niedziela, 1 października 2023

Panele na niedzielę: Tytani kontra Szekspir!

Co się stanie, jeśli połączyć Tytanów z Szekspirem? Nic dobrego! Tak jest, skalibrujmy na początek oczekiwania, gdyż dzisiejsza fabuła należy moim zdaniem do najsłabszych autorstwa Boba Haneya. Ale nie znaczy to, że nie wyciągniemy z niej porcji zabawy! Historia: Intruders of the Forbidden Crypt; autor: Bob Haney, data: wrzesień-październik 1971.

Już na okładce mamy literówkę - "Intruder" zamiast "Intruders"!

Tytuły Haneya z tego okresu są pierwsza klasa; dosłownie każdy mógłby zapowiadać świetny horror klasy B. Jak widzicie, będziemy rozgrywać dziś impresję na temat Romea i Julii; Lilith leży już w grobowcu z jakimś tragicznym wybrankiem, a pod sufitem czai się na Tytanów niegodziwiec z maczugą w ręce. Czyżby sam Szekspir? Przekonamy się już za moment!

Lecz póki co, wrócę szybko do tła historycznego: to pierwszy zeszyt Tytanów za 25 centów, i zawiera aż cztery historie - okładkową leading feature, nowy backup oraz dwa reprinty. Tych dwóch ostatnich nie będziemy analizować, ale zainteresowanym osobom mogę powiedzieć, że historia z Aqualadem to The Doom Hunters, oryginalnie wydrukowana w 1964 na łamach magazynu World's Finest #139, zaś Speedy występuje w fabule Have Arrow -- Will Travel z roku 1959, pierwszy druk w Adventure Comics #263. Obie są retro-ramotkami z Silver Age, w których Aqualad i Speedy wyglądają i zachowują się jak dziesięciolatkowie; dla czytelników i czytelniczek Tytanów w latach '70 miały już więc wartość wyłącznie komiczno-sentymentalną. Warto jednak podkreślić, że Speedy ratuje małpę zakładając jej (oczywiście specjalistyczną strzałą) mały spadochron, nie są to więc strony zmarnowane!

"Hm, jakie strzały spakować dziś do kołczana? A, wezmę strzałę ze spadochronem dla małp, tak na wszelki wypadek."

You gotta respect the gear, jak lata później powiedziałby Hawkeye! Nie odwlekajmy jednak nieuniknionego i zadajmy ceremonialne pytanie: cóż tam dziś słychać w dekadzie disco?

Otóż słychać intensywny spór Kid Flasha i Lilith - prowadzony tuż pod słynnym balkonem w Weronie! Pan Jupiter przyleciał do Włoch w interesach, Tytani załapali się na wycieczkę... i Lilith głęboko przeżywa kontakt z bohaterką klasycznej tragedii - co do której ma pewność, że faktycznie istniała. Romeo, Romeo... wherefore art thou, Romeo?, nabija się Wally chwytając się za serce, na co Lilith odpowiada krótko: 

Szybkie streszczenie sztuki dla opornych! Co do strony wizualnej: George Tuska wchodzi już twardo na pozycję głównego rysownika; żegnamy się niestety z moją ulubioną kreską Nicka Cardy'ego.

Pan Jupiter ma swoją teorię na temat zasłabnięcia Lilith, nawet jak na niego (trochę w końcu starszego pana o standardach innych niż młody zespół) grubo seksistowską:

"Must be the excitement of visiting Italy for the first time -- lots of females succumb to it!" - strzeżcie się, czytelniczki!

Krótko mówiąc, Lilith zaczyna się wydawać, że jest reinkarnacją najsłynniejszej Julii. Nawet gada już Szekpirem; gdy Speedy wykazuje sceptycyzm, koleżanka wjeżdża w niego od razu: insensate clod! There are more things in heaven and earth than are dreamt of in your... your bow-and-arrow brain! Hej, Lilith, spokojnie; nie bądź aż tak krytyczna wobec człowieka, który spędził dzieciństwo zakładając małpom spadochrony.

Po co jednak właściwie pan Jupiter przybył do Włoch? Otóż prezentuje na miejscu model najnowszej inwestycji, kompleksu badawczego Jupiter Labs. Zero zanieczyszczeń, całość napędzana energią wodną - a do tego architektonicznie wkomponowana w styl wiekowego miasta. Mieszkańcy chętnie witają ten projekt... za wyjątkiem jednego złowrogiego Włocha!

O proszę, "intruders" już z "s"! Spójrzcie też na rymy we wprowadzającej narracji... jeśli starczy wam odwagi!

Donato Della Loggia to nienagannie ubrany, ale dosyć porywczy dżentelmen; chwyta laskę i rozwala nią makietę Jupiter Labs, wrzeszcząc what do I care of the government in Rome? Here, I am the government... the power! Na odchodnym zachęca pana Jupitera do stanięcia w szrankach honorowego pojedynku, szczycąc się tytułem najsprawniejszego szermierza i strzelca całych Włoch. Opiekun Tytanów zachowuje jednak zimną krew i odmawia angażowania się w podobne gierki:

"This is 1971!" - no raczej!

Tytani są pod wrażeniem mentora, który jest much smarter and cooler than that cat. I o ile cała historia jest dziś raczej koślawa, o tyle warto jak zwykle docenić progresywne przesłanie: wygrażający oraz awanturujący się macho man jest już sportretowany jako relikt przeszłości; w nowej dekadzie godny podziwy jest mężczyzna, który jest smart and cool.

Ale dość już nieprzyjemnych scen; by uczcić zagraniczną inwestycję, miasto zorganizowało bal kostiumowy! Tytani mówią co prawda, że nie mają żadnych przebrań, ale...

"We forgot our Titan costumes fit perfectly into medieval pageantry!" - oj, Robin chyba wypił o kieliszek szampana za dużo! Może Speedy ze swoją łuczniczą stylówą by się załapał, ale powiedzcie szczerze - kto jeszcze? Kid Flash z kombinezonem inspirowanym strojami nurków i astronautów? Robin w majtkach w łuski?

Donna i Lilith wiedzą najwyraźniej, że kolega plecie jakieś androny - Wonder Girl wskoczyła na tę imprezę w czarną mini (strój również średnio z epoki, ale przynajmniej nie udaje), zaś Lilith odstawiła się w pełnym trybie fairy princess, bo kto jej zabroni. A, no tak: poznajcie też Romea oraz Calibano, członków rodu porywczego Donato!

Wiecie już, na jakich torach jesteśmy: Romeo i Lilith wpadają sobie w oko, chociaż są ze zwaśnionych stron, etc., etc.

"Buona sera" - w języku angielskim "cheese's membrane".

Signor, signorina! Cały zeszyt jest bardziej pełen włoskich wstawek niż Assassin's Creed II. Molto bene! Wydaje się też, że jakaś nadnaturalna siła przejmuje kontrolę nad wydarzeniami; Kid Flash dostaje małpiego rozumu (gdzie strzała na małpy?) i zaczyna fikać z pięściami do Romea. Wywiązuje się awantura i do akcji wchodzi postawny Calibano:

"I'm no pigeon... friend... I'm a... Robin... and I... bite--!" - dobra, jeśli nie macie kontrpropozycji, zgłaszam tu kandydaturę na najgorszy tekst Robina kiedykolwiek.

Wiadomo, że rudziki są znane z gryzienia! Wersja ...and I peck--! może nie miałaby tej samej mocy, ale hej, szanujmy biologię. Tak czy inaczej, THUD WHAM WHOCK; pan Jupiter chce interweniować, ale Donato ma swoje zasady:

"Youth must love... and fight... and die, if need be!"

Wszyscy trafiają przed lokalny sąd i cóż zrobić, Donato ma rację; to Kid Flash zaczął zadymę. Sędzia jest jednak łaskawy i wypuszcza pana Jupitera - oraz jego podopiecznych - z warunkowym ostrzeżeniem; żadnych więcej problemów, bo skończy się gorzej. I regret this, your honor, mówi pan Jupiter, and will obey!

Kid Flash już nie wytrzymuje roleplayingu Lilith i wyciąga koronny argument: Julia-Włoszka musiała być brunetką!

MOLTO STUPIDO!

Sam lubię molto stupido w komiksach, ale dzisiaj dawka jest wyjątkowo molto! Rozumiem więc pana Jupitera, który sięga po ostateczny ojcowski argument: now all of you -- to bed! Idźcie spać, Tytani, naprawdę wam się przyda.

Niestety, Lilith ani myśli spać - Romeo podbija pod hotel na włoskim skuterku (it's 1971!) and they elope. Zawsze jestem pod wrażeniem tego, że angielski ma specjalistyczne słówko na motywowaną romantycznie ucieczkę z domu!

Ale już czas na kolejny szekspirowski zwrot akcji - tragiczną walkę na ulicy!

Kid Flash odgrywa tu rolę Merkucja, and it's actually pretty brilliant; postacie te łączy nie tylko umiłowanie do żartów, ale nawet imię. Merkucjo był przecież tak nazwany w odniesieniu do żwawego i wesołego Merkurego - a który z klasycznych bogów stanowił inspirację pierwszego Flasha? Jay Garrick nosił przecież nawet kołpak hełm przyzdobiony boskimi skrzydełkami!

So anyways, it's not a fun evening for Mercutio; wywiązuje się bójka ze zbirami, w trakcie której Wally zostaje zaskoczony sztyletem w brzuch. Kiedy chłopak wykrwawia się na ulicy, hotel zostaje odwiedzony przez agentów Interpolu twierdzących, że potężny Donato Della Loggia ma na sumieniu niejedno, i proponujących panu Jupiterowi współpracę. Dick nie jest zachwycony:

"Lilith's crazy psyche..." - oj, pan Jupiter dziś nie punktuje swoim językiem! Poza tym, widać zluzowanie Comics Code; to już drugi numer z rzędu z Donną w koszuli nocnej.

Romeo wywiózł Lilith na plac budowy Jupiter Labs; wymieniają tam pocałunki (w policzek, aż tak jeszcze Code nie zluzowano) i dialogi w rodzaju there is molto trouble between our families! (...) Oh, cara mia, if my English were better!

Romeo, najwyraźniej ogarniasz okresy warunkowe, nie jest wcale najgorzej! Zresztą, jak mówi Lilith, love is its own interpreter. Nadchodzi jednak nocny stróż, i para ucieka, by znaleźć...  

FANTASTICO!

Mamy tytułową forbidden crypt! Leży w niej (sangre di dio!) trup wybitnie przypominający kuzyna Calibano, więc Romeo i Lilith są lekko przerażeni takim obrotem spraw. A jak tam trzyma się dźgnięty Wally? Cytuje Szekspira, więc chyba będzie żył:

"'Tis not so deep as a well, nor wide as a church door, but mind you 'tis enough. Ask for me tomorrow and you shall find me a grave man" - Wally omija ostatnią część kwestii, co z pewnością ratuje mu życie!

...chociaż stracił molto blood! Na tym etapie mam już chyba wyrobiony roczny limit na słówko molto. Robin tymczasem usłużnie punktuje wszystkie analogie z Szekspirem... i kończymy w momencie, w którym Tytani - podążając śladem skuterka Romea - docierają do zakazanej krypty:  

Oh no, it's a two-parter!

Cóż to za postać okutana w całun czai się za Tytanami? Przekonamy się już niedługo! Nie traćmy jednak tempa; omówmy jeszcze ekspresowo backup z Malem pod tytułem...

Fajny establishing shot! Noc, burza, oddział Jupiter Labs w Stanach...

...którego pilnuje właśnie Mal Dunacn, pierwszy czarny Tytan i pierwszy czarny superbohater DC zarazem. Dlaczego obowiązki stróża padły właśnie na niego? Nie, Mal nie podejrzewa pana Jupitera o rasizm; w swoim stylu wątpi raczej we własną wartość i jest przekonany, że powodem jest to, że he's not really a Teen Titan.

I joined the team late, and like, what powers have I got--? None! And I sure don't have Jupiter's brains! Even this crumby computer can out-skull me! Ano właśnie, do głównych obowiązków Mala należy tej nocy nadzorowanie pracy superkomputera pod nazwą Think Freak. Noc i samotność sprzyjają użalaniu się nad sobą; Mal dryfuje coraz głębiej w rozgoryczenie, będąc przekonanym, że Tytani przyjęli go wyłącznie, żeby give the ghetto kid a break.

Nagle w laboratorium pojawia się tajemniczy mężczyzna; Mal z miejsca się najeża, ale gość przedstawia się jako doktor Victor Heller, przyjaciel pana Jupitera ze studiów, i okazuje pisemne zaproszenie - ma przeprowadzić na miejscu eksperyment. Mal nie robi więc scen i cieszy się nawet, że ma w końcu jakieś towarzystwo; w wolnej chwili...  

Limbo-shmimbo!

Jeśli pamiętacie historię Requiem for a Titan - wszystko jest już pewnie jasne! W laboratorium dzieją się dziwne rzeczy (Mal orientuje się, że jego notatki zostały zmienione; gałka komputera ustawiona jest w innej pozycji)... a przede wszystkim - pomimo szalejącej burzy, płaszcz i kapelusz doktora są suche. Coś tu wyraźnie nie gra, i Mal wprowadza do superkomputera pytanie - kim tak naprawdę jest tajemniczy gość? Reacts negatively to word... limbo...

Tak jest, Gargoyle powraca!

Mała ciekawostka: w trzecim panelu jasno widzimy cięcia szponów na ramieniu Mala; zastanawiałem się, czy to Comics Code sprawił, że nie są kolorowane krwawą czerwienią. Jak się okazuje - nie: 

Skan oryginalnego zeszytu pokazuje, że w oryginale były czerwone!

Podejrzewam więc, że to zwykłe niedopatrzenie lub brak precyzji przy okazji rekonstrukcji koloru na potrzeby współczesnego wydania zbiorczego.

Of course, there is no doctor Heller... and it was your own mistake monitoring the experiment that sprung me from... Limbo! Trochę naciągane, bo nie widzieliśmy ani żadnego eksperymentu, ani tym bardziej błędu Mala, ale dobra - to w końcu tylko backup na siedmiu stronach; uznajmy, że nie było na to miejsca. Nasz bohater zbiera bęcki, ale w ostatnim, desperackim wysiłku... 

Komputer wysyła Gargoyle'a z powrotem do Limbo! Muszę też przyznać, że "Dazed fool! Your doom is already programmed!" to super kwestia.

Sukces daje Malowi pewność siebie, której tak mu brakowało; teraz nie ma już wątpliwości, że jest godny bycia Tytanem! To w miarę dobra historia, nawet, jeśli ździebko chaotyczna; robi przede wszystkim solidny użytek z formatu backupu, wykorzystując te kilka stron, by opowiedzieć bardziej indywidualną, character-driven story (z czego z sukcesami korzystał też, przykładowo, Legion of Super-Heroes).

A Titan Is Born - oraz Speedy zakładający małpie spadochron - nie są jednak w stanie uratować tego zeszytu; główna historia jest po prostu molto słaba. Wydaje mi się trochę, że Haney spożytkował kreatywne moce na bardzo solidny horror The Demon of Dog Island, który widzieliśmy numer wcześniej -  i tutaj, jak to się mówi, trochę phones it in. Przypomina mi nieco erpegowego mistrza gry, który nie ma pomysłu na kolejną przygodę i mówi sobie a, przepuszczę ich przez klasyka literatury, nikt nie będzie przecież miał tego za złe; może nawet wyjdzie zabawnie. Tytani nie są jednak improwizującą wesoło grupą graczy, którzy wezmą taki koncept i zaczną się nim bawić; omdlewająca z miłości Lilith średnio przypomina tajemniczą mistyczkę z wcześniejszych numerów, zaś stałe włoskie wstawki są molto męczące. Najlepszy punkt tej fabuły? Zdecydowanie Kid Flash jako Merkucjo!

Następnym razem szykujcie się na zakończenie szaleństw z Szekspirem... w historii The Tomb Be Their Destiny! Co jak co, ale te tytuły są akurat przepiękne.   

~.~

Missed an episode? Chronologiczną listę wszystkich naszych dotychczasowych spotkań z Tytanami możesz znaleźć klikając tutaj!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz