środa, 23 lutego 2022

X-Statix

W jednym z ostatnich wpisów - za sprawą obecności zielonego kartofla Doopa - wspomniałem o X-Statix, rewelacyjnym tytule z 2001. Ech, X-Statix, ależ to było, pomyślałem wtedy; ciekawe, jak trzyma się po latach. Sięgnąłem więc na półkę... i przypomniałem sobie szybko, dlaczego tytuł ten jest jednym z moich ulubionych komiksów Marvela wszech czasów.

Historia X-Statix, żeby nie było zbyt prosto, rozpoczyna się na łamach innego tytułu - a konkretnie #116 numeru X-Force, jednej z wielu pod-grup marvelowskich mutantów. Ówczesny redaktor Marvela, Joe Quesada, zapragnął (po trudnych latach '90) odświeżyć markę z iksem; jednym z frontów tej małej rewolucji było oddanie X-Force nietypowej parze twórców: brytyjskiemu scenarzyście Peterowi Milliganowi oraz amerykańskiemu rysownikowi Mike'owi Allredowi.

Panowie wjechali w X-Force jak pług śnieżny. Drużyna mutantów (i zarazem medialnych supergwiazd) otrzymała lukratywne zadanie uwolnienia porwanego boysbandu; piękna, szybka misja, takiej właśnie wasz wizerunek potrzebuje, mówi im ich menedżer. Porywacze to bardzo klarowni przestępcy, zero powiązań politycznych, zero sympatii publiczności; the kind of bad guys we very rarely get nowadays. PR-owe marzenie! X-Force wchodzi więc do akcji...

...po czym niemal cały zespół zostaje krwawo rozsmarowany ogniem z helikoptera.

W tym numerze Marvel po raz pierwszy od lat zrezygnował z aprobaty Comics Code Authority, co dodatkowo podkreślało oryginalność nowego kierunku

Ale bohaterowie są tymczasowi, a marki - wieczne. X-Force musi trwać - co inaczej stałoby się z ich kontraktami reklamowymi czy siecią sklepów? Menadżer drużyny dobiera więc nowy skład: do dwójki ocalałych ze starej ekipy (teleporterki U-Go Girl oraz czarnego mutanta o pseudonimie Anarchist) dołączają Mr. Sensitive, obdarzony czułkami mistrz sztuk walki; kontrolujący swoją tkankę tłuszczową Phat (biały chłopak zafascynowany gettowym stylem) oraz zmieniający się w futrzastą bestię Vivisector (w cywilu intelektualista z wyższych sfer). I od razu się zaczyna.

Może to z powodzeniem być motto zespołu!

U-Go Girl, weteranka poprzedniego zespołu, ma za złe menedżerowi, że funkcję przywódcy ma pełnić świeżo zrekrutowany Mr. Sensitive. Anarchist, komfortowo grający rolę zespołowego angry black man, patrzy się na białego ghetto-wannabe Phata jak na jakiś dziwny okaz. Sam Phat decyduje, że nie ma wystarczająco dużo media appeal, więc dogaduje się z Vivisectorem, by przed kamerami odgrywać parę gejów. Ale czy aby wyłącznie odgrywać? A sam Mr. Sensitive jest wrażliwy do stopnia absurdu - nawet powiew wiatru sprawia mu ból - co wieczór siada więc w swoim luksusowym apartamencie, wyjmuje rewolwer, ładuje do niego jedną kulę... i sam ze sobą gra w rosyjską ruletkę.

Krótko mówiąc, these guys have issues

Ta inkarnacja X-Force, niedługo potem przemianowana na X-Statix, to postmodernistyczna dyskusja z kulturą medialną dwudziestego pierwszego wieku. Superbohaterowie to celebryci, a celebryci to superbohaterowie. Marketing i opinia publiczna są wszystkim; czy zespołowe romanse i konflikty są autentyczne, czy stanowią tylko szopkę dla gawiedzi? Czy można w ogóle odróżnić jedno od drugiego? X-Statix, nieustannie filmowany przez kamerzystę-mutanta Doopa, zmienia swoje funkcjonowanie w reality show; lawiruje pomiędzy uwielbieniem a nienawiścią tłumów, rozgrywając obie te emocje. Nie mogą być przecież zbyt uniwersalnie kochani, bo zmienią się wtedy w jakiegoś nudnego goody two-shoes Kapitana Amerykę i stracą swój subversive edge! Wszystko musi być przekalkulowane; they need your love, but they also need your hate, your jealousy, your judgement. It keeps them interesting.  

Dla Tike'a bycie "tym czarnym" członkiem zespołu jest "superpower" równie istotną, jak jego kwasowe pociski; jak zareaguje, gdy do drużyny dołączy młodszy i "czarniejszy" konkurent?

Wszyscy nieustannie występują, odgrywają role, debatują nad nowymi kontraktami marketingowymi. Dla niektórych wstąpienie do X-Statix to faustowski pakt; wiedzą, że luksusy oraz towarzystwo pięknych i możnych okupią zapewne brutalnym zgonem podczas jednej z misji. Ale nie jest to fabuła w stu procentach cyniczna; pod maskami celebrytów kryją się prawdziwe emocje i ambicje, które przebijają się czasem na światło dzienne. Bo przecież, zdaje się mówić Milligan, pomimo medialnego cyrku, pod całą skorupą cynizmu, ludzie generalnie nadal są dobrzy; nadal chcą być bohaterami. To, że z tysiąca powodów często nie dajemy rady, zasługuje bardziej na współczucie niż wyśmianie.

W gatunku superbohaterskim metafora maski jest kluczowa; X-Statix do standardowej podwójnej tożsamości - prywatnej i superbohaterskiej - dokłada trzecią, celebrycko-medialną. To fantastyczna, wybuchowa mieszanka!

Even those screw-ups want to love and be loved. Czasem podejmą moralnie słuszną decyzję, ale - jak wiadomo - żaden dobry uczynek nie uchodzi bezkarnie; zadba o to żądna wrażeń publiczność oraz rozczarowani sponsorzy. Czasem zaś, jak w amerykańskim wrestlingu, nawet protagonistom wypada z pełną świadomością zawalić jakąś konfrontację i dostać w zęby; gdzie byłoby napięcie, gdzie dramaturgia, gdyby za każdym razem odnosili sukcesy?

Uczucia uczuciami, ale biznes jest biznes!

Wszystko to osadzone jest twardo z początku dwudziestego pierwszego wieku, gdy telewizja stanowiła jeszcze medium popularniejsze niż internet, a amerykańska interwencja na Bliskim Wschodzie była w pełnej mocy. Milligan nie ucieka od tematów politycznych; osią jednej z fabuł jest dociekanie, kto pracował (lub nie) z Saddamem Husseinem i dostarczał mu (lub nie) broni chemicznej (lub nie). Latający na misje na całym świecie zespół X-Statix musi zadać sobie pytania o naturę imperialnego interwencjonizmu; czy różnią się tak naprawdę od (w najlepszym wypadku) sił stabilizacyjnych lub (w gorszym) jakiegoś zespołu CIA od mokrej roboty? I jak rozegrać to marketingowo?

Vivisector próbuje wytłumaczyć Hawkeye'owi trudne realia światowej polityki; ten drugi grany jest jako naiwny i nienajbystrzejszy, ale przynajmniej piękny i przystojny.

Dead Girl, inna członkini zespołu (and a literal unkillable zombie), rozgrywa kolejny gorący wówczas medialny temat - standardy urody i medialne wzorce:

"I never wanted to be a role model, just a... sex symbol!"

Tak jest, sporo problematyki X-Statix jest - jak to się ładnie mówi - ripped from the headlines, wyrwana z ówczesnych pierwszych stron gazet. Scenariusz to jednak nie wszystko; X-Statix nie byłby z pewnością tak rozpoznawalny bez rysunków Mike'a Allreda. Allred to jeden z moich absolutnie ulubionych artystów; na ścianie gabinetu mam nawet jego grafikę z autografem! Korzysta on z uderzającej pop-artowej estetyki inspirowanej latami '60, zaś jego styl to amerykańska wersja (znanej z klasycznego komiksu frankofońskiego) techniki ligne claire, "czystej linii". Wyraźne kontury i minimalistyczne cieniowanie przywodzą na myśl commercial cartooning z lat '50, ale Allred potrafi wzbogacić je o interesujące perspektywy i kadrowanie:  

Są powody, dla których wolę stylizowane prace Allreda od imitacyjnego fotorealizmu!

Nawet drobne detale tła budują surrealistyczny nastrój: spójrzcie na przykład, jak wyglądają meble na panelu poniżej. Allred konstruuje tu estetykę w bardzo przemyślany sposób - od op-artowej wręcz tekstury połogi, przez kiczowate retro-wzory na fotelu, aż po telewizor jakby żywcem wyciągnięty z ery złotych marzeń o podboju kosmosu.

Niewielkie figury postaci i odległy kadr pozwalają nie tylko naświetlić surrealistyczne dekoracje, ale również oddać niezręczną atmosferę oraz emocjonalny dystans pomiędzy dwójką bohaterów

Allred, jakby trochę w inspiracji Jackiem Kirbym, odwołuje się też czasem do techniki kolażu. Nie są to kompozycje równie bombastyczne co u Kirby'ego, ale warto zwrócić uwagę na ich obecność, rzadką w końcu w mainstreamowym komiksie! Czasem, jak poniżej, będzie to wykorzystanie konkretnej tekstury; czasem wklejenie autentycznych komiksowych plakatów lub okładek; czasem stworzenie tła przez wykorzystanie kolażu tłumu.

To zestawienie konturowanej, symbolicznej kreski oraz elementów hiperrealizmu jest dla mnie fascynujące!

Ciekawe jest też, że Mike Allread pracuje zazwyczaj z żoną, Laurą, która nakłada kolory w jego pracach! Czuć, że są wyjątkowo zgranym duetem.

A z ciekawostek: X-Statix nie tylko opowiadał o fikcyjnych kontrowersjach i medialnych burzach - miał też na koncie własne! Mówię tu oczywiście o planach dołączenia do zespołu samej zmarłej księżnej Diany: 

Oryginalna, niewykorzystana okładka! Fabuła ze zmartwychwstałą Dianą miała nosić tytuł "Di Another Day"

Może się to wydawać szokujące, ale zarazem stanowi przeniesienie filozofii fikcyjnego X-Statix na grunt realnego świata. Czy mogę skorzystać z wizerunku zmarłej księżnej Diany jako superbohaterki-zombie? A czemu nie, zdaje się mówić Peter Milligan; na pewnym poziomie sławy celebryci przestają być osobami, a stają się markami i ideami; it's all fair game. Tak jak fikcyjny X-Statix wyczyniał dla popularności najdziwaczniejsze publicity stunts, tak i Milligan - Brytyjczyk, pamiętajmy - wziął się za jedną z największych ówczesnych narodowych figur. Wietrząc kontrowersję (na co autor na pewno liczył), tabloid Daily Mail rozkręcił kampanię oburzenia na zapowiedziany "sick comic":

Później następują słowa oburzenia, projekt potępia anonimowe "źródło w pałacu Buckingham" i tak dalej!

W planach było nawet dołożenie do Diany innej ówczesnej angielskiej świętości, Davida Beckhama! Medialny szum sprawił jednak, że ostatecznie Marvel zmiękł i zalecił Milliganowi odpuszczenie sobie figur realnych celebrytów i celebrytek: 

Lady Di została na szybko przepisana jako "Henrietta, international pop star", ale jej mimika, medialna praca na rzecz ofiar pól minowych i mnóstwo innych detali nie pozostawiają wątpliwości, z kim mamy do czynienia!

Słuchajcie - kiedy ostatnio komiks Marvela był podobnie obrazoburczy i metatekstualny? Nie chcę tu absolutnie wchodzić w pozycję starego dziada mówiącego ooo, kiedyś to było, ale od czasów Milligana nie widziałem w tym wydawnictwie podobnej hucpy. A co najlepsze - nie był to wyłącznie media stunt; autor wyraźnie miał tu coś do powiedzenia na temat kultury medialnej. Bo czy - posługując się wizualną metaforyką komiksu - nie naświetlił właśnie tego, co robiono wówczas z Dianą: zmieniania jej po śmierci w odrealnioną figurę, w tabloidową zombie?

Ale - oczywiście - był to też pierwszej wody media stunt. Fiction becoming reality becoming fiction becoming...

A na koniec, by odejść od zawiłych analiz: Doop! Zielony latający kartofel, kamerzysta zespołu oraz jedna z moich ulubionych X-postaci. To właśnie na łamach X-Statix zdobył on moje serce!

Język Doopa - rozumiany przez wszystkich w drużynie - to prosta transliteracja angielskiego na fikcyjny alfabet! Nie dajcie się też zwieść jego roześmianej mordzie - i on ma swoją niepokojącą stronę.

Rozszyfrowywanie okazjonalnych kwestii Doopa to miła przyprawa do metatekstualnej zabawy, którą jest X-Statix. I owszem, łatwo znaleźć (nawet na tym blogu!) klucz do szyfru, ale warto dać mózgowi popracować nad tymi zabawnymi little brain-teasers. Jak to z podobnymi szyframi: gdy już rozpracujecie, gdzie mamy słówka w rodzaju a/an, the, and, is, are, will, reszta pójdzie gładko - szczególnie z kontekstem. A gdy poczujecie się komfortowo z czytaniem Doopspeak...

...to dobrze, bo w kolejnych numerach zaczną się nią okazjonalnie posługiwać inne postacie!

Ale nie zniechęcajcie się - to tylko drobny bonus, nie żelazny wymóg do zrozumienia narracji! Doceniam jednak, jak autor komplikuje te zagadki wraz z biegiem serii  - zaczynają się od prostego angielskiego, później zdarzają się emocjonalne kwestie ALL CAPSEM (czyli zmodyfikowanymi symbolami!), jeszcze kiedy indziej Doop mówi slangiem lub w językach innych niż angielski. It's really cute, i czuć zabawę z czytelnikiem!

To wszystko jednak poboczne ciekawostki. X-Statix to komiks, o którym mógłbym pisać i pisać; jedna z najbardziej tematycznie i artystycznie interesujących serii mainstreamowego (mimo wszystko) komiksu z początków dwudziestego pierwszego wieku. Scenariusz Petera Milligana dobrze balansuje cynizm z humanizmem, a artystyczna fascynacja Mike'a Allreda latami '60 trafia idealnie w mój gust! Dla osoby zainteresowanej komiksem superbohaterskim jest to, moim zdaniem, lektura absolutnie obowiązkowa.  

Na koniec trochę zaszaleję, ale dajcie mi ten benefit of doubt: X-Statix jest w moich oczach serią równie istotną, co Watchmen Alana Moore'a. W połowie lat '80 Moore przesunął paradygmat superbohatera w stronę mrocznego, aspołecznego wyrzutka nękanego własnymi kompleksami i traumami; skodyfikowało to kierunek gatunku na ponad dekadę. X-Statix, w 2001, zaprezentował kolejny wzorzec: superbohatera jako celebryty, media animal, wdrukowanego w kulturowy krajobraz równie mocno jak artyści, sportowcy czy politycy. Tak, mówi tutaj Milligan, wszyscy rozumiemy tych udręczonych mścicieli na modłę Moore'a, ale bez przesady; ich głównym zadaniem jest dostarczać rozrywki, entertain! Świat się zmienił przez te piętnaście lat, zmieniła się kultura mediów oraz postrzeganie naszych własnych ról i ambicji w społeczeństwie. Postmodernizm Moore'a i postmodernizm Milligana dokonują wiwisekcji figury superbohatera na dwa kompletnie różne sposoby. 


Kiedy w 2006 zaczął ukazywać się komiks The Boys (dziś do obejrzenia w formie serialowej, ponieważ wszystkie komiksy są ekranizowane), pomyślałem przy lekturze: well, that's just X-Statix... but lacking charm and with its teeth pulled out; niby bardziej "dojrzały" za sprawą seksu i brutalnej estetyki gore, ale w gruncie rzeczy paradoksalnie ugrzeczniony w porównaniu z ciętymi komentarzami Milligana. Garth Ennis używał młota tam, gdzie Milligan ciął skalpelem. Samo jednak istnienie podobnych serii jest, moim zdaniem, najlepszym dowodem na przełomowość X-Statix!

Dlaczego więc tytuł ten nie doczekał się sławy Watchmen czy The Dark Knight Returns? Gdybym miał spekulować: wspomniane komiksy wydawane są głównie jako prestiżowe graphic novels - zamknięte historie o powieściowej budowie - podczas gdy X-Statix był comiesięcznym magazynem, pisanym na bieżąco i zamkniętym (choć z gracją!) wtedy, gdy było to dla Marvela finansowo opłacalne. Łatwo posłać taki tytuł na krytyczny margines z założeniem oh, it's just another X-book, there's like eight of them every month now. Po drugie: jasny styl graficzny i humorystyczne dialogi nie sugerują na pierwszy rzut oka metatekstualnej, społecznej satyry; pokutuje tu przekonanie, że poważne rzeczy muszą być mroczne.

Nie muszą. Słuchajcie, wiem, że po takich peanach łatwo się rozczarować - ale X-Statix to tytuł, który twardo będę zawsze polecał każdej osobie, która interesuje się komiksem superbohaterskim. Współczesne wydania zbiorcze są na szczęście sensownie zorganizowane, ale w razie czego pamiętajcie - przed samą serią X-Statix mamy jeszcze zeszyty pod szyldem X-Force, od #116 do #129! A że jest to tytuł w dużej mierze niezależny od szerszego Marvela, mogę go też z przyjemnością ostemplować:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz