piątek, 18 listopada 2022

Variety Show: jedno pożegnanie, trzy trailery i karcianka w sześciu rundach!

Kiedy tydzień pracy się wydłuża, kiedy grafik zawalony jest radami i wywiadówkami - czas na piątkowe Variety Show!

Zacznijmy, jak to czasem bywa, od tych smutniejszych wieści - parę dni temu umarł Kevin Conroy. Nie był może postacią związaną z komiksem per se, ale przez długie lata podkładał głos Batmana w różnych adaptacjach. Pierwszym i chyba najsłynniejszym jego projektem był Batman TAS ("The Animated Series") rozpoczynający emisję w 1992; później Conroy podkładał również głos Batmana w filmach animowanych, grach komputerowych (serie Arkham oraz Injustice), a nawet osobiście wystąpił na ekranie jako Bruce Wayne w Arrowverse. Krótko mówiąc - był głosem Batmana dla więcej niż jednego pokolenia.

Kevin Conroy, warto pamiętać, był też gejem - a związane z tym podwójne życie, jak twierdził, miało spory wpływ na jego sportretowanie dualizmu Bruce'a Wayne'a i Batmana. W tegorocznej antologii DC Pride - wydawnictwu poświęconemu osobom LGBT - Conroy opublikował autobiograficzny komiks Finding Batman, w którym opisywał swoją karierę nie uciekając od trudnych i często przykrych wątków osobistych:     

Scenariusz: Kevin Conroy, rysunki i kolor: J. Bone

Nie chcę budować uproszczonej laurki z tezą "Conroy tak dobrze czuł Batmana, gdyż jako homoseksualista znał się na podwójnym życiu"; nasze tożsamości są przecież zdecydowanie bardziej wieloaspektowe i zniuansowane. Skoro jednak sam Conroy widział tu istotny wpływ na swoją rolę - któż ma wiedzieć lepiej, jeśli nie on sam!

Przechodząc do weselszych, lżejszych, a może nawet mikroskopijnych wagowo tematów - niedawno ukazał się trailer nowego Ant-Mana! Ant-Man and the Wasp: Quantumania, bo tak brzmi pełny tytuł, ma trafić do kin już w lutym:

Strasznie cicho o tym trailerze w moich kręgach komiksowych, i chyba nic dziwnego: it sure looks like a superhero flick... i w sumie tyle. Postaram się jednak pójść o krok dalej! Po pierwsze i najważniejsze: yay, Wasp ma krótkie włosy! To mój ulubiony look Janet van Dyne...

Tutaj: w serii All-New Wolverine autorstwa Toma Taylora, o której też chciałbym tu kiedyś napisać! Która to już seria, o której tak mówię...?

...ale generalnie jestem fanem krótko ściętych włosów, więc to nic nowego. Po drugie, nieco poważniej: zapowiedziano już, że Kang (w komiksach: Kang the Conqueror) będzie nowym wiodącym antagonistą MCU... i jeszcze nie do końca to widzę. Kang to tradycyjnie podróżnik w czasie; potrafi równolegle panować nad starożytnym Egiptem, dowodzić futurystyczną armią w przyszłości oraz - współcześnie - podgryzać drużynę naszych bohaterów od środka, jeszcze jako pozornie niewinny nastolatek. To fajny koncept, ale wydaje mi się, że MCU spalił już motyw podróży w czasie przy okazji Thanosa - wątpię zatem, by dwa razy klepali to samo. Być może więc - zamiast w różnych erach - Kang będzie sportretowany bardziej jako multiversal conqueror podróżujący pomiędzy wymiarami?

Po trzecie: Cassie Lang w kostiumie oznacza, że jesteśmy znowu o kroczek bliżej do Young Avengers! Coraz więcej pokemonów już zebranych: Kate Bishop (💖), Elijah Bradley, dzieciaki Wandy... Cassie występowała w komiksach pod heroicznymi przydomkami Stature albo (później) Stinger, a że jestem fanem nastoletnich zespołów - im szybciej dostanę Young Avengers, tym bardziej bedę ucieszony. Ciekawe też, że to już trzecia aktorka portretująca Cassie na ekranie!

Po czwarte i drobniutkie: podoba mi się, że trailer opowiada własną małą historię - od kolesia w kawiarni, który nie pamięta tożsamości naszego bohatera... aż do łotra, który z szacunkiem nazywa go właściwie. Zobaczymy, co z tego wyjdzie; drugi Ant-Man był dla mnie kompletnie forgettable... ale to samo mógłbym powiedzieć o drugim Thorze czy drugim Iron Manie, a potem serie te wróciły do formy (yup, I liked Iron Man 3 - that twist was *brilliant* and I stand by it)!

Kolejna zapowiedź dotyczy nadchodzącego serialu Secret Invasion, w którym Samuel L. Jackson będzie zmagał się z kosmitami:

Po pierwsze: Maria Hill z długimi włosami? Booo! BOOO, I say!

Poprawcie mnie, jeśli się mylę, ale Maria Hill - topowa agentka i często dyrektorka S.H.I.E.L.D. - nie ma nawet innego komiksowego imidżu!

Ale dosyć żartów; fajnie widać kontynuację wątku z Captain Marvel i nie mam wątpliwości, że Samuel L. Jackson da radę aktorsko uciągnąć serial. Jestem jednak nieco sceptyczny co do fabuły - komiksowa Secret Invasion mogłaby alternatywnie nazywać się Reptilianie: Komiks; opowiadała o konspiracji zmiennokształtnych kosmitów podszywających się pod kluczowe osoby na naszej planecie. Nie ukrywajmy, w roku 2022 reptilianie budzą chyba bardziej reakcję "pfffhaha o kurde reptilianie, jak w memach" niż jakąkolwiek inną; powiedziałbym, że ostatnim nieironicznym tchnieniem tej teorii spiskowej w popkulturze był serial V z 2008, który nawet wtedy spotkał się z reakcją "pfffhaha o kurde reptilianie". V (remake produkcji z 1983, swoją drogą) został zdjęty z anteny po dwóch sezonach, ale to moim zdaniem wybitnie niedoceniany kawałek telewizyjnej science fiction! Królową obcych grała tam świetna Morena Baccarin...

Nie planowałem tej fryzury jako tematu przewodniego dzisiejszego wpisu - but well, here we are!

...i może realizacji brakowało wysokobudżetowego sznytu, ale serial był gęsty od napięcia - i do tej pory uważam, że padające na ekranie "now *that's* how you kill your mother" to jedna z absolutnie najbardziej efektownych kwestii ever.

Póki co największym sukcesem trailera Secret Invasion (na streamingu w przyszłym roku) jest wzbudzenie u mnie rozrzewnienia V... ale, jak zwykle, jestem optymistyczny! Captain Marvel trzymała się tematycznie lat '90, może więc Secret Invasion spróbuje świadomie bawić się konspiracyjno-ufologicznymi nastrojami tej dekady? A co do optymizmu:

HOLY SMOKES IT'S THE FREAKING LEGION OF SUPER-HEROES!!!!!111!!!!1  

LONG LIVE THE LEGIOOOOOOON!!!!11!

Nie będę się silił na obiektywizm, bo i po co - płynę na fali fanowskiej euforii! Kilkadziesiąt wpisów na temat Legionu Superbohaterów pokazuje chyba dobitnie, że jest to grupa wyjątkowo bliska mojemu sercu. Jeden z najbardziej progresywnych komiksów superbohaterskich lat '50 i '60; jedna z kolebek zorganizowanego fandomu; komiks o nastolatkach pisany przez pewien czas przez autentycznego nastolatka - to dla mnie nieskończenie fascynujący temat, i każde pojawienie się Legionu we współczesnych mediach to dla mnie małe (a może i całkiem duże!) święto! Co do samego nadchodzącego filmu: podoba mi się styl wizualny z mocnymi konturami i to, że głos Batmana podkłada Jensen Ackles - myślę, że godny następca Kevina Conroya... ale nie dam rady omówić tego trailera na chłodno! Jestem zbyt zauroczony tym, że Bouncing Boy się nadyma, że Triplicate Girl klepie łotrów przy użyciu Tri-Jitsu, że wybrano The Dark Circle jako antagonistów...  Krótko mówiąc, na pewno będę bawił się świetnie niezależnie od jakości filmu - nawet tego Arm-Fall-Off-Boya przecierpię!

Ano właśnie, Arm-Fall-Off-Boy. Tak jest, to chłopak, którego mocą jest odczepianie własnych kończyn - i jest on obecny na dziesiątkach internetowych list najgorszych postaci komiksowych wszechczasów, zazwyczaj w tonie "hehe, ale te komiksy były kiedyś głupie". Szczerze mówiąc: pokazuje to wyłącznie, że osoby tworzące podobne teksty miały z materiałem źródłowym kontakt pobieżny albo zgoła żaden. Arm-Fall-Off-Boy nie wywodzi się bowiem z oryginalnej Silver Age Legionu, a z satyrycznego komiksu umieszczonego w magazynie Secret Origins #46 z 1989:   

Żart rozciąga się na styl wizualny, który jest imitacją tego z lat '60... ale gwarantuję, to 1989!

Moje znużenie Arm-Fall-Off-Boyem nie wynika z tego, że to kiepski żart; skąd, to urocze środowiskowe nabijanie się z popularności ówczesnych boys, girls, lads and lasses o komicznie wydumanych mocach. Znużenie bierze się z lat wpadania po raz kolejny na tekst jakiegoś dwudziestoletniego media workera, który a) nie wie, że to jednostrzałowa postać satyryczna z końca lat '80; b) próbuje (często z protekcjonalną wyższością) charakteryzować całą erę komiksu na jego podstawie. A że nieskromnie powiem, że Silver Age to moja branżowa specjalność - skręca mnie wtedy tzw. second-hand embarassment. Stąd też za każdym razem, gdy widzę Arm-Fall-Off-Boya (który, podkreślę, sam w sobie jest sympatycznym żartem) odzywa się u mnie wyrobiony odruch warunkowy: o nie, aj aj, znowu ktoś będzie pierdzielił absolutne kocopoły.

O, a skoro mowa o żartach - ujął mnie drobny gag w jednym z odcinków publikowanego na platformie WebToon komiksu Wayne Family Adventures:

got tickets for The Flips!

The Flips, jak być może pamiętacie, to młodzieżowa kapela rockowa z jednej z pierwszych przygód Teen Titans - rok ich debiutu to 1965. Talk about deep cuts!

I ostatnia rzecz na dzisiaj: wyszła nowa gra mobilna o komiksowej tematyce, Marvel Snap. Jak mógłbym nie spróbować? Śpieszę donieść, że jest naprawdę dobra; szczerze mówiąc - na tyle dobra, że kupiłbym ją jako papierową karciankę! 

Anglista vs. Potato Queen!

O co chodzi? Każdy gracz dysponuje talią składającą się z dwunastu kart, które reprezentują rozmaite marvelowskie postacie. Każda z nich ma swoją siłę i koszt: mutant-akrobata Nightcrawler kosztuje jeden punkt energii i wnosi na stół dwa punkty siły, a zagranie Hulka kosztuje aż sześć energii... ale zielony dżentelmen odwdzięcza się dostarczając potężne dwanaście siły. Gra trwa sześć rund; w pierwszej mamy do wydania jeden punkt energii, w drugiej dwa - i tak dalej, aż do sześciu. Na stole leżą trzy lokacje, do których możemy zagrywać swoje postacie; osoba z większą sumą mocy w każdej z nich kontroluje dane miejsce. Wygrywa osoba, która po szóstej turze kontroluje przynajmniej dwie z trzech lokacji. Proste!

Proste, ale jednak nie banalne! Szczególnie, że każda lokacja ma odmienne efekty - premiują zagrywanie wielu kart lub jednej pojedynczej, wzmacniają lub osłabiają zdolności postaci...

To pod wieloma względami blackjack na sterydach. Główne napięcie płynie z czytania przeciwnika i decydowania, w której lokacji podbijać bębenek, a w której odpuścić. Co z tego, że przeciwnik zagra w jednym miejscu potężnych Hulka oraz Odyna - i w rezultacie będzie tam niepokonany - jeśli uda nam się cichaczem zdobyć przewagę w dwóch pozostałych? Bo, oczywiście, poza mocą karty mają indywidualne zdolności - Nightcrawler może raz na partię teleportować się do innej lokacji; król dżungli Ka-Zar podnosi moc wszystkich małych kart o koszcie 1; telepatka Emma Frost tworzy gotową do zagrania kopię najlepszej karty z ręki przeciwnika, a Wolverine - jeśli zostanie z dowolnego powodu zniszczony - wraca do gry za darmo w losowej lokacji. Jest więc obszar do kombinowania, i bardzo szybko można zbudować kilka tematycznych talii!  

Bucky Barnes wchodzi do gry jako tani, mały kid sidekick... ale jeśli zostanie zniszczony, wraca jako zabójczy Winter Soldier. Może więc stworzyć talię, która będzie się kręciła dookoła różnych metod poświęcania Bucky'ego? Sorry, kid!

Kolejnym elementem psychologiczno-hazardowym jest tytułowy snap. Standardowo po meczu zyskujemy lub tracimy dwa punkty w w ligowym rankingu; każda osoba może jednak w trakcie partii "snapnąć" i podwoić stawkę. Przeciwnik ma wówczas szansę spasować... ale jeśli zdecyduje się grać dalej, będziemy rywalizować już o 4 punkty. Ba, może snapnąć samodzielnie - i podbić stawkę do maksymalnych 8! To mechanika emocjonująca, pozwalająca na odrobinę mind games i dostarczająca hazardowego dreszczyku, ale koniec końców nadal jest to gra o złote kalesony; punkty ligowe dostarczają drobnych i rzadkich nagród, nie ma więc o co się spinać. 

Marvel Snap zaspokaja też moje potrzeby kolekcjonerskie!

System zbierania i ulepszania postaci również jest bardzo wyluzowany; po każdym meczu otrzymujemy surowce służące do ulepszenia jednej z użytych kart... ale są to upgrade'y wyłącznie wizualne: grafika przekraczająca granicę kadru (frame break), efekt 3D czy dodatkowa mała animacja postaci. Od strony mechanicznej Shang-Chi nowego gracza będzie dokładnie identyczny, jak wizualnie odpicowana karta weterana. To fajny pomysł, gdyż pozwala wyżyć się kolekcjonersko - a jednocześnie nie narusza balansu zabawy!

Oh crap, it's Sera! Z komiksu Angela: Journey to the FUNderworld, którym zachwycałem się latem!

Takie smaczki ujęły mnie już kompletnie; jasne, szybko znajdziemy znanych z kina Avengersów, ale prawdziwy urok Marvel Snap to wszystkie te komiksowe postacie klasy B lub C: Angela i Sera; Moon Girl i Devil Dinosaur; Blade i Morbius! A że każda postać ma ileś alternatywnych grafik kart...

Jedna z alternatywnych grafik Elektry to powyższa okładka autorstwa Skottiego Younga!

...czuję, że Marvel Snap będzie moją go-to komórkową rozrywką przez najbliższych kilka miesięcy. Przynajmniej! 

Dobrze, dość już tej komiksowej paplaniny - weekend już za pasem! Czas zrobić kawę, później drinka, włączyć muzykę; krótko mówiąc, let the good times roll - mam nadzieję, że i u was!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz