Jedną z rzeczy, które bardzo lubię w komiksiarstwie, jest poruszanie się po tej tkaninie wzajemnych powiązań, motywów oraz inspiracji. Wcześniej w tym roku wziąłem się za ponowną lekturę oryginalnej serii The New Mutants Chrisa Claremonta, co zmotywowało mnie do nadrobienia serialu Legion - który, inspirując się właśnie Chrisem Claremontem oraz Billem Sienkiewiczem, opowiada surrealistyczną historię tytułowego mutanta: Davida Hallera, syna Profesora X. To z kolei zachęciło mnie do zakupu wydanej w 2021 planszówki Mind MGMT; doskonale przyjętej hidden movement game, której tematyka (psychic agents hunting each other in Zanzibar) bardzo ładnie koreluje z Legionem. Ale przecież planszówka Mind MGMT jest, przede wszystkim, adaptacją innego komiksu! I o tym właśnie komiksie chciałem napisać dziś parę słów; oto Mind MGMT - 36-zeszytowa seria Matta Kindta wydawana w latach 2012-2015.
![]() |
Tak, "MGMT" to "Management" |
Meru Marlow - kolejna z długiej linii komiksowych rudowłosych bohaterek - jest autorką true crime, której kariera ostatnio pikuje. Jej poprzednia książka była bestsellerem, ale od tego czasu nie powstał żaden nowy manuskrypt, fundusze zaczęły topnieć, a agent powoli robi się coraz bardziej niecierpliwy. Meru decyduje się więc zbadać tajemniczą historię lotu 815, którego wszyscy pasażerowie (oraz załoga!) zostali równocześnie dotknięci amnezją. Nie wszyscy, jak się okazuje; było jedno dziecko, które z niewiadomych przyczyn zachowało wspomnienia, oraz niejaki Henry Lyme, który - chociaż figurował na liście pokładowej - po wylądowaniu ulotnił się jak kamfora.
Meru decyduje się przeprowadzić prywatne śledztwo; stawia wszystko na jedną kartę, wydaje ostatnie pieniądze na zagraniczną podróż i rusza śladem Lyme'a.
Dzieje się coraz więcej, i Meru okazuje się być person of interest dla agentów CIA - ale pozornie wszechobecna CIA to dziecinna zabawa w porównaniu z agencją, która naprawdę steruje światem zza kulis: tytułową Mind Management. Organizacja ta składa się z telepatów, remote viewers oraz innych psychics różnej maści; wszystko to przywodzi na myśl autentyczny Project Stargate oraz inne programy psychotroniczne z okresu zimnej wojny. Agenci i agentki Mind Management to nie X-Meni strzelający laserami czy kulami ognia, ale są przez to wręcz bardziej niepokojący: potrafią wymazywać wspomnienia, wywoływać halucynacje, doprowadzać cele do kwestionowania samej natury rzeczywistości. Niektórzy posiadają kontrolę nad własnym ciałem tak rozwiniętą, że nie są w stanie umrzeć; krążą też opowieści o agencie, który potrafi zabić kogoś jednym dotknięciem palca - tylko dlatego, że ofiara wierzy, że jest w stanie to zrobić.
Henry Lyme był najpotężniejszym agentem Mind Management, ale opuścił organizację.... lecz, jak to z podobnymi agencjami, nigdy nie da się tego zrobić w stu procentach.
Już sama historia Meru poszukującej Lyme'a stanowiłaby interesujący, zamknięty thriller, ale to dopiero pierwszy akt Mind MGMT; dopiero sama powierzchnia intrygi. Nie zdradzę tu misternie konstruowanych niespodzianek, ale na połechtanie apetytu powiem tylko: to już któryś raz, kiedy Meru odnalazła Lyme'a.
![]() |
Cała seria kipi od zabawy formą komiksu: tutaj na przykład nie ma potrzeby, byśmy słyszeli dokładne słowa Lyme'a, autor zasłania je więc ramką narracyjną z perspektywy Meru. |
Matt Kindt wie doskonale, dlaczego historie o telepatach potrafią być tak angażujące: jeśli komiksowa figura superbohatera to metafora autokreacji tożsamości, to figura telepaty stanowi metaforę epistemologii. Kwestie poznania, percepcji, prawdy; Profesor X, Legion czy Henry Lyme to często tak naprawdę elementy eksperymentów myślowych, które zaczynamy analizować podczas lektury: na ile rzeczywistość jest obiektywna/zewnętrzna, ale na ile konstruujemy ją w naszej głowie? Czy istnieje coś takiego jak "osobowość", czy może jesteśmy wyłącznie sumą naszych przeżyć i doświadczeń? Jeśli to drugie - to jak wpływa na nas nieuchronny proces zapominania; jak wpływa na nas przypominanie i reinterpretacja własnej przeszłości? Henry Lyme manipuluje cudzymi umysłami, a my - na co dzień - manipulujemy własnym; manipulując swoim umysłem, świadomie lub nie, manipulujemy z kolei otaczającym nas światem. Oczywiście, wszystkie te filozoficzne zagadnienia są w Mind MGMT podkolorowane do formy angażującego thrillera szpiegowskiego - ale warto zaznaczyć, że thriller ten zbudowany jest na solidnych podstawach tematycznych.
Tak, paranoja to chleb powszedni dla agentów Mind Management. Matt Kindt wydaje się wziąć tych wszystkich claremontowskich telepatów - Charlesa Xaviera, Emmę Frost, Davida Hallera - i skupić się wyłącznie na nich; stara się doszlifować tę soczewkę, którą kieruje następnie na nasze własne umysły. Robi to w wyjątkowo intrygujący sposób! W wstępie z 2013 Brian Michael Bendis - ówczesny scenarzysta X-Menów - pisze:
I love this comic. It makes me work harder on my books, it fills me with hope for the entire medium, and it makes me fucking grateful we killed off Professor X in X-Men before I took over the book. Who wants to write psychics at the same time this book exists?!
Who indeed! Swoją drogą, jeśli ktoś nabija się z Jean Grey i jej powrotów zza grobu - zachęcam do sprawdzenia, ile razy zrobił to Profesor X; to naprawdę jak cykliczna zmiana pór roku w X-Menach: żyje - nie żyje - teraz żyje - akurat nie żyje - żyje.
Kiedy Bendis pisze o hope for entire medium, docenia Mind MGMT jako autorski, jednoosobowy projekt. Matt Kindt jest scenarzystą, rysownikiem, kolorystą i liternikiem zarazem; jednym, co ogranicza go pod katem twórczym jest jego własna kreatywność - a tej mu nie brakuje. Posługuje się całym zakresem środków; tworzy więc samodzielnie backup comics, które wprowadzają nowe postacie w oderwaniu od głównej intrygi oraz budują dodatkowe tło...
![]() |
Kontrola umysłów przez skrojone pod cel reklamy i ogłoszenia? To codzienność organizacji! |
...przeplata komiks fikcyjnymi reklamami...
![]() |
"Take a bite. Blow your mind." |
...wykorzystuje marginesy oraz tzw. gutters na dodatkowy tekst, a nawet dodatkowy komiks...
...czy nawet szkatułkowo umieszcza komiks w komiksie, wkładając go w dłonie postaci:
![]() |
Kindt pozwala tu sobie - w słowach Lyme'a - na nieco autorionii! |
Gdy seria ta się ukazywała, to właśnie strona wizualna najbardziej dzieliła czytelników. Nie da się ukryć, że jest wyraźnie odmienna od branżowego standardu - ale, moim zdaniem, tym lepiej. Pewna umowność oraz szkicowość kreski pasuje do historii, w której rzeczywistość, pamięć i percepcja bywają płynne! Gdy dochodzi do pojedynków telepatów, Kindt polega na sprawdzonej komiksowej recepturze i serwuje nam surrealistyczno-impresjonistyczne sekwencje rozgrywające się wyłącznie w myślach postaci (ba, na kartach komiksu przewija się sam Salvador Dalí); nie byłoby przecież nic nudniejszego, niż dwie osoby stękające i patrzące się na siebie intensywnie (z opcjonalnymi palcami przytkniętymi do skroni, jak załatwiają to czasem filmy).
Ciekawe jest również zastosowanie koloru. Marginesy są nieco spłowiałe, by upodobnić całość do archiwalnych dokumentów; przede wszystkim jednak - Mind MGMT to jeden z niewielu komiksów, gdzie barwy naniesione są akwarelami. Osobiście byłem zauroczony tą decyzją; nie znajdziemy tu może precyzji znanej z prac zawodowych kolorystów, ale - jak już kiedyś pisałem - ten element "ludzkiej niedoskonałości" potrafi nadać pracom charakteru.
Matt Kindt okazjonalnie bawi się własnym stylem; potrafi na przykład zaprezentować fragment struktury Mind Management w estetyce książeczki dla dzieci:
![]() |
Równocześnie zabawne i niepokojące! |
Jak skomplementował ten styl jeden z tytanów branży, Darwyn Cooke:
The work is intutitive, straight ahead, and composed with great thought and imagination. (...) Eight unconnected lines form a skyline that nails the environment. One bold and confident stroke sets a character's mouth in a way that leaves no doubt of how they feel. A quick switch-up of tools and tint, and Matt brings a clarity to disparate story elements, making his complex narrative graphically easier to take in.
Nie mam nic więcej do dodania! To gęsta lektura, i aż prosi się o kolejne podejście - kiedy wiemy już więcej o Mind Management oraz znamy lepiej postacie, na wiele scen z pierwszych zeszytów możemy spojrzeć z nowej perspektywy. Całość jest naprawdę precyzyjnie skonstruowana, od początku aż do samego końca - chociaż narracja nieraz będzie wyciągać nam przysłowiowy dywan spod nóg, to mogę was uspokoić: to nie wiecznie meandrujące na ślepo The X-Files; dążymy tu do logicznego zamknięcia.
![]() |
Przykładna pani domu jako uśpiona agentka? Znajdziemy tu również i ten (inspirowany paranoją lat '50) motyw! |
Żałuję, że nie miałem okazji czytać Mind MGMT w oryginalnych zeszytach! Wiele komiksów - szczególnie tych lekkich - czyta się lepiej w wydaniu zbiorczym, ale tutaj chętnie dawkowałbym sobie lekturę w comiesięcznych porcjach. Miałbym więcej przestrzeni na własne zgadywanie, spekulacje, rozwiązywanie łamigłówek (bo tak, Matt Kindt zamieszcza w komiksie dosłowne łamigłówki); rzecz jasna, nadal mógłbym to robić z omnibusem, ale powodzenia - it's just too much of a page-turner! Jak każdy komiks, i ten nie jest doskonały - czasami autor wydaje mi się przesadnie zafiksować na budowaniu świata i nie dostarcza dosyć emocjonalnej motywacji, by przejmować się losami niektórych postaci (szczególnie tych wprowadzanych później) - ale Mind MGMT to i tak pozycja, po którą warto sięgnąć. I nie przejmujcie się tym wcześniejszym gadaniem o epistemologii; Matt Kindt nie myli nigdy podtekstu z tekstem i nie wpada w samozachwyt nad własną ambicją. To przede wszystkim dobry, rozrywkowy thriller, ze sprawnie skonstruowanymi warstwami tajemnic, gdzie nikt nie jest tym, kim początkowo się wydaje. It's different; it's memorable. Jeśli macie ochotę na podobne klimaty - psychotronicznych agentów, echa zimnej wojny, stałą atmosferę niepewności - Mind MGMT dostarczy wam mnóstwa zabawy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz