruje, że ktoś "enters presidential race". W wyborach w 1968 (dzisiejszy numer wyszedł z początku 1969, musiał więc być pisany jeszcze w poprzednim roku) uczestniczyli republikanin Richard Nixon, demokrata Hubert Humphrey oraz - specjalnie dla elektoratu zadeklarowanych rasistów - George Wallace, segregacjonista z Alabamy. Twarz na zdjęciu nie przypomina jednak żadnego z nich... ale kto wie, może jeszcze uda mi się coś znaleźć!
Tak czy inaczej, chociaż gang na oczach Hanka włamał się do muzeum, nic nie zostało ukradzione. What gives? Chłopaki omawiają problem nad śniadaniem, a Don decyduje, że czas na podejście intelektualne; ma swoje podejrzenia, ale musi pogadać z dziewczyną zastrzelonego artysty Warrena.
![]() |
Chwaliłem Gila Kane'a za zróżnicowane projekty postaci, ale Marie wygląda bliźniaczo podobnie do blondynki Lindy z zeszłego numeru |
Jak wiemy, magazyn Hawk & Dove po prostu żyje niezwykłymi zbiegami okoliczności. Oto kolejny z nich: nasz bohater dociera do mieszkania Marie niemal równolegle ze zbirami, którzy zastrzelili jej chłopaka. Dove Don wkracza do akcji i szybkim karate chop wytrąca bandziorowi pistolet z ręki:
![]() |
Don zaczyna trochę luzować swoje standardy: rozbrajające uderzenie otwartą dłonią jest dopuszczalne! |
Sytuacja nie wygląda jednak różowo - mamy dwójkę nastolatków kontra dwójkę uzbrojonych recydywistów (bo bandzior szybko odzyskuje broń). Co robić, Don? Ach, gdyby tylko niegodziwcy zastrzelili się nawzajem!
![]() |
nie mogę XD |
W zamieszaniu bandyci faktycznie padają ofiarami friendly fire, ale nie mogę przynajmniej powtórzyć żartu z z ostatniego numeru - uff, Don, całe szczęście, że nic nie zrobiłeś! Tutaj chłopak był przynajmniej czynnie zaangażowany w akcję.
Mamy dwa kolejne trupy, ale Don i Marie nie są przesadnie wstrząśnięci - nie takie rzeczy widzieli pewnie w lokalnej bandyckiej kawiarni. Nasz blondyn przeprowadza wywiad:
![]() |
Marie jest dziewczyną ze stali - zastrzelili jej chłopaka, a teraz ma na podłodze kolejne zwłoki, ale co tam; luz czilera |
Czas na kolejną szybką zmianę miejsca akcji! Hank zahaczył o wiec wyborczy Franka Heinseite'a, leprechauna z cygarem kandydującego na burmistrza. Główną platformą wesołego karła okazuje się być walka z vigilante justice, co nieco niepokoi młodego bohatera. Wow! This guy is worse than dad, myśli Hank, może powinienem publicznie ująć trochę przestępców, żeby pokazać, że Hawk działa dla dobra społeczności?
![]() |
I'm sorry, Hank, but what |
Proszę państwa, nie jesteśmy niezrównoważonymi samozwańczymi mścicielami - to głosy kazały nam założyć kostiumy! Oj, Hank, Hank, może dobrze, że nie planujesz przejęcia kariery po tacie.
Don oraz Marie szukają śladów i uważnie oglądają obrazy w muzeum, ale nawet tam dopadają ich kryminaliści. Ani chwili spokoju w tym mieście!
![]() |
Hank tymczasem... wpada przypadkiem na napad na jubilera? |
A jewelry heist! Nothing spectacular, but it's something! Podtrzymuję wcześniejszą opinię: w tym mieście nie dzieje się nic poza morderstwami, napadami i rabunkami; Hank nie może dosłownie przejść ulicą, żeby nie wpaść na skok na jubilera. Czas na akcję w kostiumie! Dwie strony bijatyki wnoszą do intrygi wielkie nic, przewińmy więc nieco do przodu:
![]() |
Co jak co, ale podoba mi się wizualnie ta nie-do-końca peleryna Hawka przywodząca na myśl sterczące pióra. I hej - na łamach Legionu policja też była określana w tym okresie jako "the fuzz"! |
Jedyną fabularną konsekwencją bijatyki jest to, że Hank biega po mieście i wpada (oczywiście przypadkiem, jak zwykle w tym magazynie) na Dona i Marie... którzy uciekają akurat przed bandytami spotkanymi w muzeum. Nie będę kłamał, this is some Scooby-Doo stuff right here; koniec końców znajdują kryjówkę w lokalnym parku - gdzie, przypadkiem, niemal nie wydają ich lokalni hippisi:
![]() |
Marie trafia pod opiekę hippisowskiej komuny w parku... |
...zaś Don poskładał już wszystko do kupy, a Hank zauważył na ulicy furgonetkę z napadu na muzeum! Czas na finał, który rozegra się w domostwie Franka, wesołego leprechauna:
![]() |
Hankowi trzeba wszystko tłumaczyć powoli i dwa razy |
Don staje jednak na wysokości zadania - w muzeum niczego nie brakowało, gdyż obrazy zastąpiono podróbkami malowanymi przez Warrena (to on był tytułowym sell-out, który wszedł w komitywę z półświatkiem). Młody artysta został zastrzelony, by usunąć ślady intrygi, zaś zleceniodawcą był oczywiście...
![]() |
"Hawk being dumb" really is kinda entertaining |
Zaczynają się tu uczciwsze próby balansowania braci; lęk wysokości Hanka okazał się w praktyce trochę naciąganą słabością, Skeates poszedł więc w stronę osłabienia mocy przerobowych intelektu chłopaka. Działa to nieźle, bo chłopaki wydają się teraz uczciwie potrzebować jeden drugiego - a, jak pisałem, Hawk being dumb jest do tego kinda entertaining.
Do prywatnej galerii Franka wpadają wynajęte zbiry; Dove rzuca się do akcji, a Hawk robi coś, czego seria potrzebowała od początku: komplementuje brata!
![]() |
Dove z kolei przyjmuje, że *odrobinka* przemocy bywa OK - grunt, żeby nie była excessive! |
No w końcu! Czas najwyższy, żebyśmy zostawili za sobą te kategoryczne spory z poprzednich zeszytów. Mordobicie trwa, so let's have some Hawk being dumb! Otóż Hank chwyta obraz ze ściany i zamierza się nim na łotrów, gdy Dove woła przerażony NO! HAWK, DON'T!
![]() |
Oryginały, podróby, jakieś intrygi - to za dużo, by biedny Hawk się w tym wszystkim orientował! |
Również jego komentarz - elokwentne HUH? - bawi mnie niezmiernie; takiego właśnie Hawka potrzebuje ten magazyn! Parę ciosów później, dzięki połączonym siłom, chłopakom udaje się zamknąć złoczyńców w prywatnej galerii Franka:
![]() |
Czas... zadzwonić na policję? Żaden z braci się do tego nie pali! |
I jak tu się dziwić? Don w nagrodzie za dobre intencje trafił na przepytywanko na komisariacie, zaś Hank został potraktowany jak kiepski oszust. Czas więc na morał zeszytu: jeśli już absolutnie musisz dzwonić na policję... to rób to anonimowo i uciekaj:
![]() |
Our heroes! |
Nie jest to perła scenopisarstwa - sama liczba przypadków koniecznych do działania fabuły przyprawia o zawrót głowy - ale jednak... Hawk & Dove hit their stride and become actually entertaining! Sama intryga z artystą-hippisem dostarczającym gangsterom (pracującym dla kandydata na burmistrza!) fałszywek jest zdecydowanie ciekawsza niż ostatnio; tempo narracji również jest niezłe - przejścia pomiędzy wątkami braci pojawiają się akurat wtedy, gdy powinny. Jestem też fanem sportretowania Hanka jako kinda dumb - nie tylko zapewnia to nieco (bardzo potrzebnej w tym magazynie) komedii, ale przede wszystkim Hawk nie jest już samodzielną maszyną do walki z przestępczością i naprawdę potrzebuje bystrzejszego brata. Szkoda tylko, że Hawk i Dove wyczuwają ten rytm dopiero w momencie, gdy ich magazyn zmierza już pod nóż - dosłownie na dwa numery przed zamknięciem tytułu!
Za
tydzień wrócimy do Tytanów, i to do kolejnego bardzo interesującego historycznie zeszytu! Powrócić mieli tam Len Wein oraz Marv Wolfman, ale - jak na ówczesne standardy - przegięli z postępowością. Finalnie więc... ale może tym razem nie psujmy niespodzianki; zobaczycie już za tydzień!
~.~
Missed an episode? Chronologiczną listę wszystkich naszych dotychczasowych spotkań z Tytanami możesz znaleźć klikając tutaj!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz