piątek, 18 lipca 2025

Power Girl: Power Trip

Przy okazji jednego z ostatnich sezonów animowanej Harley Quinn część fandomu Nightwinga była zniesmaczona komediowym zredukowaniem go do jednej cechy - a mianowicie tego, że ma fenomenalny tyłek (co jest zresztą żartem uświęconym wieloletnią tradycją). Na to z letargu obudził się fandom Power Girl, mruknął kids, you know nothing about a character being reduced to their body i przewrócił się na drugi bok chrapać dalej (tak, jestem częścią tego fandomu).

Dzisiaj weźmiemy na warsztat świetną serię Power Girl: Power Trip!  

Piszę "serię", gdyż dostępne aktualnie na rynku wydanie zbiorcze zawiera zeszyty oryginalnie ukazujące się co miesiąc od 2007.

Zacznijmy od poruszonej już powyżej kwestii oczywistej:

"I suggest getting one."

W szerokiej percepcji pierwsze skojarzenie z Power Girl to przeważnie "biust", którym kuzynka Supermana wyróżnia się nawet na tle innych - i tak przecież często obficie rysowanych - superbohaterek. Co czytasz?, spytała mnie ostatnio żona, a gdy usłyszała odpowiedź - natychmiast się ucieszyła: ooo, Boobs Girl! Co tam u niej? Ano właśnie w ostatnich latach nie za dużo, gdyż czasami pojawia się seria na tyle udana i definiująca dla postaci, że aż trudno po niej przejąć pałeczkę (na dobrą sprawę Power Girl otrzymała ponownie solowy tytuł dopiero w 2023). Taka właśnie była Power Girl autorstwa Amandy Conner oraz Jimmy'ego Palmiottiego! Niemal dwadzieścia lat po premierze nadal jest to, moim zdaniem, definitywny obraz Power Girl - w ten sam sposób, w jaki Fraction i Aja stworzyli wersję Hawkeye'a, którą mogę tylko określić jako the Hawkeye.

It's cute and clever; it's both humorous and respectful to the character; but above all, it's really fun.  

Wejście naszej bohaterki - pamiętam, że w 2007 złe roboty z pierwszego numeru budziły skojarzenia z komputerowym BioShockiem (komiks ukazał się miesiąc wcześniej niż gra, ale jedno i drugie potrzebuje dłuższego procesu twórczego, więc to raczej przypadkowa zbieżność).

Kim właściwie jest Power Girl? Zazwyczaj jest to alternatywna wersja Supergirl z równoległego świata; również kuzynka Supermana, ale - pomimo girl w przydomku - już zdecydowanie woman: starsza, dojrzalsza i pewniejsza siebie. Komiksowa continuity jest oczywiście bardzo płynna, ale miejsce pochodzenia naszej bohaterki - Earth-2 - to tradycyjnie pierwsza z alternatywnych Ziem oraz miejsce wydarzeń klasycznych komiksów z Golden Age. Superbohaterowie istnieli wystarczająco wcześnie, by walczyć w trakcie drugiej wojny światowej,  a Superman miał już skronie przyprószone siwizną i nosił imię Kal-L - w kontraście do Kal-Ela z "naszej" rzeczywistości.

W 1986 miało miejsce znaczące przetasowanie realiów DC: Crisis on Infinite Earths, komiks będący wzorcem dla całej linii późniejszych publikowanych zarówno przez DC, jak i przez Marvela "multiwersalnych kryzysów", w których zderzają się oraz giną całe światy. W rezultacie dramatycznych wydarzeń Earth-2 przestała istnieć i tylko garstce osób udało się z niej ocaleć; jedną z nich była właśnie Power Girl.

...ale czy na pewno?

Od tego właśnie pytania rozpoczyna się Power Trip - pierwsze zeszyty w wydaniu zbiorczym to JSA Classified #1-4; to one dały zresztą tytuł tomowi. Scenarzystą tej opublikowanej w 2005 rozbiegówki był Geoff Johns, architekt całej ery wydawnictwa - i, jak na architekta przystało, podjął się niewdzięcznego zadania usystematyzowania historii naszej bohaterki.

Ktoś jednak musiał to zrobić!

Na przestrzeni lat Power Girl obrosła bowiem bagażem: w pewnym momencie miała być nie Kryptonianką, a rzuconą przez czas wnuczką arcymaga z Atlantydy, Ariona. A może jeszcze inaczej? Inkarnacja Legionu Superbohaterów z lat '90 - nieformalnie tzw. Archie Legion, od stylu graficznego przypominającego komiksy z nastolatkami z Riverdale - nie mogła akurat wykorzystać Supergirl; jej miejsce wypełniono więc podobną (lecz wcześniej niewidzianą) kosmiczną blond-bohaterką o imieniu Andromeda. Czyżby zatem Power Girl miała być właśnie Andromedą z przyszłości? Sugeruje to pojawiający się u Johnsa Legion...

...nie do końca!

W uroczym metanarracyjnym zabiegu Geoff Johns pokazuje kompletne skonfundowanie głównej bohaterki sprzecznymi, wykluczającymi się biografiami - by w końcu zdradzić, że całe zamieszanie było (jakżeby inaczej!) dziełem superłotra, który mieszając jej w głowie próbował doprowadzić ją do szaleństwa.

Owszem, po prawej widzimy też pragnący zawłaszczyć Power Girl złowieszczy Crime Syndicate z Ziemi-3. Powiedzcie - jak tu zachować zdrowe zmysły przy tylu równoległych wersjach własnego życia? 

Johns rozcina ten węzeł gordyjski w najbardziej klasycznie komiksowy sposób: Power Girl daje superzłoczyńcy w ryja, wszelkie iluzje rozpływają się na wietrze i zostajemy z jedną ugruntowaną wersją: Power Girl jest definitywnie Kryptonianką z Ziemi-2, kuzynką Supermana.

Nim przejdziemy do głównego dania - czyli serii Conner i Palmiottiego - skupmy się na jeszcze jednej scenie z JSA Classified: tej, w której Power Girl rozmawia z kuzynem na temat swojego boob window.

"I wanted to have a symbol like you (...) close the hole (...) but I haven't."

Cóż powiedzieć - Geoff Johns trochę się tu zagalopował w dokładaniu modnej wówczas "nowoczesnej reinterpretacji", i obecnie scena ta jest przywoływana raczej jako przykład kompletnie niepotrzebnej i nieprzekonującej racjonalizacji (co tu kryć, nawet w 2005 jej odbiór był podobny).

Obecność czterech zeszytów JSA Classified w tym tomie to historycznie zrozumiała rzecz - jak pisałem, stanowiły one test run przed solową serią, były rysowane przez jej późniejszą artystkę oraz ugruntowywały historię postaci. Z drugiej strony - Power Girl pod piórem Geoffa Johnsa jest nietypowo przybita, zdezorientowana oraz płaczliwa; spójrzcie tylko na jej mimikę w powyższych panelach! Na pewnym poziomie to zrozumiałe: przechodzi właśnie przez prywatny kryzys tożsamości oraz jest atakowana na pełnym gazie przez empatyczne, halucynogenne moce superłotra; trudno w takich warunkach zachować emocjonalną stabilność.

Ale - wraz z ostatnimi stronami tej fabuły - dog days are over. Power Girl po raz pierwszy od dawna czuje się swoją własną osobą i jest gotowa do ruszenia na podbój świata... a jest przecież co podbijać, gdyż jej cały oryginalny świat odszedł w niebyt! Jest imigrantką w dwójnasób - z Kryptona oraz z alternatywnego wszechświata - nie powinna więc dziwić symbolika finałowej strony:   

Geoff Johns nie jest tu szczególnie subtelny w metaforyce, ale pomyślcie - dwadzieścia lat później i tak nadal mamy ludzi zdziwionych, że historia postaci przybywających z planety Krypton do Stanów ma proimigrancką wymowę. 

Od tego momentu - czyli od zeszytu Power Girl #1 z 2007 - jedziemy już na pełnych obrotach! Rysowniczką jest Amanda Conner, która wnosi na łamy barwny, dynamiczny cartoony style pełen ekspresyjnej mimiki oraz wybuchowych scen akcji; za scenariusz odpowiada zaś jej mąż - Jimmy Palmiotti - oraz jego stały współpracownik, Justin Gray. Jak to często bywa w przypadku komiksowych sukcesów, zespół ten nie jest dziełem przypadku, to nie machinalne "kto jest akurat dostępny do projektu" - these guys actually like each other (to the point of being spouses), są stałą i dotartą ekipą. 

Jedna z pierwszych przygód: Ultra-Humanite, stary wróg JSA, znowu mąci i próbuje przeszczepić swój mózg w coraz potężniejsze ciała; przeszczep z wielkiego goryla do ciała Kryptonianki byłby krokiem milowym! 

Już od tej pierwszej przygody widać, że Conner i Palmiotti (oraz Gray - pamiętam o nim, nie chcę po prostu za każdym razem wymieniać trzech nazwisk!) nawet w pozornie awanturniczej fabule przemycają sporo ciekawych tematycznie kwestii. To przecież historia dotycząca na wskroś body issues; ciało Power Girl jest tu dosłownym obiektem pożądania dla superłotra, który planuje się do niego chirurgicznie przesiąść. Z jednej strony - kwestia fizycznej atrakcyjności jest dla Ultra-Humanite'a drugorzędna, zależy mu bardziej na kryptoniańskich supermocach; z drugiej - jego porażka jest (jak widzimy w kadrach powyżej) konsekwencją stereotypowego, opartego na kulturowych schematach myślenia: she's not a dumb blonde horror victim, she's a clever, kickass lady.

Samo w sobie nie jest to może rewolucyjne, ale wysyła już istotny sygnał: seria opowiadająca o przygodach "Boobs Girl" nie będzie uciekać od kwestii fizyczności, płciowości, seksualności. Zamiast zamiatania kwestii pod dywan (czy wypada mieć taką bohaterkę?), Conner i Palmiotti stawiają raczej pytanie: jak to jest żyć jako jeden z symboli seksu w uniwersum DC, co na to sama główna zainteresowana? To ważne, że na pytania te odpowiada nie jakiś ledwo wypuszczony ze studiów horny scriptwriter, a małżeński duet; odpowiedzi podawane są z klasą, a Power Girl - sex icon or not - stale wydaje się pełnokrwistą, pełną charakteru osobą.

Jak każe superbohaterski obyczaj, Power Girl ma cywilne alter ego - ubraną w spodnie i garsonkę Karen Starr, dyrektorkę firmy technologicznej. To, czego nie zdoła zrobić w kostiumie - jak na przykład wysiłki na rzecz ekologii - stara się urzeczywistnić na tym froncie, wprowadzając w życie pomysły Erica Drexlera (całkiem realnego inżyniera, który spopularyzował terminy "nanotechnologia" czy grey goo).  

"I can overlook his staring at my chest. It's something I had to get used to a long time ago."

Takie właśnie są codzienne interakcje społeczne Power Girl; nawet dobremu chłopcu Jimmy'emu Olsenowi w końcu oczko wędruje w dół. Jak to Kryptonianka, Power Girl podchodzi do tego z humorem oraz dobroduszną rezygnacją... ale jednak nie z biernością! Tutaj widzimy palec podnoszący stanowczo podbródek pracownika; na jednym z wcześniejszych paneli - przypomnienie ...eyes up here. How about "thank you for saving my life"? Czy jest uprzedmiatawiana przez otoczenie? Jest, ale należy tu poruszyć dwie kwestie:

  • Power Girl - power fantasy w końcu w pewnym stopniu będąc - zawsze jest in control. Bez obaw reaguje i adekwatnie odpowiada na te wszystkie wędrujące oczka, nie traci samokontroli, ma zawsze pod ręką zabawną, wychowawczą ripostę;
  • pokazanie, że to uprzedmiatawianie i postrzeganie przez pryzmat fizyczności nie jest wyłącznie domeną ulicznych oblechów czy jednowymiarowych superłotrów; wędrujące oczka okazjonalnie zdarzają się również naprawdę równym, sympatycznym facetom (oraz niektórym paniom, żeby nie było) i samo w sobie trudno to traktować jako wyznacznik charakteru.  

W tym drugim punkcie nie chodzi o hurtowe usprawiedliwianie podobnych zachowań - raczej o ukazanie, jak męczące może być stykanie się z podobnymi małymi przejawami seksizmu na co dzień. Czy ich istnienie to jeden z faktów życia? Tak, i czasem trzeba kryptoniańskiej cierpliwości oraz samokontroli, by nie zjechać jednego kolesia za przewiny kilku poprzednich. Conner i Palmiotti mogli łatwo stoczyć się banał i w zerojedynkowej kliszy wiązać seksizm wyłącznie z czarnymi charakterami, ale świat jest przecież, stety lub niestety, bardziej skomplikowany. 

Czyli co?, może ktoś tu zapytać; ciężar reakcji i zachowania decorum ma być wciąż na kobiecie? Absolutnie nie; problemowe sytuacje inicjuje przecież przełamanie tego decorum przez osobę, która zaczyna gapić się na cudzy biust - to na jej konto należy zapisać porażkę w zachowaniu. Power Girl oferuje po prostu rozmaite metody satysfakcjonującej reakcji, sugerując, kiedy wystarczy prztyczek w nos... a kiedy lufa w ryj.

Całość jest też w klarowny sposób dialogiem z czytelnikiem. Czy kupiłeś nasz komiks dla biustu Power Girl? Jeśli tak, masz tu prztyczka w nos i ogarnij się - zobacz, jaka to fajna bohaterka z całkiem innych powodów; nie sprowadzaj jej wyłącznie do tego. Weźmy na przykład poniższą sekwencję, w której - standardowa superbohaterska fabuła #17 - ktoś robi zdjęcia Power Girl, by szantażować ją wiedzą o podwójnej tożsamości:  

Dwuznaczne "perfect": szantażysta widzący dobre ujęcie, oblech zwracający uwagę na niezły biust, jedno i drugie?

W przypadku Supermana czy Batmana identyczna scena miałaby jednak inną wymowę: tutaj dochodzi kwestia kulturowej seksualizacji kobiecego ciała, kontroli nad własnym wizerunkiem (w postaci zdjęć czy filmów), związanych z tym wojerystycznych wręcz emocji. Conner i Palmiotti po raz kolejny stawiają pytanie: kto, de facto, patrzy tutaj przez soczewkę podglądackiego aparatu?

"Ale to oni - jako zespół kreatywny - postawili mnie w tej sytuacji, proszę mi tu nic nie wmawiać!", może ktoś zaprotestować, na co moim zdaniem odpowiedź jest dość prosta: ale czy sięgając po komiks z Power Girl nie chcesz być w takiej sytuacji? Czym różni się patrzenie na kadr z dorysowaną soczewką aparatu od patrzenia na dowolny inny kadr? Rzecz jasna, koniec końców Power Girl nie jest prawdziwą osobą, której prywatność moglibyśmy w jakiś sposób naruszyć, ale chodzi o postawienie pewnych pytań związanych z patrzeniem na osoby całkiem już realne; być może nawet uwrażliwieniem nas na kwestie autonomii i prywatności.

Jaką jeszcze standardową superbohaterską fabułę - ale z odpowiednim twistem - mogłaby realizować podobna seria? Oczywiście taką o niechcianym natrętnym zalotniku! W Power Girl rolę tę odgrywa komiczny macho-man Vartox, czempion planety, która padła niestety ofiarą "bomby antykoncepcyjnej" i jej populacja wymrze w jednym pokoleniu. Jedyna nadzieja w tym, że jakaś super-lady pomogłaby Vartoxowi w repopulacji:

Vartox mówi o sobie w trzeciej osobie; that's how Vartox rolls!

O dziwo, Vartox nie powstał wcale na potrzeby humorystycznej Power Girl! Jego historia sięga aż roku 1974 i nie będzie raczej zaskoczeniem - czerwone majtki, buty do połowy uda i potężny wąs - że stojącą za nim inspiracją był sam Sean Connery z filmu Zardoz

Zapytany o podobieństwa Cary Bates - scenarzysta - niczego się nie wypierał: "absolutely, I remember giving Curt a bunch of Zardoz stills as swipes".

Vartox planuje zrobić wrażenie na Power Girl przy pomocy macho posturing: pokonując potwora, którego sam sprowadził na Ziemię. Oczywiście, wynikają komplikacje, a Power Girl nie jest szczególnie pod wrażeniem amanta - i pod piórami wielu innych scenarzystów fabuła skończyłaby się tym, że w ryja dostaje najpierw potwór, potem Vartox; kurtyna.

Conner i Palmiotti znowu nie zatrzymują się na najbanalniejszym poziomie. Gdy poskrobać głębiej, okazuje się, że bucowaty początkowo Vartox naprawdę ma na sercu dobro będącego pod jego opieką społeczeństwa - i jest to okazja do dyskusji o różnych twarzach męskości. Godna podziwu męskość to nie chojraczenie z owłosioną klatą, nie aroganckie podrywy, nie nawalanie się na pięści; to troska o innych, odwaga przyznania się do błędu, zaufanie związane z odsłonięciem szczerych emocji.

A więc nawet Vartox w kosmicznych slipach pokazuje, że nie jest jednowymiarowym ćwokiem, zaś Power Girl daje się nieco ugłaskać i nie zostawi przecież planety w potrzebie; they go on a kinda-sorta apology date...

...co - jak widać po kipiących już garach - jest okazją do klasycznej randkowej komedii. Z "repopulacją" planety w potrzebie wiąże się zaś humorystyczne rozwiązanie, którego może tutaj zdradzać nie będę!

Tak czy inaczej, po nocy pełnej wrażeń (najróżniejszego rodzaju!) nasza bohaterka wraca w domowe pielesze:

...gdzie czeka na nią proza życia!

Superbohaterskie przygody są zabawne i one same wystarczyłyby, by tę serię mi sprzedać - ale tym, dzięki czemu ją uwielbiam są wszystkie te scenki obyczajowe. Jak pisałem już kiedyś w tekście dotyczącym Spider-Woman,

Kiedy siedzi się już w tych historiach latami, to więcej radości przynosi nie She-Hulk w super scenie akcji, w której nokautuje łotra numeru, ale She-Hulk odwiedzająca przyjaciółkę z paką pieluch w prezencie. Nie Captain Marvel ścigająca się z wrogim kosmicznym myśliwcem czy dowodząca stacją orbitalną podczas kryzysu, ale Captain Marvel pozwalająca sobie na założenie makijażu na macierzyńską imprezę i wykorzystująca moce latania, by porozwieszać dekoracyjne sznury lampek. Oglądanie wszystkich tych postaci w codziennym życiu jest tym zabawniejsze, że znamy je z ich kinda silly heroicznych inkarnacji; a z drugiej strony, przygody tych bohaterskich, action-oriented osobowości stają się bardziej emocjonujące dzięki temu, że znamy taką Spider-Woman również jako niewyspaną i tonącą w pieluchach Jessicę Drew. I właśnie ta dychotomia, ta symbioza obu narracji sprawia, że superhero stories can be so much fun.  

Conner i Palmiotti wiedzą o tym doskonale i dają nam sekwencje jak ta poniżej:

Kot wystawiający się do ciebie tyłkiem - cieszący autentyzmem koci klasyk; mina Power Girl - cieszący autentyzmem klasyk właścicielki kota.

Czy pod pewnymi względami jest to titllating shower sequence? Zapewne, lecz podobnie jak w przypadku podobnych sekwencji w Dazzler - pełni ona narracyjnie większą rolę. To świetne odzwierciedlenie podwójnego życia, kontrapunkt wobec superbohaterskiego glamour; od czasu do czasu trzeba umyć zęby, ogolić nogi (wykorzystując heat vision) i powąchać koci tyłek. Takie jest życie, a przyziemne, intymne sceny doskonale budują przywiązanie do postaci. Zwróćmy też uwagę, że pomimo intymności - brak tu mocnej seksualizacji, tych wspomnianych wcześniej podglądackich emocji. Kiedy Power Girl bierze prysznic, kadr pokazuje uśmiechniętą twarz, nie seksowną sylwetkę; później widać raptem kawałek gołej nogi, jak w najbardziej niewinnym burleskowym show z lat '50.

Ubawiła mnie mina skonfrontowanej z kocimi zapachami Power Girl i muszę podkreślić: cała seria jest absolutnie pełna doskonałych komediowych rysunków. Power Girl bierze pod swoją pieczę Atlee, młodą superbohaterkę znaną jako Terra (nie Terra z Teen Titans oraz Judas Contract, to zupełnie inna postać) - a ponieważ Terra pochodzi z fantastycznego podziemnego królestwa, wprowadzanie jej w arkana codziennego życia na powierzchni to humorystyczna kopalnia złota. Trudno pod kątem mimiki przebić na przykład scenę, w której Power Girl i Atlee udają się do kina na pierwszy horror młodej bohaterki: 

Tyle kreskówkowego dynamizmu! Power Girl jest fanką horrorów, dla Atlee to dopiero smak nabyty.

Atlee to po prostu sama radość. Jako nauczyciel jestem zawsze fanem komiksowych relacji mentorskich - szczególnie takich, w których obie strony uczą się od siebie nawzajem; tak podobało mi się w to serii Hawkeye, gdzie relacja Clinta i Kate jest intrygująco złożona, i tak też podoba mi się to tutaj. Generalnie Atlee jest w Nowym Jorku komediową fish out water... ale jest też po prostu bystrą dziewczyną:

Cóż mogę dodać? Słuchanie z szacunkiem uczniów i uczennic to klucz do bycia dobrym nauczycielem lub nauczycielką!

A co do shopping oraz humorystycznych talentów Amandy Conner: nacieszmy się wspólną wyprawą bohaterek do znanego sklepu meblowego IKEA ӒIDIJA... 

...oraz mnogością zabawnych detali! Amanda Conner już wcześniej była uznaną twórczynią, ale to właśnie Power Girl ugruntowała jej reputację jako topowej humorystycznej rysowniczki. Później pod jej pieczę oddano na przykład miesięcznik z Harley Quinn!

Innym źródłem humoru w Power Girl są metanarracyjne mrugnięcia okiem. Spójrzmy na przykład, jak Atlee porównuje konwencjonalną strukturę komedii romantycznej oraz superbohaterskiego magazynu:  

Oczywiście, Atlee! Od dekad powtarzam, że komiksy superbohaterskie to po prostu soap opera z kolorowymi kostiumami.

Podobne obserwacje padają zarówno z ust bohaterek, jak i postaci negatywnych. Oto na przykład Satana (on the nose naming nie dziwi, gdyż to kolejna postać wygrzebana z mroków komiksowej historii, tym razem aż z 1940) ma kilka słów do powiedzenia odnośnie superbohaterskich pseudonimów:

Cięta riposta na miarę wujka Staszka! Hej, Atlee dopiero się uczy.

Na analizie humoru w Power Girl mógłbym spędzić tu pół dnia: nad sekwencją związaną z nazywaniem kota ("Stinky it is", brzmi puenta, co bawi mnie za każdym razem, gdy moja żona - idąc tokiem myślowym Power Girl - czule nazywa naszego kota Smrodkiem); nad parodystycznym trailerem, który Power Girl i Atlee oglądają w kinie (to okazja to bliskiego nam również i dziś "I hate when they give entire movie away in the trailer!" oraz jednocześnie zgrywy z komiksowych "wielkich wydarzeń"); w końcu nad prostym humorem a'la Austin Powers, gdy nasza bohaterka jest już w przypadkowym negliżu, ale strategicznie umiejscowiony pęk warzyw keeps it PG-13.

Conner i Palmiotti odnoszą w Power Girl ogromny sukces: biorą koncept, który łatwo byłoby zredukować do a sexy lady punches things i wypełniają go humorem, witalnością oraz charakterem. Przygody Power Girl są tematycznie konsekwentne i często dotyczą kwestii kobiecości, seksualności oraz feminizmu - robiąc to wszystko w elegancki, dowcipny, zniuansowany sposób i nie staczając się w rewiry dydaktycznej pogadanki. Godna podziwu męskość - jak ukazano w przypadku wąsatego Vartoxa - to nie macho posturing, ale to samo jest przecież prawdziwe względem kobiecości: Power Girl nie jest zaprezentowana jako role model tylko dlatego, że potrafi dać łotrowi w mordę. Jak to Kryptonianka, idzie o krok dalej - i wyciąga pomocną dłoń nawet w stronę przeciwników; dba o swoją wychowankę oraz kota, stara się prowadzić satysfakcjonujące życie, ma swoje hobby.

Krótko mówiąc - jest bardzo sympatyczną, łatwą do polubienia osobą; much more than just a set of boobs.  

Jednym z hobby Power Girl jest zbieranie śnieżnych kul z miejskimi panoramami - i po raz kolejny widać tu kilka warstw autorskiej świadomości. Pozornie to prosty żart - "oczywiście, że z Power Girl kojarzą się kuliste obiekty" - na głębszym zaś poziomie to reprezentacja nostalgii za utraconym domem; pamiętajmy, jaką rolę w kryptoniańskiej mitologii pełni zamknięte w butelce miasto Kandor.

Zespół Conner/Palmiotti mógł niestety poświęcić projektowi tylko rok - tych dwanaście numerów zawiera jednak więcej charakteru i treści niż niejedna wieloletnia seria. Power Girl była bezpośrednio kontynuowana numerami #13-27, ale nowy scenarzysta (Judd Winick) uznał, że nie jest w stanie imitować tonu poprzedniego zespołu; w rezultacie napisał więc po prostu bardzo standardowy komiks superbohaterski skupiający się na konsekwencjach morderstwa przyjaciela z zespołu głównej bohaterki. Zeszyty Winicka nie są może obiektywnie złe, ale zmiana jakości oraz tonu od numeru #13 szarpie drastycznie i nie jestem raczej w stanie ich uczciwie polecić; brak im po prostu lekkości oraz finezji, które charakteryzowały Power Girl Conner i Palmiottiego.

A zatem... czy tom Power Girl: Power Trip to dobry punkt wejścia? Bezdyskusyjnie! Przekazuje wszystko, co trzeba wiedzieć o postaci oraz stanowi serię samodzielnych przygód.  

A do tego doczekał się całkiem niedawno reprintu!

(A jako mały bonus: odrobinkę tła historycznego postaci znajdziecie w tym wpisie na temat DC Deck Building!)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz