niedziela, 18 września 2022

Panele na niedzielę: The Dimensional Caper!

Osadzanie historii w szkole to piękna tradycja. A co by było, gdyby to znajome mury naszego własnego liceum stały się areną zmagań superbohaterów oraz najeźdźców z innego wymiaru? Co by było, gdyby pan dyrektor nie był po prostu square, a like really evil? Takie właśnie klasyczne koncepty czekają na nas w dzisiejszym zeszycie! Historia: The Dimensional Caper, autor: Bob Haney, data: lipiec-sierpień 1968!

Nareszcie jakaś autentycznie fajna okładka! Nick Cardy długo narzekał na krępujące go redaktorskie wymogi - aż w końcu dostał trochę luzu, co widać dobitnie w okładkach Tytanów oraz Aquamana z tej ery. To już nie chaotyczny i przeładowany kolaż kilku scen, a przemyślana grafika z konceptem!

Ano właśnie, do roli rysownika wraca Nick Cardy, oryginalny artysta Tytanów! Bardzo się z tego cieszę, gdyż Cardy nie tylko dobrze czuje postacie, ale też wyraźnie ewoluuje jako twórca - a może wydawnictwo spuściło go po prostu nieco ze smyczy i pozwoliło mu bardziej odejść od house style? Wiem, że w przypadku okładek Nick wiercił redakcji dziurę w brzuchu, aż w końcu się ugięła - to wie, może tu było podobnie! Nie jest to może jakaś szalona rewolucja, ale zwróćcie dziś uwagę na tak zwany crosshatching oraz wyraźne teksturowanie cieni. Widać to już wyraźnie na okładce: peleryna Robina, dół okładki wielkiej księgi; wyraźny crosshatching będzie dziś bohaterem równie istotnym, co czwórka Tytanów. No ale właśnie, co tam dziś słychać w latach sześćdziesiątych?

Otóż Titancopter pojawia się nad przysłowiowym przeciętnym liceum w małym amerykańskim miasteczku - i już czuję, że będzie dobrze; to przecież naturalny habitat Tytanów! Wszyscy opuszczają się na linie na dach; ej, kto zostaje za sterami? Uznajmy, że Tytankopter ma Tytanautopilota! W każdym razie nasza bohaterska młodzież została wezwana przez zaniepokojonego ucznia... który akurat jest na dywaniku u dyrektora. 

Po pierwsze: perspektywa z kanału wentylacyjnego to fajny pomysł; po drugie: crosshatching crosshatching crosshatching!

No nie mogę się dzisiaj nachwalić Nicka Cardy'ego; oczywiście, po jego stylu widać współcześnie wiek, ale spójrzcie chociaż na pierwszy panel! Mógł leniwie narysować Tytanów stojących sztywno jak kije w kółeczku, ale nie; Robin macha ręką i jest w dynamicznie obniżonej pozie, a Wonder Girl akurat obraca się zarzucając włosami.

Fantastic tale of this school existing in two dimensions też brzmi nieco zabawnie; tak, tak, rozumiemy o co chodzi, ale i tak przebiję historię Cheta: moja własna szkoła istnieje w trzech wymiarach! Przynajmniej

Ojciec młodego się niecierpliwi, zaś dyrektor zgrywa współczującego pedagoga; patrzy ze smutkiem na Cheta i sugeruje mu potrzebę medical attention... understanding of your problems... Chłopak nie chce o tym słyszeć i twardo nalega - szkoła jest in deadly danger from... them!!

Fajny przykład ciągłości: Robin nie śpieszy się z wyśmianiem absurdalnej historii Cheta, gdyż sam w końcu nie tak dawno trafił do innego wymiaru!

"Screamin' Meemie movies", o których wspomina Kid Flash, w tym kontekście dosyć jasno oznaczają oderwane od rzeczywistości horrory/filmy science fiction z obowiązkową scream queen dającą z siebie tyle, na ile płuca pozwolą. Samo pojęcie screaming Meemie (bądź screaming Mimi) pochodzi jeszcze z okresu drugiej wojny światowej; nickname ten amerykańscy żołnierze nadali wówczas tak zwanym Nebelwerferom, niemieckim wyrzutniom rakietowym, których pociski wywoływały w locie charakterystyczne wycie.

Amerykanie mówili "screaming Mimi", zaś Polacy - w trakcie na przykład uwiecznionego powyżej powstania warszawskiego - określali je za sprawą wycia jako... "krowy".

O, i może weselszy detal: Screaming Mimi to starszy pseudonim Songbird, bohaterki Marvela dysponującej - oczywiście - sonic powers (najpierw w wersji sonic scream a'la Black Canary, później tworzenia fizycznych konstruktów z dźwięku). Wspominam ją chyba najcieplej z serii Thunderbolts z roku 2006:

Thunderbolts w tej inkarnacji byli drużyną zebraną przez Normana Osborna: krótko mówiąc, bad guys posing as good guys. Songbird - co okładka sugeruje dość jasno - była kretem w zespole; a good guy posing as a bad guy posing as a good guy. It was pretty fun; muszę sobie odświeżyć tę serię!

Wracając do naszej dzisiejszej historii: ojciec - z pełnym wsparciem dyrektora - decyduje się wysłać Cheta do szpitala; ten jedna wyrywa się dorosłym i daje dyla wprost przez zamknięte okno:

No może nie pomaga to wizerunkowi Cheta jako zrównoważonego chłopaka, ale powiedzcie, że nie jest to super dynamiczny panel!

Chet i jego historie są już w liceum powszechnie znane; gdy biegnie przez boisko, staje się obiektem docinków drużyny sportowej:

Super są te groteskowe twarze, które podkreślają wyizolowanie chłopaka!

Chet próbuje jeszcze szukać zrozumienia u swojej dziewczyny, ale (klasyczna zresztą dla lat '60 blondyna w go-go boots i minispódniczce) również go spławia; jego szalone historie są terrible for a girl's reputation. Na koniec blondyna wyprowadza konwersacyjny coup de grace: you don't exist... you're in some other dimension! Goodbye!

Nadlatująca Wonder Girl myśli za to here's one chick who hasn't deserted you, Chet--! - po czym łapie chłopaka za chabety i niesie go na spotkanie z Tytanami. Robin wita go w imieniu your amiable local junior super-heroes; trudno nie widzieć analogii z popularnym wówczas your friendly neighborhood Spider-Man! Chet opowiada swoją historię; pewnego dnia w ramach zakładu wlazł na wieżę przy szkole, gdy nagle...

Design "they" z innego wymiaru mógłby pewnie być ciekawszy niż zieloni kosmici jak z kina samochodowego z lat '50, ale nie można mieć wszystkiego!

Chet umyka obcym i ich laserowym pistoletom chyba wyłącznie za sprawą bycia członkiem szkolnego track team; udaje mu się też podsłuchać, że zieloni planują inwazję. Do naszego wymiaru chłopak powraca równie niespodziewanie, jak przeniósł się do alternatywnego The Upside Down - i decyduje, że musi ostrzec znajomych oraz grono pedagogiczne. Resztę historii już znamy!

Robin nie takie Stranger Thingsy już widział! Fajnie, że poprzednia fabuła stanowi naturalnie wpleciony element motywacji chłopaka.

Okay, peerless leader, you've reminded us of our Titan oath -- now what's the drill?, pyta Kid Flash. Tytani postanawiają zacząć od zbadania wieży ciśnień; i to w samą porę, gdyż ktoś właśnie się na nią wspina! Gdy jednak Wonder Girl podlatuje do wieży, nie znajduje tam nikogo:

Cała ekipa stłoczona na wieży!

Robin dotyka tajemniczego zielonego nitui - wham, bam! - cała grupa przenosi się w surrealistyczną krainę pomiędzy wymiarami a'la Doktor Strange Steve'a Ditko, a zaraz później... trafiają do szkoły. Ale to tej Upside Down szkoły.

Spójrzcie tylko na te ciężkie cienie na twarzy Robina i Kid Flasha! I'm just loving it; Nick Cardy naprawdę zapowiada tu już wizualne konwencje lat '70!

Czas na porcję fun action - znajome szkolne miejsca i rekwizyty zostają reimagined w roli narzędzi pozwalających stawić czoła zielonym. Kid Flash się nie cacka i korzysta z jednej ze straszliwszych szkolnych broni:

POOOF POOOF! Śmiejcie się, śmiejcie, ale wywołana kredą pylica jest wpisana na listę chorób zawodowych nauczycieli. Dziś na szczęście coraz rzadziej korzystamy z klasycznych tablic, ale kiedy zaczynałem pracę - marynarkę miałem non stop w pyle, a mycie rąk ileś razy w trakcie dnia było koniecznością!

Tytani chwilowo uciekają, lecz w szkolnej bibliotece dochodzi do kolejnej konfrontacji:

"Toss the books" od "throw the book at somebody", czyli ukarać kogoś z pełną surowością prawa; idiom z pierwszej połowy dwudziestego wieku, wizualnie zainspirowany zapewne obrazem sędziego wkurzonego tak, że dosłownie rzuca kodeksem w oskarżonego!

Bronią Aqualada staje się zaś ściągnięty ze ściany wąż przeciwpożarowy:

Znowu - fajna, dynamiczna scena; Aqualad jest nieco przechylony próbując okiełznać strumień wody, którego kierunek ruchu jest pięknie widoczny!

Po nawalance na sali gimnastycznej z wykorzystaniem sprzętu sportowego - która też jest całkiem kreatywna, ale nie chcę tu wrzucać zbyt wielu paneli akcji - czas na nagrodę za te wszystkie boje i trudy; drużynie udaje się podsłuchać dowódcę zielonych. A tym okazuje się... dyrektor, który chciał wysłać Cheta do zakładu!

To znaczy, dla jasności - dyrektor również jest zielonym, po prostu przyjął tożsamość dyrektora, by przygotować grunt pod inwazję!

Do niezwykłego zbliżenia wymiarów doszło za sprawą maszyny zbudowanej przez zielonych; Kid Flash - jak to zwykle - nie myśli za dużo i wbiega wibrując prosto w mechanizm, żywiąc nadzieję na jego unieszkodliwienie. Ale nadzieja wiadomo, czyją jest matką; uszkodzenie maszyny prowadzi do jeszcze większego chaosu, i zwykła rzeczywistość oraz Upside Down zaczynają się przenikać. Banda zielonych pojawia się nagle w sali podczas lekcji fizyki - i tylko szybka interwencja Tytanów ratuje młodzież oraz nauczyciela:

"It's Robin, the Boy Wonder, "teach" -- he never kids!"

Ewakuacja szkoły prowadzona jest wzorcowo (właśnie, w tym roku nie mieliśmy jeszcze próbnej ewakuacji!, a nasza drużyna próbuje zatrzymać atak zielonych.Wonder Girl wpada do szkolnego drama club, gdzie koleś w scenicznym kostiumie jest gotowy pomóc jej w boju swoją szpadą; Aqualad ratuje zaś ćwiczącą akurat drużynę pływacką i broni licealnego basenu. He's actually a bit scary:

Aqualad błyskawicznie wynurzający się z wody tylko na chwilę, by sprzedać ci gonga lub wciągnąć w odmęty - I can respect that!

Ale to w szkolnej stołówce nadchodzi przełom; znikające hot-dogi pomagają Robinowi rozszyfrować mechanikę podróży pomiędzy wymiarami:

Hot dogi oraz zupy to podstawa oferty również w kafeterii w naszej szkole! Pewne rzeczy się nie zmieniają... but why mess with perfection?

Tytani ruszają więc w stronę uszkodzonej maszyny, ale Chet ich ubiega i realizuje kolejną nastoletnią fantazję; może się ponawalać z dyrektorem!

Dynamiczne pozy, rozwiana marynarka, pochwały rysunków Nicka Cardy'ego etc., etc.

Zbłąkany strzał z pistoletu dyrektora trafia prosto w maszynę - co na dobre wyrzuca Tytanów z Upside Down to rodzimej rzeczywistości. Czas na kolejną surrealistyczną podróż...

...oraz bardzo nietypowe SUDDENLY - narrację poza klasyczną ramką narracji!

Wymiary wydają się więc być rozdzielone na dobre! Hip, hip, hurra? Jeszcze nie do końca; inwazja nie dojdzie już do skutku, ale co z Chetem, który ugrzązł w Upside Down? Ocalić może go tylko jedna osoba: Kid Flash, który decyduje się spróbować biec tak szybko, by przełamać nie tylko barierę dźwięku, by wibrować nie tylko przez fizyczne przedmioty, ale... by przewibrować i przełamać barierę do innego wymiaru: 

"Now begins a race the like of which even the Scarlet Speedster has never run..."

Scarlet Speedster to oczywiście heroiczny przydomek samego Flasha, mentora Wally'ego - and it's such a Flash scene; ile razy widzieliśmy nawet na ekranie telewizora Flasha biegnącego w kulminacyjnej sekwencji odcinka tak szybko, by zagiąć prawa fizyki! Run, Barry, run!; albo, jak tutaj - go, Kid Flash -- go - go - go! Wally przełamuje barierę wymiarów i porywa Cheta do domu dosłownie na sekundy przed egzekucją. Rzadka sekwencja, gdzie zazwyczaj średnio bystry Kid Flash jest kompetentny i heroiczny! 

Chet jest już bezpieczny, ale ze szkołą zaczyna się dziać coś dziwnego:

Na szczęście budynkowi nic się nie dzieje - tajemnicza poświata, spekuluje Robin, to pewnie przekraczające wymiary echo zniszczenia budynku w Upside Down.

Następuje klasyczne zakończenie: ojciec Cheta uściskiem dłoni dziękuje Tytanom i przeprasza syna za brak wiary; dyrektor najwyraźniej odwalił kitę, więc w imieniu grona pedagogicznego wypowiada się wąsaty nauczyciel fizyki:

Nauczyciel, swoją drogą nosi nazwisko Farnum - podobnie jak dziadek z historii Scramble at Wildcat. Czy coś stoi za tą zbieżnością? Czy było to wówczas stereotypowe nazwisko pana starszego z wąsem? Czy Bob Haney znał jakiegoś Farnuma? Na razie nie mam pomysłu!

Great, great, great! Bardzo fajna historia Tytanów z epoki; zagrało mi tutaj praktycznie wszystko: od okładki i rysunków Nicka Cardy'ego aż po rozegranie klasycznego motywu a co, gdyby nasza szkoła była tak naprawdę... złym miejscem? Za sprawą znajomych z codziennego życia miejsc oraz rekwizytów sekwencje akcji były zabawne i pomysłowe jak rzadko kiedy. Wyjątkowo podobał mi się też Robin nadal wstrząśnięty po swojej solowej konfrontacji z Gargoylem! To jeszcze nie jakaś high drama, ale w zespół jest już wbity niewidzialny klin; Boy Wonder wyraźnie wie coś, o czym reszta drużyny nie ma pojęcia, i czuć między nimi pewien dystans.

Masa zabawy, krótko mówiąc - czy podobnych emocji dostarczą nam za tydzień Hawk oraz Dove? Zobaczymy, bo przez jakiś czas będziemy teraz robić przekładaniec z obu tych komiksów!

~.~

Missed an episode? Chronologiczną listę wszystkich naszych dotychczasowych spotkań z Tytanami możesz znaleźć klikając tutaj!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz