It's Starfire! Ale, jak to czasem bywa, not the one you think. Dzisiejszy zeszyt zdecydowanie wyróżnia się na tle regularnych przygód Tytanów - nie dość, że pojawia się nowy bohater, to za całość odpowiada kompletnie inny niż zwykle zespół kreatywny! Historia: Eye of the Beholder, autorzy: Len Wein oraz Marv Wolfman, data: listopad-grudzień 1968.
![]() |
Okładkę narysował Nick Cardy, stały artysta serii, ale za wnętrze zeszytu odpowiada Bill Draut |
Nie ujmując nikomu innemu z zespołu, ale... Marv Wolfman! To on właśnie - wraz z Georgem Pérezem - tchnął w Tytanów nowe życie w 1980 tworząc New Teen Titans, najbardziej chyba ikoniczną wersję zespołu: tę z Cyborgiem, Raven i nową Starfire! W kontekście Tytanów jest to jedno z absolutnie największych nazwisk i widzieć go na łamach magazynu już teraz - ponad dekadę przed tym, jak przejął na dobre kreatywne stery - is kinda crazy.
Len Wein - choć nie jest aż tak mocno związany z Tytanami - też nie wypadł sroce spod ogona. To on właśnie stworzył lub współtworzył (wiecie, w branży komiksowej są to często płynne pojęcia) postacie takie jak Wolverine, Storm, Nightcrawler czy Colossus; krótko mówiąc, nową inkarnację X-Menów z 1975. Owszem, grupa ta jest kojarzona zwykle ze scenarzystą Chrisem Claremontem, ale to właśnie Len Wein odwalił lwią część pracy koncepcyjnej; pierwsze zeszyty Claremonta były pisane na bazie jego wytycznych! Len Wein maczał też palce w stworzeniu licznych innych postaci (Swamp Thing!), ale dziś pamiętajmy przede wszystkim o nowej drużynie X-Men; myślę, że w tym zeszycie Teen Titans zobaczymy pewne kreatywne tropy charakterystyczne dla Weina.
A zatem - ruszajmy! Co tam dziś słychać w latach sześćdziesiątych? Otóż Tytani przybyli właśnie do Sztokholmu, gdzie odbywa się wystawa szwedzkich klejnotów koronnych. Dybie na nie niejaki Andre Le Blanc, master cat burglar, którego łupem padły już wcześniej crown jewels of the Soviet Union (huh? z korony Breżniewa, czy co?). Dlatego też na miejscu pojawia się również Starfire - młodociany bohater Związku Radzieckiego:
![]() |
"Bohater Związku Radzieckiego" brzmi jak pośmiertne oznaczenie, więc może zostańmy przy określeniu "superbohater Związku Radzieckiego". |
Czerwona gwiazda na piersi nie pozostawia wątpliwości, z kim mamy do czynienia! Młody superbohater Związku Radzieckiego zostaje dokwaterowany do hotelu, w którym zatrzymują się Tytani - co jest okazją do powierzchownego chociaż poznania się. Zimna wojna trwa w najlepsze i nawet na poziomie interpersonalnym nie da się uciec od napięć:
Hawk i Dove: zyskali moce, gdyż zatrzasnęli się w schowku na miotły i tajemniczy głos się nad nimi zlitował; Starfire: zyskał moce za sprawą apokaliptycznej katastrofy, jednego z najbardziej tajemniczych wydarzeń dwudziestego wieku! Chłopak pojawił się w trzech kadrach i już dosłownie zakasował Dona i Hanka.
No dobra, czas odnieść się w końcu do Koriand'r, drugiej postaci noszącej pseudonim Starfire:
![]() |
12 lat po naszym dzisiejszym zeszycie! |
Pseudonim "Starfire" spodobał się Wolfmanowi tak bardzo, że kiedy wrócił do nowej inkarnacji Tytanów w 1980 obdarzył nim przybyłą na Ziemię księżniczkę planety Tamaran (która latając ciągnęła za sobą ognistą smugę, miotała ogniste pociski i pochodziła z gwiazd). Superbohater Związku Radzieckiego (jak później się dowiedzieliśmy, Leonid Kovar - tak jest, jego ojciec był antagonistą w jednym z sezonów Arrow) został więc w tym okresie - od emblematu na piersi - przemianowany na Red Star.
Starfire opowiada więc Tytanom swoje dzieje, a my widzimy, jak do akcji wkracza Le Blanc - mistrz wśród złodziei:
![]() |
Chciałoby się powiedzieć: "fantom"; a może wręcz "diaboliczny fantom", prawda? |
Lata sześćdziesiąte to nie tylko era superagentów - jak James Bond czy Nick Fury (szczególnie w interpretacji Jima Steranko) - ale też dokonujących śmiałych skoków fantazyjnych superprzestępców. We Francji, za sprawą nowej serii kinowej, swój renesans przeżywał Fantômas, zaś z Włoch przybył do Stanów zamaskowany Diabolik - na Starym Kontynencie uznany już bohater licznych komiksów. Film o jego przygodach trafił na ekrany dokładnie w 1968 - a więc ponownie widzimy postać niemal wprost ukradzioną przeniesioną z popularnego akurat filmu!
![]() |
I nie było to jakieś niszowe kino: producentem był Dino de Laurentiis, a muzykę napisał Ennio Morricone! |
No cóż, imitacja najwyższą formą pochlebstwa i tak dalej! Fabuły są bardzo podobne, ciekawie jest więc porównać Mad Moda oraz Le Blanca. Mad Mod w ostatniej przygodzie dorwał berło królowej Elżbiety II na pełen rympał; wbił na scenę zbrodni w kolorowym garniaku i złapał je komediowym haczykiem na nitce. Le Blanc to w porównaniu ultra-poważny specjalista; spójrzcie tylko powyżej na jego skomplikowany system luster, profesjonalne narzędzia... i, przede wszystkim, ciszę. Wein i Wolfman robią w tym numerze świetny użytek z narracji czysto wizualnej - nie potrzebujemy komentarza Le Blanca; he's a thief, not an entertainer.
Aż więc trochę szkoda, że kiedy Le Blanc otwiera w końcu usta - bo Tytani oraz Starfire przybywają zaalarmowani do sklepu jubilerskiego (czy w Szwecji istnieje instytucja policji?) - słyszymy absolutnie karykaturalny francuski akcent:
![]() |
SIWUPLE, ŻOLI GARSĄ! |
Wąsa też ma niezłego! Kid Flash rusza na Le Blanca, ale ten nokautuje go bez wysiłku jakimś rzuconym pudłem; czas więc, by Starfire ruszył do akcji z całą mocą atomowego UFO z Tunguski...
![]() |
...i zebrał kopa w żoli papę! |
Le Blanc jak jakiś ksenomorf czmycha do przewodów wentylacyjnych i tyle go widzieli. Another good showing for the Titans!
![]() |
Wszyscy muszą ojojać powalonego Kid Flasha, więc chłopakowi robi się trochę niezręcznie |
Jeśli napięcia już wcześniej były obecne - to teraz eksplodują:
![]() |
Mocne słowa jak na kolesia, który co rano musi przewlekać uszy przez dziury w kostiumie! |
Kiedy wspominałem o analogiach do późniejszych X-Menów, to właśnie miałem na myśli! (nie, nie uszy) Len Wein chciał wyjść poza ramy white Anglo-Saxon Protestant Ameryki i stworzyć prawdziwie międzynarodową drużynę; Nightcrawler wywodził się z Niemiec, Colossus był kołchoźnikiem ze Związku Radzieckiego, Storm - afrykańską królową i tak dalej. Ich pochodzenie było początkowo rysowane bardzo grubą kreską (gdyby ktoś miałby pić za każdym razem, gdy Nightcrawler wplata do dialogu "ja" albo "mein Freund" - długo by nie wytrzymał) ale chodziło o ducha otwartości, o pokazanie, że świat nie kończy się na Stanach.
Dzisiejsza fabuła również wpisuje się w filozofię Weina: amerykańscy Tytani (na upartego: wśród nich mamy tu dziewczynę z Themiskiry oraz chłopaka z Atlantydy) lecą do Szwecji, by wraz radzieckim kolegą powstrzymać francuskiego złodzieja. No właśnie, co tam u Le Blanca?
![]() |
Znowu cisza, skupienie, analiza planów; ciężkie cienie i zmrużone oczy! Zdecydowanie: im mniej Le Blanc mówi, tym groźniejszy się wydaje. |
Plan Le Blanca nie jest znowu taki super złożony: by ukraść klejnoty królewskie, wchodzi do budynku jako jeden ze zwiedzających... a potem chowa się w kiblu, by wyjść po godzinach zamknięcia.
![]() |
No dobra, chowa się *w wentylacji* w kiblu. Doceniam jednak jego cywilną stylówę, z cieniem ronda kapelusza przywodzącym na myśl maskę! |
Le Blanc ma w ogóle sporo fajnego sprzętu - jak harpun z przyssawką, dzięki któremu może przejść po linie nie dotykając podłogi; classic spy stuff.
![]() |
Fajna perspektywa! |
Ah, perfect!, gratuluje sam sobie po pokonaniu kolejnego zabezpieczenia; but then again, I am Le Blanc! I już wita się z gąską, już otwiera gablotę z klejnotami, kiedy zza rogu wyłania się Aqualad. Czas na konfrontację!
Ta trwa krótko, bo Le Blanc sprzedaje mu kopa i ucieka do wentylacji - a gdy Aqualad włazi do przewodu za złodziejem... Le Blanc zachodzi go chytrze od tyłu i zamyka za kratą:
![]() |
Szach, mat, po makale! |
Aqualad nadaje sygnał do drużyny, która - tradycyjnie, jak barany - atakuje łotra pojedynczo. Na pierwszy ogień wystawia się Kid Flash:
![]() |
KEED FLASH! |
Le Blanc wprowadza Wally'ego w przygotowaną wcześniej zasadzkę - jeśli chłopak choćby drgnie i przerwie promień lasera, wywoła eksplozję dynamitu. Farewell, Keed Flash!
Jaką pułapkę przygotował Le Blanc na Robina? Generalnie - żadną; po prostu daje mu w ryja:
![]() |
SAVATE! Oczywiście, że musiało się pojawić SAVATE! |
No dobra, jest to jakaś pułapka, ale bądźmy szczerzy - it's more of an afterthought. A jeśli wydaje wam się, że Le Blanc podejrzanie szybko związał Robina - to patrzcie na to:
![]() |
Wygląda to jak... dziesięć minut wiązania? I czy Le Blanc podpina właśnie lasso do kontaktu? Curiouser and curiouser. |
Tak więc Le Blanc - zwykły człowiek bez żadnych super-zdolności - rozpykał Tytanów jedną ręką i ze śmiechem na ustach. Mad Mod w poprzedniej przygodzie osłabił ich przynajmniej odpowiednio spreparowanymi kostiumami; Le Blanc? Le Blanc idzie na żywioł, zabiera klejnoty koronne, wyskakuje przez okno - i kto mu co zrobi?
Może Starfire! Ten potężny młodzieniec dzierżący NISZCZYCIELSKĄ MOC KATASTROFY TUNGUSKIEJ dogania Le Blanca na pustym peronie metra, gdzie...
![]() |
...dostaje kolejnego kopa i ląduje na torach! |
La savate! Ale Starfire, nim ruszył do fatalnego w skutkach boju, zrobił coś bardzo ważnego: przełamał uprzedzenia i uwolnił Tytanów z pułapek. Czas na rewanż; Titans together! Ej, teraz już wiem, skąd zawołanie zespołu - potrzebowali najwyraźniej jakiegoś przypomnienia, by za każdym razem nie atakować łotra pojedynczo!
![]() |
O nie, to granat-cytrynka, najpotężniejsza broń z kart Teen Titans! Le Blanc OP! |
Donna ma w końcu okazję błysnąć po - nie ukrywajmy - dosyć zdumiewającej porażce wcześniej:
![]() |
"Donna, gdzie wyrzuciłaś granat?" "A, gdzieś na chodnik między przechodniów, nie wiem." |
Wally rusza na pomoc Rosjaninowi, z którym jeszcze niedawno intensywnie darli koty. Rosjanin czy nie - przecież nie może pozwolić, by Starfire został rozjechany przez pociąg!
![]() |
"...but Starfire returns the favor!" Len Wein i współpraca międzynarodowa, everybody! |
Garth... no cóż, nie ma na to innych słów - Garth nurkuje w ściekach:
![]() |
Dosłowny szambonurek - i to jaki ucieszony! |
A Dick? No cóż, Le Blanc dał mu w ryja - więc Dick odpłaca teraz pięknym za nadobne. Kolejnym ciosom towarzyszy cała przemowa demaskująca błędy przestępczego życia:
Robin wyprowadza nokaut... i to by było na tyle. Dzień później, na lotnisku, Tytani oraz Starfire ruszają w swoje strony... ale Leonid musi jeszcze wygłosić na koniec poważny morał:
![]() |
Przedostatni panel: Starfire wygłasza morał. Ostatni panel: cisza; nikt nie wie, co powiedzieć; niezręczne machanie. |
When your ideologies and mine have long since turned to dust, MAN MUST STILL SURVIVE! No dobra, w kontekście całego zeszytu ta patetyczna fraza nie brzmi raczej zasłużenie (come on, Starfire, it was just a heist, it's not like you've prevented a nuclear war), ale niech już mu będzie!
To, z perspektywy historycznej, niesamowity zeszyt! Len Wein pokazuje, co już za siedem lat zrobi z X-Menami; Marv Wolfman zdobywa swoje pierwsze szlify wśród Tytanów - i od razu nazywa nowego bohatera pseudonimem, który ponownie wykorzysta za lat dwanaście. Świetny jest kontrast pomiędzy szaloną Silver Age - reprezentowaną poprzednio przez Mad Moda w kolorowym garniturze - a zbliżającą się Bronze Age i postacią "poważnego" Le Blanca biorącego się do akcji w cieniach jak Fantômas czy Diabolik (choć, koniec końców, jednak wciąż nieobcy jest mu zabawny akcent i one-linery).
Plus: o co chodziło z tym tytułem - "Eye of the Beholder"? Wbrew zapowiedzi z pierwszej strony nie pojawił się tu żaden głębszy konflikt ideologiczny; Tytani i Starfire sprzeczali się raczej na nastoletnim poziomie: "jesteś głupi" - "a właśnie że ty" - "pozwoliłeś mu uciec" - "chyba ty, arogancki amerykańcu" i tak dalej, i tak dalej. Ba, Starfire i Tytani nie mają nawet szczególnie odmiennych metod działania... ani ubierania się... ani w ogóle niczego! Cóż; ważne, że tytuł brzmiał cool.
No i dzisiaj, kiedy zimnowojenne nastroje znowu rosną w siłę, ogólny przekaz fabuły rezonuje nieco inaczej, niż robiłby to jeszcze ze dwa lata temu. Funny how history works, huh.
Czy podobnej refleksji dostarczą nam za tydzień Hawk & Dove? To oczywiście pytanie retoryczne, ale - jak zwykle - expect the unexpected!
~.~
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz