niedziela, 27 lutego 2022

Panele na niedzielę: Zap Goes the Legion!

Rozpoczynamy odliczanie! Koniec legionowej Silver Age zbliża się wielkimi krokami - włączając dzisiejszą, omówimy już tylko trzy historie, które klasyfikowane są jako należące do tej ery. Rozdział pomiędzy komiksowymi Silver oraz Bronze Age jest rzecz jasna umowny; jak każdy proces kulturowo-historyczny, zmiana ta była stopniowa i płynna. Nie było momentu, w którym do biura DC wszedł redaktor naczelny i zawołał ej, od dzisiaj mamy Bronze Age, macie tu nowe wytyczne co do stylu, założeń i problematyki! Do różnych tytułów nowa wrażliwość wślizgiwała się w różnym tempie; w przypadku Legionu takim umownym punktem orientacyjnym jest wejście na łamy magazynu Superboy. Ale nie uprzedzajmy faktów!

Dziś jesteśmy jeszcze w Silver Age, gdzie - i powiem to z przyjemnością - E. Nelson Bridwell serwuje nam jedną z moich ulubionych fabuł swojego autorstwa. Tak, sporo było we wcześniejszych wpisach krytykowania tego pana  (by przypomnieć tylko jego fatalną historię z Devil's Dozen), ale czy Legion nie jest all about second chances? Przekonajmy się więc, że nawet twórca straszliwego Prince Evillo jest w stanie nakreślić a cute and fun little story... a nawet nadać jej odrobinę progresywnego posmaku!

Historia: Zap Goes the Legion!, autor: E. Nelson Bridwell, data: marzec 1970!

Wśród koszmarów Saturn Girl: pająk-szkielet oraz brodata goryloośmiornica! Scary stuff, kids.

Kim jest rudowłosa panna, która najwyraźniej soluje Legion przy pomocy swego wrestlingowego pasa? Przekonamy się już niebawem! Ale po kolei: co tam dziś słychać w trzydziestym wieku?

I nad więzienną planetoidą Takron-Galtos słonko czasem wesoło wstaje!

Kiedyś wspominaliśmy o medycynie w trzydziestym wieku - dziś przyglądamy się więziennictwu! Otóż na koniec odsiadki skazańców poddaje się newage'owo brzmiącej prism therapy, która ma usunąć z ich mózgów pokusę czynienia złego. Brzmi to lekko creepy; taka kryształowo-hipnotyczna lobotomia. Pierwszy na fotel trafia postawny brodacz noszący cudowne nazwisko Hawkor Phuy: 

Ta broda, te czerwone buciki! Myślę, że Hawkor Phuy to istocie rozbójnik Rumcajs.

Rumcajs goes straight pod wpływem kryształów; odkłada pistolet na żołędzie i rusza na rodzimą planetę, by pogodzić się z księciem panem. Czas najwyższy! Kolejna w kolejce do kryształoterapii jest rudowłosa Uli:

Gdy poczujecie pokusę czynienia złego - pamiętajcie, to przemawia ta evil part of your brain! Możecie poeksperymentować i spróbować ją sobie wydłubać.

Uli faktycznie pojawiła się wcześniej na łamach Legionu, ale nie omawialiśmy tej historii, była to bowiem mało odkrywcza fabuła-zapchajdziura. Szybciutko ją dla was streszczę: otóż pewnego dnia legionowy superkomputer oświadczył BZZZ BZZZ W TYM POKOJU JEST ZDRAJCA! Legion zapytał, o kogo dokładnie chodzi, na co komputer odpowiedział BZZZ TOŻSAMOŚĆ ZDRAJCY TO BZZZZ BZZZZ TRZASK TRZASK ZEPSUŁEM SIĘ. Myślicie, ze koloryzuję, ale tak to właśnie właśnie wyglądało! Finałowo okazało się, ze tak zwanym amongusem (pol. "wśródnasem") była właśnie Uli, która wykorzystała swoje bliżej niesprecyzowane moce panowania nad światłem do podszycia się pod Shadow Lass. 

Ale - tu dramatyczna muzyka - kryształoterapia nie zadziałała na Uli; jej moc kontroli światła uodporniła ją na hipnolobotomię! The fools!, myśli - i swobodnie opuszcza więzienie.

Co tymczasem porabia Legion? Otóż nasza nastoletnia grupa udała się do time-cinema, gdzie w trójwymiarze podziwiają słynny mecz bokserski z 1910:

Hej, to chyba pierwszy moment, gdy na łamach Legionu pojawił się ktoś niezaprzeczalnie czarny!

Owszem - w jeden ze starszych historii w tle pojawiała się grupka być może czarnych tubylców, ale kolorowanie ich skóry było niejednoznaczne... no i poza tym było to niezbyt pochlebne sportretowanie w stylu "przepaski na biodrach i wielkie afro". Shadow Lass, jak pamiętacie z innego z naszych spotkań, miała być pierwszą czarną bohaterką w Legionie... ale sprawa jakoś się rozjechała. Oddam zatem honor E. Nelsonowi Bridwellowi - to w jego fabule, w 1970, na łamach Legionu pojawił się ktoś bezdyskusyjnie czarny!

I to sam Jack Johnson!

Wybór meczu bokserskiego również jest znaczący - czas na segment edukacyjny! Walka czarnego Jacka Johnsona z białym Jamesem J. Jeffriesem z 1910 to słynne wydarzenie nie tylko sportowe, ale i szerzej kulturowe. Promowany jako "walka stulecia", pojedynek ten był naładowany problematyką rasową; czarny mistrz wagi ciężkiej miał bronić tytułu przed przeciwnikiem, którego pisarze i prasa (od Jacka Londona po ówczesne wydania The New York Times) nazywali "wielką nadzieją białych". Sam Jeffries podgrzewał jeszcze rasistowskie emocje mówiąc przed walką: "I am going into this fight for the sole purpose of proving that a white man is better than a Negro"; mocne słowa, ale uppercut Johnsona w czwartej rundzie był mocniejszy - i taki był koniec "wielkiej nadziei białych".

Znaczące jest, że Bridwell wybrał tu do pokazania w time-cinema moment chwały czarnego sportu i czarnej społeczności. Dlaczego w 1970 wybrał akurat mecz bokserski wcześniejszy o 60 lat? Gdybym miał zgadywać, byłoby to pewnie wydarzenie wystarczająco "historyczne", na tyle przetrawione i odległe w czasie, by nikt nie mógł zgłosić do tego realnych obiekcji. Kto wie!

Zauważmy też: w trzydziestym wieku, bardziej pokojowym i rozwiniętym, boks jako sport wypadł już z łask. Kiedy Legion wychodzi z kina (i zamierza udać się do apetycznie brzmiącego  Arcturus Grill) zaczepia ich bojowo nastawiona Uli: 

"Where'd you get that line", odpowiada jej rozbawiony Cosmic Boy, "from an old-time comic mag?"

Ta autoironia to jasny sygnał: Uli, nikt już tak nie mówi, urwałaś się z początku Silver Age? Teraz jesteśmy bardziej nowocześni! Przestępczyni jest wkurzona brakiem poważnego traktowania i zmusza Legion do akcji doprowadzając do awarii pobliskiego ruchomego chodnika. W konfrontacji okazuje się, że za sprawą swojego pasa jest w stanie odwracać supermoce przeciw osobom korzystającym z nich:

Saturn Girl zostaje unieszkodliwiona wizjami pająków-kościotrupów i goryloośmiornic, jak na panelu tytułowym!

Z Legionem była w kinie również Night Girl - członkini Substitute Heroes! To fajny detal pokazujący, że oba zespoły żyją ze sobą na bardzo koleżeńskiej stopie. Ale nawet ona nie jest w stanie stawić czoła rudowłosej przeciwniczce:

Dlaczego właściwie Uli pragnie pojedynkować się z Legionem? Well, for funsies, apparently; nie wspomina ona o żadnej głębszej motywacji.

Uli robi sobie przerwę, ale w parę chwil zdążyła nieźle namieszać: Lightning Lad potrzebuje zamknięcia w specjalnym bateriowym łożu, Cosmic Boy ma połamane kości, Night Girl musi odzyskiwać siły w całkowicie zaciemnionym pomieszczeniu...

...a Saturn Girl może pomóc wyłącznie maszyna do robienia trwałej!

Gdy następnego dnia Uli ponawia wyzwanie, Legion jest już nieco lepiej przygotowany:

"In six Earth-hours!"

Asteroida Talus to po prostu kosmiczny szrot - składowane są tam wraki rakiet. I właśnie te wraki są integralną częścią planu Brainiaca 5:

Złom zostaje "zrobotyzowany", ożywa i zaczyna atakować Uli!

Brainiac 5 lekko się jednak przeliczył; Uli jest w stanie namierzyć skonstruowane przez niego cybern-centers (tak, z tym "N" przy cyber-!), zniszczyć je pociskami wystrzelonymi z pasa i zmienić wraki z powrotem w zwykły złom. Zadowolona z kolejnego sukcesu Uli uznaje, że po raz kolejny zwyciężyła z Legionem i odlatuje w nieznane. Albo i znane!

Trzydziesty wiek to nie tylko jasne i strzeliste miasta przyszłości - nawet na Ziemi można znaleźć nuklearne pustkowia!

Interesujące, że Bridwell - dbający zawsze pieczołowicie o continuity - wybrał właśnie ruiny Midway City. Miasto to było znane jako baza operacji Doom Patrol, ale nie zostało ono zniszczone w fabułach z tą grupą; widać nasz autor kładł tu podwaliny pod jego przyszłe losy!  

A że komiksy to komiksy, ktoś inny podjął ten wątek... trzydzieści osiem lat później, kiedy podczas tak zwanego Final Crisis Midway City w końcu się oberwało:

Przypadek czy celowe nawiązanie? Wspomnienie o promieniowaniu sugeruje to drugie!

Midway City pojawiło się też na kinowym ekranie - było to zdemolowane miasto, do którego wysłano Sucide Squad w pierwszym filmie pod tym tytułem! Naprawdę zastanawia mnie, czy w biurach DC leżą stosy grubych teczek z danymi na temat continuity; i czy kiedy potrzeba jakiegoś zrujnowanego miasta, jakiś przypominający człowieka-kreta archiwista wynurza się z dokumentami w ręce i mówi "no, hm, ja bym zasugerował Midway City, ten jeden komiks z 1970 mówi, że to radioaktywna ruina"

Uli jednak wcale nie jest taka nieuchwytna - gdy ona wojowała na szrot-planecie, w jej pojedźcie kosmicznym ukryła się bowiem Phantom Girl!

Ghostly Girl, fajny aliteracyjny nickname - ale jednak się nie przyjął

Phantom Girl może być znokautowana, ale do ruin Midway City przybywają Brainiac 5 oraz Ultra Boy. Pierwszy udziela legionistce pomocy, zaś ten drugi - romantyczny partner Phantom Girl, mocno więc teraz wkurzony - rusza przeszukiwać ruiny w poszukiwaniu napastniczki:

"I sure am!"

Ultra Boy, by przypomnieć, posiada cały pakiet mocy na kryptoniańskim poziomie - niewrażliwość, latanie, ultra-siłę - ale może korzystać tylko z jednej naraz. Uli przy pomocy swego pasa jest w stanie skontrować chyba każdą supermoc... na którą więc zdecyduje się nasz bohater?

Bardzo podoba mi się ta seria paneli! Ultra Boy zbliża się, z coraz bardziej wkurzoną miną...

WHAP!

To rozwiązanie wyjątkowo proste i eleganckie! Jak pokonać osobę, która odwraca supermoce przeciw korzystającym z nich? Ano zwykłym, przyziemnym, staromodnym uppercutem, wyjętym prosto z meczu bokserskiego z 1910! Gdyby komuś to umknęło - Bridwell tłumaczy analogię w finałowych panelach:

Oj, Bridwell, Bridwell, we all get it!

Znów trochę się tu nabijam z E. Nelsona Bridwella, ale naprawdę lubię tę krótką historię! OK, motywacja Uli jest właściwie nieistniejąca, a swój super-pas wyciągnęła nie wiadomo skąd - ale finałowy twist w pełni mi to wynagradza! Ta sekwencja czterech paneli ze zbliżającym się Ultra Boyem to chyba dla mnie najbardziej pamiętny moment w legionowej karierze tego autora. 

Drugim jest, rzecz jasna, Prince Evillo grożący SO PERISH ALL WHO BUNGLE THEIR ASSIGNMENTS!

Jaką więc niedzielną naukę wyciągniemy z tej historii? Skoro już tyle dziś było o boksie, to tylko jeden sławny sportowiec może ją dla nas podsumować:

Thank you, Mike!

Możemy tu oczywiście intelektualizować i gadać coś o węzłach gordyjskich i tak dalej... ale przecież przesłaniem tej legendy było, by nie intelektualizować za bardzo! Czasem najprostsze rozwiązania mamy tuż przed nosem. Gdy więc w nadchodzącym tygodniu staniecie przed rozmaitymi dylematami oraz wyzwaniami, spójrzcie na dyskutanta i zadajcie sobie dobroduszne, spokojne pytanie: a może właśnie luj ogłuszacz? Tylko nie przesadzajcie, byśmy jednak spotkali się na tych łamach... w przyszłości!


~.~

...a jeśli chcecie zanurkować w przeszłość, chronologiczna lista naszych niedzielnych spotkań czeka!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz