piątek, 20 września 2024

Judero

Kickstarter oraz inne formy finansowania społecznościowego kojarzą mi się przede wszystkim z planszówkami, ale przecież gry komputerowe również powstają dzięki tej formie wsparcia. Szczególnie cenię małe, autorskie projekty tak nietypowe, że dla komercyjnych studiów byłyby zbyt ryzykownym odejściem od biznesowej normy; i takim właśnie dziełem jest Judero; gra, którą serwis PC Gamer określił jako "a pagan fever dream of a game".

Premiera miała miejsce cztery dni temu! Ależ wam świeżynkę przynoszę, aż sam siebie nie poznaję.

Stojący za grą Jack King-Spooner - połówka mikrostudia Talha & Jack Co. - wymienia całą listę twórczych impulsów stojących za jej powstaniem. To folklor szkockiego pogranicza, jego legendy, postacie oraz tradycyjna muzyka; to pragnienie udzielenia medium gier wideo większej realności, fizyczności. W związku z tym elementy Judero są czymś więcej niż wirtualnymi modelami 3D; wszystkie (wszystkie!) powstały w rzeczywistości, a następnie zostały ożywione przy pomocy animacji poklatkowej. Inspiracją był mistrz tej techniki, Ray Harryhausen - artysta tworzący w ten sposób  efekty specjalne już od późnych lat '40 (jego ostatnim wielkim dziełem było klasyczne Starcie tytanów z 1981). Animacja poklatkowa bywała używana w medium gier wideo - sztandarowym przykładem nadal jest przygodówka Neverhood z 1996 - ale nigdy nie była to szczególnie popularna technika;  przygotowanie modeli, pozowanie ich oraz wykonywanie tysięcy zdjęć to mrówcza, mozolna praca. Krótko mówiąc - współcześnie potrzeba do tego pasji, a Jack King-Spooner miał jej na kopy!

Tak wygląda Szkocja.

Ale kim właściwie jest Judero (z akcentem na pierwszą sylabę, JU-dero)? Nie, bynajmniej nie zawodnikiem judo! Judero to rudobrody wędrowiec, szaman, wojownik i kochanek; to bohater ludowy, który - odziany w przepaskę na biodrach, z drewnianą laską w dłoni - przemierza szkockie pogranicze. Wszyscy znają Judero; aye, Judero! woła na jego widok staruszka karmiąca w wiosce kury; Judero! witają go olbrzymy, smoki czy sama królowa Mab. He's just a cool guy like that.

Wszyscy kiedyś byliśmy, przyjacielu!

Jaki cel mu przyświeca? Ano Judero pragnie zaprowadzić na pograniczu pokój i harmonię, pragnie dbać o głębiny kolektywnej świadomości. Będzie to osiągał tłukąc swoim kijem rozmaitych niegodziwców oraz korzystając z (dostępnej od samego początku) mocy szamańskiej astralnej projekcji oraz opętywania pomniejszych stworzeń. Judero może - w ciele skromnego żuka - wpełznąć w niedostępne miejsca; może - w formie ducha żywiołów - spalić zagradzające drogę chaszcze plując ogniem. Judero może wezwać małe tornado dosłownie tańcząc pole dance na swym kiju; może posłać na wrogów mewę, która będzie mu wierna niczym witch's familiar.

Pajęczyna to dla żuka nie przeszkoda! Niebieskie zakłócenia wizualne to nie bug; w ten właśnie sposób widzimy, że żuk jest akurat opętany duchem Judero.

Wszystko brzmi to szalenie efektownie, ale styl animacji poklatkowej skutecznie spuszcza z jego przygód wszelkie zadęcie. Postacie to przerobione action figures upolowane na szrocie; potwory zostały ulepione z gliny oraz klasycznego green stuff; wnętrza budynków stworzone są z malowanych wycinanek. Wiele projektów nawiguje od sztuki naiwnej do turpizmu - oczy postaci rozlewają się oraz spływają na policzki, pozbawione żuchw gęby wiszą u samej brody, sylwetki są nieforemne i pozbawione symetrii. Judero tańczy na linii pomiędzy humorem i horrorem, świadomie bawiąc się raz jednym, raz drugim; gliniane modele czynią żarty zabawniejszymi (jak mówi stara reguła, wszystko jest zabawniejsze z muppetami), a grozę straszniejszą (nieludzkie lalki to przecież sprawdzony topos horroru).

Judero ratuje małe dziecko z ciemnego lasu!

Gra ustawia nastrój już w pierwszych scenach, kiedy Judero konwersuje z królową Mab... która przyjęła postać różowego, puchatego króliczka latającego na chmurce i komunikującego się słodziutkim głosikiem. Ta kwasowa (?) halucynacja (??) wykracza jednak poza sferę śmichów-chichów; to smutna, doniosła scena rozstania, napisana na poważnie: z żalem za wspólną historią oraz zapewne daremnym pragnieniem ponownego spotkania. W Judero nigdy nie wiesz, na czym stoisz, a zmiana narracyjnych biegów potrafi przepięknie szarpnąć z zaskoczenia!

Dosłownie pierwsze sceny! Na to właśnie się piszecie; gra nie robi sekretu ze swego charakteru.

Podobnie ma się sprawa ze stroną mechaniczną rozgrywki. Podobnie jak w warstwie artystycznej, mamy do czynienia z projektem naiwnym, prymitywistycznym; Judero ucieka przed toczącymi się kamiennymi kulami oraz zbiera monety jak, nie przymierzając, Crash Bandicoot. Is the game screwing with me? to pytanie, które zadawałem sobie nieraz i odpowiedzią było zwykle donośne "jeszcze jak!". Możemy kupować nowe ruchy bojowe, które ostatecznie są stuprocentowo zbędne; penetrujemy mapy i znajdujemy bezużyteczne sekrety. Moim ulubionym momentem było żeglowanie po szkockich morzach i przybicie do wysepki, na której znajdowała się... jedna wirująca w jej centrum moneta. Is the game screwing with me? Mam przycumować i zejść na ląd po jedną monetę? OK, I'll bite!

Przynajmniej zagrożenia są ładnie oznaczone! Szkocja to jednak porządny kraj.

Kiedy podniosłem samotną monetę - pojawił się szlak kolejnych, którym mogłem przebiec jak wspomniany Crash Bandicoot. Gdy udało mi się zebrać wszystkie, na wysepce pojawił się kufer, z którego po otwarciu... wypadło kilka kolejnych monet. What was the point of that? Czy chodziło o zabawienie się kosztem gracza i przegonienie go jak barana po polu, wykorzystując narracyjne konwencje z innych gier (monety trzeba zbierać, oznaczają ścieżkę)? Czy był to komentarz na temat znaczenia dóbr materialnych, skoro monety szybko przestają wnosić cokolwiek do gry?

Kiedy jednak o tym głębiej pomyśleć, to Szkocja jest w sumie dosyć dziwna.

Na poziom wyżej wynoszą to okazjonalne minigierki, które odblokowujemy poświęcając opętane stworzenia w magicznych kręgach. Gramy w nie tylko raz, no replays, no restarts; są zawsze na czas, a zasady nigdy nie są wyjaśniane. Po mniej więcej minucie otrzymujemy nic nieznaczący wynik punktowy, któremu towarzyszą zdobyte abstrakcyjne fanty - Judero może wzbogacić się na przykład w czternaście funtów tłuszczu lub twardą skórę przeciw przekleństwom (nie curses, a swear words). Nie ma to absolutnie żadnego wpływu na rozgrywkę i po raz kolejny zostajemy z centralnym pytaniem Judero - is the game screwing with me? O co właściwie chodziło, co twórca chciał powiedzieć? Czy to tylko smarowanie coraz grubiej nastroju dziwności, czy może komentarz dotyczący miałkich, banalnych wypełniaczy w branży gier?

A komentarza jest tu sporo; gdy Judero szuka klasycznych celtyckich reliktów, napotykane maszkary omawiają ich symbolikę.

Jak można zinterpretować motyw magicznego miecza w kontekście symboliki żywiołów lub cyklu życia? Excalibur oraz Master Sword z Zeldy są ustawione na jednej półce, podkreślając ujęcie gier wideo jako współczesnych legend. Judero zachęca nawet do interpretacji samej siebie; jakie figury obecne są w tej historii?, pyta jedna z napotkanych postaci, sprawdzając naszą uwagę i wchodząc zabawnie w rolę wykładowcy literaturoznawstwa. To wszystko osobliwe i wielowarstwowe, lecz nie wpada w pułapkę pretensjonalności: Judero nigdy nie popada w ten nieciekawy artystyczny samozachwyt. 

Z poziomu gry możemy obejrzeć nawet krótki film dokumentalny przedstawiający proces twórczy autora; "sometimes I just mess about and see what comes out" wydaje się być centralną filozofią! 

Jack King-Spooner messes about nie tylko z gliną, farbą oraz koślawymi figurkami, lecz również z tradycjami rodzimej Szkocji. Judero spotka na swej drodze postacie z baśni, folkloru oraz autentycznej historii (jak Bessie Dunlop, spalona za czary w Edynburgu w 1576); za tło muzyczne robią szkockie ballady oraz przyśpiewki, choć część muzyki w magicznych krainach brzmi niemal jak... eksperymentalny Jethro Tull, co jest na dobrą sprawę doskonałym odwołaniem! Gdy Judero będzie musiał przegonić ze szkockich ziem nieco zaczepnych Anglików (oczywiście), ich przywódcą okazuje się być baśniowy olbrzym Galigantus:   

A tak, MISSING PAGE; w trakcie gry zbieramy strony bestiariusza!

Im więcej o tym myśleć, tym bardziej dostrzegalne są kolejne autorskie skojarzenia. Bo czy nie jest sensowne, że potężniejszy kraj reprezentowany jest przez olbrzyma? Koniec końców - drobny spoiler - olbrzyma tego nie można nawet zabić, a trzeba szamańskim sprytem wymóc na nim uznanie lokalnej autonomii... i kto wie, być może nawet uda się z nim dogadać? Patrzyłem na to przez pryzmat własnej kaszubskiej tożsamości, zastawiając się, jak wyglądałby kaszubski Judero - taki reprezentujący relacje kaszubsko-polsko-niemieckie, powiedzmy. Kto wystąpiłby jako odpowiednik najeźdźczych łotrów, Men from Carlisle?

Każdego nowego przeciwnika wprowadza cudnej urody animowana scenka! Carlisle, by przypomnieć, to angielskie miasto na pograniczu ze Szkocją; bywało w swej historii wojskową bazą wypadową oraz więzieniem dla szkockich osobistości. Judero nie ma miłości dla mężów z Carlisle; narracja bardziej gardzi chyba tylko potwornymi Fomorianami.

Jak wspomniałem: są w tym wszystkim warstwy realnego znaczenia, ale gra jest nieodmiennie komiczna - koślawi Men from Carlisle umieją mamrotać tylko jedno słowo (CARLISLE! CARLISLE!), zaś goły szkocki szaman Judero tłucze ich kijem i zbiera wypadające z nich gliniane serca oraz monety.  Mam wrażenie, że twórca gry miał po prostu czas na wymyślanie tematów oraz skojarzeń podczas lepienia, pozowania oraz fotografowania figurek - w Judero króluje absurd, ale bynajmniej nie chaos.

To właśnie moja rola w życiu; znajomi potwierdzą!

Dokąd, wędrując tajemniczymi ścieżkami szamana, dotrze Judero na naszej komputerowej liście przebojów?

Dosłownie pierwszą z zalet, którymi szczyci się Judero w swojej stronie na Steamie, jest "fast and fluid combat". Jest to kłamstwo grubymi nićmi szyte, albo - by powtórzyć frazę, która towarzyszy nam dziś od początku - the game screwing with you (mam nadzieję, że mała gra niezależna wypisująca o sobie klasyczne dla tytułów AAA peany to żart wystarczająco czytelny, by w recenzjach nie zlecieli się "oszukani" klienci). W istocie gra jest technicznie dosyć marna: poklatkowa animacja postaci sprawia, że strefy uderzeń są niejasne; łatwo o nieskończone pętle ciosów; obszary pocięte są niewidzialnymi murami, zdarzy się też, że gra zatrzyma się na chwilę z ekranem LOADING jak trzydzieści lat temu, chociaż obszary są bardzo skromne. Muzyka jest świetna i nastrojowa, ale właśnie podczas ładowania potrafi się rwać i trzeszczeć; zagadki oparte na fizyce przedmiotów są chybotliwe i nieprecyzyjne - i tak dalej, i tak dalej. Jako gra - Judero jest co najwyżej funkcjonalna.

Prawdziwy szaman umie tańczyć pole dance!

Ale to przecież więcej niż gra; to dzieło pasji, studenckie notatki z etnografii upstrzone na marginesach głupawymi studenckimi bazgrołami. Nie podoba ci się? Trudno, Judero się dla ciebie nie zmieni; to bezkompromisowy projekt robiący swoje i nie oglądający się na nic. Wiele elementów, szczególnie technicznych, jest szorstkich - ale zbudowany nastrój okazuje się soczysty i wyjątkowy!

Moim pierwszym punktem orientacyjnym jest więc Where the Water Tastes Like Wine - gra pod wieloma względami dziwnie bliźniacza, również folkowa opowieść z technicznymi problemami. Problemy Judero nie są jednak aż tak tragiczne, nasz szaman wspina się więc wyżej... ale tylko o jedno oczko, na pozycję dwudziestą czwartą! Gdyby gra była mechanicznie ciekawsza, moglibyśmy pewnie pójść jeszcze wyżej - ale elementy rozgrywkowe w Judero to wyłącznie pretekst, wehikuł służący stopniowemu podawaniu fragmentów tekstu, muzyki, aktorstwa głosowego oraz animacji.

Po całym tekście pochwał może wam się wydawać, że miejsce 24. to nisko, lecz pamiętajcie - już sama obecność na liście to nobilitacja! Przez 4 i pół godziny (tyle zabrało mi przejście gry) bawiłem się świetnie; Judero is short and sweet, kończąc się w odpowiednim momencie, by zostawić dobre wrażenie. Aktualna cena około 60 zł to dosyć sporo, ale nie czuję się stratny - bez wahania dałbym tyle za, przykładowo, artystycznie interesujący komiks... a Judero zdecydowanie jest pamiętnym dziełem!

To gra o Szkocji, gra o grach wideo, gra o... no właśnie; kto wie, co *wam* objawi szaman Judero?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz