niedziela, 9 października 2022

Panele na niedzielę: Jailbreak!

Dzisiejszy numer Hawk & Dove będzie - podobnie jak sami bracia - pełen sprzeczności! Jego pierwsza połowa jest naprawdę dynamiczna, pełna napięcia, and - dare I say it? - fun; drugą określamy technicznie w tej branży jako goat rodeo. Historia: Jailbreak, autor Steve Skeates/Steve Ditko, data: październik-listopad 1968.

O, Ditko podpisał się na okładce!

Czego by nie mówić o zawartości zeszytów, okładki Hawk & Dove są całkiem solidne. Te zaciśnięte pięści, ten wściekły grymas; czuć od razu, że łotr numeru jest tylko fabularnym pionkiem - to brutalny Hawk będzie w tej historii rzeczywistym antagonistą. Ale obiecywałem niezłą historię, a przynajmniej pół niezłej historii - zobaczmy więc, co tam dziś słychać w latach sześćdziesiątych!

Zaczynamy z grubej rury - od bijatyki pod celą! Zatwardziały kryminalista Harker próbuje pięściami wymusić na współwięźniach współpracę w planie ucieczki; przed zatłuczeniem kolegi na śmierć powstrzymuje go tylko inny postawny osadzony:

Plan jest ryzykowny, więc towarzystwo nie rwie się do akcji!

Jednemu z więźniów - nie doczekuje się on imienia - cała sytuacja jest szczególnie nie w smak:

Hej, to już więcej fabularnego napięcia, niż w całym ostatnim numerze!

Ucieczka z więzienia... ale więźniowie nie chcą tak naprawdę uciekać? Porywczy Harker; misiowaty Davis, który chciałby po prostu mieć spokój; kolega z kadru powyżej, który chce uczciwie spłacić dług wobec społeczeństwa? Come on, it's already a tense mix! Na razie opuszczamy jednak mury więzienia, by przenieść się w miejsce dwakroć straszniejsze - do sypialni Hanka i Dona:  

Hank odnosi się do wydarzeń, o których możecie przeczytać tutaj! Plus te staromodne chłopięce piżamki z kołnierzykiem; też miałem przynajmniej jedną taką jako dzieciak!

Hank jest już cały zajarany tym, że wieści o jego heroicznych wyczynach w kostiumie Hawka zostaną nadane przez radio. Oczyma wyobraźni widzi już gratulującego mu ojca oraz pokonanego w ideologicznym sporze brata...

Ten zaciesz na twarzy Hanka, ten płaczący jak bóbr Dove - okazuje się, ze Steve Ditko potrafi też zdryfować ku wizualnej komedii!

Ale oczywiście rzeczywistość nie dorasta do oczekiwań nastolatka - policja zdecydowała się być dyskretna i w radiu nie pada ani słowo o zamaskowanych superbohaterach. Hank jest oburzony, a Don pokłada się na łóżku ze śmiechu; wywiązuje się... bitwa na poduchy:

TEN PANEL!

Moim zdaniem kadr ten idealnie pokazuje, jacy powinni być Hawk i Dove! Nadal się sprzeczają, ale it's fun sibling rivalry; obaj są uchachani od ucha do ucha - nawet Don inkasujący cios poduchą. Te szerokie uśmiechy zmieniają dialog z nadętych, sztywniackich kwestii (spróbujcie go przeczytać w oderwaniu od strony wizualnej!) w zabawne braterskie przekomarzanie; wypowiedzi chłopaków są tu w idealnym autoironicznym nawiasie. Ten panel powyżej to jak jakiś glimpse into an alternate universe where Hawk and Dove were actually a success! Serio, po kilku korektach tonu historia o braciach-superbohaterach mogłaby być workiem zabawy; proto-Supernatural czterdzieści lat wcześniej.

Ale wiecie, kto nie lubi zabawy? Steve Ditko Sędzia Hall, ojciec chłopaków, który właśnie wydaje kolejny kategoryczny i surowy wyrok:

"Facts and logic don't care about your feelings!" - sędzia Hall w pełnej krasie

Po zakończeniu procesu zgromadzona na sali publiczność krytykuje bezkompromisowość sędziego: he never shows any mercy! He just throws the book at all his... his victims! Hank i Don również sprzeczają się w sprawie wyroku, na co Ditko sędzia Hall wjeżdża na scenę, by wypunktować błędy obu chłopaków:

Spójrzcie, jak Hank i Don z miejsca identycznie wyłączyli się mentalnie w pierwszym panelu - wyrobiona reakcja obronna na przemowy ojca!

Dość jednak sporów; sędzia zamknął sprawę, więc zabiera chłopaków i żonę na obiecane wakacje - na pobliskiej farmie wujka Jima. Mamy z tej okazji całkiem fajny dialog - Hank nabija się z brata, że ten zdechnie chyba z nudów, skoro there aren't many peace rallies in the country; Don przypomina, że może i tak, ale zgodnie z umową za rok to on wybierze wakacyjną miejscówę. I don't care if it's Haight-Ashbury, śmieje się do niego brat nawiązując do mekki hippisów; I'll have fun anywhere! Fajnie widzieć chłopaków na luzie. 

Tymczasem - jak to się mówi - w betonowym hotelu; w domu wczasowym ZK; we więźniu:

Dzień ucieczki nadchodzi, a nasi trzej diametralnie odmienni więźniowie przypominają nam o swoich motywacjach!

And before long, jak mówi narracja, Harker prowadzi bunt, a dowodzeni przez niego więźniowie nokautują strażników i kradną furgonetkę. Lecz w powodzenie tego planu nigdy chyba nie wątpiliśmy; prawdziwe napięcie - to  płynące z różnic między uciekinierami - nadal narasta w kabinie wozu:   

Szczególnie, że niedługo potem - gdzieś na bocznej drodze - kończy im się paliwo!

Tymczasem sędzia Hall, Hank i wujek Jim jadą na krótki wypad samochodem, zostawiając na spokojnej farmie Dona i jego matkę. I'm sure you all see where this is going!

Uciekinierzy żądają samochodu i ciuchów...

...ale mają pod górkę: w zatrzymanym przemocą wozie poszła opona, a zapasowej brak - a zanim Hank, sędzia i wujek oddadzą im ubrania, jeden z więźniów woła, że nadjeżdża policja. Skazańcy rozpierzchają się w popłochu po lesie... ale jeden szybko wraca z podniesionymi rękami:

Żadna policja nie nadjeżdża, nasz bezimienny więzień wszczął fałszywy alarm, by udowodnić swoje uczciwe intencje

Czas na segment edukacyjny! Zwróćcie uwagę, że skazaniec to dorosły facet (z kreską Steve'a Ditko nigdy na sto procent nie wiadomo, ale siedział przecież w "dorosłym" więzieniu), a sędzia zwraca się do niego per "boy". Wychodzi tu mocny klasizm; pozornie niewinne słówko "boy" wykorzystywane było w Stanach do określania osób o niższej pozycji społecznej, niezależnie od wieku: kelnerów, tragarzy hotelowych... oraz - bardzo często - czarnych mężczyzn ogółem, przez co słowo to nabrało na przestrzeni lat mocno rasistowskich konotacji. W 2008 wybuchła na przykład cała afera, gdy jeden z konserwatywnych polityków określił Baracka Obamę jako "that boy". Czytałem swego czasu, że popularność fraz "man" czy "my man" w czarnym środowisku wynikała właśnie chęcią skontrastowania jej z tym paternalistycznym "boy" (lingwista Hiraim Smith określa tę etymologię jako "urban legend", ale bardziej w sensie "nie mamy stuprocentowych źródeł" niż "to zdecydowanie fabrykacja"). NPR cytuje w kontekście użycia "boy" samego Martina Luthera Kinga:

One day in the 1930s, a very young Martin Luther King Jr. was sitting in the passenger seat of his father's car when his dad accidentally ran a stop sign on a Georgia street.

"A policeman pulled up to the car and said: 'All right, boy, pull over and let me see your license,' " King remembered in an essay years later. "My father replied indignantly, 'I'm no boy.' Then, pointing to me, 'This is a boy. I am a man, and until you call me one, I will not listen to you.' "

The officer was so flummoxed that he quickly wrote out the traffic ticket and hurried away.

Some years later, when King was a civil rights activist writing from a Birmingham, Ala., jail cell, he would point to that word — boy — as one of Jim Crow's ritual humiliations, braided into the racial etiquette of the post-slavery South. It was yet another way — like withholding simple courtesies like honorifics — that white people weaponized language to remind black folks of their place.

Słynny slogan związany z ruchem praw obywatelskich oraz pracowniczych - I am a man - miał więc podwójne znaczenie: nie tylko klarowne na pierwszy rzut oka "jestem człowiekiem", ale też odrobinę bardziej subtelne "I am not a *boy*". 

Strajk w Memphis, 1968 - akurat rok wydania dzisiejszego zeszytu!

Poważna tematyka, ale stykam się czasem - i zawodowo, i towarzysko - z językowymi pytaniami o podobne sprawy; hej, podobno nie powinno się mówić do czarnych "boy", czemu? Przecież to takie sympatyczne w sumie słówko. Jak zwykle, problem nie leży w samym słowie - nikt nie obrazi się raczej na standardowe użycie "boy" w stosunku do młodego chłopaka czy przyjazne zawołanie do dorosłych hey boys, wanna go grab a cold one? - a w całej tej sieci kulturowo-historycznego bagażu.

Ale wracajmy już do komiksu! Hank biegnie zaniepokojony w stronę farmy - ojciec i wujek nie dają rady go powstrzymać - ale skazańcy docierają tam pierwsi:

Ta fioletowa kula pośrodku to dosyć osobliwa wizualna reprezentacja impetu uderzenia - Ditko próbował tu najwyraźniej eksperymentować z klasycznym kodem wizualnym, ale raczej bez sukcesów

Bykowaty Davis znowu próbuje utemperować Harkera, ale ten coraz bardziej się nakręca; Don nie chce zmieniać się w Dove, by nie eskalować dodatkowo sytuacji - nie wie zresztą, czy poradziłby sobie z dwójką uzbrojonych napastników. To już nie pocieszny gang przebierańców z poprzedniego numeru; ci kolesie to prawdziwi recydywiści z prawdziwym spluwami.

A któż to zerka przez okienko? 

Lepiej sprawdźcie - może Hawk zagląda właśnie i do was?

Skoro Don nie chce współpracować, Hank wymyśla szybko plan B - robiąc maksymalnie dużo rumoru rusza samochodem spod farmy, by wyciągnąć bandytów na zewnątrz. 

Życie pani Hall nie jest już zagrożone - Don rusza więc pomóc bratu!

And this is where the goat rodeo starts!

♫ To Jastrząb i Gołąb, Gołąb oraz Jastrząb / jeden wszystkich bije, drugi kłapie paszczą / średnio się wpisują w obraz bohatera / komiks im zamknęli po sześciu numerach ♫

Raczej spokojny i stonowany Davis rozważa już poddanie się... ale Hawk wjeżdża w niego z kopami: 

I - pomimo fizycznej przewagi skazańca - tłucze go na kwaśne jabłko i nie daje mu dojść do słowa.

You lousy cowards are all alike! Always begging for mercy! Well, you won't get any from me! - woła Hawk parafrazując uzasadnienie werdyktu swojego ojca. A jak radzi sobie Dove - któremu przypadła konieczność poradzenia sobie z Harkerem, dużo bardziej zatwardziałym kryminalistą?

Oczywiście za swe koncyliacyjne podejście Dove zostaje nagrodzony szybkim klapsem w dziąsło!

Hawk przybiega na miejsce i rusza na ratunek bratu, ale...

Harker stoi tam i robi groźne miny czekając, aż bracia pogadają

I teraz robi się już kompletnie dziwacznie - Hawk mówi mniej więcej "TA? NO DOBRA, TO JEDZIECIE SOLO, ZOBACZYMY CO Z TEGO WYJDZIE". Albo cytując dokładniej: listen, buddy --- once you've finished mopping up my friend here -- you and me are gonna have a real battle! Harker patrzy na obu braci jak na idiotów, ale co innego ma zrobić?

Hawk już zwyczajnie nie może

Chłopak traci cierpliwość do tego stopnia, że... zaczyna kibicować kryminaliście, a może raczej obrażać go na równi z bratem:

Kiedy biją twojego brata - ale za słabo!

Poza Hawka też już tu wybitna - przekazuje całym sobą YOU! HEY! YES, YOU! YOU SONOVA...! Dove oraz Harker coraz bardziej wyczerpani tarzają się po ziemi i cała "walka" jest na tyle żenująca, że Hawkowi nie chce się już nawet patrzeć - siada na pieńku, odwraca się od całej sceny i załamuje ręce:  

Biedny, bezradny Hawk! "Albo zaczniecie się bić - albo ja was pobiję!"

Czas już kończyć to nędzne widowisko, więc Dove pulls some shenanigans:

"Co ty chłopie odwalasz", mówi wyraźnie mina Hawka

Success! For a certain definition of success, anyways:

"If we are victorious in one more battle with the Romans, we shall be utterly ruined."

Policja już się zbliża - tym razem naprawdę - więc chłopaki, kulejąc (Dove bardziej, rzecz jasna), salwują się ucieczką do lasu i wracają do swoich codziennych tożsamości. Tak właśnie docieramy do finału, gdzie w komediowej scence widzimy Hanka wesołego i roześmianego, podczas gdy zazwyczaj stateczni Don oraz sędzia liżą rany: 

Dude, but haven't you proven it already?

No właśnie, to główny problem tej historii - niby Don udowadnia, że nie musi uciekać się do brutalnego tłuczenia po mordach... ale udowodnił to już przecież w konfrontacji z gangiem Drop-outs oraz w zupełnie pierwszej przygodzie, kiedy ratował ojca przed gangsterami. Ile można? Hank z kolei tłucze na miazgę gotowego pokojowo się poddać skazańca... i nie wiąże się to z absolutnie żadnymi konsekwencjami. Czyżby wychodziło więc na to, że morałem numeru jest "przemoc jest odpowiedzią"?

No cóż, jak mówi urocza fraza, violence isn't the answer; violence is *the question*, and the answer is "YES".

Szkoda tego zeszytu tym bardziej, że pierwsza połowa to naprawdę najlepsze póki co momenty Hawk & Dove! Sceny w więzieniu mają autentyczne napięcie oraz dynamikę, a przeplatanie wątków działa sprawnie i buduje czytelnicze zainteresowanie. Później... no cóż, goat rodeo, yeee-haw! - Hank znowu wychodzi na jednowymiarowego brutala, a ideały Dona omal nie prowadzą go do kostnicy. Co gorsza, nie czuć też ewolucji chłopaków - z początku zeszytu widać jeszcze jakąś więź i lekkość między rodzeństwem, ale kiedy wskakują w kostiumy, it's same old, same old.

Ale był tu potencjał. Naprawdę, po raz pierwszy w tej serii, był tu faktyczny potencjał.

Za tydzień wracamy do Tytanów, gdzie na łamach komiksu pojawi się... Starfire! Wait, what? Czy Starfire nie pojawiła się dopiero w 1980? No cóż, jak zwykle - the answer... may shock you!

~.~

Missed an episode? Chronologiczną listę wszystkich naszych dotychczasowych spotkań z Tytanami możesz znaleźć klikając tutaj!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz