niedziela, 6 lutego 2022

Panele na niedzielę: The Hapless Hero!

Backupowa era Legionu trwa! Muszę chyba przestać to pisać, bo trwać będzie jeszcze dobrą chwilę. Wiecie już chyba, czego się spodziewać - krótkich character driven stories! Bardzo lubię ten okres, bo miesza ciekawie ze strukturą fabuł; widzieliśmy już w końcu Legion w akcji, szastający supermocami i ratujący galaktykę - a teraz widzimy jego członków w bardziej kameralnych, osobistych okolicznościach. Timber Wolf oraz Light Lass stawiali czoło narkopomidorom; Duo Damsel i Bouncing Boy wpadli w kłopoty przez przepracowanie. W dzisiejszej fabule zobaczymy zaś, jak Matter-Eater Lad oraz Shrinking Violet poradzą sobie z... ubóstwem, problemami rodzinnymi i związkiem na dystans? Historia: The Hapless Hero!, autor: Jim Shooter, czas: październik 1969!

Jak ostatnio, nie ma okładki - mamy tylko pełniący jej rolę panel tytułowy! Takie już prawa bycia backupem.

Powiem tak: okładka zapowiada dosyć żenującą kliszę two boys fight over a girl - nuda i sztampa, posmak seksizmu i maczyzmu gratis - ale nawet w latach '60 Legion był ponad to! Sama historia należy do moich ulubionych z tej ery... i nasze główne postacie ani razu nie skorzystają w niej z żadnych supermocy. Ale nie uprzedzajmy faktów! 

Co tam dziś słychać w trzydziestym wieku? Otóż po długim dniu pracy Legion rozjeżdża się do domów. Brainiac 5 zostaje samotnie na nocną zmianę - a cała reszta bierze się za wieczorne korzystanie z życia! Saturn Girl i Lightning Lad ruszają na późny seans do 3-D movie theater, a Chemical King ma okazję podwieźć parę osób do domów - i zarazem pochwalić się swoim nowym sky-car:

Ach, planeta Bgztl! Nie śmiem zgadywać, jak wygląda czterowymiarowa kolacja.

Atmosfera jest ogólnie luźna i wesoła; Ultra Boy wysiada niedługo później, ciesząc się z perspektywy relaksu z rodziną. Tylko Matter-Eater Lad jest dziwnie poważny; prosi kierowcę, by nie leciał z nim do jego dzielnicy, usprawiedliwiając to chęcią spaceru. Prawda jest nieco inna...

Trzydziesty wiek nie jest wolny od problemów!

Po raz pierwszy dowiadujemy się nieco więcej o dosyć komicznej postaci, którą do tej pory był Matter-Eater Lad.Wcześniej jego rolą było zapewnienie wizualnego gagu przez zjedzenie laserowego pistoletu wroga lub przegryzienie krat więzienia; nawet nazwa jego rodzimej planety - Bismoll - to czytelna zgrywa z Pepto-Bismolu, popularnego środka na trawienie.

W dzisiejszej historii Tenzil - nie bójmy się mocnych słów - przestaje być gagiem, a staje się postacią. Okazuje się, że jego życie nie jest wcale takie ha-ha funny:

Znowu, dosyć grubo to smarowane - bezrobotna matka, ojciec hazardzista - ale na subtelności przyjdzie jeszcze czas; doceńmy w ogóle pojawienie się takich wątków na łamach Legionu!

No i teraz elephant in the room - ile w postaci Tenzila jest wątków autobiograficznych nastoletniego wówczas Jima Shootera? Można zaryzykować stwierdzenie, że całkiem sporo. Zobaczcie, co sam mówił o tym okresie swojego życia w wywiadzie opublikowanym w 2003 na łamach The Legion Companion:

It was like an act of desperation, and the money that I brought in kept us going - czy nie przypomina to nieco sytuacji Tenzila? Oczywiście, członek Legionu doczekał się porcji dodatkowej dramaturgii... ale Shooter mógł dobrze wiedzieć, jak to jest pracować na utrzymanie rodziny już od wczesnej młodości.

Ojciec Matter-Eater Lada nie ma o synu wysokiego mniemania:

Nie jest to jego ostatnie słowo; rozpoczyna tyradę o tym, jak Tenzil powinien znaleźć prawdziwą pracę, zamiast ruszać na przygody z Legionem. Legion of Super-Heroes... Hah! Bunch o' wise kids..., mruczy pod nosem. Nasz bohater nie znajduje też wsparcia ze strony matki; nie chce ona wziąć się za pracę zarobkową oświadczając, że dosyć zmartwień i roboty ma z utrzymaniem tego domu. Koniec końców, Tenzil decyduje się zakończyć kłótnię w jedyny chyba sensowny sposób:

RACING DAILY

A skoro w domu nie ma spokoju, to może lepiej wrócić do kwatery Legionu i potowarzyszyć na nocnej zmianie koledze? Ale ku zdziwieniu Tenzila, na miejscu siedzi nie Brainiac 5, a...

Bohaterowie z planety Lallor to odniesienie do jednej z historii sprzed lat - nie omawialiśmy jej w detalach, ale wzmianki pojawiały się na blogu! To ta grupa, która powstała na skutek eksperymentów z bombami atomowymi.

Nie tylko Tenzil zmaga się z problemami osobistej natury! Violet ma wątpliwości co do związku, który nie układa się po jej myśli; trudno utrzymać relację na odległość, gdy oboje zainteresowani mają superbohaterskie powinności. 

I co, zadzwonił?

No niby tak, ale...

Znowu kadry jak z komiksu romansowego!

Tenzil wpada więc na pomysł - może zapomną o problemach... wspólnie?

I faktycznie, perspektywa wypadu na miasto szybko poprawia Violet humor:

Princess Projectra nie jest ponad drobne złośliwości!

Tenzil idzie na całego - chce odbić sobie rodzinne trudności i finansowe wyrzeczenia, decyduje się więc zorganizować Violet wieczór marzeń. Czek od Legionu, który zwykle oddawał rodzicom, tym razem idzie na poczet uszczęśliwienia koleżanki:

Złoty C-31 przywodzi trochę na myśl późniejszego o dziesięć lat C3-PO!

Z biegiem wieczoru skryty wcześniej Tenzil również się otwiera:

W dalszej rozmowie Tenzil daje się przekonać Vi, że - z pieniędzmi czy bez - jest wartościowym chłopakiem i da sobie radę z trudnościami!

Ale ciężkie tematy ciężkimi tematami - wystarczy butelka is-it-or-isn't-it-alcoholic nektaru z Wenus i para rusza w tan!

Gravity-free ballroom? No nie wiem, czy to taki dobry pomysł, ale nasza para daje sobie radę!

Nic więc dziwnego, że na koniec wieczoru młodzi dają się ponieść emocjom:

Żeby nie było, że Tenzil uwodzi koleżankę - to Vi inicjuje pocałunek!

Lecz nagle - czas w końcu na finałowy konflikt, to tylko króciutka historia - Duplicate Boy pojawia się w błysku światła!

Co on tu wyrwał, lampę uliczną?

Ale Tenzil nie ma wcale zamiaru tłuc się z drugim chłopakiem!

You tell'em, Tenz!

I cała sytuacja zostaje rozładowana w sposób dojrzalszy, niż sugerowałby otwierający historię dramatyczny panel! Całe zamieszanie zdaje się wręcz zacieśniać nieco nadszarpnięte więzi pomiędzy Vi i jej wybrankiem:

"The mighty Duplicate Boy... defeated by words!"

A wątek rodziców Tenzila? No cóż, to tylko back-up story - zostaje więc rozwiązany bardzo pospiesznym deus ex machina w ostatnim panelu:

Ale oddajmy też Shooterowi sprawiedliwość - trudno rozwiązać jakoś przekonująco problem ubóstwa! Mamy więc ten pierwszy krok w stronę poprawy rodzinnej sytuacji.

Nawet pomimo tego pośpiechu w zakończeniu - naprawdę lubię tę krótką historię! Intrygujący jest wątek autobiograficzny; łatwo założyć, że Shooter writes from experience. Nie mówię tu oczywiście o patologicznym ojcu-hazardziście i ignorującej problemy matce, ale o świadomości, że - podczas gdy rówieśnicy mogą pozwolić sobie na szaleństwa młodości i luźne wypady do kina - on pracuje już poważnie na utrzymanie rodziny. 

Podobnie jak w wielu tych małych fabułkach, supermoce nie są tu tak naprawdę istotne; dlatego też powtórzę - myślę, że ta właśnie era Legionu (z mocniejszą charakteryzacją i skupieniem na osobistych historiach postaci) w ostatecznym rozrachunku miała bardzo pozytywny wpływ na popularność grupy! Widać tu korzenie tego, co tak lubię we współczesnych komiksach; nawalanki w kosmosie to fajna sprawa, ale codzienna twarz superbohaterów - ich rodziny, problemy, ambicje - budują całą dodatkową warstwę czytelniczej sympatii. 

Jaką więc niedzielną lekcję możemy wyciągnąć z dzisiejszego spotkania z Legionem? Ano chyba taką, że czasem do rozwiązania problemów potrzeba nieco cudzej pomocy i perspektywy - samotnie można zakopać się w nich beznadziejnie! Może więc i wy zabierzcie kogoś na fajną kolację? A my widzimy się, jak zwykle... w przyszłości!


~.~

...a jeśli chcecie zanurkować w przeszłość, chronologiczna lista naszych niedzielnych spotkań czeka!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz