niedziela, 11 września 2022

Panele na niedzielę: Hawk and Dove!

W dzisiejszych Panelach na niedzielę damy odpocząć Robinowi, Wonder Girl i kolegom - ze stron Teen Titans przeniesiemy się bowiem na łamy magazynu Showcase, gdzie dokładnie równolegle z naszym ostatnim omówionym zeszytem (z hippisami i Kapitanem Rumblem) zadebiutowała kolejna para bohaterskich nastolatków: Hawk oraz Dove. Historia: In the Beginning; autor: Steve Ditko oraz Steve Skeates; data: podobnie jak ostatni numer Tytanów, maj-czerwiec 1968!

Nie wiem, czy widziałem kiedyś superbohatera wyglądającego bardziej żałośnie niż Dove na tej okładce. Chłopie, głowa do góry; będzie dobrze, damy radę!

Pod wieloma względami Hawk i Dove sprawiają wrażenie bardzo skalkulowanej próby ponownego złapania swoistej lightning in a bottle. Magazyn Showcase, w którym się pojawili, był antologią-laboratorium gdzie dopracowano między innymi koncept Tytanów - zanim trafili na łamy własnej serii. Steve Ditko, scenarzysta, był odpowiedzialny za sukces samego Spider-Mana i dopiero co opuścił ten marvelowski tytuł. Tło kulturowe - studenckie protesty i polityczno-filozoficzne spory - było wyrwane prosto z gazetowych nagłówków. Co mogło pójść nie tak?

Well, you can build a perfect machine out of imperfect parts; but it turns out you can also build an imperfect one from perfect ones.

Swoją drogą, "you can build a perfect machine out of imperfect parts" to od dekad jedno z moich ulubionych powiedzonek - a może nawet więcej, filozofia wiodąca mnie nie tylko w pracy zawodowej, ale też w życiu codziennym! Czyżbym naprawdę wziął część swojej osobowości z flavor textu na karcie Medżika z roku 2000?

Szukałem tej frazy w innych miejscach, ale póki co znalazłem ją tylko w książce wydanej kilka lat później niż powyższa karta. Ale ruszajmy już w stronę dzisiejszego komiksu! 

Zanim jednak zagłębimy się bezpośrednio w przygody kolejnych młodych bohaterów, zbudujmy nieco kontekstu. Kim był ich współtwórca, Steve Ditko, który swoją star power miał firmować tytuł Hawk & Dove? Przede wszystkim: przez niemal czterdzieści pierwszych numerów rysował on Spider-Mana oraz był jego współscenarzystą. To właśnie on stworzył ikoniczny strój Pająka: maskę zasłaniającą kompletnie twarz (by ukryć chłopięce rysy Petera) czy dyskretne webshooters w miejsce początkowo planowanego pistoletu z siecią. Inną rzeczą, z której współcześnie pamiętany jest Ditko, jest jego późniejszy dryf w prawicowo-libertariańską filozofię obiektywizmu rozwijaną przez Ayn Rand. Z biegiem lat jego poglądy (jak moralny absolutyzm) coraz mocniej przesiąkały do komiksów: stworzona przez niego postać z 1967, niejaki Mr. A, wygłaszał często takie oto tyrady:

Co tu właściwie komentować, Mr. A samodzielnie i otwarcie podsumowuje swoją filozofię!

Filozofia obiektywizmu i czarno-białe widzenie świata stały się tak kojarzone z osobą Steve'a Ditko, że gdy Alan Moore tworzył Watchmen - jeden z kluczowych komiksów późnych lat '80 - sparodiował kolegę oraz jego poglądy w postaci Rorschacha. Może więc brzmieć cool, kiedy Rorschach wygłasza swoje motto ("Not even in the face of Armageddon. Never compromise.")... ale warto pamiętać, że Moore widział tę pozbawioną niuansów filozofię jako szkodliwą oraz dziecinną, a stworzony przez niego Rorschach to śmierdzący odludek i brutalny socjopata. 

Poglądy Steve'a Ditko przebijały się nawet czasem na łamy Spider-Mana. Oto słynna sekwencja, w której Peter Parker - w okresie kwitnącej kontrkultury oraz studenckich demonstracji (przez Teen Titans ukazywanych, jak widzieliśmy, ze zrozumieniem i sympatią!) - pokazuje protestującej młodzieży, co o niej myśli:

"Another student protest! What are they protesting this time?", pyta zniecierpliwiony w zeszycie The Amazing Spider-Man #38 (1966)

Ukazanie demonstrujących studentów jako pozbawionych kręgosłupa leni (bo przecież protestują tylko po to, by zrobić zadymę lub urwać się z zajęć - co, swoją drogą, bardzo przypomina narrację naszego rządu wobec protestów z ostatnich lat!) nie pozostało bez echa. Oto przykład czytelniczej reakcji:   

Kolumny z listami - jak zawsze cudowny dokument epoki!

Redakcyjna odpowiedź dryfowała w stronę klasycznego "ej no hehe to taki żart był, co nie"

Plus inny klasyczny w takich sytuacjach manewr: "trochę dystansu!"

I ostatnia kwestia:  dlaczego mówię o wpływie Steve'a Ditko, skoro jako scenarzysta tego zeszytu figuruje Stan Lee? Otóż dla oszczędności czasu i sił wydawnictwo tworzyło w tym okresie komiksy przy użyciu tak zwanej "Marvel method" - scenarzysta (jako plotter) przesyłał rysownikowi swój pomysł na zeszyt, rysownik tworzył plansze (miał więc bardzo dużo kreatywnej kontroli nad fabułą), po czym scenarzysta (tym razem jako scripter) wypełniał dymki dialogami. Oczywiście, nie sposób było zignorować sugestie artysty - tak naprawdę większość wczesnego katalogu Marvela to więc w bardzo dużym stopniu kreatywne kolaboracje. Stan Lee stawiał swoje nazwisko na wszystkim, ale kolejne dekady przyniosły dużo większe retroaktywne uznanie writing credit innych artystów.

Co do powyższej niesławnej sceny ze Spider-Manem: w roku 2015 Al Ewing odniósł się do niej na łamach komiksu Captain America and the Mighty Avengers #1:

Nie płacz, Pajączku, wszyscy mają na sumieniu błędy młodości!

Uff! Przystawka złożona z kontekstu chyba już kompletna, bierzmy się więc za danie główne: pierwszą przygodę z udziałem Hawk & Dove. A zatem: co tam dziś słychać w latach sześćdziesiątych? Otóż Elmond University - uczelnia w małym miasteczku - jest sceną przetaczających się przez kraj studenckich protestów... zaś dwaj bracia, licealiści Hank i Don Hall, znajdują się po przeciwnych stronach barykady.

"Keep up the bombing" - nie cackają się z hasłami!

Oto nasi bohaterowie - ubrany w kurtkę konfrontacyjny Hank oraz noszący grzeczny cardigan oraz muchę Don. Ani jeden, ani drugi nie budzą początkowo szczególnej sympatii - stanowią po prostu zbyt przerysowane chochoły, by być pełnokrwistymi postaciami. Hank jest krzykliwy i agresywny, zaś Don to rozmemłany inteligencik - ale OK;  zrozumiałe, że to dopiero punkt wyjścia do ich dialogu i rozwoju.

Tymczasem na protest wjeżdżają niebiescy i generalnie robi się niewesoło:

OK, OK, we get it

Czyimi ustami będzie więc przemawiał Steve Ditko, po której stronie się opowie? Otóż nie będzie to ani Hank, ani Don, a ich ojciec, postać bardzo na modłę tego scenarzysty: szanowany, uczciwy i surowy sędzia.

Ojciec Hanka i Dona jest tu sędzią nie tylko z zawodu - sugeruje moralne racje oraz "właściwą" czytelniczą perspektywę.

Chłopaki kłócą się w obecności ojca, który obu ich punktuje krótko:

"The only way to solve problems is through logic!" - sędzia Hall reprezentuje drogi sercu autora racjonalny, logiczny obiektywizm.

Interesujący kontrast figur autorskich, swoją drogą; w ostatnim numerze Teen Titans widzieliśmy Boba Haneya portretującego siebie samego jako jako hippisowskiego poetę-lekkoducha; Steve Ditko woli wygłaszać swoje opinie jako surowy sędzia. A że sędzia taki mocno zachodzi kryminalistom za skórę, ktoś podrzuca mu do gabinetu wybuchowy prezent:   

"Nie panikujcie, chłopcy, to tylko granat. Zajmijcie miejsce za biurkiem. Logika was obroni."

Fakt faktem, biurko chroni chłopaków - ale sam sędzia nie zdążył się w pełni ukryć i w rezultacie trafia do szpitala:

Nawet tu bracia nie mogą się zgodzić!

Traf chce, że niedługo później chłopaki wpadają na ulicy na gościa, którego poznają z nieudanego zamachu... i tak trafiają na ścieżkę vigilante justice:

Hank dużo bardziej wpisuje się w tradycyjną narrację superbohaterską - najpierw działa, potem myśli i rwie się do bijatyki - co samo w sobie zaburza już balans pomiędzy braćmi. Choćby i Don miał rację, to chcemy przecież mieć na stronach trochę akcji!

Ale póki co akcja ta nie wygląda przesadnie widowiskowo - chłopaki podążają za złoczyńcą do przestępczej kryjówki, gdzie muszą szybko się ukryć... i zatrzaskują się w schowku. Mają dzięki temu okazję podsłuchać nieco kryminalistów, ale w końcu wypadałoby ten schowek opuścić!

"If we had some sort of super-strength... or power...or"

W jednym z najbardziej leniwych origins ever, bracia słyszą nagle w schowku tajemniczy głos, który mówi im mniej więcej chcecie supermoce - to macie!

W późniejszych latach pojawiło się oczywiście szersze wytłumaczenie, co to za mistyczny głos, ale w tym numerze jeszcze go nie poznamy!

Oczywiście, chłopaki nie mogą się pogodzić co do upragnionych mocy. Nawet mistyczny głos szybko robi się zniecierpliwiony ich sprzeczkami: 

"Silence, both of you! We seem to have here a hawk and a dove!"

I cyk, i pyk, i gotowe - nagle bracia przebrani są za dwa wielkie ptaszory! Don trochę panikuje, ale głos wyjaśnia im reguły zabawy:

No właśnie, jakimi mocami dysponują teraz Hawk i Dove?

Your powers are but extensions of those abilities you already possess!, tłumaczy głos; whatever you could do moments ago, now in costume you can do infinitely better, with greater ease and consummate skill! Powiem szczerze - to wyjątkowo mało spektakularny zestaw umiejętności, takie klasyczne powers as the plot demands. Bywa jednak, że klauzula o "wcześniej posiadanych umiejętnościach" pozwala na pokazanie różnic miedzy braćmi; chociaż generalnie Hank jest bardziej fizycznym z dwójki, to Don jest przykładowo lepszym pływakiem...

...oraz lepiej radzi sobie ze wspinaczką, gdyż Hank cierpi na... lęk wysokości.

Hej, superbohater z lękiem wysokości to całkiem fajny koncept! Tak czy inaczej, bracia wiedzą już, że półświatek nie odpuścił ojcu i pędzą do szpitala. Oczywiście, i tu chłopaki mają odmienne pomysły - Hank preferuje atak frontalny oraz nokautowanie zbirów, podczas gdy Don przemyka między przeciwnikami i leci wprost do pokoju ojca.

"Harshness bordering on base cruelty" - chociaż to koniec końców superbohaterska historia przygodowa, narracja nie jest jednostronnie po stronie bardziej dynamicznego Hawka!

Don nie daje się spowolnić i dobiega na miejsce akurat na czas, by wytrącić zamachowcowi pistolet z ręki:

"HUH?" to bardzo dobra reakcja, gdy do sali wpada nagle koleś przebrany za wielkiego gołębia. Powiedziałbym nawet, że nasz kryminalista wykazuje pewną powściągliwość!

Don łapie więc niedoszłego zabójcę i próbuje mu przemówić do rozsądku (dosłownie - negocjując i tłumacząc), ale zbirowi nie w głowie jest debata - i zagrożenie kończy dopiero celny cios Hanka, który (z lekkim poślizgiem, ale zawsze) dociera na miejsce. 

Sędzia ma jednak zastrzeżenia co do ratunku. I want to thank you both!, zaczyna, po czym wypowiada brzemienne However... Chłopaki chyba znają jednak ojca zbyt dobrze, gdyż po prostu zmykają ze szpitala i nie dają mu szansy na wygłoszenie filozoficznego wykładu. Ale co się odwlecze, to nie uciecze:

Sędzia jakby dosłownie kontynuuje to, co chciał powiedzieć po swoim however...!

Wcześniej Don chciał wygadać wszystko ojcu - ale teraz nawet on widzi, że pomysł ten to wielkie pudło. Nasz blondyn chce więc zrezygnować z heroicznej kariery; jak sam mówi, głupie pseudonimy, śmieszne kostiumy - po co to komu? Hank z kolei krytykuje ojca ("he's been a judge so long he's beginning to think like a lawbook!") i próbuje zachęcić brata do kontynuowania przygody, ale...  

Czy to koniec?

Gdzie tam; a żeby nie było wątpliwości, że zobaczyliśmy dopiero pilot episode:

Dlaczego więc koncept Hawk & Dove nie do końca wypalił? Może metaforyka była zbyt in your face; może postacie zbyt trudne do polubienia z miejsca; może była to kwestia średnio porywających mocy braci; a może zawiniły ingerencje redakcji, na które narzekał autor - jak mówił, niemal wszystkie heroiczne wyczyny przepisywano tak, by były zasługą Hawka... przez co Dove wydawał się często męczącą bułą i zamierzona "zbalansowana dyskusja" kompletnie padała. Pewnie więc przyczyną było po trosze wszystko; ale choć seria ta nie stała się wydawniczym hitem, to związała się nieco z Tytanami (Hawk i Dove obecni są, przykładowo, w emitowanym aktualnie serialu na HBO) i zobaczymy tu w roli przerywnika sześć jej zeszytów z Silver Age!

Kto wie - może uda nam się znaleźć w niej jakieś fajne rzeczy? Ale to dopiero w przyszłości; za tydzień wracamy standardowo do Tytanów!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz