Co dzisiaj zaproponuję wam do kawy w ten chłodny dzień? Może pójdźmy w nieco melancholijną stronę:
S. J. Tucker, artystka, którą tu słyszymy, nagrała dwa albumy na podstawie książek Catherynne M. Valente, The Orphan's Tales - zawierają one nie tylko muzykę, ale i czytanie inspirujących ją fragmentów. Jest to dla mnie peanut butter & jelly situation; obie twórczynie dopełniają się tak dobrze, że nie pamiętam już, którą z nich poznałem najpierw (no, uczciwie analizując, chyba jednak najpierw wpadłem na S. J. Tucker gdzieś podczas muzycznych poszukiwań).
![]() |
Ej, są w środku ilustracje - a skoro są obrazki, to nie mogą to być aż tak ciężkie książki! |
The Orphan's Tales - wydane w dwóch tomach, z których każdy zawiera po dwie części - to chyba moja ulubiona książka fantasy, jaką znalazłem przez kilka ostatnich lat. Napisane są w szkatułkowej budowie Baśni z tysiąca i jednej nocy; gdzieś w pałacowym ogrodzie, dziewczyna o wytatuowanych oczach opowiada odwiedzającemu ją chłopcu historię o księciu, który wyruszył na wyprawę z włości swego ojca; książę ten spotyka w drodze wiedźmę, która opowiada mu historię swojej córki, która to z kolei... Wszystkie te historie i wątki splatają się w gobelin fikcyjnej mitologii, w której wybrzmiewają echa podań bliskowschodnich, słowiańskich, hinduskich, śródziemnomorskich, nordyckich - i nie tylko. Sama autorka trochę żartobliwie określiła ten gatunek jako mythpunk, co w sumie jest całkiem trafne: książki te nie są szczególnie skupione na poszczególnych historiach czy postaciach (choć te, oczywiście, mogą być i są atrakcyjne), ale bardziej na nastroju i tkaniu kolejnych mityczno-narracyjnych warstw i nawiązań. Jak to mity i baśnie, opowieści bywają czasem zabawne, czasem refleksyjne, czasem mroczne - jak choćby ta z powyższego utworu, o mieście, w którym monety bije się z kości pracujących w mennicy dzieci. The Orphan's Tales są jednymi z najwolniejszych lektur, z jakimi miałem przyjemność - czytałem zwykle po kilka historii jako palate cleanser pomiędzy lekturą innych pozycji, ot tak, żeby znowu nacieszyć się tą wariacją na temat nigdy nieistniejącej mitologii.
Nie wiem, czy polecałbym The Orphan's Tales wszystkim; to naprawdę powolna i gęsta lektura, i nie zdziwiłbym się, gdyby komuś wydała się bardziej popisem stylistyczno-konstruktorskim niż czymkolwiek innym. Dla mnie jednak wypaliła na wszystkich cylindrach; naprawdę czułem się, jakby ktoś zmiksował Parandowskiego, Baśnie z tysiąca i jednej nocy, doprawił mitologią skandynawską oraz Mahabharatą, a wszystko to zostało zapieczone z dużą dozą wrażliwości i humoru - i podstawił mi pod nos mówiąc zobacz, tego jeszcze nie próbowałeś.
I faktycznie, nie próbowałem, nie w tych proporcjach i nie w takim ujęciu. Nie jest to na pewno posiłek na jedno szybkie posiedzenie i być może tych przypraw jest momentami aż zbyt wiele, ale kto wie - może i wam zasmakuje!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz