niedziela, 29 maja 2022

Panele na niedzielę: Dance for Ding-Dong Daddy!

Dlaczego lepiej chodzić do szkoły? Bo jeśli ją rzucisz, to trafisz w ręce kolesia znanego jako Dong Daddy (no dobra, Ding-Dong Daddy) i twoje opcje rozwoju zawodowego będą ograniczone do przestępczości - lub zabawiania Tatuśka tańcem. Myślicie, że żartuję? To lepiej pomyślcie jeszcze raz; Ding-Dong Daddy właśnie na to liczy! Historia: The Revolt at Harrison High, autor: Bob Haney, data: maj-czerwiec 1966.

Okładka - jak to często bywało w tej erze - nieco przeładowana, ale zwróćcie uwagę na szachownicę u szczytu; można po niej poznać, że to komiks DC z lat 1966-67!

Szachownica ta miała stanowić łatwy wizualny identyfikator komiksów DC, ale z perspektywy czasu Carmine Infantino (twórca między innymi Barry'ego Allena, Flasha, oraz redaktor wydawnictwa) podsumował ją jako absolutnie najgłupszy pomysł. Marvel był wtedy u szczytu popularności, argumentował, więc szachownica pokazywała po prostu ludziom, na którą stronę prasowego stojaka nie patrzeć! Ale zostawmy już środowiskowe ciekawostki; co tam dziś słychać w latach sześćdziesiątych? Otóż good old Gotham City (naprawdę tak jest określone w otwierającej narracji) jest terroryzowane przez osobliwy wehikuł:   

To komiksowa wariacja na temat tak zwanego hot rod - czyli indywidualnie składanego samochodu o lepszych niż fabryczne osiągach, hobby popularnego wtedy w Stanach!

Też mi coś, powiecie, to Gotham, więc zaraz pojawi się Batman i - hehe - dojedzie tego kryminalnego hot roda swoim Batmobilem! Macie rację... ale tylko połowicznie:

Wypisz, wymaluj Wacky Races!

Warto zwrócić uwagę na projekt Batmobilu - nieco uproszczony, ale przypomina ten z campowego serialu z 1966. Cadillacowe tylne płetwy, oszklona kabina - wszystko się zgadza! Seria ta była na ekranach od stycznia, myślę więc, ze to nie przypadek.

Gdy Batman i Robin wracają pokonani do jaskini, młody dostaje wezwanie na dywanik do Waszyngtonu. Patriotyczny Bruce momentalnie zwalnia go z obowiązków w Gotham:

"Uncle Sam doesn't have to give reasons, Robin!" - Batman, jak widać, wierzy w ślepe posłuszeństwo rządowi!

Na miejscu okazuje się, że reszta Tytanów otrzymała podobne wezwania. Czas stawić czoła... prezydenckiej komisji edukacji:

Kid Flash trochę się cyka

Dis must be da place? Moje poszukiwania nie objawiły jakiegoś konkretnego the man, który mógłby być autorem; "some long forgotten comedian", powiedziała jedna książka; gdzie indziej znalazłem opis tej frazy jako standardowego burleskowo-wodewilowego żartu. Wpadłem jednak na zabawną historię: gdy jedna grupa wykorzystała tę frazę podczas występu w Salt Lake City, część publiki obrażona wyszła z sali. Dlaczego? Otóż Salt Lake City to miasto założone przez mormonów; gdy ich ówczesny przywódca - Brigham Young - zdecydował się tam osiąść, wygłosił słynną deklarację: this is the place. Lokalni mormoni byli więc przekonani, że trupa robi sobie jaja z ich tradycji! 

Ale czego właściwie chce od Tytanów prezydencka komisja edukacji?

Rząd nie daje sobie rady z problemami, więc wzywa nastoletnich superbohaterów - może i u nas by to wypaliło?

Drop-outs, dowiadujemy się, to wcale nie tylko młodzież edukacyjnie bardzo słaba; chodzi również o wszystkie osoby, które niezależnie od przyczyn przerwały edukację. Młodzieńczy bunt? Inne plany życiowe? Konieczność szybszego pójścia do pracy i zarabiania na rodzinę? Przyczyn może być wiele, a Tytani mają pochylić się nad problemem.

Ruszają więc do Harrison, przeciętnego małego amerykańskiego miasteczka - bo przecież najlepsze przygody Tytanów rozgrywają się w przeciętnych małych amerykańskich miasteczkach. Harrison wyróżnia się może jednym: ponadprzeciętną liczbą rezygnacji ze szkoły. Tytani przylatują na miejsce swoim helikopterem, po czym zasięgają języka u dyrektora lokalnego liceum. Ten od razu szczuje ich na jakiegoś biedaka:

Były to czasy przed RODO

Tytani namierzają Danny'ego - okazuje się, że wozi się on teraz ostro odpicowanym hot rodem. Tylko Kid Flash jest w stanie go dogonić:

Ding-Dong Daddy kocha młodzież!

Czas poznać naszego łotra numeru: oto sam Ding-Dong Daddy Dowd - właściciel lokalnego warsztatu i entuzjasta młodzieżowego slangu. How do you do, fellow kids?

"Make the scene, cats, make the scene!"

Ten aspekt charakteryzacji Daddy'ego jest dla mnie najciekawszy! Czy jego brak autentyzmu, napychanie każdej kwestii modną frazą i silenie się na bycie in with the young cats to odrobina zabawnej samokrytyki Boba Haneya - który przecież sam nie był młodzieniaszkiem pisząc te zeszyty? I like to think so! 

Tak czy inaczej, Dong Daddy oprowadza Tytanów po warsztacie, pokazując im produktywną i szczęśliwą młodzież... odmawia jedynie wpuszczenia ich na zaplecze. Zasłania się tajemnicą firmową; konstruuje tam ponoć najbardziej nowatorskie wozy i boi się, że konkurencja zwietrzy jego sekrety. Nasza drużyna zagaduje więc Daddy'ego, a Kid Flash - jak to on - wibruje przez ścianę, by zbadać sytuację. No i oczywiście: 

LODZIARZ KARABINIARZ

Daddy nie dostaje jednak z miejsca w czapę - Tytani wykazują się rzadką powściągliwością i postanawiają zdobyć więcej dowodów (żeby nie okazało się na przykład, że to szemrani mechanicy robią własny biznes, a Daddy o niczym nie wie). Postanawiają śledzić podejrzanego, lecz warsztat jednocześnie opuszczają trzy hot rody! Dostajemy trochę scen akcji; Kid Flash dogania jednego z nich, który o mało nie wpadł w szkolny autobus; Wonder Girl chwyta lassem drugiego, ale kierowca nokautuje ją prądem; zaś Aqualad... Aqualad staje naprzeciw swego starego wroga: desek surfingowych.

PHTOOM PHTOOM

Deski surfingowe to zaskakująco stały element Teen Titans: tutaj służyły do pokonania łotra numeru, zaś tu ich moc była wykorzystana w służbie zła! Garth nie ma szans wobec ich potęgi:

Ja się tu nabijam, ale dostać w łeb deską surfingową to pewnie nic przyjemnego - i zapewne doświadczenie, które młodzież lat '60 znała z autopsji!

Robin zostaje zaś na miejscu... i ma rację, gdyż chytry Ding-Dong Daddy zwietrzył problem i posłał resztę Tytanów na manowce. Dochodzi do mordobicia z mechanikami, a Boy Wonder daje się złapać z zaskoczenia Tatuśkowi:

O nie, to tak zwany "necklacing", okrutna metoda egzekucji! Teraz go podpalą!

...albo i nie - Robin dostaje po prostu gonga, a gdy dochodzi do siebie - jest przykuty do pędzącego motocykla. Hamulce nie działają, oczywiście! Czego by nie mówić - Daddy ma fantazję.

Próbuję wyobrazić sobie, jak wsadzili nieprzytomnego Robina na rozpędzony motor, ale jakoś mi nie idzie

Do żadnego "or else" jednak nie dochodzi; Robin ląduje w miarę bezpiecznie w pryzmie piachu, a przybyła na miejsce Wonder  Girl - która otrząsnęła się już po porażeniu prądem - rozrywa jego kajdany i pomaga mu się uwolnić.

Tytani nadal nie mają jednak na Daddy'ego - ulubieńca młodzieży i popularnego przedsiębiorcę - żadnych konkretnych dowodów. Udoskonalają więc taktykę i postanawiają zinfiltrować incognito lokalne środowisko motocyklowe. Zmieniają więc ciuchy, Wonder Girl przerabia się na blond i zajeżdżają do lokalnego hamburger and milk shake palace:

Nagle jednak nadjeżdża lokalny gang - The Scorchers!

I cóż to za gang! Same nakrycia głowy to już materiał do analizy. Od lewej, mamy tu kolesia z irokezem; styl ten był popularny wśród amerykańskich żołnierzy w trakcie drugiej wojny, którzy chcieli wydawać się bardziej dzicy i niebezpieczni. Dalej - koleś noszący jughead hat, o którym już pisałem jako o znaku markowym Jugheada z Archie Comics! Kolejny dżentelmen nosi pruską pikelhaubę - skąd właściwie wzięła się ta motocyklowa moda?

Ponownie - zarówno pikelhauby, jak i późniejsze wehrmachtowskie hełmy zyskały popularność za sprawą Amerykanów wracających z drugiej wojny. Oba te nakrycia głowy stanowiły często pamiątkę i łup wojenny, który weterani zabierali do domu - a że niemieckie hełmy były solidne i wygodne, szybko stały się one ikoną motocyklistów. Po pierwsze: dobra jakość; po drugie: chwalenie się żołnierskimi łupami!

Wielu motocyklistów zaklina się więc, że noszą niemieckie kaski nie z racji na fascynację Trzecią Rzeszą - a wręcz przeciwnie, jako pamiątkę jej pokonania! Kolejny motocyklista ze stron Teen Titans nosi zaś... cylinder, który również - nawet współcześnie - stanowi motocyklową ikonę:

Dlaczego? Nie znalazłem definitywnej odpowiedzi, ale widziałbym tutaj dwie główne przyczyny: kontynuację tradycji noszenia cylindrów przez konnych dżokejów oraz formę kontestowania nakazu noszenia kasków. Dla nas kask na motocyklu to oczywistość, ale w Stanach różnie bywa; oto poręczna mapka:

"Age requirement" w ciemnoniebieskich stanach oznacza generalnie, że kaski muszą tam nosić osoby poniżej osiemnastki.

Wracając jednak do fabuły, wywiązuje się bójka - i pan w cylindrze, niczym w jakimś westernie, pakuje jednego z Tytanów do beczki z wodą. Ma jednak tego pecha, że trafił na Aqualada:

Bardzo podoba mi się ten pierwszy panel!

Irokeziarz z kolegą widzą zaś łatwą ofiarę w przebranej Wonder Girl:

"Muss" zachowało się obecnie chyba głównie we frazie "no muss, no fuss"! 

Z całej zadymy wychodzi jednak tyle dobrego, że obronieni lokalni motocykliści obiecują wprowadzić Tytanów w łaski Daddy'ego:

"Why noooo!"

Donna - not one of her proudest moments - bierze się za odwracanie uwagi Daddy'ego, który najwyraźniej nie może oprzeć się tańczącej nastolatce. Kinda creepy, eh?

Swoją drogą - super lyriksy, Donna! Zwróćcie też uwagę na fajny walizkowy gramofon w tle.

Cała operacja idzie jak z płatka - reszta drużyny znajduje dowody na przestępczy biznes właściciela warsztatu oraz pokazuje je pracującym u niego nastolatkom. Donna może więc skończyć występ i rozłożyć Dong Daddy'ego jednym kopem:

Ale flanelowa koszula w kratę - zawsze spoko!

Ding-Dong Daddy ma jednak w zanadrzu jeszcze jedną sztuczkę - morderczy dystrybutor paliwa!

Ostatnio tankując czuję się na stacji paliw niczym Robin i Aqualad powyżej!

Sytuację ratuje Danny - drop-out z początku numeru - który taranuje maszynę osobistym dragsterem Daddy'ego. Zostało tylko zawlec łotra przed oblicze sprawiedliwości...

...a nastolatków - z powrotem do szkoły!

Ci - na szczęście - widzą, że zbyt szybkie wejście na rynek pracy to zła decyzja. Teraz wracają się dokształcić, by żaden kapitalista-kryminalista już nigdy ich nie wykorzystał!

Połowa uroku tej fabuły to sama postać Ding-Dong Daddy'ego - śliskiego kolesia, który wkupuje się w łaski młodzieży. No i hej - najwyraźniej jest on wystarczająco technicznie sprawny, by skonstruować samochód lepszy niż Batmobil! Nie jest to może jeden z najsłynniejszych łotrów DC, ale pojawił się on przynajmniej w animowanych Teen Titans:


A co najlepsze - inspiracją do stworzenia jego postaci była prawdziwa osoba, Ed "Big Daddy" Roth - konstruktor hot rodów i rysownik!

Na przydomek "Big Daddy" zasłużył sobie wzrostem - ponad metr dziewięćdziesiąt!

Na okładce powyżej znajduje się jego zbudowany w 1961 Beatnik Bandit, który obecnie znajduje się w muzeum motoryzacji w Reno w Nevadzie:

Powiedzcie uczciwie - co tam jakimś nudny Batmobil, gdy inną opcją jest barwny Beatnik Bandit!

A co to za kreskówkowy szczur na tabliczce w tle? To niejaki Rat Fink, który stanowił czołową postać rysowaną przed Big Daddy'ego:

Groteskowy Rat Fink ujeżdżał oczywiście rozmaite fantazyjne hot rody!

Teen Titans -  jak zwykle skarbnica kultury z epoki, i nie dajcie sobie wmówić niczego innego! Trzymajmy więc kciuki, by wydawnictwo DC zdecydowało się wysłać na emeryturę wysłużonego Jokera czy Lexa Luthora; let's bring Ding-Dong Daddy back!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz