Wiem, wiem, to prawie dziesięć minut - ale zróbcie sobie tę przyjemność; w końcu dzisiaj wolne!
Bardziej popularna jest chyba klubowa wersja zespołu Odyssey z '81; sam usłyszałem po raz pierwszy właśnie ją (na jakiejś składance klasyków z epoki) i to ją właśnie wrzuciłem tu najpierw. Koniec końców, nie mogłem jednak oprzeć się tytułowemu powrotowi do korzeni; bardziej surowa strona instrumentalna nadaje oryginałowi fantastycznego autentyzmu lat '70, a głos Lamonta po prostu can't be beat i nawet najfajniejszy chórek mu nie dorówna!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz