piątek, 11 lutego 2022

Blue Beetle

Wiecie, że nie czytałem do tej pory współczesnego Blue Beetle? Była mi to postać znana, ale bardziej przez osmozę; wiedziałem, że nowy w linii Blue Beetles to Jamie Reyes, latynoski nastolatek; pamiętałem, że ma kolegę imieniem Paco, który cieszył się ogromną czytelniczą miłością (fandom ożywiał się po każdym numerze pytając WHERE PACO lub żądając MORE PACO); kojarzyłem, że ceniono go za zdrowe relacje z rodzicami (secret identity bardzo szybko wyleciała za okno) - oraz jak wyglądały główne fabuły jego przygód. Co innego jednak mieć informacje z drugiej ręki, a co innego nacieszyć się komiksem samemu!

Tło historyczne tej postaci jest fascynujące! Jamie to trzecia postać nosząca pseudonim Blue Beetle. Pierwszy - już w roku 1939 - był Dan Garret, mniej superhero, a bardziej zamaskowany mystery man. Był wydawany przez oficynę Fox Comics, miał własny serial radiowy... ale był raczej po prostu jednym z wielu zamaskowanych mścicieli, którzy byli wówczas popularni. Spójrzcie na okładkę poniżej; wyglądał niemal jak kopia wcześniejszego o trzy lata Phantoma, a owadzi motyw przywodził na myśl Green Horneta. Blue Beetle zaczynał karierę nieco wtórnie - moce czerpiąc z tajemniczej witaminy 2X, nosząc kuloodporny strój i pozostawiając po sobie "wizytówkę" w postaci symbolu skarabeusza.

Okładka komiksu oraz reklama programu radiowego! Zwróćcie uwagę na skarabeusza stanowiącego klamrę pasa.

Wraz z końcem Golden Age opadała też pierwsza fala popularności superbohaterów; swoje zrobiło też wprowadzenie w 1954 restrykcyjnego Comics Code, który próbował upupić komiksy w roli zinfantylizowanej, dziecięcej rozrywki. W tym okresie moralizatorskiej paniki wiele magazynów kryminalnych i horrorów trafiło na czarną listę; Blue Beetle również, gdyż z upływem lat robił się coraz ostrzejszy - wymieniano go wręcz jako jednego z głównych reprezentantów stylu sex & violence.  Przyczyniło się to do zakończenia działalności wydawnictwa Fox, które w dużej mierze właśnie estetyką sex & violence stało.

Dan Garrett oraz jego następca, Ted Kord

Scheda po Fox została wykupiona przez wydawnictwo Charlton. Dan Garrett (tym razem, może przez prawne zawirowania, pisany z podwójnym "t") był podobny do swojej starszej inkarnacji, ale trochę bardziej humorystyczny i z naciskiem położonym nie na tajemnicze "witaminy" (może przez narkotyczne skojarzenia?), a egipski mistycyzm: skarabeusz udzielał mu mocy po zawołaniu KAJI DHA! Garrett, nawet odświeżony, stanowił jednak relikt Golden Age - wykoncypowano więc nowego herosa na nowe czasy. W 1966 (jako back-up na łamach magazynu Captain Atom) zadebiutował Ted Kord; protegowany Garretta, który może i odziedziczył po nim amulet, ale nie robił z niego użytku. Modniejsza w latach '60 była akrobatyczna zręczność i nowoczesna technologia!

W latach '80 wydawnictwo Charlton zostało - wraz z całą biblioteką postaci - wykupione przez DC. Wspominaliśmy już o tym wydarzeniu przy okazji rozważań nad filmowym The Suicide Squad i występującym w nim Peacemakerem - on również był postacią spod szyldu Charlton! Alan Moore chciał wykorzystać te postacie w Watchmen, ale nie dostał na to zgody - nadal czytelne jest jednak, że Comedian z jego komiksu to w istocie Peacemaker, a Nite Owl - czasem błędnie odczytywany jako analogia Batmana - to nikt inny, jak właśnie Ted Kord, drugi Blue Beetle.

Ted Kord był wesołą, lubianą postacią. Dostarczał komicznych akcentów jako członek Justice League; on oraz Booster Gold, heros z przyszłości, tworzyli komediowy duet wiecznie goniący za zabawą i łatwymi metodami wzbogacenia się. Było więc mocnym i szokującym momentem, gdy w 2005 - samotnie rozpracowując niebezpieczny spisek - Kord został pojmany i zastrzelony.

"BLAMM"

Mamy więc rok 2006. Na łamach Infinite Crisis -  wielkiego wydawniczego eventu - w jednym z wątków debiutuje Jamie Reyes; nastolatek z El Paso, który po śmierci Teda odnajduje jego skarabeusza. Amulet odsłania przed chłopakiem swoją prawdziwą naturę - nie jest wcale "mistycznym amuletem", a technoorganicznym symbiontem stworzonym przez kosmitów! Wpełza Jamiemu pod skórę, scala się z jego kręgosłupem... i chłopak, chcąc-nie chcąc, zostaje nowym Błękitnym Skarabeuszem. Tu właśnie zaczyna się jego solowa seria!

"And I...?"

I love legacy characters; I love teenage superheroes. Oczywiście, że bawiłem się dobrze przy niemal czterdziestu zeszytach pierwszej serii Jamiego! Mogę potwierdzić obiegową opinię - spora część uroku tej inkarnacji Blue Beetle to sympatyczna supporting cast oraz wręcz rodzinna atmosfera. Paco i Brenda, dwójka jego najbliższych licealnych przyjaciół, are a delight; Paco wpisuje się w sprawdzony archetyp big streetwise guy who's not as dumb as everybody thinks; Brenda is a clever, sarcastic, angry overachiever. Nie jest to super nowatorska dynamika - ale te archetypy są archetypami z jakiegoś powodu! 

Playing "Unreal" online! Ah, those were the days!

Życie rodzinne Jamiego to kolejny istotny element serii. Jego matka jest pielęgniarką, ojciec - mechanikiem, a młodsza siostra - wiecznym utrapieniem. Nasz bohater nie dołącza do licznego zastępu superbohaterów osieroconych lub przeżywających domowe dramaty; jego kochająca rodzina, pomimo dobrodusznych złośliwości i przepychanek, to dla niego stały punkt oparcia. Brenda i Paco również mają własne rodziny; wszystko to splata się w całkiem złożone, realistyczne środowisko, w którym Jamie funkcjonuje. Pod wieloma względami Blue Beetle zdaje się zapowiadać późniejszą o parę lat Ms. Marvel - oboje są legacy heroes; oboje są non-white kids z mocnym oparciem w kręgu rodziny i znajomych.

"You were adpoted." "You were hatched." Dialogi, szczególnie te pisane przez Keitha Giffena, są napakowane dowcipami! Są też - dla klimatu El Paso - przyprawione wtrętami w rodzaju powyższych "mi hijo" i "cantina". 

Jamie - choć starszy - jest jednak nawet o krok nowocześniejszy niż Kamala: bardzo szybko decyduje się odpuścić ukrywanie przed bliskimi podwójnej tożsamości. A jego rodzice... nie panikują (przesadnie), nie robią awantur, nie podcinają Jamiemu skrzydeł. Wychowywanie dziecka to już heroiczne zadanie, a wychowywanie młodego superbohatera... okazuje się, że dla odpowiedzialnej pary to właściwie tylko drobny krok dalej.

Teenagers 101: be reasonable!

Ale każdy młody heros potrzebuje też mentora. Kto zatem bierze Jamiego pod swoje skrzydła? Justice League? A skąd, przecież chłopak musiałby się przeprowadzić, a El Paso to jego okolica... a do tego ma Lidze za złe, jak potraktowała go podczas pierwszej wspólnej przygody w Infinite Crisis. Ma trochę racji, bo nie były to zbyt fortunne wydarzenia; a wiadomo, nastoletnie emocje też robią swoje.

Oracle i Black Canary! Tak, to właśnie ta era Birds of Prey. Black Canary - jak zwykle zresztą - ma pełną rację.

Kto więc zostaje mentorem Jamiego? Otóż sam... Peacemaker! Tak jest, ten sam, którego na telewizyjnym ekranie gra właśnie John Cena - chociaż w nieco mniej głupkowatej interpretacji. Bardzo spodobał mi się ten pomysł; obaj są w końcu postaciami z wydawnictwa Charlton! Peacemaker jest dla Jamiego nie tylko nauczycielem i opiekunem, ale i przewodnikiem po historii Skarabeusza.  

Trudy pracy z młodzieżą!

Może to właśnie przez aktualnie lecący serial, ale Peacemaker w roli mentora młodzieży szczerze mnie bawił! Nadaje się do tej roboty raczej kiepsko i nie jest przesadnie entuzjastyczny... ale właśnie ten kontrast sprawia, że cyniczny weteran świetnie równoważy młodzieńcze szaleństwa. I sam dostaje sporo dobrych kwestii, trochę jak mrukliwy Wolverine w Ms. Marvel! Czy wspominałem już, że widać sporo podobieństw pomiędzy tymi seriami?

Paco rwie się do akcji! Jamie toczy "his sexy fight" z Gigantą; a lady of pretty epic proportions!

Od strony graficznej jest nieźle. Pierwszym rysownikiem serii jest Cully Hamner; wnosi do swoich prac dobry balans pomiędzy kreskówkową ekspresyjnością a bardziej realistycznymi projektami. Podobało mi się urozmaicone kadrowanie i praca cieniami, jak w poniższej sekwencji:

Spójrzcie, jak coraz mniejsze panele chyboczą się i sypią, by odzwierciedlić mentalny stan Brendy

W numerze #11 głównym rysownikiem serii zostaje Rafael Albuquerque - i elegancko trzyma się stylu poprzednika. Wszystko nadal jest nieco kanciaste, ale jeszcze nie wchodzi w obszar radykalnej deformacji. Ilustracje w dzisiejszym wpisie to mieszanka twórczości obu panów; czy rozróżnicie z ręką na sercu, który z nich rysował dane panele? Bardziej wyczuwalne są zmiany scenarzystów, chociaż nawet te nie są gwałtowne. Keith Giffen to zapewne najbardziej znane wśród nich nazwisko i chociaż późniejsze dialogi nie zawsze dorównują jego dowcipowi, to charakteryzacja oraz ewolucja postaci są spójne.

Warto jednak wiedzieć, że Blue Beetle stanowi pod kątem formy... hm, relikt to chyba zbyt mocne słowo jak na lata 2006-2009, ale powiedzmy może, że throwback do ówczesnego stylu. Mam tu na myśli meandrującą fabułę i liczne gościnne występy innych postaci; gdy zwieńczona zostaje pierwsza definiująca saga Jamiego - konfrontacja z Reach, obcą rasą stwórców skarabeusza - seria traci nieco narracyjny impet i zaczyna błąkać się to tu, to tam. Wejście w ten villain of the month mode jest dosyć wyczuwalne, ale - jeśli ktoś lubi postacie (a trudno ich nie lubić!) - to i na tym etapie pewnie z serią zostanie.

Hej, to gościnnie występujący Doktor Mid-Nite! Oraz Jamie nie czujący jeszcze superbohaterskiego patosu; awkward.

Lata portretowane w Blue Beetle to dla mnie osobiście bardzo nostalgiczny okres. Telewizja is still a thing. Młodzi bohaterowie grają w Unreala i Grand Theft Gotham. Mają już internet (raczej stacjonarny niż smartfonowy), więc gdy trzeba, szukają informacji o demonach we wschodnioeuropejskim usenecie (alt.evil, gdyby ktoś pytał)!

"Don't tase me, bro!" - to właśnie te lata!

Niektórzy uważają, że odniesienia takie źle się starzeją oraz ujmują tekstowi uniwersalności - ale ja nie wolę właśnie, by nie był uniwersalny, a przez to mdły! Dzięki tym starym nawiązaniom odpalają mi jakieś styki w mózgu i mogę przypomnieć sobie własne dawne lata. Czułem się w El Paso Jaimiego jak w domu; przecież nawet ten blog jest hołdem dla początków dwudziestego pierwszego wieku, dla tej minionej epoki komiksowej blogosfery!

Blue Beetle trafił prosto w moje gusta. To dodatkowo ciekawe, bo moim Blue Beetle zawsze był Ted Kord z ery Justice League International... ale chyba jestem zmuszony zrewidować poglądy! Wiecie, kiedy herb postaci przekazywany jest dalej, wszyscy mają swoich ulubieńców; dla mnie ikonicznym Skarabeuszem był Ted Kord; Dan Garrett był starym, historycznym poprzednikiem, a Jaime Reyes - tym nowym chłopakiem. Po lekturze serii Jamiego łapię się jednak na myśleniu o nim jako o domyślnym Blue Beetle. Ted odsuwa się na zasłużoną emeryturę!

Głębsza znajomość komiksów DC pomoże docenić niektóre dowcipy - pamiętacie Hard-Traveling Heroes, do którego pije tu Black Canary? - ale nie jest wymagana!

Blue Beetle z roku 2006 jest solidny... a miejscami nawet lepiej! Tak, dostrzeżecie tu mankamenty komiksów z tych lat, szczególnie po zakończeniu historii z Reach - ale wieczorami siadałem do tego tytułu wręcz z wyczekiwaniem! Siła Jamiego, zupełnie jak w jego życiu osobistym, leży tak naprawdę w znajomych i rodzinie; rozumiem teraz te wołania WHERE PACO  z okresu bieżącego wydawania serii. Naprawdę, mógłbym czytać przygody Jamiego zmagającego się nawet z urzędem skarbowym - gdyby tylko Brenda, Paco i reszta towarzystwa byli gdzieś obok i wszystko to komentowali. 

Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że pod wieloma względami Blue Beetle wyprzedzał swoją epokę. Oddanie pierwszych skrzypiec latynoamerykańskiemu nastolatkowi, dobrze zarysowane życie rodzinne, odejście od mechanicznego powtarzania tropów związanych z podwójną tożsamością... To wszystko elementy, które u Marvela pojawiły się dopiero niemal dekadę później przy okazji przygód Kamali Khan. Ms. Marvel jest bardziej wycyzelowana - jej styl fabuł jest bardziej współczesny, a strona graficzna pięknie doszlifowana - ale to Jamie przetarł jej szlak. Jest starszy; jest bardziej surowy...

But he's got the spirit.

Współcześnie w pierwszej kolejności wręczyłbym komuś do czytania Ms. Marvel - ale osobiście cieplejsze uczucia żywię do Jamiego. Wspominałem o tym przy okazji pisania o grach komputerowych; bardziej doceniam chyba raw innovation niż technical mastery! Dziwię się tylko, że nikt tej serii jeszcze nie zekranizował; saga o inwazji Reach to gotowy scenariusz filmu lub serialu! 

...no dobra, kokietuję tu trochę - Blue Beetle ma pojawić się w kinach w 2023! Główną rolę będzie grał znany z serialu Cobra Kai Xolo Maridueña. Awesome!

Zrobię więc chyba coś, czego od dawna nie robiłem - oto prestiżowa pieczęć dobrego punktu wejścia!

pssst nie mówcie nikomu, ale maska Jamiego jest inspirowana maskami z lucha libre!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz