Ponad dwa lata temu zapowiedziałem, że napiszę więcej o serii Bombshells - i w te wakacje postanowiłem to właśnie zrobić! Usiadłem więc ponownie do lektury... i przypomniałem sobie, dlaczego ta właśnie seria autorstwa Marguerite Bennett to wciąż jeden z moich ulubionych komiksów.
![]() |
Już okładka nawiązuje do figury Rosie the Riveter! |
Bombshells to jedna z tych historii, które wydawnictwo DC zwykło określać jako Elseworlds, zaś Marvel jako What If...? (wiem, wiem, to nie do końca to samo, ale close enough). Spotykamy tu więc znaną galerię postaci - ale coś jednak potoczyło się inaczej, niż w mainstreamowym uniwersum! Z perspektywy tekstu, takim właśnie punktem zapalnym jest uratowanie rodziców młodego Bruce'a Wayne'a:
Metatekstualna perspektywa jest jeszcze ciekawsza: to alternatywna historia drugiej wojny światowej, w której - zgodnie ze słowami scenarzystki - "the women came
first. No heroine is derivative of a male counterpart. They are the
heroes". Historycznie wiemy, że powstawanie żeńskich superbohaterek często wynikało z mało szczytnych motywacji: pierwsza Batwoman powstała przykładowo, by zapewnić Batmanowi love interest i ukrócić oskarżenia o homoerotyzm w jego komiksach; Supergirl została wykoncypowana po to, by opchnąć dziewczętom historie z Superboyem, czasem minimalnie tylko przerobione; Spider-Woman czy She-Hulk, by wspomnieć o Marvelu, powstały zaś wyłącznie w celu zaklepania trademarku. I chociaż bohaterki te ewoluowały przez lata w interesujące, pełnokrwiste, samodzielne postacie, w oczach niektórych nadal ciąży nad nimi to piętno: bycia derivative, pochodnymi, nieoryginalnymi. Marguerite Bennett prezentuje więc świat, w którym to Supergirl i Batwoman są tymi oryginalnymi, źródłowymi bohaterkami.
Wszystko to jest tym ciekawsze, że cała ta seria wzięła się... z kolekcjonerskich gadżetów. W 2011 artysta Ant Lucia zinterpretował czołowe bohaterki DC w estetyce retro łączącej elementy pin-upu, dieselpunka oraz stylu rockabilly; praktycznie z miejsca otrzymał propozycję, by na ich podstawie stworzyć serię kolekcjonerskich figurek:
![]() |
Supergirl była jedną z pierwszych! |
Figurki okazały się na tyle popularne, że rozrosły się do całej linii gadżetów: od klasycznych breloków na klucze, kart do gry i podkładek pod szklanki, aż po oprawione grafiki oraz dekorowane kieliszki. Trudno dziwić się temu sukcesowi: these were all cool, fun and sexy designs, często też - jak to klasyczne pin-upy - nieco dowcipne, by wspomnieć na przykład powiązanie Batwoman mniej z "nietoperzem", a bardziej z baseball bat, kijem baseballowym. Wydawnictwo DC postanowiło więc kuć żelazo póki gorące i, w 2015, dało alternatywnym bohaterkom własną serię komiksową.
![]() |
"...in the fashion of the goddesses of your people." |
Mogło to okazać się wielką klapą. Gdyby koncept ten został potraktowany banalnie, gdyby wziąć z niego najbardziej naskórkową estetykę - skończyłoby się pewnie na kilku zeszytach sexy ladies in sexy poses, no real substance to it. Ale na szczęście scenarzystą Bombshells została Marguerite Bennett; pamiętacie być może, że w zeszłe wakacje bawiłem się świetnie z jej marvelowską Angelą! Dzięki niej dostaliśmy sześć tomów serii - 33 zeszyty - a następnie jej kontynuację: Bombshells: United, czyli kolejne trzy tomy. To zaskakująco długa żywotność jak na Elseworlds, ale też zasłużona: Bennett wykorzystuje bowiem rusztowanie przygodowej historii wojennej, by poruszać autentycznie niełatwe tematy: problematykę traumy, utraty oraz leczenia; kwestie rodzinne oraz pokoleniowe; czy w końcu - na łamach późniejszej serii United - próbuje przepracować czarne karty amerykańskiej historii, jak obozy dla Japończyków czy zrzucenie bomb atomowych. It's all surprisingly deep, surprisingly touching, surprisingly honest; w najśmielszych snach nie przypuszczałbym, że coś takiego wyrośnie z serii pin-upowych figurek.
Tym razem to paniom przypadają pierwszoplanowe, dynamiczne role - bardzo podobało mi się więc sportretowanie panów jako odrobinę bardziej wspierających, nieco wrażliwszych, nieco emocjonalnie mądrzejszych niż w wielu mainstreamowych tytułach. Lecz wracając do samych bohaterek - kto właściwie pojawia się na łamach Bombshells?
![]() |
Supergirl i Stargirl! |
W tej interpretacji są przyrodnimi siostrami oraz bohaterkami Związku Radzieckiego... a właściwie jego propagandowymi ikonami, co przywodzi na myśl inny znany Elseworld: Superman: Red Son, w którym Kal-El wylądował nie w Kansas, a za Żelazną Kurtyną. Oczywiście, sowiecka dyktatura szybko okazuje się dla dziewcząt duszna... i groźna, więc prędzej czy później zobaczymy je w stars & stripes.
![]() |
Aquawoman! |
...bo przecież nie ma tu Aquamana, więc superbohaterski tytuł przypada Merze! Postrach hitlerowskiej floty, uwielbiana przez marynarzy pani mórz, ale wciąż - słowami Amandy Waller - the silliest superhuman in the western hemisphere.
![]() |
Zatanna! |
Sztukmistrzyni występująca w berlińskim kabarecie, gdzie - nie do końca z własnej woli - jest protegowaną złowrogiej niemieckiej mistrzyni magii! Keep your enemies closer and all that; jak tu też nie dać się zauroczyć Constantine'owi, który - chociaż zaklęty w królika - nadal nosi krawat i kopci szlugi?
I więcej, i więcej, i więcej; masa zabawy płynie z przewracania kartek i odkrywania, kto jeszcze pojawi się na łamach komiksu, jak została zinterpretowana kolejna postać. Bennett podkreślała, że tworząc historię inspirowała się bardzo mocno figurkami; analizowała ich stroje, rekwizyty, pozy, i na bazie tego wszystkiego tworzyła historię oraz charakter postaci. Czasami czuć, że dana postać pojawia się przez licencyjny wymóg, lub że dana scena jest dosłownym przeniesieniem pin-upowej pozy (tak, Bennett wplotła do fabuły nawet Harley Quinn ujeżdżającą radośnie bombę lotniczą) - ale generalnie wszystko to splata się nad zwyczaj zgrabnie.
No właśnie, odczytywanie wszystkich hołdów, nawiązań i inspiracji dostarcza naprawdę ogromu zabawy! Co do samej struktury serii: każdy zeszyt zawiera zazwyczaj trzy krótsze historie; jedną o Batwoman, powiedzmy, jedną o Wonder Woman, jedną o Zatannie. To echo pierwotnego modelu wydawania: poszczególne rozdziały ukazywały się jako digital first, i dopiero później były zbierane w papierowych wydaniach (dlatego możecie znaleźć w sieci informacje o np. chapter #100; by otrzymać liczbę zeszytów, podzielcie sobie te chapters przez trzy). Każdy cykl rozdziałów był ilustrowany przez kogoś innego - co stanowi kolejną zaletę Bombshells; it's like an artists showcase, i tam na przykład po raz pierwszy poznałem Bilquis Evely, która później narysowała fantastyczną serię Supergirl: Woman of Tomorrow. Zmiany stylu sprawiają, że bywa nierówno - czasem kreska bywa lepsza, czasem czuć, że rysunki tworzone są na szybko - ale generalnie bardzo przyjemnie obcowało mi się z tym tytułem. Najbardziej doceniałem odrobinę wizualnej fantazji, która towarzyszyła retrospekcjom: historia dzieciństwa Supergirl oraz Stargirl przypomina na przykład ilustracje do folklorystycznej rosyjskiej baśni:
![]() |
Ładne, kreatywne wypełnienie tzw. gutters! Ten motyw powraca nieraz: gdy akcja dzieje się w Hiszpanii, gutters bywają wypełnione motywem azulejos. |
Doceniam też pewną wizualną samokontrolę; pin-up art to jedno, ale ograniczony jest raczej do okładek lub kart tytułowych. W swoim bazowym projekcie Posion Ivy wdzięczy się w zielonej bieliźnie; i chociaż w komiksie jest francuską producentką bielizny i perfum (z którą nawet niemieccy okupanci wolą dobrze żyć, bo hej - bielizna i perfumy dla wybranek to uniwersalna waluta), to przecież nie będzie zasuwać po getcie czy na polu bitwy w negliżu - dostaje więc sukienkę i płaszcz, dzięki czemu nastrój historii jest nieco bardziej spójny.
![]() |
So much cool stuff! Strona zaaranżowana jako jeden budynek, Huntress oraz |
Efektowna historia wojenna to jedno, superbohaterskie popisy - drugie, ale sercem Bombshells jest to, co dzieje się pomiędzy bitwami. Nobody is really invincible, and war takes its toll; jeśli nawet nie będą to fizyczne rany, nikt nie ucieknie od żałoby, smutku, bólu. Ale Marguerite Bennett rozumie dobrze, że przychodzimy do historii superbohaterskich po pocieszenie, po inspirację; we wpisie o Batgirls autorstwa Becky Cloonan określiłem ten współczesny trend jako "bohaterów zrzucających maski" - więcej pojawia się problematyki zdrowia psychicznego, leczenia, ogólnie pojętej well-being. Spójrzmy tylko na dialog Arthura Curry'ego - tutaj spokojnego irlandzkiego latarnika - oraz superbohaterki Mery:
![]() |
Elseworld czy nie, to nadal jeden z moich ulubionych dialogów tych postaci! |
To właśnie mam na myśli, kiedy mówię o tej współczesnej, terapeutycznej twarzy komiksu superbohaterskiego: people healing; people being kind to each other... and themselves. Nie chcę banalizować tej serii nazywając ją ciepłym rosołkiem, ale to właśnie przez takie momenty lubię do niej wracać - i nadal brzmią autentycznie, i często znajdę tam słowa pocieszenia, których akurat sam potrzebowałem.
![]() |
To kolejny ciekawy manewr: Bombshells zawierają też... montaże muzyczne! |
Nie chcę tu sprzedawać Bombshells jako czegoś, czym nie są; to przecież przede wszystkim historia przygodowa, i to taka, w której po stronie nazistów walczą dosłowne potwory, pod Leningradem rozgrywa się pojedynek magów, a nad tym wszystkim lata Supergirl w plisowanej spódniczce. Ale te emocjonalne fragmenty, te kawałki rozmyślań stanowią fantastyczną przyprawę, i za każdym razem czułem, że Bennett jest po prostu szczera w tym, co mówi. Gdy, przykładowo, klasycznie znana z Teen Titans Raven spotyka swego demonicznego ojca, Trigona, ich dialog nie jest wcale abstrakcyjnym mambo-dżambo o dziedzicznych piekielnych mocach czy panowaniu nad światem:
![]() |
Trigon jest, w tej interpretacji... alpejskim leśnym diabłem. It all fits so perfectly! |
Nastoletnia Huntress tłumaczy zaś, skąd biorą się populizm czy faszyzm:
![]() |
Tak, jej markowa kusza jest tutaj wbudowana w gitarę! |
Bomshells z każdym takim kadrem mogą wydawać się bardziej i bardziej absurdalne, ale przecież o to właśnie chodzi - cały gatunek superbohaterski jest z gruntu absurdalny. Bycie absurdalnym - zamaskowana nastoletnia członkini niemieckiego antyfaszystowskiego ruchu oporu z kuszą w gitarze - nie oznacza jednak, że wszystko to nie może być szczere; nie oznacza, że absurd ten nie może być świadomie wykorzystywany w służbie czegoś dobrego. Lubię sobie wyobrażać, że ktoś, gdzieś sięgnął po ten komiks (stworzony jako marketingowe rozszerzenie pin-upowych kolekcjonerskich figurek, pamiętajmy) licząc na ładne obrazki, po czym dostał z zaskoczenia skumulowany pocisk przekazu prosto w czoło: be kind to each other; also, fascism is bad. Podejrzewam, że Marguerite Bennett też lubi to sobie wyobrażać.
Marguerite Bennett lubi też, z całą pewnością, przełamywać w swoich komiksach czwartą ścianę. Oczywiście, najprostszym narzędziem jest w jej rękach Harley Quinn, której żarty są często ahistoryczne: tam, w odniesieniu do magii, wspomni coś o Hogwarcie; gdzie indziej...
![]() |
Bennett dosyć długo nie mogła chyba zdecydować, co właściwie zrobić z Harley; koniec końców, she basically has cartoon comedy powers. Skąd, dlaczego? Eh, whatever. |
Dużo ciekawszym przełamaniem czwartej ściany jest historia, w której Batgirls stają naprzeciw Harveya Denta - którego naczelnym wyborczym hasłem jest make Gotham golden once more, w bardzo przejrzystej trawestacji make America great again z kampanii Trumpa. O nie, czy to jakaś ciężka alegoria polityczna?, pyta Tim Drake:
Nie każdemu pewnie tak bezpośredni przekaz przypadnie do gustu, ale muszę przyznać: I dig it; podoba mi się ten niemal niefiltrowany głos autorki, podoba mi się ta emocjonalna szczerość. Gdybym miał wskazać największe felery Bombshells, wiązałyby się pewnie z materiałem źródłowym, such as it is: niekiedy wybitnie czuć przeładowanie, a dana postać czy koncept pojawia się chyba wyłącznie z racji na konieczność przeniesienia na komiksowe karty kolejnej figurki. Nie potrafiłem się przejąć tutejszą wersją Suicide Squad, przykładowo - trochę już zbyt liczne te postacie, trochę już za mało dostają tła, i niewiele przyniosły mi radości poza tą najbardziej banalną: oh, it's that lady I know, but dressed in a different costume! Bennett wydaje się też czasem wymyślić fajny dowcip lub one-liner, a następnie work backwards from there, byle tylko dostarczyć swojej ulubionej kwestii podbudowy - ale nie mogę jej tego uczciwie mieć za złe, zbyt bardzo sam lubię dobre one-liners! Nie muszę też chyba podkreślać, że fabuła nie zwali tu nikogo z nóg, ale "naziści korzystają z nadnaturalnych mocy i trzeba ich powstrzymać" to jeden z tych nieśmiertelnych przygodowych samograjów.
Poza tym, to nie o zegarmistrzowsko konstruowaną intrygę tu chodzi, a o emocje. A tych - i podczas akcji, i pomiędzy nimi - Bombshells dostarczają z powodzeniem.
![]() |
"What you see, what you fear, is not prophecy. No future is set in stone. No life is so far gone. All paths can be altered." |
Zawsze czuję się więc trochę dziwnie, kiedy mówię, że Bombshells jeden z moich ulubionych komiksów. Czy to jakiś scenariuszowy majstersztyk?, słyszę w głowie czyjeś pytanie; czy strona wizualnie jest artystycznie zachwycająca? Czy to może jakiś zdobywca Eisnera?
Nie, nie oraz nie, muszę odpowiedzieć; to komiks oparty na serii pin-upowych figurek.
It just sounds so ridiculous.
Ale cóż mogę zrobić; jest jak jest. Lubię Marguerite Bennett. Lubię reinterpretacje pod szyldem Elseworlds oraz historyczne period pieces. Lubię tę ciepłą, nieco terapeutyczną twarz komiksu superbohaterskiego; lubię magiczne potwory, pin-up art and good guys winning in the end. Bombshells dostarczają tego wszystkiego, i - pomimo pewnych felerów - robią to w sposób szczery, zgrabny i uczciwy. Mogę ściągać je z półki rok po roku i nadal czuć się dzięki nim nieco lepiej; mogę przyłożyć znaną już niby wcześniej kwestię do własnego nowego doświadczenia, które miałem niefart w międzyczasie przejść, i znów poczuć that little bit of understanding and healing. Jeśli to nie są wysokie pochwały dla komiksu opartego na serii figurek... to ja już sam nie wiem.
![]() |
Thanks, Marguerite <3 |
A więc jeszcze jedno pytanie na koniec: czy to jeden z naszych poszukiwanych dobrych punktów wejścia? Aw, what the heck, why not; to w końcu samodzielna historia, do tego tworzona niezmiennie przez jedną autorkę. Ktoś może tu zaprotestować, że to w końcu alternatywna rzeczywistość, Elseworld, i wymaga pewnej znajomości kanonu DC - ale i z tym chyba bym dyskutował! Widzicie, dawno temu sam zaczynałem moją przygodę z DC wcale nie od jakiejś mainstreamowej serii, a właśnie od rozmaitych Elseworlds i one-shotów. Mogą one stanowić bardzo fajne narzędzie do poznania danych postaci - nawet, jeśli jeśli nie są to ich "kanoniczne" wersje, to przecież ich charakter, wewnętrzne problemy czy relacje z innymi często pozostają niezmienione.
![]() |
Pieczęć postawiona! |
...ale - jeśli będzie to jeden z waszych pierwszych komiksów DC - zróbcie sobie tę przyjemność i wróćcie do Bombshells po dekadzie lub dwóch! Jest tam dosyć smaczków, by było warto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz