Szkolne obowiązki i egzaminy robią swoje - chciałem wybrać się do kina na nowych Guardians of the Galaxy, ale okazja przemknęła mi koło nosa (przemykała bardzo powoli przez mniej więcej miesiąc; miałem wrażenie, że film dopiero co wszedł na ekrany, aż tu nagle tylko jeden seans w trakcie dnia). Na szczęście Strażnicy nie byli ostatnio jedynym komiksowym filmem - w długi weekend kupiłem więc bilety na Across the Spider-Verse, entuzjastycznie przyjętą animację stanowiącą sequel Into the Spider-Verse z 2018!
![]() |
Spoilery dopiero pod koniec tekstu, oznaczone! |
Z Into the Spider-Verse miałem osobisty problem - przed seansem naczytałem się tylu pochwał i zachwytów, że samemu filmowi trudno było dorosnąć do zbudowanego obrazu. Jasne, był efektownie animowany, miał solidną muzykę... ale przy napisach końcowych brzęczało mi w głowie pytanie: huh, that's it? Mam pełną świadomość, że to indywidualne kolorowanie odbioru, ale fabuła nie zrobiła na mnie szczególnego wrażenia; from a comic book perspective, it was same old, same old.
Motywy multiwersum oraz spotkań różnych wersji tych samych postaci są rozgrywane na komiksowych kartach przynajmniej od 1961 i zeszytu Flash #123, gdzie - na łamach historii Flash of Two Worlds - spotkali się Jay Garrick (klasyczny Flash z Golden Age) oraz Barry Allen (ten nowy, zmodernizowany). Oczywiście, jeszcze wcześniej mieliśmy tzw. imaginary stories (obowiązkowy dowcip - aren't they all?), lecz multiverse wprowadzał dodatkowe narracyjne napięcie, gradację fikcyjności: they are not imaginary anymore, they are *all* real. Już od tej pory skakanie po alternatywnych rzeczywistościach czy team-ups pomiędzy wersjami tej samej postaci to chleb powszedni Flasha - i superbohaterów ogółem.
Przewrotny los sprawił, że Flashem Marvela został - dekady później - Spider-Man. W 2014 w komiksowym crossoverze pojawił się koncept Spider-Verse, który później wykorzystały filmy animowane; ostatni kinowy Spider-Man (No Way Home) to z kolei wypisz-wymaluj Flashpoint (klasyczna historia, w której Flash cofa się w czasie, by uratować komuś życie, robi bałagan i uczy się, że pewnych rzeczy zmienić nie można). Oczywiście, podobnych motywów można znaleźć u Marvela więcej - starczy wspomnieć wszystkie te alternatywne rzeczywistości oraz linie czasu z komiksów z X-Menami - ale myślę, że paralela pomiędzy Spider-Manem a Flashem jest szczególnie ciekawa! Nie jest to też raczej przypadek - na ekranie No Way Home pojawiła się książka zatytułowana "Flashpoint" właśnie.
Część atrakcyjności Into the Spider-Verse płynęła z oddania perspektywy komuś innemu, niż standardowemu białemu facetowi. Koncept multiverse jest doskonałym narzędziem do ukazywania różnorodności: jeśli mamy Spider-Mana, który jest kreskówkową świnką a'la Looney Tunes (komediowy Spider-Ham - Peter Porker - jest obecny w komiksach już od czterdziestu lat!), to czy kogokolwiek powinien dziwić Spider-Man innej płci lub należący do innej grupy etnicznej? Historia taka potrafi wziąć sprawdzony koncept i gładko go uwspółcześnić. Jasne, można spojrzeć na sprawę cynicznie i widzieć w tym wyłącznie korporacyjny interes - "poszerzamy markę: to jest różowa Spider-Girl, którą sprzedamy dziewczynom, a tego z afro sprzedamy czarnym" - ale postacie te dokładają się jednak pozytywnie do reprezentacji rozmaitych grup w mediach; i nawet, jeśli zaczynają życie jako alternatywny projekt zabawki na sklepowe półki, środowisko fanowskie szybko koloruje je własnymi barwami i przejmuje je na własność.
Bohaterami animowanego Spider-Verse są więc Miles Morales oraz Gwen Stacy, dwie z wielu wariacji na temat postaci Pająka. Miles stanowi jeden z ostatnich owoców linii komiksów Ultimate, która w latach '00 miała stanowić "łatwy punkt wejścia" dla nowych czytelników i czytelniczek; reinterpretację marvelowskiej mitologii opowiedzianą ze współczesną wrażliwością oraz nieobciążoną dekadami zawiłej continuity. Lata mijały, a odrębna continuity linii Ultimate zaczęła narastać, aż w końcu zawaliła się pod własnym ciężarem. To ciekawa historia, gdyż doskonale ilustruje obecne problemy MCU; filmy od początku czerpały sporo inspiracji z linii Ultimate, a teraz - kiedy łapią zadyszkę - jest to dokładnie ta sama zadyszka, co w materiale źródłowym!
![]() |
Wydanie zbiorcze! Hej, te historie to już nie świeżynki, Miles zadebiutował w 2011. |
Tak czy inaczej, gdy Ultimate Spider-Man przerobił już kluczowe punkty swojej oryginalnej mitologii i stracił narracyjny impet, scenarzysta zdecydował się go uśmiercić - było to możliwe, gdyż ten Peter Parker był przecież tylko wariantem, wersją, interpretacją. Jego historia doczekała się więc zamknięcia - heroiczne poświęcenie i tak dalej - zaś rolę all-new Pająka przejął ciemnoskóry nastolatek Miles Morales. Krajobraz medialny nie był jeszcze wówczas tak przesiąknięty superbohaterami i pamiętam, jak z trudem tłumaczyłem znajomym, że sensacyjne nagłówki "Spider-Man jest teraz czarny!" nie oznaczają, że wszedł do jakiejś magicznej maszyny zmieniającej rasę (w tym miejscu pozdro dla Lois Lane)... i nie mówimy nawet o "oryginalnym" Spider-Manie. Tak czy inaczej, Miles stał się wystarczająco popularny, by ewakuowano go z zamykanego Ultimate Universe; przeszedł do "kanonicznego" Marvela, stał się prawdziwą fikcyjną postacią - no cóż, bardziej prawdziwą, niż był do tej pory.
![]() |
Jeden z tych signature shots filmu: Miles i Gwen rozmawiają wisząc na spodzie gzymsu. |
O Gwen Stacy (Spider-Woman/Spider-Gwen/Ghost Spider; dziewczyna nie może utrzymać jednego pseudonimu) pisałem już wcześniej; jest kolejną w długiej linii Spider-Girls, szczerze mówiąc: ani lepszą, ani gorszą niż poprzedniczki - za to z naprawdę uderzającym projektem kostiumu, w czym osobiście widzę spokojnie 50% jej popularności (no hard feelings, Gwen, ale już taka Silk ma ciekawszy narracyjny haczyk). So anyways, Across the Spider-Verse kontynuuje płynnie historię z poprzedniej części: Miles dojrzewa (a przynajmniej próbuje), zamotany w sieć obowiązków szkolnych, rodzinnych oraz superbohaterskich. To dobra, klasyczna superhero drama; nic gatunkowo nowego, raczej aktualizacja figury nastoletniego Spider-Mana dla dojrzewającego właśnie teraz pokolenia. And then Gwen Stacy shows up; tym razem jako członkini międzywymiarowej organizacji Ludzi-Pająków, którzy starają się utrzymać balans i strukturę multiwersum. Szczerze powiem: ziew; nawet u samego Marvela widzieliśmy ostatnio praktycznie to samo w serialowym Lokim (z TVA) oraz Ant-Manie (z różnymi wersjami Kanga). I co tu kryć, fabuła nie wykracza nigdy poza znajome tropy: być może pajęcza organizacja jest zbyt ortodoksyjna w swoich założeniach, być może Miles jest zbyt porywczy dla własnego dobra; być może trzeba będzie ważyć potrzeby jednostki oraz potrzeby ogółu, być może gdzieś tam pojawia się jakiś Zły Klon z innego wymiaru, być może dramatyczne sekrety zostaną ujawnione w najgorszym możliwym momencie. Chociaż siedzę w komiksiarstwie od dekad, staram się jak mogę unikać zblazowania i cynizmu - ale naprawdę czuję, że wszystkie te motywy widziałem ostatnio nawet nie w komiksach, a na ekranie. Kręcimy się w kółko, mieląc wciąż te same fabularne klisze - i pod tym względem Across the Spider-Verse nie wnosi niczego nowego: nie dostrzegłem tu ciekawej analizy (poza jednym motywem - o tym w części spoilerowej!), dialogu z konwencją, przełamania oczekiwań. It's just another superhero story; serviceable, but that's about it.
![]() |
Ale za to jak ten film wygląda! |
To nie dla fabuły warto wybrać się na Across the Spider-Verse! Największą atrakcją jest strona graficzna: dynamiczna, kreatywna, dopracowana w najmniejszych detalach. Różne postacie oraz alternatywne światy mają własne odrębne tożsamości wizualne; już w pierwszej scenie akcji Gwen zmaga się z alternatywną wersją Vulture'a, który wygląda jak wyjęty z renesansowych szkiców. Punkowa wersja Spider-Mana imituje undergroundowy, zinowego kolaż, a przez moment trafiamy nawet do świata zbudowanego z klocków Lego!
Zabawy formalne to jedno, ale wszystko to jest też po prostu sprawnie zaaranżowane: kompozycje kadrów czy choreografia scen akcji są dopracowane tip-top. Dużo znajdziemy zabawy kolorem, kontrolowanego wizualnego chaosu, nawiązań do źródłowego medium - choćby w postaci wykorzystania na ekranie struktury komiksowych paneli lub ramek narracyjnych. Wizualna komiksowość Across the Spider-Verse jest naprawdę wzorcowa; rysunek pozwala na artystyczne wycyzelowanie oraz wierność medium, o której filmy aktorskie mogą tylko śnić - nieważne, ile komputerowych efektów byłoby na ekranie. Trudno zresztą dziwić się sukcesowi Across the Spider-Verse, skoro przy jego powstawaniu pracowali również artyści komiksowi - od weterana branży Billa Sienkiewicza (!) po znanego z X-Menów Krisa Ankę. To właśnie strona wizualna sprawia, że zdecydowanie warto ten film obejrzeć - i to na kinowym ekranie.
A co mogę powiedzieć o filmie z osobistej, komiksiarskiej perspektywy? Tu będzie już trochę spoilerów!
Po pierwsze mamy dowód, że choćby człowiek stawał na głowie, to komiksiarzom nigdy się nie dogodzi - liczyłem na to, że w tłumie pajęczych postaci migną mi Anya "Arañya" Corazon czy moja nowa ulubienica Silk, ale cóż - nie doczekałem się. Trzeba kogoś zostawić na trzecią cześć, skomentował kolega R., i świadomie decyduję tak właśnie się łudzić! Nie pojawiła się też może komiksowa Jessica Drew, Spider-Woman z - między innymi - bardzo sympatycznej serii Denisa Hopelessa, ale była chociaż jej wersja: czarnoskóra Jess, również w ciąży, również na motocyklu, nawet w tym samym unowocześnionym kostiumie - ale charakterologicznie jednak odmienna.
No właśnie - film wykorzystuje wizualne projekty postaci, ale z ich charakterami pogrywa sobie raczej luźno (co samo w sobie absolutnie nie stanowi wady). Ciekawym manewrem jest na przykład, że antagonistami Milesa wewnątrz pajęczej organizacji są przede wszystkim Miguel O'Hara (bohater futurystycznej serii komiksowej Spider-Man 2099) oraz Ben Reilly (klon Petera Parkera z The Clone Saga). Obaj panowie zupełnie nie przypominają komiksowych pierwowzorów; stanowią za to narzędzie krytyki ery, z której się wywodzą: lat '90, tak zwanego Dark Age of Comics. Epoka ta - pełna brutalnych antybohaterów, macho posturing, wielkich spluw i jeszcze większych muskułów - współcześnie często jest interpretowana jako jeden z największych historycznych grzechów i ślepych zaułków branży; jest więc urocza dodatkowa warstwa w tym, że reliktom lat '90 przeciwstawiona zostaje para współczesnych, wrażliwych nastolatków (w pewnym momencie Miles mówi nawet wprost do starszego dyskutanta: "mężczyźni z twojego pokolenia rzadko dbali o zdrowie psychiczne").
Były też w fabule rzeczy, które autentycznie mnie ubawiły! Przez cały film Miles przeżywa dylematy związane z ukrywaniem przed rodziną swojej superbohaterskiej tożsamości (dla ich dobra, oczywiście)... aż w pewnym momencie okazuje się, że Gwen ukrywała coś przed nim (dla jego dobra!), i Miles zalicza epizod tzw. zdziwionego Pikachu. Czuć było, że coś tam zaczyna trybić w jego (nienajmądrzejszej) łepetynie! Z drugiej strony, sporo humoru wydało mi się hit or miss; nawiązanie do internetowego mema ze Spider-Manami wskazującymi się nawzajem paluchami wywołało na sali raczej grzeczny śmiech, a sekwencja z klockami Lego - chociaż urocza i kreatywna - to jednak nie kamienie z oczami z Everything Everywhere All at Once. Nawet korzystające z komiksowej nomenklatury określenie kluczowych punktów zwrotnych czyjejś historii jako canon events wydało mi się mruganiem... no, o te 10% zbyt intensywnym, ale co kto lubi.
Myślę więc, że z czystym sumieniem mogę Across the Spider-Verse polecić - to wizualnie piękne widowisko, i nawet jeśli fabularnie jest na poziomie serialowego Flasha... to jednak obejrzałem tego Flasha dziewięć sezonów, więc hej, nie jest to aż tak miażdżąca krytyka! Film jest długi (140 minut; to najdłuższy film animowany wyprodukowany przez amerykańskie studio) i momentami na sali kinowej faktycznie czułem się, jakbym oglądał skondensowany sezon serialu; kilka story beats mogłoby wyczuwalnie być finałami odcinków. To już kawał czasu, pomyślałem w pewnym momencie w fotelu; zdążymy tu aby domknąć wszystkie wątki? No cóż, nie zdążyliśmy - Across the Spider-Verse kończy się cliffhangerem. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, w przyszłym roku do kin trafi Beyond the Spider-Verse, finał trylogii - i na pewno spróbuję obejrzeć go na wielkim ekranie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz