niedziela, 12 listopada 2023

Panele na niedzielę: The Tomb Be Their Destiny!

Nareszcie - Panele na niedzielę! Przez ostatnie tygodnie spędzaliśmy weekendy bez nich, ale nie bez powodu: jestem właśnie w trakcie budowy, a niedługo już (miejmy nadzieję!) przeprowadzki. Udało się jednak wygospodarować chociaż jedną luźną niedzielę; jakaś regeneracja jest w końcu potrzebna... a jak lepiej się zregenerować, niż z kawką oraz Teen Titans sprzed pięćdziesięciu lat? Czas zamknąć two-parter rozpoczęty w poprzednim zeszycie! Historia: The Tomb Be Their Destiny, autor: Bob Haney, data: listopad-grudzień 1971.    

Tytani kontra Szekspir, część druga i - na szczęście - ostatnia! Oj tak, już ostatnia część była *molto* słaba.

Previously, on Teen Titans: drużyna wybrała się do Werony, gdzie ich sponsor - pan Jupiter - otwierał właśnie nowe laboratorium. Widząc słynny balkon Julii Lilith uznała, że stanowi jej reinkarnację; dla porządku zakochała się nawet w kolesiu o imieniu Romeo, który należał do familii rywalizującej z panem Jupiterem. Seniorowi rodu Della Logia w ogóle nie było to w smak, i w konsekwencji Kid Flash - jak Merkucjo - wyłapał nóż pod żebro (ale jeszcze żyje). W finale Lilith i Romeo uciekli, kryjąc się w odkrytej podczas prac budowlanych krypcie... a Tytani, podążając ich śladem, odkryli trzy katafalki. Hej, jeśli Romeo i Julia zajmowali dwa, to czyj był trzeci? Zaraz się przekonamy! 

A więc... cóż tam dziś słychać w dekadzie disco? Otóż słychać pana Jupitera, który znowu plecie jakieś seksistowskie kocopoły:

"Like any female, she wants to be the star of a great tragic love story!" - pan Jupiter, jak to często bywa, prezentuje nieco mniej postępową perspektywę niż jego młodzi podopieczni. Dodatkowo, teraz to jemu przypada rola naczelnego sceptyka; Kid Flash leży w końcu w szpitalu!

Swoją drogą - przepiękne, heroiczne yiiiii--! młodego łucznika! Jakaś garbata figura umyka z grobowca, który w chwilę później zaczyna się sypać; ze stropu lecą czaszki i w ogóle. Czuć, że Nick Cardy wykorzystuje poluzowanie Comics Code i może pozwolić sobie na nieco horror imagery, ale skąd tyle czaszek pod sufitem? Sprawdźcie lepiej, czy i u was się nie zalęgły!

Lilith i Romeo - porwani przez garbatego prześladowcę!

Dostajemy szybką przebitkę do willi rodu Della Loggia; brutalny Calibano tłumaczy wujowi, że Kid Flash obraził honor rodziny i sam się prosił o kosę. You did right, przyznaje senior; but I fear the law will not see it that way! Calibano to w ogóle lepszy przyjemniaczek: gdy wuj zleca mu doprowadzenie do domu Romea, Calibano z miejsca postanawia go zgładzić i wytłumaczyć to "oporem" uciekiniera. Byłaby to wygodna sytuacja, gdyż to on zostałby wówczas dziedzicem rodu!

Tymczasem na pobliskiej wyspie Romeo oraz Lilith are being menaced by the guy from the crypt - który wygląda nieco jak współczesny Calibano, ale jest bardziej garbaty i ma raczej trupią cerę.  

Jeśli Lilith i Romeo stanowią reinkarnacje szekspirowskich Julii oraz Romea, to współczesny Calibano jest reinkarnacją Calibana sprzed stuleci... który przecież nadal jakimś cudem żyje... więc co to za reinkarnacja? Lepiej o tym za długo nie myśleć. 

Lilith zagląda do umysłu Calibana i widzi sceny, których Szekspir nie umieścił w tragedii: Calibano oraz Romeo pojedynkują się o względu Julii, a ten pierwszy pomimo garba - jak dosłownie każda osoba w tej fabule, by wspomnieć tylko wuja-seniora - okazuje się być Italy's greatest swordsman. Widząc śmierć ukochanego, Julia zadaje sobie śmiertelny cios sztyletem:

W niewytłumaczalny sposób Calibano zasypia w grobowcu - i budzi się setki lat później, władając do tego doskonałym angielskim.

Gdy wszystko jest już jasne, Calibano postanawia zgładzić nowego Romea tak samo, jak zrobił z oryginalnym. A ponieważ wszyscy są tu wyśmienitymi szermierzami...

Lilith, gdzie te lekcje dżudo? Będziesz tam tylko stała w tej kiecy jak paprotka? Przecież widzieliśmy już nieraz, jak rzucasz przeciwnikami!

Niestety, Lilith jest bardzo bierna i stanowi tylko obserwatorkę pojedynku; zrzućmy to na karb jej dezorientacji ogólnie surrealistyczną sytuacją. Tymczasem w Wenecji Weronie: najprostszą metodą odnalezienia zaginionych przyjaciół jest wypytanie o ploty lokalnego gondoliera! Widzicie, wszyscy zasuwają tu gondolami:

Na dziobie ponurej gondoli stoi Calibano współczesny!

I owszem - gondole pogrzebowe faktycznie istnieją! Raczej nie w Weronie, ale Haney musiał dokonać tu jakiegoś chociaż pobieżnego researchu.

Nawet figura anioła na dziobie jest względnie podobna!

W ostatnim numerze Tytani zostali poproszeni przez Interpol o bliższe przyjrzenie się rodowi Della Loggia, a z tą gondolą dzieje się coś wybitnie osobliwego; pan Jupiter z Robinem wyskakują więc do wody i zostają na czatach, zaś Donna i Roy płyną dalej - na ratunek Lilith. Docierają w samą porę, gdyż Calibano antyczny już wznosił rękę do zabójczego ciosu! 

Roy się nie patyczkuje:

Wow, prosto w serce! Kolejna ofiara na czarnej liście Tytanów.

No dobra, jeszcze nie; Calibano jest najwyraźniej jakimś żywym trupem, gdyż cichaczem znika ze sceny... ale Roy o tym nie wie, i tłumaczy spanikowany, że chciał tylko wytrącić mu strzałą broń z ręki. Uh-huh, sure.

Przyczajeni pod wodą Robin oraz pan Jupiter widzą z kolei, że gondola pogrzebowa otwiera dno i zaczyna zrzut tajemniczych pakunków:

Dokładnie jak u Szekspira!

Hola, hola, myślą nasi herosi, czyżby jakiś przemyt? Robin rusza więc wojować z nurkami, zaś pan Jupiter wygrzebuje się na pokład gondoli stawić czoła ich mocodawcy - co okazuje się wątpliwym pomysłem:

Calibano współczesny jest dużo bardziej stylowy!

...ale nawet najlepszy styl nie uratuje go przed kulką w plecy! Doprawdy, trup ściele się gęsto w tym zeszycie; a co lepsze, strzelec-backstabber to...

Wuj-senior! Co prawda rywal pana Jupitera, ale kieruje się jednak kodem honorowym.

A jest to kodeks surowy!

"His death is only fair payment!" - wuju, w tym tempie siostrzeńcy szybko się skończą!

Pokonany Calibano starszy wraca do swojej krypty...

Hej, Calibano, musimy popracować nad twoim poczuciem własnej wartości!

...chociaż w sumie nie ma na to czasu, gdyż gość sprzed wieków oddaje ducha - powiedziałbym więc, że Speedy jednak powinien dopisać go do listy ofiar. Kończymy sceną grupową w grobowcu, która wyjaśnia raczej niewiele:

No, przynajmniej pan Jupiter i jego rywal znaleźli jakąś płaszczyznę porozumienia!

Uff! Mamy to za sobą; ten szekspirowski epizod to moim zdaniem naprawdę jedna z gorszych fabuł Boba Haneya. Nic się tu nie klei; pierwsza cześć w naciągany sposób starała się powtórzyć główne story beats klasycznej tragedii, zaś druga wywala już właściwie inspirację za okno - więc tematycznie wszystko się rozłazi. Nie widzimy już w ogóle rannego Kid Flasha; cały wątek reinkarnacji zostaje zawieszony bez solidnego rozwiązania, absurd goni absurd - ale przynajmniej ani razu w tym zeszycie nikt nie mówi molto, a to już w porównaniu z poprzednim molto dobrze!

I co, myślicie, że to już koniec? Fat chance! Jesteśmy przecież w erze "48 stron za jedyne 25 centów!",  a więc normą są dodatkowe historie i backupy. W tym numerze interesują nas dwa - pierwszy to krótka fabułka autorstwa Steve'a Skeatesa, drugi zaś - historia budująca nieco tła i charakteru Lilith, co wybitnie jej się przyda po robieniu dziś za dekorację w main feature. Ale zacznijmy od Steve'a Skeatesa i jego Aqualada; oto... The Girl From the Shadows! 

Zaczynamy in media res!

Pamiętacie być może, że Skeates był mocno rozżalony utratą stanowiska scenarzysty Tytanów - do tego stopnia, że napisał nawet w innym magazynie fabułę, w której dogryzał Haneyowi. Najwyraźniej jednak emocje trochę opadły... a może do Skeatesa dotarło, że nie padł ofiarą złej woli, a niefortunnych wydawniczych przetasowań personalnych? Tak czy inaczej, widzimy dziś jego powrót na łamy Tytanów - z ulubionym bohaterem, rzecz jasna. Aqualad, w interpretacji dokowego detektywa lat '70, goni tym razem za jakąś femme fatale! Oto i ona, poznana na nadmorskiej potańcówce:

"?"

Szczerze mówiąc, na trzech stronach tego backupu nie ma zbyt dużo fabularnego mięsa - Aqualad przyjmuje zaproszenie i odnajduje w dokach tajemniczą dziewczynę; nim ta ma szansę wyjaśnić, o co chodzi, zostaje zaatakowana przez zbira imieniem Lelant - którego Aqualad szybko nokautuje.

Lelant ma strój stylizowany na nurka, są to więc pewnie jakieś intrygi z Atlantydy.

Szybko, mówi blond dziewczę, musisz iść ze mną! Ale niestety Aqualad nie ma więcej czasu (może przebywać na powierzchni tylko przez godzinę), a Skeates - stron; wodny chłopak daje przymusowego nura w odmęty i kończymy z wybrzmiewającym to be continued.

Los chciał inaczej!

Jest to bowiem początek historii, która nigdy nie doczekała się zakończenia - i zarazem definitywnie ostatni już scenariusz Skeatesa na łamach Teen Titans. Miło, że wrócił; chętnie poczytałbym więcej detektywa Aqualada - ale czy za sprawą braku osobistych chęci autora, czy polityki wydawnictwa, które wolało w tym okresie reprinty niż oryginalne historie w backupach, nie było nam to dane. Szkoda! Historia może i zapowiadała się bardzo konwencjonalnie, ale z przyjemnością zobaczyłbym Haneya i Skeatesa łączących siły w jednym magazynie.

To właśnie Haney jest scenarzystą drugiego backupu: The Teen-Ager from Nowhere. No właśnie, Lilith - jak wcześniej Wonder Girl - faktycznie jest trochę from nowhere; dziś dowiemy się czegoś o jej dzieciństwie!

"Lilith! Legendary sorceress! Lilith! Believed to have been Adam's first wife -- before Eve! Lilith! Symbol of the mysterious and eternally feminine!"

Jak widzimy, narracja idzie bardziej w stronę mitycznej Lilith jako pierwszej mistyczki niż demonicznej buntowniczki! Ale historia nie rozgrywa się w biblijnym Edenie, a w małym miasteczku w Kentucky, gdzie lokalna społeczność poszukuje zaginionego chłopca. Kto może pomóc bardziej, niż dysponująca już zdolnościami paranormalnymi mała Lilith?

"We never thought of lookin' in it!" - kąśliwa satyra na mieszkańców Kentucky, nie mam innego wytłumaczenia!

Wiadomo jednak, że każdy dobry uczynek musi być ukarany - i małomiasteczkowa społeczność błyskawicznie obraca się przeciw rudej dziewczynce:

Cardy widocznie stara się, by oczy faktycznie były "strange"!

Na szczęście w okolicy jest jej ojciec, a uspokojona Lilith zdradza, że widziała wszystko "w swoim umyśle": chłopiec próbował uratować psa, który wpadł do studni, i sam do niej wleciał. Faktycznie - poszukiwacze znajdują w szybie jeszcze rzeczonego zwierzaka; dochodzą więc do wniosku, że zbyt pośpiesznie osądzili dziewczynkę.

"Fools thet we are!"

Lokalsi nie przejmują się za bardzo dziecięcymi opowieściami o nadprzyrodzonych mocach, ale rodzina nie może tego zamieść pod dywan - przy kolacji młoda telepatka zdradza, że wyczytała w myślach rodziców interesujący fakt: jest adoptowana.

Państwo Clay są kochającą rodziną, ale Lilith chciałaby jednak poznać również tę biologiczną.

Młoda udaje się więc do lokalnego sierocińca, gdzie dyrektorka przyjmuje ją ze zrozumieniem... i zdradza, że jej matka również miała mediumiczne moce. Nie może jednak powiedzieć więcej; rodzice nie chcieli, by córka cokolwiek o nich wiedziała, a i według własnej opinii pani dyrektor rozgrzebywanie przeszłości przyniesie jej tylko cierpienie. Jest to jednak chociaż jakiś strzęp wiedzy! I feel like a great weight has lifted off me, myśli Lilith opuszczając sierociniec, but someday I must find them -- my real parents -- and learn who I really, truly am! Póki co - może jednak spokojnie dorastać pod opieką państwa Clay.

"...but to be continued..."

...i historia poszukiwań rodziców Lilith, dla odmiany, faktycznie będzie kontynuowana! Ciekawie patrzy się na Lilith ze współczesnej perspektywy; zaryzykowałbym stwierdzenie, że jest pierwszą postacią łączącą elementy teenage superhero oraz nadnaturalnego horroru - stanowi poprzedniczkę późniejszych o dekadę postaci takich, jak córka demona Raven z The New Teen Titans czy królowa piekieł Illyana Rasputin z The New Mutants. Owszem, widzieliśmy wcześniej - na łamach Legionu Superbohaterów - Dream Girl oraz Princess Projectrę; element grozy był u nich jednak wyraźnie słabszy: ot, pochodziły z planet, na których ich zdolności (prorocze sny oraz tworzenie iluzji) były codziennością. U Lilith widzimy zaś ten pierwiastek wyobcowania, niezwykłości, tych nieufnych wieśniaków niemalże z widłami i pochodniami w rękach! I tak, Projectra również straszyła wieśniaków na swojej planecie, ale dynamika była tam zupełnie inna: robiła to celowo, a prosty lud nie bał się magii jako takiej, a raczej symbolu władzy wykorzystanego przez szlachciankę.

W tym numerze historia z Lilith jest zdecydowanie najlepsza - trzymajmy więc kciuki, by Haney trzymał poziom... oraz żebym i ja znalazł okazję, by usiąść znów w niedzielę do pisania. Lojalnie ostrzegam, że póki co może z tym być krucho - ale zdarzają się miłe niespodzianki, jak dziś!   

~.~

Missed an episode? Chronologiczną listę wszystkich naszych dotychczasowych spotkań z Tytanami możesz znaleźć klikając tutaj!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz