piątek, 19 września 2025

Variety Show: gulasz z resztek!

Wyżymaczka początku roku szkolnego wyżyma na całego - do tego stopnia, że nawet w piątek po południu mam w tym tygodniu radę. Ale nie ma tego złego, co by na dobre etc., etc.; to doskonała okazja na Variety Show i powrót do ostatnio omawianych komiksów! 
 
Click!

Na blogu widzicie przeważnie najostrzej wyselekcjonowane kadry: te dobitnie ilustrujące daną tematykę lub artystycznie najciekawsze. Ale robię zawsze dużo, dużo, dużo więcej wizualnych notatek i potem aż żal się nimi nie podzielić! Naszym dzisiejszym daniem głównym będzie więc jedna z najsmaczniejszych potraw: gulasz z resztek. Zacznijmy od najświeższego z wpisów, tego dotyczącego All-Star Comics!  

Na dobry początek: Kal-L (bo tak właśnie, z drobną różnicą zapisu, nazywał się Superman z Ziemi-2) traktuje nazistów jak trzeba! 

Skoro superbohaterowie z Ziemi-2 byli aktywni od lat '30, nie ominęła ich druga wojna światowa. Podobnie jak w przypadku mccarthyzmu doprowadzającego do rozwiązania JSA, Paul Levitz i tutaj próbował połączyć superbohaterską sagę z realną historią! Całość rozgrywa się na łamach włączonego w skład tomu Only Legends Live Forever zeszytu DC Special #29 (1977). To jedna z nielicznych oryginalnych historii opublikowanych w DC Special, która to seria zasadniczo stanowiła miejsce na przedruki starszego materiału.

Tak czy inaczej: prezydent Roosevelt decyduje, że objawiający się w kraju zamaskowani awanturnicy mogą przeważyć szalę zwycięstwa w zamorskim konflikcie; superbohaterowie ruszają z misją, ale zostają szybko pojmani - okazuje się, że Hitler dzierży legendarną Włócznię Przeznaczenia, która przebiła bok samego Chrystusa. W wyjątkowo kuriozalnej scenie, która mogłaby z powodzeniem rozegrać się w kampowym serialu z lat '60, Adolf próbuje zdemaskować pojmanego Batmana - ale pod maską jest... kolejna maska:      

No dobra, to nie absurdalne przygotowanie Człowieka-Nietoperza, a kpiarska interwencja Doktora Fate'a.

Mistrz magii pomaga w oswobodzeniu jeńców, na co Hitler odpowiada wezwaniem germańskich Walkirii, które zaczynają naparzać się z JSA. Każda następna strona to kolejne dziwy: gigantyczny Spectre broniący Anglii stojąc jak tytan naprzeciwko niemieckiej floty w kanale La Manche; zmodyfikowany Dornier Do 217 niosący bombę nad Biały Dom (w asyście walkirii, rzecz jasna); zmieniający rozmiar superbohater Atom zasłaniający własną piersią Roosevelta, ale wychodzący z tego żywy - i kpiący "don't you know -- you can't split the atom?".

Ha ha ha. Very good, very good, śmieje się Roosevelt - zupełnie, jakby widział już na ten temat trochę więcej. The Untold Origin of Justice Society to przedziwna historia, balansująca często na granicy dobrego smaku - ale interesująco jest odczytywać ją jako prekursorkę dużo bardziej przejmującej The Defeat of The Justice Society, późniejszej fabuły z McCarthym. 

Przy wszystkich kontekstach historyczno-kulturowych nie zapominajmy też, że All-Star Comics to periodyk, w którym Green Lantern wyłapuje KRUNCH kijem bejzbolowym wystrzelonym przez Sportsmastera z okolic krocza:

Tak, Sportsmaster to superłotr o sportowym gimmicku; zauważcie, że w scenie powyżej porusza się na latających bazach baseballowych.  

Albo to kupujecie, albo nie; ja osobiście uwielbiam Sportsmastera i z przyjemnością oglądałem go w wielu odcinkach Stargirl, gdy nawalał naszych protagonistów piłkami (cała bateria piłek) czy kijem hokejowym.

Dużo też pisałem o Power Girl - może więc jeszcze jedna ciekawostka! Otóż Superman oryginalnie nie potrafił wcale latać, a przesadzał tylko wieżowce wielkimi susami, John Carter of Mars-style (John Cater to zresztą bezpośrednia inspiracja postaci Supermana). Latający Superman to późniejszy, jak to się mówi, retcon; na szczycącej się wiernością oryginalnym konceptom Ziemi-2 zarówno Kal-L, jak i jego kuzynka nadal sadzą susy: 

SPOINNG!

Superman zaczął skakać za sprawą adaptacji do innego medium: w kreskówkach Fleischera łatwiej było pokazać sylwetkę w locie niż w skomplikowanym skoku - i ot, cała tajemnica.

Nie mogę też ukryć przed wami jednego z najpiękniej zaprojektowanych kosmitów z kart All-Star Comics. Oto - jak lubię go nazywać - Obywatel Płaska Żaba:  

SPROM

Zobaczcie, nasz żabowaty kolega nie dość, że ma raczej nietęgą minę, to do tego nawet jego SPROM nie ma wykrzyknika. Chłop jest dojechany przez życie jak nauczyciel po trzecim tygodniu roku szkolnego, a teraz dodatkowo dojedzie go Power Girl; też nie byłoby wam za wesoło. Obywatel Płaska Żaba będzie zaraz jeszcze bardziej płaski.

Zostawmy już All-Star Comics i cofnijmy się do dużo poważniejszego komiksu: Gotham Central. Czytając go narobiłem notatek związanych z tłem kulturowym epoki powstawania; już w głównym wpisie wspominałem o echach 9/11, ale poniższa narracja naprawdę rozbudziła we mnie wspomnienia ery:

"So don't let the Joker win."

Widzimy tu echo sloganu don't let the terrorists win; siedzenie w domach (zamiast w sklepach) to antypatriotyczna demonstracja lęku przed zamachami, więc należało być dobrym, odważnym patriotą i wydawać, wydawać, wydawać. Only you can save this holiday season! Mogłoby się wydawać, że straszliwie ironizuję, ale ówczesna atmosfera oraz slogany były dokładnie tak grubo ciosane; nic dziwnego, że Brubaker i Rucka wbijają im tu szpileczkę.      

Seria Gotham Central przywołała też u mnie masę wspomnień związanych z wczesną erą internetu. Jak dziwnie w ustach Slama Bradleya - detektywa starej szkoły, w płaszczu i fedorze - brzmią te wszystkie nowomodne mo-pegs

Kto w ogóle dziś pamięta format .mpeg? Przy okazji ostatnich porządków w archiwach znalazłem jakieś absolutnie antyczne teledyski w .mpeg i zadumałem się nad tym, że te rozmazane, rozpikselowane gęby muzyków uchodziły niegdyś za całkiem solidny materiał. 

A pamiętacie... internetowe bramki sms? Opowiedzcie współczesnej młodzieży, że kiedyś za wysłanie każdej wiadomości do kolegi trzeba było z osobna płacić realnymi pieniędzmi, okazjonalnie esemesowano więc "darmowo" przez internet. Tell the children the truth.  

"Online fax server" komplikował też dochodzenia w Gotham!

Wspomnijmy też z sentymentem czasy, kiedy tzw. Godwin's law stanowiło poważany element netykiety:

"You know the rule --"

Nah, just pulling you leg; żadna reguła nie była nigdy święta w internecie, nawet kiedy pisano go jeszcze wielką literą. Warto też pewnie podkreślić, że oryginalnie prawo Godwina nie głosiło "wspominasz o Hitlerze - przegrywasz", a "wraz z długością każdej rozmowy w internecie prawdopodobieństwa odwołania się którejś ze stron do Hitlera zbliża się do 1"; ot, taki prztyczek wymierzony w internetową polaryzację oraz szermowanie ekstremami.

Gadania o polaryzacji macie pewnie aktualnie dość ze wszystkich innych źródeł; na poprawę humoru wróćmy więc do Power Girl, a konkretnie do przeuroczej sekwencji rozgrywającej się w kinie. W głównym wpisie wspominałem o uroczym nabijaniu się z bombastycznych filmowych trailerów oraz "wielkich komiksowych wydarzeń"; oto, co nasze bohaterki widzą na wielkim ekranie!      

Ech, coś to ostatnie słabo ostatnimi czasy wychodzi!

Satyra na hollywoodzki jingoizm jest klarowna, ale rozszyfruję może inną warstwę dowcipu: otóż hasła wyróżnione wytłuszczoną czcionką to wydawnicze wydarzenia DC!

  • Crisis to słowo-marka: monumentalny Crisis on Infinite Earths doczekał się naśladownictw w postaci Identity Crisis, Infnite Crisis, Final Crisis... Najnowszym z tej linii jest chyba wciąż Dark Crisis z 2022, ale wiadomo - kolejny Kryzys zawsze za rogiem.
  • Invasion! to crossover z 1988, w którym sojusz kosmitów najeżdża Ziemię; odpalają między innymi Gene Bomb, która wyłącza z akcji wielu superbohaterów (ale też niespodziewanie nadaje mocy nowym). To stąd właśnie wywodzi się koncept metagene - i warto przypomnieć, że crossover ten doczekał się telewizyjnej adaptacji w ramach Arrowverse!
  • Countdown to ciekawe zjawisko: roczne odliczanie do rozpoczęcia Final Crisis, a więc 51 cotygodniowych zeszytów numerowanych od końca (pierwszy na stojakach był numer #51, potem #50 i tak dalej). Countdown powstał jako echo bardzo udanego projektu 52, innej cotygodniowej serii; różnica jest taka, że 52 było serią uniwersalnie kochaną, zaś Countdown... nie, i w duchu tak potrzebnego optymizmu więcej dziś o tym nie mówmy.    

Optymistyczne są też na pewno sekwencje z kotami. W głównym wpisie wspominałem o tej z nazywaniem kota, która przychodzi mi do głowy za każdym razem, gdy żona nazywa naszego zwierzaka Smrodkiem:

"Stinky it is."

A może po prostu wszyscy nazywają swojego kota Smrodkiem, tylko nie wszyscy się przyznają? Jak to w Power Girl, te same kadry zawierają dowcip i dowcip; w tym przypadku drugim poziomem jest nabijanie się z imienia Streaky - tak bowiem tradycyjnie nazywał się kot Supergirl. 

A co do kotów: tom Power Trip zawiera też krótki komiks z jubileuszowego sześćsetnego numeru Wonder Woman, w którym Amanda Conner - tym razem jako rysowniczka oraz scenarzystka - pozwala obu superbohaterkom pogadać o kotach. Czasem więcej do szczęścia nie trzeba... a ten z kolei komiks dodaje mi cierpliwości za każdym razem, gdy kot załatwi się nie tam, gdzie trzeba.

"He craves his own territory. And a routine. And more natural... scents."

And isn't it what Wonder Woman is all about? Helping all of us to be a little bit more patient; a little more understanding.

Może z taką właśnie pokrzepiającą myślą dziś się rozstańmy! Planowałem napisać jeszcze o kilku rzeczach, ale - rzadkie zjawisko - więcej relaksu przyniesie mi już dziś chyba sen, nie pisanie. Jeśli znacie jakiegoś nauczyciela, który po pierwszych tygodniach roku szkolnego nie pada na twarz - that person is a gosh-danged liar, and I hardly need the Lasso of Truth to establish that.

No dobrze, jeszcze jedna ostatnia dobra wiadomość: po miesiącach opóźnienia do Europy dotarł kickstarterowy pakiet nowości z linii DC Deck Building!

Nowe duże pudło bazowe, nowy Crisis, dwa nowe crossover packs, worek pomniejszych atrakcji... oraz fantastyczny organizer na karty!

Ale o tym wszystkim kiedy indziej; zobaczymy, czy uda się ograć i opisać Arkham Asylum jeszcze przed sklepową premierą. Uczciwie mówiąc - wątpię; znacie mnie chyba na tyle, by widzieć, że I like to take my fun slowly.

...co też zamierzam właśnie zrobić. Dobranoc - wypoczywajcie i wy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz