Weekend upłynął nam pod znakiem kowbojów i kaktusów; rozegraliśmy w końcu wyczekiwany draft Outlaws of Thunder Junction, setu Medżika osadzonego na magicznym Dzikim Zachodzie! Uplasowałem się gdzieś w środku stawki, ale bawiłem się przednio, szczególnie że - za podpuszczeniem kolegi V. - odpaliłem w tle moje pieczołowicie komponowane składanki country.
Generalnie sam nakładam sobie moratorium na country w Muzycznych Poniedziałkach, gdyż byłbym w stanie na luzie pykać ulubiony kawałek po kawałku przez dziesięć lat, lekko licząc... dziś jednak specjalna okazja! Jedną z mechanik Outlaws of Thunder Junction były interakcje dotyczące tytułowych outlaws, posłuchajmy dziś więc Merle'a Haggarda: jednego z kolosów gatunku outlaw country właśnie. Dwie minutki z drobnym hakiem, a jaka dobra historia!
Merle Haggard był autentyczny w śpiewaniu o występkach: urodził się jeszcze podczas Wielkiego Kryzysu, zawsze był z prawem na bakier, a karierę country rozpoczął po warunkowym wyjściu z więzienia za napad. Sam mówił, że wielki wpływ miało na niego uczestnictwo w zorganizowanym dla skazańców koncercie Johnny'ego Casha oraz usłyszenie Folsom Prison Blues w 1958!
Wracając do Outlaws of Thunder Junction, zaśmiałem się też czytając poniższą kartę:
Gra jest pełna nawiązań, więc być może i to jest celowe: przywołanie na stół karty ekwipunku (my rifle), wierzchowca (my pony) oraz stwora (and me)! Tak jest, piję tutaj do piosenki rozsławionej westernem Rio Bravo; Ricky Nelson był już kiedyś na blogu, dziś więc pojawia się tylko jako bonus!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz