Pod koniec lat '70 redakcja Marvela postanowiła wycisnąć nieco dochodów z fenomenu muzyki disco. Trochę późnawo - fenomen ten już przygasał i coraz częściej słychać było, że disco is dead - ale za to ambitnie! Nowa bohaterka miała stanowić gwiazdę w stylu Donny Summer czy Glorii Gaynor i pojawiać się poza komiksami w całym projekcie multimedialnym - z filmem oraz własnymi piosenkami włącznie. Film był już ponoć na zaawansowanym etapie koncepcyjnym; główną rolę zagrać miała w nim Bo Derek... ale cały projekt jakoś się posypał (może dziś, w epoce megakoncernów rozrywkowych, byłoby inaczej - ale skoordynowanie wysiłków wydawnictwa komiksowego, studia filmowego oraz producenta muzycznego było pod koniec lat '70 karkołomnym zadaniem).
Alison Blaire - centralna postać całego projektu - pojawiła się zatem wyłącznie na łamach komiksów. Początkowo miała nosić pseudonim Disco Queen, później - aliteracyjnie - Disco Dazzler; gdy z początku lat '80 jasne stało się, że disco is dead, została sama...
![]() |
Dazzler! |
Może więc era disco się skończyła, ale Dazzler nadal wciska się w biały kombinezon, popyla na wrotkach (roller discos were allegedly a thing) oraz nosi makijaż sceniczny a'la K.I.S.S.! Jej supermocą (Alison jest mutantką) jest konwertowanie dźwięku w światło; może dzięki temu samodzielnie zapewnić sobie estradowy light show, oślepić złoczyńcę nagłym błyskiem lub - przy odrobinie wysiłku - skupić energię w laserowym promieniu. Ważne jest jednak coś innego: jej rozpoczęta w 1981 seria to komiksowa zabawa w stanie czystym.
Jest tu wszystko, czego można oczekiwać od gatunku: superbohaterska akcja, pełna perypetii rodzinnych soap opera niczym żywcem wyjęta z Dallas czy Dynastii (nic dziwnego - seriale te to niemal dokładnie ta sama era), gościnne występy efektownych superłotrów oraz innych superbohaterek (Dazzler była pomyślana jako tytuł mający przyciągnąć również czytelniczki), a wszystko to oparte na szkielecie sprawdzonej historii: początkująca artystka robi karierę w showbiznesie, od fuch i śpiewania do kotleta aż po prestiżowe sale koncertowe. A concept like this just can't miss - and doesn't!
![]() |
Pierwszy występ Dazzler: X-Men #130, luty 1980 |
Alison idzie własną drogą - nie ma zamiaru zostać prawniczką, jak chciałby jej ojciec, ani superbohaterką, jak sugerowałby los i geny. She wants to be an artist, an entertainer - wyobraźcie sobie Petera Parkera, który nie przeszedł przez całą tę traumę z power and responsibility i, zgodnie z pierwotnymi planami, spełnia się w wrestlingowym ringu! Ale wiadomo - to Marvel, więc od czasu do czasu Alison będzie musiała wykorzystać swe moce jako coś więcej niż tylko biologiczny wizualizator Winampa.
![]() |
Dazzler nie ma tych wstępnie planowanych własnych hitów, więc seria pełna jest muzycznych ukłonów i cytatów! I tak, GO FOR IT! to catchphrase Alison. |
Zagrożeń czyha bowiem sporo; jeśli jest coś groźniejszego niż superłotrowskie knowania - są to oczywiście meandry świata showbiznesu i życie w wielkim mieście. Alison regularne mierzy się więc z konkurencyjnymi zespołami, gangsterami oraz gangsterami przebranymi za konkurencyjne zespoły:
![]() |
"These wild costumes will place the blame for our deeds... on a gang of punk rockers!" |
Dazzler jest w stanie pokonać wszystkie te zagrożenia dzięki determinacji, kieszonkowemu radyjku (które zapewnia jej mocom muzyczne paliwo) oraz wrotkom - które zawsze nosi w torebce, by w momencie zagrożenia przypiąć je do butów magnetycznymi klamrami. Nie próbujcie tego w domu!
![]() |
Możecie śmiać się z Alison, ale wrotki były na tyle modne, że przez jakiś nawet Iron Man miał wysuwane wrotki w zbroi! |
Za porcję muzycznej success story odpowiada sympatyczna supporting cast naszej bohaterki: powyżej na zegarek spogląda jej rozkochany w aliteracyjnych popisach impresario (personable and proficient protége to jeszcze nic jak na jego możliwości; najbardziej ujął mnie słówkiem pulchritudinous), zaś na panelu poniżej mamy praktycznie całą obsadę:
![]() |
Umięśniony kolega po lewej - prawa ręka menedżera - nazywa się Lancelot Steele; lepszego nazwiska dziś nie zobaczycie! |
Otrzymujemy więc regularnie trochę komediowej obyczajówki. Nie są to pod żadnym względem perły scenopisarstwa (Lance próbuje zdobyć serce sekretarki i odnosi jedną komiczną porażkę po drugiej; puszysty perkusista kapeli przejmuje się wyłącznie kolejną przerwą na kanapkę - i tak dalej), ale spełniają swoją rolę: pozwalają zarysować muzyczną karierę Alison. To cały uczciwy wątek, a nie wyłącznie detal superbohaterskiego tła. Bruce Banner, przykładowo, jest genialnym naukowcem - ale nie widujemy go szczególnie często przy pracy, gdyż pierwsze skrzypce gra przecież Hulk oraz problemy z nim związane. Gdyby z komiksowej Dazzler wyciąć superbohaterskie przygody, nadal pozostałby sympatyczny komiks o wokalistce pnącej się po szczeblach kariery z początku lat '80!
Ale superbohaterskich przygód nie brakuje, i co jedna - to lepsza. Myślicie, że jeżdżąca na wrotkach Dazzler otrzyma do sklepania jakichś zapomnianych czwartoligowców, jakieś resztki po Daredevilu? Think again! Już w pierwszym zeszycie serii jej przeciwniczką zostaje...
![]() |
Enchantress! Bogini-czarodziejka z Asgardu, pod kątem mocy - klasa wagowa Thora! |
Słuchajcie: Enchantress postanawia przejąć kontrolę nad miejscem mocy zlokalizowanym na Ziemi; miejsce mocy znajduje się oczywiście w klubie disco, w którym próbuje zatrudnić się Dazzler; obie panie przychodzą więc na przesłuchanie, a menago klubu odrzuca kandydaturę bogini-czarodziejki i zatrudnia Alison. Never have I been so humiliated, mówi Amora... i przyrzeka zemstę!
To dosłownie pierwszy numer, a potem dopiero seria - nie uciekniemy od tej frazy - odpina wrotki.
Z kim jeszcze los zetknie Alison? Może...
![]() |
...z Doktorem Doomem?! |
A gdy przychodzi co do czego, Dazzler jest w stanie wlepić dobremu Doktorowi wrestlingowy double dropkick (na wrotkach!):
![]() |
Potem losy starcia się odwracają, ale i tak: Dazzler wjechała wrotkami w Doktora Dooma i przeżyła, by o tym opowiedzieć! |
No dobra, powiecie, lepiej już nie będzie; przecież Doktor Doom to naprawdę topowy marvelowski łotr, trudny do przebicia; kto mógłby...
![]() |
GALACTUS! |
Słuchaj Galactus, może nigdy nie poszłam na te studia prawnicze, ale... Spójrzcie tylko na ten drugi panel - Alison została plus-minus porwana przez UFO, a teraz stoi tam (na wrotkach, z ręką na biodrze, z torebeczką a'la kula disco) i z wyciągniętym paluchem daje lekcję kosmicznemu bogowi pożerającemu planety.
Dazzler is freaking awesome.
Gdy Galactus teleportuje ją w końcu z powrotem na Ziemię, Alison pojawia się w mieszkaniu akurat na czas, by zaniepokojeni znajomi znaleźli ją śpiącą na kanapie. W rezultacie wszyscy oddychają z ulgą myśląc, że Alison zachlała po prostu ostatni tydzień - it's showbiz, after all - a ona nie ma zamiaru wyprowadzać ich z błędu.
A potem wracamy do plus-minus realistycznego wątku z muzyczną karierą; kobieta, która skopała Doktora Dooma i pogroziła paluchem Galactusowi nadal musi opłacić czynsz, chwyta się więc pomiędzy koncertami absolutnie każdej fuchy:
![]() |
Śpiewajacy telegram - przynajmniej jest to nadal śpiewanie! |
![]() |
Reklama burgerów - przynajmniej jest to nadal śpiewanie, nawet jeśli obok stoi creepy clown mówiący "yummm-mmm! Come and get'em, kids!" |
Pamiętacie też tę jedną scenę z Blues Brothers?
Dla przypomnienia:
Nic dziwnego, że Dazzler bawi się tu z podobną sytuacją; Blues Brothers to rok 1980, a pierwszy numer komiksu - 1981! Anyhoo, prawdziwa królowa disco żadnej sceny się nie boi:
![]() |
Chcecie dowiedzieć się więcej o Grand Ole Opry i historii muzyki country? Mam książkę w sam raz dla was! |
Ale Dazzler, pędząc na wrotkach, zostawia Blues Brothers daleko w polu; oto fabularna komplikacja związana z jej występem!
![]() |
Nie sposób nie szczerzyć się przy tej lekturze! |
Jakiej jeszcze przyprawy potrzebuje dobry komiks superbohaterski? Oczywiście: team-ups, gościnnych występów! Co powiecie na She-Hulk (wówczas jeszcze nie Sensational)?
![]() |
"Law school? I went to law school." pffffhahaha |
A może wolicie Spider-Woman...
![]() |
...która - w klasycznej dla gatunku śmiertelnej pułapce - zmuszona jest do wycia Sinatry, by naładować moce Alison? |
A może Fantastyczną Czwórkę, z Benem Grimmem szalejącym na saksofonie?
![]() |
Każdy komiks, w którym The Thing gra na saksofonie jest artystycznie wartościowy |
Za koncept oraz debiutanckie zeszyty postaci odpowiadał głównie Tom DeFalco, ale prawdziwym opiekunem serii był jej młody redaktor, a potem scenarzysta - Danny Fingeroth. Była to jedna z tych sytuacji, które tak kocham w komiksie superbohaterskim: młody redaktor otrzymuje niszową serię jako swoje treningowe poletko; wkłada w nią serce, robi z nią coś oryginalnego, nadaje jej autorskiego sznytu. Nie chcę przesadzać z artystycznymi pochwałami; to nadal superbohaterski serial (and gloriously so), ale przynajmniej konwencja jest tu nietypowo zestawiona z kompletnie inną narracją: podlaną komediowym sosem obyczajówką o karierze początkującej wokalistki. It's that winning "superhero plus" formula; superhero plus noir, superhero plus spy thriller, superhero plus legal comedy.
Opowiadając o Dazzler na łamach wydania Marvel Masterworks Danny Fingeroth dostrzega też pewne mankamenty serii:
But let's face it: we were giving a somewhat mixed message about what the character - and the series - was. True, one prominent female comics professional told me I wrote "the best women in comics", and Dazzler was a female character who could and did do the right thing, and did get clobber her share of super-baddies. And yet... Dazzler was seen in her underwear more than the average super hero, and she did seem to take more baths and showers than, say, Spider-Man or Daredevil. Somewhere in the story-making process - and it didn't come from me - the idea seemed to take hold that that sort of thing would sell more comics. Who knows? Maybe it did. It was a weird era.
Jest to zdecydowanie prawda (i niech wstydzą się Spider-Man i Daredevil, brudasy), ale nawet te okazjonalne cheesecake panels wydają się ze współczesnej perspektywy raczej niewinne:
![]() |
No i przynajmniej mamy też equal opportunity nudity, jak Angel latający z gołą klatą! |
Romantyczne przygody Alison są z kolei niczym żywcem wyjęte z harlequinowej powieści: przystojny lekarz, prawnik czy koleś dosłownie będący blond aniołem z gołą klatą. Nie ma co tu kryć, romanse te nie są szczególnie pasjonujące; sam autor z perspektywy lat podsumował je uczciwie jako ubogie w any real passion. Nie chodzi tu nawet o współczesną perspektywę kulturową czy niedzisiejsze portretowanie ról płciowych; to już przecież lata '80, więc Alison daleko do bycia stereotypowym omdlewającym kwiatuszkiem. Problemem jest raczej, że Fingeroth zwyczajnie nie stworzył żadnego angażującego, emocjonującego romansu; sure, Dazzler dates, but it never seems like her (or her author's) heart is in it.
![]() |
Macho man? To już nie ta era! |
Więcej autorskiej pasji poszło za to w portretowaniu realiów showbiznesu. Oczywiście, Fingeroth robi to z pewną gatunkową przesadą - ale równocześnie nie idzie w kompletną sztampę i stereotyp! Jeśli spodziewacie się na przykład figury oślizgłego managera-cwaniaczka, to patronujący karierze Dazzler Harry S. Osgood is very much not it; może się wkurzać na swoją gwiazdę, może się z nią kłócić, ale nigdy nie próbuje jej w jakikolwiek sposób cynicznie wykorzystać. Spójrzcie na przykład na poniższą sekwencję, w której Osgood oraz jego prawa ręka - Lance - przeglądają taśmy w poszukiwaniu nowych gwiazd:
![]() |
Krótka piłka ze strony Harry'ego - i scenarzysty! |
Byłem przyjemnie zaskoczony; w historiach o showbiznesie spodziewamy się tej sleaziness, brudu, cynizmu - tymczasem Fingeroth nie wpada w te wyeksploatowane schematy, prezentując raczej wizję artystycznego świata będącego tough, but (more or less) fair. Hej, musi być w jakimś stopniu fair, skoro już w pierwszym zeszycie właściciel dyskoteki zatrudnia lepszą wokalnie Dazzler zamiast czołowej piękności Asgardu!
Ano właśnie, Enchantress! Fingeroth wraca później klamrą do tego wątku, i otrzymujemy - a jakże - finałową konfrontację jej i Dazzler na najznamienitszej arenie Asgardu. Możemy rozmaicie analizować tę serię pod kątem historyczno-kulturowym, ale niech nie przysłoni nam to jej największej zalety: it's absolutely, completely bonkers crazy.
![]() |
Najpierw leją się konwencjonalnie (przy akompaniamencie półnagich kotlistów)... |
...ale potem sam Odyn ocenia, że coś jest nie halo w zestawieniu bogini-czarodziejki ze zwykłą śmiertelniczką na wrotkach. Żeby było bardziej fair...
![]() |
...zarządza zmianę fizycznego boju na muzyczny! |
Oczywiście, Dazzler wygrywa dzięki swojej pasji, szczerości i takim tam - we need a happy ending, after all - ale spójrzcie tylko na bogów Asgardu poruszonych występem królowej disco:
![]() |
HONNKK! |
Nie trzeba chyba nic dodawać! Dazzler pod redaktorskim i/lub scenariuszowym kierunkiem Danny'ego Fingerotha - czyli jakieś pierwsze 26 numerów wydawanej od 1981 serii - to jeden z tych komiksów, które przypominają mi, dlaczego kocham ten gatunek. It's just so much fun, and it somehow tops itself with every other issue - od Doktora Dooma po Galactusa, od Hulka gardzącego stylówą country po wokalny pojedynek w Asgardzie! Wieczorna lektura Dazzler była dla mnie niezmiennie jasnym punktem ostatnich najciemniejszych nocy w roku; wracałem po pracy, brałem gorący prysznic i zanurzyłem się w te szaleństwa lat '80, stale nie wierząc własnym oczom. Przyszedłem po lekką obyczajówkę retro, a dostałem absolutny tour de force najdzikszych konceptów Marvela! Przyrzekam z ręką na sercu - od tej pory będę szczerze polecał Dazzler wszystkim zainteresowanym jako jeden z tych historical little gems w historii wydawnictwa.
Jeszcze dwa panele na koniec, bo po prostu nie mogę się oprzeć! Co powiecie na gang o nazwie...
![]() |
...Satan's Creeps! |
A oto kolejny z wyjątkowych wrogów Dazzler: Jerzy Urban!
![]() |
No dobra, tak naprawdę to Absorbing Man - ale nie zaprzeczycie podobieństwu! |
Później stery serii przejął Jim Shooter (tak, ten sam!), który pociągnął ją w bardziej realistycznym kierunku. Ton stał się nieco poważniejszy; Alison przeniosła się do Los Angeles i rozpoczęła karierę w branży filmowej, a wątek jej tożsamości jako mutantki (hated and feared by the general population, pamiętajmy) wysunął się na pierwszy plan. To również ciekawe zeszyty - Dazzler decyduje się w końcu na publiczny coming out i aktywną walkę o prawa mniejszości, co ma potężne konsekwencje - ale już w inny, cięższy sposób niż jej barwne i szalone przygody pod piórem Danny'ego Fingerotha. Kto wie, może i o serii Shootera napiszę nieco w przyszłości... a póki co, pamiętajcie:
Dazzler is awesome, and don't let anybody tell you otherwise!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz