Nazbierało się głupotek, czas więc na Variety Show!
![]() |
Tym razem bez komiksowych trailerów! |
Zacznijmy od kryształów! Pewnego dnia przeglądałem sobie apatycznie niusy na facebooku, gdy nagle magiczny algorytm pokazał mi...
![]() |
Marvel x Swarovski, crossover dekady! |
Oczywiście, że kliknąłem; oprzeć się czemuś tak fascynującemu było fizycznie niemożliwe. Okazuje się, że Swarovski wszedł w komitywę z Marvelem i produkuje kryształowe figury komiksowych postaci; nie wymyśliłbym czegoś takiego, choćbym siedział przez tydzień z wanną ginu i prowadził burzę mózgów z dziesięcioma szympansami dookoła. Behold:
![]() |
KRYSZTAŁOWY HULK ZA TRZY KOŁA |
Dokładnym moim cytatem było wówczas, jeśli dobrze pamiętam, "ja pierdzielę Hulk z kryształów Swarovskiego za trzy koła". Jeśli to dla was za mało, można też kupić kryształową figurę Captain Marvel za 40 000 zł, słownie - czterdzieści tysięcy polskich złotych. Ale dobra; Captain Marvel to jakaś edycja limitowana, dzieło sztuki, cośtam cośtam - a Hulk za trzy koła to najwyraźniej zwykły Hulk dla masowego konsumenta. Zamówcie swojego już dziś!
Zaprawdę, żyjemy w czasach ostatecznych.
Już niedługo walka na kije, zauważył kolega R. - ale zapomniał dodać, o co będziemy tłuc się kijami na postapokaliptycznym pustkowiu. Tak, tak, o wodę i paliwo, ale również o ukrytą gdzieś w jaskini kryształową figurę Captain Marvel! To ona będzie trwać, gdy po nas zostanie kurz, pył i bielejące na nuklearnej pustyni kości. To ona będzie ostatecznym reliktem naszej cywilizacji.
![]() |
Hej, ale przynajmniej wysyłka gratis! |
A skoro mowa o czasach ostatecznych, czas już chyba pożegnać odchodzący z telewizji Arrowverse! Po dziewięciu sezonach do mety dobiegł właśnie Flash, flagowy serial tego rozpoczętego w 2012 projektu. Ze swojej komiksiarskiej perspektywy powiem bez cienia ironii - gdyby ktoś kazał mi wybierać pomiędzy MCU a Arrowverse, wybiorę Arrowverse za każdym razem. Jasne, jasne, MCU ma swoje kinowe widowiska, gigantyczny budżet i co tam chcecie - ale nie ma tej przestrzeni, tej historycznej głębi, którą można było cieszyć się przez ostatnią dekadę w telewizji. Mówiąc jeszcze bardziej po komiksowemu, filmy MCU to efektowne, ale wydawane od święta graphic novels, podczas gdy Arrowverse to idące miesiąc w miesiąc ongoing series, regularne zeszytówki. Spójrzmy tylko na tę skalę:
- Arrow (2012-2020) - 170 odcinków;
- Flash (2014-2023) - 184 odcinki;
- Supergirl (2015-2021) - 126 odcinków;
- Legends of Tomorrow (2016-2022) - 110 odcinków;
- Black Lighntning (2018-2021) - 58 odcinków;
- Batwoman (2019-2022) - 51 odcinków.
...co daje nam dokładnie 699 odcinków! Każdy z nich trwał, zaokrąglijmy w dół, 42 minuty - co daje nam 29 358 minut, prawie 500 godzin zabawy w tym uniwersum. Czy seriale te były zawsze dobre? Oh heck no; podobnie jak komiksowe miesięczniki, zaliczały wzloty i upadki. Tu odeszła wiodąca aktorka (Batwoman) i trzeba było awaryjnie lepić od nowa fabułę, tam gwiazda serialu poszła na macierzyński (Supergirl), więc przez jakiś czas fabułę ciągnęły bardziej postacie drugoplanowe; w środku tego wszystkiego uderzyła pandemia, przez co końcówka jednego sezonu i początek następnego były prawdziwym - jak to mówimy w branży - goat rodeo (najbardziej ucierpiał Flash). Ale jednak były tam też dobre fabuły, a przede wszystkim - masa łatwych do polubienia postaci, które na przestrzeni tych niemal 700 odcinków miały miejsce na ewolucję, wzrost, nawiązywanie relacji, spotkania w gościnnych występach i crossoverach... krótko mówiąc, na to wszystko, na co często nie ma miejsca na kinowym ekranie. Mówiłem, mówię i mówić będę: telewizyjny, tasiemcowy serial to medium, które jest absolutnie najbliższe komiksowi superbohaterskiemu.
A możemy jeszcze mówić przecież o całym rozszerzonym Arrowverse: serialach, które nie są tak mocno z nim związane, ale jednak pojawiają się w okazjonalnych crossoverach. Pierwszym takim serialem był Constantine, którego gwiazdor - Matt Ryan - znalazł po skasowaniu produkcji nowy dom w Arrow, a później w Legends od Tomorrow jako ta sama postać; mamy mroczniejsze seriale produkcji HBO, jak Doom Patrol i Titans; czy wreszcie przeuroczą Stargirl, która zaczynała na platformie DC Universe, ale po pierwszym sezonie przeszła do będącej domem Arrowverse stacji CW. I to właśnie niech finałowa scena finałowego odcinka Stargirl dostarczy zamknie ten piękny rozdział w historii telewizji oraz komiksu:
Sam nie mógłbym tego lepiej ująć! Śmiałem się wyżej, że kryształowa Captain Marvel przeżyje nas wszystkich, ale przecież te wszystkie postacie zdecydowanie nas przeżyją; Flash, Green Arrow, Supergirl; Black Lightning, Black Canary czy Stargirl będą przecież wciąż przeżywać kolejne przygody. A kto wie; być może, tak jak John Wesley Shipp - Jay Garrick z powyższego klipu i szerszego Arrowverse - powrócił jako Flash wprost z serialu z 1990, tak za dwadzieścia lat zobaczymy nostalgiczny powrót Brec Bassinger; dziś młodziutkiej Stargirl, jutro - dostojnej Starwoman. Być może w którymś z ekranowych projektów DC precyzyjną strzałę, która w decydującym momencie wytrąci broń z ręki łotra wypuści siwowłosy już Stephen Amell, Green Arrow.
If so, I will be there - cheering for the Arrowverse, cheering for the memory of that wonderful decade.
These stories never end.
Ach, łezka się w oku kręci! Ale zanim uczczę finał Arrowverse jakimś drinkiem - długi weekend to do tego doskonała okazja - podzielę się z wami odpowiednio drinkową przekąską. Oto mini-segment dawno nieobecnego cyklu Jedz z Anglistą!
![]() |
A cóż to za tajemniczy słój? |
To rzecz jasna moja signature snack, marynowane jaja! W majowy długi weekend postanowiłem poeksperymentować i przygotowałem zalewę nieco inną niż zwykle; po miesiącu dojrzewania otworzyłem słoik i dokonaliśmy z żoną degustacji. Eksperyment oceniliśmy jako udany; oto...
![]() |
Marynowane jaja w zalewie teriyaki! Spójrzcie, jak ładnie przeszły kolorem. |
W środku prezentują się równie apetycznie:
![]() |
💖 |
Czas na przepis! Generalnie możecie trzymać się poprzedniego wpisu o marynowaniu jaj, ale składniki tym razem wyglądają następująco:
- 12 jaj;
- mała buteleczka sosu teriyaki (jakieś 200 ml);
- szklanka octu spirytusowego;
- woda;
- pół główki czosnku;
- łyżka stołowa cukru;
- łyżka stołowa przyprawy pięciu smaków.
...oraz litrowy słoik! Standardowo, najpierw ugotujcie jaja na twardo; w zależności od rozmiaru do litrowego słoika wejdzie ich 8-10, ale zawsze wolę ugotować z górką - a to jakieś się rozpadnie w gotowaniu, a to inne brzydko obierze. Jaja rezerwowe trafiają więc na kanapki z majonezem, a reszta - do słoja!
Aby zrobić marynatę, wlejcie do garnuszka całą zawartość butelki sosu teriyaki oraz drugie tyle octu, a następnie dorzućcie pokrojone ząbki czosnku (dla mnie było to pół główki, bo lubię mocno czosnkowy aromat), przyprawę pięciu smaków oraz cukier. Całość zagotujcie i trzymajcie na ogniu przez parę minut od osiągnięcia wrzenia, a potem - jeszcze gorącą zalewą - zalejcie jaja w słoiku; powinny być w pełni przykryte zalewą. Jeśli wyszło jej za mało - uzupełnijcie poziom odrobiną zagotowanej wody. Słój zamykamy - lubię na tym etapie odwrócić go do góry nogami, by upewnić się, że wszystko jest szczelne - i wstawiamy do lodówki na minimum dwa tygodnie (to naprawdę absolutne minimum, by jaja przeszły smakiem), a najlepiej przynajmniej miesiąc.
Widziałem przepisy mówiące, że marynowane jaja można jeść już po dwóch-trzech dniach, ale jak zauważył po degustacji kolega R.: po trzech dniach to można równie dobrze zjeść po prostu jajo na twardo i popić octem jako chaser. Miesiąc dojrzewania zapewni, że jajo ładnie przejdzie kolorem i smakiem; czuję wyraźnie czosnek, czuję sos teriyaki. Spróbujcie więc - i pamiętajcie, jakie jest motto marynowanych jaj Anglisty: nikt jeszcze od nich nie umarł!
Z drobnych ciekawostek: relaksowałem się ostatnio wieczorami przy układaniu puzzli; wyciągnąłem w końcu z szafy kupione dawno temu 1000-elementowe puzzle z postaciami DC wydawnictwa Clementoni.
![]() |
Bardzo dobry puzel! |
![]() |
To tak zwana Satellite Era, gdyż Justice League urzędowała wtedy na orbitalnym satelicie! |
Chciałem też podzielić się z wami dwiema reprodukcjami z książki Was Superman a Spy? Briana Cronina! Bohaterem jednej z anegdotek, na których skupia się autor, jest Magneto oraz jego płynne pochodzenie etniczne. Chris Claremont pisał go jako polskiego Żyda oraz ofiarę Holokaustu, ale w pewnym momencie gdzieś w biurach Marvela pojawiła się wątpliwość, czy nie jest to aby obraźliwe; jak wiemy współcześnie, zdecydowanie na wyrost, bo zostało to docenione jako zniuansowanie postaci dodające jej głębi. Tak czy inaczej, w miejsce żydowskiego pochodzenia pojawiło się eksperymentalnie pochodzenie romskie - i w jednym z komiksów z tego okresu dowiadujemy się, skąd dokładnie pochodzi Mistrz Magnetyzmu:
![]() |
Outside Gdansk, Poland? MAGNETO IS KASHUBIAN |
No dobra, komiks mówi o Sinti, ale co okolice Gdańska - to okolice Gdańska; jest to przynajmniej honorowe obywatelstwo kaszubskie, if not by blood, then by birthplace. Niniejszym zawłaszczam zatem tę wspaniałą postać na potrzeby kaszubskiej nacji; jeśli ktoś spyta was o sławnych Kaszubów - wiecie już, co odpowiedzieć! Zaraz rozkręcę społeczną inicjatywę, by nazwać jego imieniem jakąś ulicę czy szkołę (jasne, nominalnie Magneto jest łotrem - ale czy to jedyny patron ulicy, który miałby swoje za uszami?).
Drugą ciekawą grafiką jest ta dokumentująca pochodzenie Nightcrawlera - ale tym razem nie etniczne, a artystyczne. Otóż Dave Cockrum (który pracował przy Legionie Superbohaterów)miał w planach spin-off Legionu pod tytułem The Outsiders; grupę postaci, które nie dostały się do głównego Legionu, więc funkcjonowały trochę jak Legion of Substitute Heroes. Tak czy inaczej, oto szkic drużyny; spójrzcie, któż tam czai się u dołu strony!
To mam właśnie na myśli, kiedy mówię o wspólnych genach Legionu oraz X-Menów! Wiedziałem już wcześniej, że Wolverine Cockruma to kapka w kapkę Timber Wolf z Legionu... a teraz widzę kolejną postać, którą Cockrum zabrał ze sobą przechodząc do Marvela (planowany spin-off nie doszedł do skutku, Cockrum mógł więc zabrać Nightcrawlera w stu procentach)! Awesome stuff.
Za awesome uważam też osiągnięcie, którym pochwalę się na sam koniec naszego dzisiejszego spotkania: przeszedłem cudownie odmóżdżającą grę Brotato wszystkimi postaciami na najwyższym poziomie trudności, Danger 5!
![]() |
Ten kolor tła postaci oznacza właśnie zaliczenie najwyższego poziomu trudności - teraz mam już jednolitą planszę! |
Była to świetna gra pod relaksujące słuchanie podcastów lub audiobooków i, jak widać, regularnie wracałem do niej w wolnych chwilach. A że kosztuje raptem naście złotych - czego chcieć więcej! Z perspektywy mistrza brotatów w pełni podtrzymuję rekomendację, którą wygłosiłem parę miesięcy temu.
Dobrze, na dziś już wystarczy siedzenia przed komputerem! Od początku miesiąca korzystam z dobrej pogody jeżdżąc parę razy w tygodniu na rowerze; nie będzie to pewnie żadne zaskoczenie, ale aktywność fizyczna na dworze stanowi świetne remedium na bolączki związane z okresem maturalnym: i ból głowy przechodzi, i ogólny poziom energii wzrasta. Korzystajmy więc z lata, a dziś zakończę superbohaterskim hasłem z finałowej planszy Stargirl:
NEVER THE END!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz