Kiedy po raz pierwszy mignął mi gdzieś tytuł gry Rzuć na tacę byłem przekonany, że to jakieś śmieszkowe wydawnictwo-krzak monetyzuje właśnie stary antyklerykalny obrazek z tymże hasłem i granatem typu cytrynka - a tu okazało się, że jest to po prostu rodzime wydanie niemieckiej gry kościanej Ganz Schön Clever. Przyznam, że Ganz Schön Clever posiadałem już w wersji androidowej od dłuższego czasu, ale brak wbudowanego tutorialu zaważył o odłożeniu tego tytułu na wirtualną półkę. O nie, muszę czytać instrukcję jak w prawdziwej planszówce? Nie dziś wieczorem chrrrrr
![]() |
Spiel des Jahres to takie planszówkowe Oscary, a Niemcy to planszówkowa potęga |
Ganz Schön Clever to gra kościana, która stanowi ewolucję prostego Yahtzee - tak więc kto grał w Yahtzee, wie mniej więcej o co chodzi, a kto nie grał, niech se zagra online na przykład na tej stronie. Różnica jest taka, że metody punktowania w Yahtzee są zbliżone do pokera i do śledzenia wyniku wystarczy kartka i długopis, zaś w Ganz Schön Clever dostajemy zawile wyglądający bloczek punktacji z nadrukowanymi liczbami, bonusami i kolorowymi torami. To właśnie rzut oka na ten arkusz wyssał ze mnie siły, gdy otworzyłem grę na tablecie; nie lękajcie się jednak, gra jest przejrzysta i intuicyjna.
![]() |
O jakie małe markerki w pudełku, oj ti ti ti markerku jaki jesteś malutki |
Poza bloczkami punktacji pudełko zawiera też malutkie markerki, sześć różnokolorowych kostek oraz tytułową tacę, niestety nie jako osobny gadżet, a po prostu nadrukowaną wewnątrz. I co, za to plus bloczki punktacji mam zapłacić cztery polskie dychy?, zapyta ktoś. Na to odpowiem: jasne, możesz wziąć sobie z szuflady własne kolorowe kostki i skserować, wydrukować czy nawet zapisać odręcznie bloczek punktacji - po pierwsze, będzie to jednak dosyć upierdliwe, a po drugie jestem zwolennikiem radykalnej teorii, że twórców wypada nagradzać - w tym przypadku zapłacić projektantowi gry. Ale cztery dychy albo i więcej, zlituj się okrutniku będzie nadal płakać tajemniczy Ktoś. Słuchaj więc, Ktosiu - płacisz tutaj za wygodę, estetykę i zabawę. Planszówki to - nie ma co ukrywać - produkt luksusowy, i oczekuję że tej zabawy mi nie tylko dostarczą, ale też zrobią to w formie, która nie będzie kojarzyć się z partyzancką podróbą. Zdradzę wam od razu, że nie dość, że zapłaciłem za swój egzemplarz nawet mniej niż te cztery dychy, to były to pieniądze dobrze wydane!
![]() |
Te niepozorne iksy i cyferki były źródłem ogromnych emocji |
Tak wyglądał mój arkusz punktacji po jednej z ostatnich gier. Widzicie tu pięć kolorowych pól punktacji; każdy kolor związany jest z jedną z kostek, zaś szósta kostka - biała - stanowi jokera, którego możemy wykorzystać w dowolnym kolorze. I kolejno:
Kolor żółty to siatka 16 pól, w której zaczynamy z wykreśloną przekątną - mamy więc od wypełnienia tak naprawdę 12. Dwa razy mieszczą się tam liczy od 1 do 6; jeśli po rzucie wybierzemy żółtą kostkę, możemy zakreślić odpowiedni wynik. Zrobienie bingo w postaci skreślenia całego rzędu lub kolumny daje nam premię, która jest nadrukowana na kartce: kolumny dają nam dodatkowe punkty na koniec gry, zaś rzędy - możliwość natychmiastowego zakreślenia pokazanego pola. Ta druga możliwość to cały gwóźdź zabawy - będziemy starać się, żeby wpisanie wyniku z wybranej kostki dało nam od razu premię, dzięki której zakreślimy kolejne pole, co da nam kolejną premię, a więc kolejną akcję, która z kolei... Ułożenie reakcji łańcuchowej o trzech czy czterech etapach daje masę satysfakcji.
Kolor niebieski, jak pokazuje ikonka w lewym górnym rogu pola, zawsze łączy się z białym. Mamy tu jedenaście pól do potencjalnego zakreślenia, czyli całą skalę wyników, jakie mogą wypaść na dwóch kostkach - od dwóch jedynek, czyli dwójki, do dwóch szóstek, a więc dwunastki. Tor nad tym polem pokazuje, ile punktów otrzymujemy na koniec gry za kolor niebieski - im więcej skreśleń, tym większy zysk. Pięć skreślonych pól to raptem 11 punktów, ale dziesięć da nam już godne szacunku 46.
Kolory zielony, pomarańczowy i fioletowy to tory, na których musimy wpisywać wyniki w kolejności, od lewej do prawej. Zielone pola wymagają wyrzucania przynajmniej tylu oczek, ile nadrukowano na torze - jeśli na polu jest nadrukowana trójka, wyniki 3, 4, 5 i 6 pozwolą nam je skreślić. Im dalej zajdziemy na tym torze, tym więcej otrzymujemy punktów. Pomarańczowy i zielony pozwalają nam nie tylko skreślać pola, ale i wpisywać dokładnie, co na kostce wypadło - punkty na koniec gry to w tym przypadku suma wpisanych oczek. Skąd więc na moim moim pomarańczowym torze wzięło się 10, wynik rzadki na kostce sześciennej? Ano stąd, że niektóre pola są premiowane x2 lub x3. Fioletowy tor wymaga z kolei wpisywania wyników rosnąco - widzicie na moim arkuszu sekwencję 3<4<5<6; po każdej szóstce sekwencja się resetuje i możemy zacząć znowu wpisywać od jedynki (albo i od czwórki, w końcu im więcej oczek, tym lepiej - ale zawęzi nam to opcje w kolejnych turach, przynajmniej aż do kolejnego resetu).
Dodatkowe bonusy, na które możemy się załapać, to dodatkowy przerzut dostępnych kostek (ikonka trzech strzałeczek w okręgu), ponowne wykorzystanie jednego z wyrzuconych wyników na koniec tury (ikonka +1) oraz lisek, który jest ganz schön clever i za każdą swoją podobiznę daje nam na koniec gry jeszcze raz tyle punktów, ile mamy w najsłabszym kolorze, co motywuje do zrównoważonego rozwoju.
Gdzie w tym wszystkim jakakolwiek interakcja z drugą osobą i o co chodzi z tytułową tacą? Otóż zaczynamy turę od rzucenia sześcioma kostkami i wybieramy jeden wynik do wpisania na arkusz - po czym wszystkie niższe trafiają na tacę. Jeśli, przykładowo, wyrzuciliśmy 1, 3, 3, 4, 4, 6 i z bardzo pragniemy jednej z wyrzuconych czwórek, droga wolna - odkładamy ją na nasz arkusz, ale 1, 3, i 3 trafią na tacę i będą już w tej turze poza naszym zasięgiem, więc w następnym rzucie (w jednej turze wykonujemy trzy) będziemy już dysponować tylko kostkami, na których wypadła teraz druga czwórka i szóstka. Gdy już wpiszemy na nasz arkusz trzy wyniki, odkładamy na tacę wszystkie jeszcze niewykorzystane kości, a nasi przeciwnicy mogą wykorzystać stamtąd po jednym rezultacie. Dobrze więc obserwować, czy nie odłożymy przypadkiem na tacę na przykład tej żółtej dwójki, na którą inna osoba czatuje od kilku tur, by skompletować własną kolumnę! Jest to prosty system, ale zapewnia całkiem niezły poziom interakcji. Czytając instrukcję obawiałem się nieco, że zabawa będzie dwuosobowym pasjansem, gdzie każdy sobie turla i innych osób przy stole mogłoby właściwie nie być, ale na szczęście były to obawy bezpodstawne. Śledzenie, co właśnie trafia na wspólną tacę jest na tyle ważne i emocjonujące, że nawet podczas cudzych rzutów czuję się zaangażowany w grę.
Ganz Schön Clever jest na tyle lekka i szybka, ze wyciągamy ją na stół jako deser po partii w coś większego i często okazuje się, że choć miał to być deser i palate cleanser, to na jednej grze się nie kończy. Ganz Schön Clever nie jest banalnym biernym bingo; każda tura obfituje w wybory i opcje, zaczynając już od pierwszego rzutu: który z sześciu kolorowych rezultatów wybrać? Odruchowo kierujemy uwagę najpierw ku jak najwyższym wynikom, ale zdecydowanie się na piątkę lub szóstkę odeśle wszystkie niższe kostki na tacę... nieustanie będziemy więc balansować, planować i ważyć ryzyko.
Gry roll&write, bo do tego gatunku zaliczyłbym Ganz Schön Clever, w ogóle są atrakcyjne pod kątem psychologicznym. Dają dużo poczucia komfortu i relaksu: przecież jeśli już coś zakreślimy na kartce, to tego nie odkreślimy, więc jest poczucie, że nasze postępy są bezpieczne i będą tylko rosnąć - nie kojarzę żadnego roll&write, gdzie jakiś efekt mówiłby "wymaż coś z kartki przeciwnika". Co zakreśliliśmy, to nasze. Aspekt rywalizacyjny jest w takich grach sprowadzony do minimum - owszem, na koniec zabawy porównujemy wyniki i sprawdzamy, komu udało się najlepiej wykorzystać dostępne możliwości, ale główna radość płynie z rozbudowania oraz realizowania własnego planu. Nie ma też siły, by zapełnić cały arkusz - gra kończy się zawsze w takim momencie, że chętnie rozegralibyśmy jeszcze turę lub dwie, by jeszcze bardziej wywindować wynik; przecież zostało nam jeszcze tyle pól, które czekały na skreślenie! Wszystko to razem składa się w mieszankę tak przyjemną, że zostaje tylko puścić niemieckie radio, otworzyć niemieckie piwo i cieszyć się tą dobrze przemyślaną niemiecką rozrywką!
![]() |
Flensburg: miasto znane z produkcji piwa z charakterystycznym zamknięciem oraz artykułów erotycznych, o czym z dumą poinformowała mnie kiedyś jego mieszkanka! |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz