Backupowa era Legionu trwa! Muszę chyba przestać to pisać, bo trwać będzie jeszcze dobrą chwilę. Wiecie już chyba, czego się spodziewać - krótkich character driven stories! Bardzo lubię ten okres, bo miesza ciekawie ze strukturą fabuł; widzieliśmy już w końcu Legion w akcji, szastający supermocami i ratujący galaktykę - a teraz widzimy jego członków w bardziej kameralnych, osobistych okolicznościach. Timber Wolf oraz Light Lass stawiali czoło narkopomidorom; Duo Damsel i Bouncing Boy wpadli w kłopoty przez przepracowanie. W dzisiejszej fabule zobaczymy zaś, jak Matter-Eater Lad oraz Shrinking Violet poradzą sobie z... ubóstwem, problemami rodzinnymi i związkiem na dystans? Historia: The Hapless Hero!, autor: Jim Shooter, czas: październik 1969!
Jak ostatnio, nie ma okładki - mamy tylko pełniący jej rolę panel tytułowy! Takie już prawa bycia backupem. |
Powiem tak: okładka zapowiada dosyć żenującą kliszę two boys fight over a girl - nuda i sztampa, posmak seksizmu i maczyzmu gratis - ale nawet w latach '60 Legion był ponad to! Sama historia należy do moich ulubionych z tej ery... i nasze główne postacie ani razu nie skorzystają w niej z żadnych supermocy. Ale nie uprzedzajmy faktów!
Co tam dziś słychać w trzydziestym wieku? Otóż po długim dniu pracy Legion rozjeżdża się do domów. Brainiac 5 zostaje samotnie na nocną zmianę - a cała reszta bierze się za wieczorne korzystanie z życia! Saturn Girl i Lightning Lad ruszają na późny seans do 3-D movie theater, a Chemical King ma okazję podwieźć parę osób do domów - i zarazem pochwalić się swoim nowym sky-car:
Ach, planeta Bgztl! Nie śmiem zgadywać, jak wygląda czterowymiarowa kolacja. |
Trzydziesty wiek nie jest wolny od problemów! |
Po raz pierwszy dowiadujemy się nieco więcej o dosyć komicznej postaci, którą do tej pory był Matter-Eater Lad.Wcześniej jego rolą było zapewnienie wizualnego gagu przez zjedzenie laserowego pistoletu wroga lub przegryzienie krat więzienia; nawet nazwa jego rodzimej planety - Bismoll - to czytelna zgrywa z Pepto-Bismolu, popularnego środka na trawienie.
W dzisiejszej historii Tenzil - nie bójmy się mocnych słów - przestaje być gagiem, a staje się postacią. Okazuje się, że jego życie nie jest wcale takie ha-ha funny:
Znowu, dosyć grubo to smarowane - bezrobotna matka, ojciec hazardzista - ale na subtelności przyjdzie jeszcze czas; doceńmy w ogóle pojawienie się takich wątków na łamach Legionu! |
No i teraz elephant in the room - ile w postaci Tenzila jest wątków autobiograficznych nastoletniego wówczas Jima Shootera? Można zaryzykować stwierdzenie, że całkiem sporo. Zobaczcie, co sam mówił o tym okresie swojego życia w wywiadzie opublikowanym w 2003 na łamach The Legion Companion:
Ojciec Matter-Eater Lada nie ma o synu wysokiego mniemania:
Nie jest to jego ostatnie słowo; rozpoczyna tyradę o tym, jak Tenzil powinien znaleźć prawdziwą pracę, zamiast ruszać na przygody z Legionem. Legion of Super-Heroes... Hah! Bunch o' wise kids..., mruczy pod nosem. Nasz bohater nie znajduje też wsparcia ze strony matki; nie chce ona wziąć się za pracę zarobkową oświadczając, że dosyć zmartwień i roboty ma z utrzymaniem tego domu. Koniec końców, Tenzil decyduje się zakończyć kłótnię w jedyny chyba sensowny sposób:
RACING DAILY |
A skoro w domu nie ma spokoju, to może lepiej wrócić do kwatery Legionu i potowarzyszyć na nocnej zmianie koledze? Ale ku zdziwieniu Tenzila, na miejscu siedzi nie Brainiac 5, a...
Nie tylko Tenzil zmaga się z problemami osobistej natury! Violet ma wątpliwości co do związku, który nie układa się po jej myśli; trudno utrzymać relację na odległość, gdy oboje zainteresowani mają superbohaterskie powinności.
I co, zadzwonił? |
No niby tak, ale...
Znowu kadry jak z komiksu romansowego! |
Tenzil wpada więc na pomysł - może zapomną o problemach... wspólnie?
I faktycznie, perspektywa wypadu na miasto szybko poprawia Violet humor:
Princess Projectra nie jest ponad drobne złośliwości! |
Tenzil idzie na całego - chce odbić sobie rodzinne trudności i finansowe wyrzeczenia, decyduje się więc zorganizować Violet wieczór marzeń. Czek od Legionu, który zwykle oddawał rodzicom, tym razem idzie na poczet uszczęśliwienia koleżanki:
Złoty C-31 przywodzi trochę na myśl późniejszego o dziesięć lat C3-PO! |
Z biegiem wieczoru skryty wcześniej Tenzil również się otwiera:
W dalszej rozmowie Tenzil daje się przekonać Vi, że - z pieniędzmi czy bez - jest wartościowym chłopakiem i da sobie radę z trudnościami! |
Ale ciężkie tematy ciężkimi tematami - wystarczy butelka is-it-or-isn't-it-alcoholic nektaru z Wenus i para rusza w tan!
Gravity-free ballroom? No nie wiem, czy to taki dobry pomysł, ale nasza para daje sobie radę! |
Nic więc dziwnego, że na koniec wieczoru młodzi dają się ponieść emocjom:
Żeby nie było, że Tenzil uwodzi koleżankę - to Vi inicjuje pocałunek! |
Lecz nagle - czas w końcu na finałowy konflikt, to tylko króciutka historia - Duplicate Boy pojawia się w błysku światła!
Co on tu wyrwał, lampę uliczną? |
Ale Tenzil nie ma wcale zamiaru tłuc się z drugim chłopakiem!
You tell'em, Tenz! |
I cała sytuacja zostaje rozładowana w sposób dojrzalszy, niż sugerowałby otwierający historię dramatyczny panel! Całe zamieszanie zdaje się wręcz zacieśniać nieco nadszarpnięte więzi pomiędzy Vi i jej wybrankiem:
"The mighty Duplicate Boy... defeated by words!" |
A wątek rodziców Tenzila? No cóż, to tylko back-up story - zostaje więc rozwiązany bardzo pospiesznym deus ex machina w ostatnim panelu:
Ale oddajmy też Shooterowi sprawiedliwość - trudno rozwiązać jakoś przekonująco problem ubóstwa! Mamy więc ten pierwszy krok w stronę poprawy rodzinnej sytuacji. |
Nawet pomimo tego pośpiechu w zakończeniu - naprawdę lubię tę krótką historię! Intrygujący jest wątek autobiograficzny; łatwo założyć, że Shooter writes from experience. Nie mówię tu oczywiście o patologicznym ojcu-hazardziście i ignorującej problemy matce, ale o świadomości, że - podczas gdy rówieśnicy mogą pozwolić sobie na szaleństwa młodości i luźne wypady do kina - on pracuje już poważnie na utrzymanie rodziny.
Podobnie jak w wielu tych małych fabułkach, supermoce nie są tu tak naprawdę istotne; dlatego też powtórzę - myślę, że ta właśnie era Legionu (z mocniejszą charakteryzacją i skupieniem na osobistych historiach postaci) w ostatecznym rozrachunku miała bardzo pozytywny wpływ na popularność grupy! Widać tu korzenie tego, co tak lubię we współczesnych komiksach; nawalanki w kosmosie to fajna sprawa, ale codzienna twarz superbohaterów - ich rodziny, problemy, ambicje - budują całą dodatkową warstwę czytelniczej sympatii.
Jaką więc niedzielną lekcję możemy wyciągnąć z dzisiejszego spotkania z Legionem? Ano chyba taką, że czasem do rozwiązania problemów potrzeba nieco cudzej pomocy i perspektywy - samotnie można zakopać się w nich beznadziejnie! Może więc i wy zabierzcie kogoś na fajną kolację? A my widzimy się, jak zwykle... w przyszłości!
~.~
...a jeśli chcecie zanurkować w przeszłość, chronologiczna lista naszych niedzielnych spotkań czeka!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz