piątek, 7 października 2022

Variety Show: dole i niedole edukacji, nowy sequel starego filmu, Aqua-nelsony oraz modelarskie porady!

Pierwszy miesiąc roku szkolnego już za nami - czas na niezwykłe, niepodrabialne, a nieraz niezrozumiałe... Variety Show!


First things first: najbystrzejsze osoby dostrzegły już z pewnością, że proza życia zmusiła mnie do ograniczenia blogowej produkcji o jeden wpis w tygodniu! Nie chcę was zasypywać szkolnymi technikaliami, ale nie tak dawno temu licea zmieniono znowu na czteroletnie, co wiązało się z upychaniem w tych samych budynkach większej liczby uczniów. U nas, by wszystkich pomieścić, przerobiono szatnię i pomieszczenie gospodarcze na dodatkowe sale lekcyjne, a plan zajęć spuchł - zarówno z rana, jak i po południu. W tym roku do liceów trafiły dodatkowo dzieciaki rozpoczynające edukację jako sześciolatki - co przełożyło się na jeszcze większy tłok oraz jeszcze większe problemy z salami oraz planem. Krótko mówiąc, chociaż godzin mam niby tyle samo co w poprzednich latach, to jednak wracam do domu odpowiednio później.   

Wspominam o tym nie po to, by się usprawiedliwić; nie piszę przecież pod wierszówkę i na akord! Po prostu brakuje mi w tym roku wyluzowanych momentów oderwania się od wszystkiego, siadania z kawką i pisania o głupotach. Im więcej tworzę wpisów, tym więcej mam potem utrwalonych wspomnień, do których mogę wesoło wrócić; w tym roku luźnych chwil na pisanie jest po prostu mniej. Ale trzymajcie kciuki! Rozkręcam się już po wymagającym jak zwykle wrześniu, nabieram energii - i niewykluczone, że dodatkowe wpisy powrócą! 

Ale dość już rozprawiania o dolach i niedolach pracy w edukacji; we came here to have fun, after all! 

Z niusów okołokomiksowych najbardziej ucieszyłem się ostatnimi czasy z ogłoszenia kontynuacji Constantine'a z Keanu Reevesem! Była to może adaptacja z gatunku tych swobodnych - Constantine nie był Brytyjczykiem, by daleko nie szukać - ale jednak miała ciekawy nastrój, fantastyczny casting (Tilda Swinton jako Gabriel, Peter Stormare jako Lucyfer!) oraz, mimo wszystko, całkiem sprawnie adaptowała pewne aspekty oryginału - jak wątek raka płuc chociażby. No i jak można powiedzieć "nie" jazzowemu klasykowi Take Five:

Co z tego wyjdzie? Czy w ogóle coś wyjdzie z sequela po kilkunastu latach? Przekonamy się w swoim czasie!

W wakacje - w poszukiwaniu prostej rozrywki, ale też prowadząc research historyczny - ryłem jak dzik przez stare komiksy z Aquamanem. (aside: rycie przez dziki nazywa się profesjonalnie "buchtowaniem", czego nauczył mnie planszówkowy hit tego roku, gra Ark Nova) Dlaczego akurat Aquaman? Cóż, piszę teraz o Teen Titans, a Aquaman z tej ery (pierwszy numer wydano w 1962) jest mocno Titans-adjacent. Występuje w nim Aqualad - to jedno - ale co ważniejsze: obie serie rysowane były przez Nicka Cardy'ego! Wskoczyłem więc w jej wody na kilka chwil... i zostałem na dłużej, bo Silver Age Aquaman is just delightfully bonkers. Z jednej strony: mamy łotrów o straszliwie naciąganych morskich motywach, psotne wodne impy z piątego wymiaru i podobne bzdurki; z drugiej - Aquaman był pierwszą superbohaterską serią komiksową, w której bohaterowi pozwolono wyraźnie dojrzeć, ożenić się i założyć rodzinę. To nie wieczne will-they-or-won't-they Supermana i Lois Lane; w ruchu bardzo nowatorskim jak na swoją erę, Aquaman i Mera stanęli dość szybko na ślubnym kobiercu. Doczekali się nawet niedługo potem dziecka, przez co Catherynne M. Valente w swojej (bardzo dobrej!) książce The Refrigerator Monologues wykorzystała figurę Mery do dyskusji na temat macierzyństwa. It's all very cool stuff i planuję do tego wrócić w pełnowymiarowym wpisie, ale póki co - nacieszcie się widokiem Aquamana zakładającego gorylowi podwójnego nelsona:

Małpy i zapasy - now *this* is comics!

Podczas lektury zacząłem się zastanawiać, która z ikonicznych rudowłosych bohaterek była pierwsza: Mera czy Jean Grey? Okazało się, że obie wystąpiły po raz pierwszy na komiksowych łamach... dokładnie we wrześniu 1963. Jeśli czytacie tego bloga od dłuższego czasu - takie zbieżności nie powinny już was szczególnie dziwić; nieformalny obieg pomysłów między wydawnictwami trwał nieustannie, i wystarczyło, by jeden artysta pokazał drugiemu szkic postaci nad popołudniową szklaneczką whiskey po robocie. Osobiście palmę pierwszeństwa przyznałbym jednak Merze; w swoich pierwszych występach Jean Grey była very much a prim and proper teenage student w skromnej sukieneczce, i dopiero później dostała burzę rudych loków, efektowny uniform oraz ogólnie stała się bardziej sexy bombshell w stylu Mery.

(A gdzie w tym wszystkim inna rudowłosa ikona Marvela, Mary Jane Watson? Ano jeszcze nigdzie, gdyż pierwszą sympatią Spider-Mana była przecież Gwen Stacy; MJ pojawiła się sporo później, a do tego wcale nie od razu osiągnęła status pełnowymiarowej postaci.)

No to jeszcze jeden podwójny nelson! To najwyraźniej najstraszliwszy z podwodnych chwytów; tym razem złowrogi niewidzialny nurek próbuje nim pokonać Króla Mórz: 

Wszyscy zakładają tam sobie takie nelsony - aż dziw, że Cardy nie rysuje ich w Teen Titans! Może uznał, że to zbyt brutalna technika jak na wesołych nastolatków. Hej, wiecie że podwójny nelson jest zakazany w większości sportowych zapasów?

Wyobraźcie więc sobie moją radość, gdy postanowiłem jakiś czas później nadrobić kreskówkę Young Justice (niewiele mi niestety wyszło z tego nadrabiania, póki co) i już w pierwszych odcinkach Aqualad założył Superboyowi... markowego podwójnego nelsona właśnie!

Przypadek czy celowy hołd? Jestem też w stanie wyobrazić sobie sytuację gdzieś pomiędzy: może animator zapoznawał się z materiałem źródłowym Aqualada... i potem zaczął podświadomie kopiować te Aqua-nelsony!

Aquaman z lat '60 nie wyszedł niestety jeszcze w formie wygodnego omnibusa, jak Legion of Super-Heroes czy Teen Titans; w morskich podróżach musiałem więc posiłkować się pojedynczymi zeszytami. Ma to swoje uroki, gdyż zeszyty te naszpikowane są starymi reklamami i innymi side features! Z zapartym tchem czekałem zawsze na każdy kolejny półstronicowy odcinek serii hobbystyczno-modelarskiej Cap's Hobby Center:

Yo, this is like, the whole thing; there's no more story after that.

Dobrze, że się jeszcze nie powiesił na końcu! Co tu kryć, humor lat '60 potrafił być... inny. Koncept Cap's Hobby Center - później przemianowanego na Cap's Hobby Hints - był prosty; czytelnicy mieli wysyłać swoje modelarskie pomysły oraz techniki, a te były później później publikowane jako proste komiksy. Skąd w ogóle taki pomysł? Ano widzicie, producenci zestawów modelarskich byli jednym z największych klientów-reklamodawców ówczesnych komiksów; Cap's Hobby Center był więc pomysłem na ugruntowanie branżowej reputacji! Niektóre rady były super specific...

"If published, you will receive $5 and the original art" - sweet!

...ale inne są przydatne nawet i dziś! Poniższa technika, przykładowo, to do tej pory podstawa w środowisku planszówkowym: 

Figurki wojowników z włóczniami i mieczami powyginanymi jak spaghetti? Smok chyba pijany i ledwie trzymający się pionu? Inne krzywe komponenty? Do gara!

Pamiętacie też być może, że jestem fanem tak zwanych 80-page giants wydawanych przez DC - tematycznych antologii krótkich komiksowych fabułek. Początek roku szkolnego został mi osłodzony w cudowny sposób - obracającą się dookoła tematyki edukacyjnej antologią DC's Saved by the Belle Reve! Tytuł jest może trochę naciągany - Saved by the Bell to stary szkolny sitcom, zaś Belle Reve to więzienie będące bazą operacji Suicide Squad - but it's the thought that matters. W będącej inspiracją tytułu fabułce Suicide Squad infiltruje liceum jako grono pedagogiczne... i Harley Quinn ma do powiedzenia dużo dobrego o nauczycielach:  

Hey, I'm a teacher - I take my validation where I can!

Tak jest - stąd właśnie pochodzi zawieszony na facebooku panel z King Sharkiem uczącym angielskiego! It's all cute, fun stuff; w jednym z komiksów nawet chroniczny ponurak Batman każe swoim podopiecznym skorzystać trochę z młodości oraz uroków szkolnego życia...

"Do... prom. Dance. Be young." ❤

Robin i Batgirl są oczywiście, jak zwykle, super cute

Jeśli chcecie zadać mi kiedyś super trudne pytanie, mam dla was następującą propozycję: hej, Anglisto, czy lepszym pairingiem jest według ciebie Dick/Barbara czy Dick/Starfire? Wprawi mnie to w stan zadumy, bo z jednej strony Dick/Babs is so cute, z drugiej lubię również ich dynamikę już jako przyjaznych eks-partnerów, a Dick/Kory is so fun... I have given it a lot of thought as a Titans fan, is all I'm saying. Nie jestem jednak ani trochę bliżej odpowiedzi; czy cała trójka nie mogłaby ułatwić mi decyzji i żyć jako jakaś szczęśliwa poliamoryczna rodzina? 

Co do Tytanów, DC's Saved by the Belle Reve zawiera też uroczą historię o młodocianym łuczniku Speedym - który to dostaje od Olivera Queena szlaban na superbohaterstwo... dopóki nie poprawi stopni:

"Shoo! Get outta here, you knuckleheads!" - kocham kocham kocham tę rysowaną nowoczesną kreską wersję klasycznych Tytanów w klasycznych strojach! 

Sama historia też ma zresztą bardzo pozytywne przesłanie - Speedy powinien docenić formalną edukację, ale to przede wszystkim Oliver jako jego opiekun musi się nauczyć, że oceny to nie wszystko i nie są definitywnym wyznacznikiem wartości chłopaka. Coś, o czym sam nieraz muszę przypominać rodzicom moich dzieciaków!

I ostatni drobiazg na sam koniec: w lipcu pisałem o darmowej grze MultiVersus - i nadal dobrze się przy niej bawię! To akurat taka prosta zabawa, która nadaje się na krótkie sesje i w którą można popykać z audiobookiem na uszach:

Kiedy chodzi o mordobicia, to osobiście lubię wjeżdżać w przeciwnika z kopami oraz kończyć nokautem kijem bejzbolowym! Harley Quinn jako postać pozwala mi robić to również w grach wideo.

Ponad 300 wygranych meczów później (pamiętam, bo był za to achievement) mogę już powiedzieć, że nie jest to gra nie wiadomo jak głęboka... ale też naprawdę niczego jej nie brakuje. Oczywiście najbardziej interesują mnie postacie o komiksowym rodowodzie; dlatego też Harley jest super na początek i szybkie, intensywne sesje z gatunku "nieważne, że padnę w 15 sekund... jeśli oni wytrzymają ze mną 12", a do gry bardziej pozycyjnej wybieram później Supermana - który nie tylko jest odpowiednio wytrzymały, ale też ma command grabs, inną rzecz, którą zawsze kocham w mordobiciach.   

A że interesujące mnie postacie komiksowe mam już odblokowane, nie mam już co robić ze zbieranym złotem - no dobra, odblokowałem jeszcze LeBrona Jamesa, bo gra ma dosyć zabawną możliwość przebrania go w strój Robina! No i Królika Bugsa, because come on, to Królik Bugs.

I to tyle! Niech naszym przewodnikiem duchowym na koniec tego spotkana (ale i każdego innego!) zostanie sam doktor Victor Von Doom; dziś może już się rozstajemy, but...

And wrought they shall be!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz