niedziela, 1 maja 2022

Panele na niedzielę: El Conquistadore kontra Senor Kid Flash!

Ay caramba! W dzisiejszej przygodzie Tytani odwiedzą Amerykę Południową i zobaczą wszystko, co ten kontynent ma do zaoferowania - robota-konkwistadora, azteckie piramidy, krwiożercze bestie oraz wąsatych tubylców mówiących do wszystkich señor. Krótko mówiąc, nie będzie to obraz obcych krajów przepełniony tym, co współcześnie nazwalibyśmy "wrażliwością kulturową"! Morał opowieści też jest raczej niemoralny... ale nie uprzedzajmy faktów. Historia na dziś to The Beast-God of Xochatan; autor: Bob Haney, data: styczeń-luty 1966!

Nie bójmy się tego powiedzieć: jedna z najgorszych okładek Teen Titans!

...co dziwi szczególnie, gdyż jest to pierwsza okładka własnego magazynu Tytanów! Tak jest; nasza młodociana grupa awansowała już z łamów antologicznych The Brave and the Bold oraz Showcase do własnego periodyku. Okładka Teen Titans #1 cierpi z dwóch powodów: po pierwsze, there's just too much going on; po drugie, projekt występujących w tym numerze "bestii z ludzkimi twarzami" to - jak profesjonalnie nazywamy to w branży - bida z nędzą. Nie spędzajmy więc przy tej okładce zbyt dużo czasu; zobaczmy lepiej, co tam dziś słychać w latach sześćdziesiątych! 

Otóż Teen Titans otrzymują zaproszenie na spotkanie z Peace Corps - amerykańskim Korpusem Pokoju. A kiedy wzywa Wuj Sam, nie wypada nie odpowiedzieć!

Four famed familiar figures - komiksowa aliteracja musi być!

Poza funkcją rozrywkową, pierwsza przygoda Tytanów na łamach własnego magazynu ma zarazem stanowić reklamówkę Peace Corps. Czas więc na segment edukacyjny; cóż to właściwie za organizacja?

Otóż z początku lat sześćdziesiątych reputacja Stanów Zjednoczonych była na świecie dosyć... mieszana. Korea, Wietnam, zimna wojna - jeśli Amerykanie przyjeżdżali cię odwiedzić, better prepare for some capital "F" FUN. Aby walczyć z tym obrazem, 1 marca 1961 prezydent Kennedy powołał do istnienia Korpus Pokoju - organizację, pod skrzydłami której amerykańscy wolontariusze mieliby podróżować do słabiej rozwiniętych krajów i pomagać z edukacją, walką z chorobami, unowocześnianiem rolnictwa oraz podobnymi inicjatywami. Wszystko to miało pokazywać, że amerykańska wizyta nie wiąże się koniecznie z desantem marines! Pomimo pokojowego charakteru organizacji nie obyło się bez kontrowersji; Richard Nixon, przykładowo, krytykował Korpus jako "schronienie dla młodych pacyfistów" uchylających się od służby wojskowej. Szczyt popularności Korpusu to właśnie druga połowa lat sześćdziesiątych - nic więc dziwnego, że widzimy go na łamach Teen Titans!

Słyszę już przez kabel wasze pytanie: hehe, skoro pomagali słabiej rozwiniętym krajom, to czy byli też w Polsce? Owszem! Korpus Pokoju działał u nas w latach 1990-2001, skupiając się na nauczaniu angielskiego, ochronie środowiska oraz rozwoju lokalnej przedsiębiorczości. Kto pamięta te czasy - wczesny kapitalizm, wysokie bezrobocie, pozamykane PGRy - dziwić się chyba nie będzie!

Wracając już do Tytanów: otrzymują oni propozycję wstąpienia w szeregi Peace Corps:

Robin, chyba nie tak ma wyglądać ta słynna amerykańska demokracja!

Nie bacząc na jęki zespołu Robin z marszu zapisuje wszystkich do służby:

"Robin's usually right!"

Wonder Girl - w obliczu faktów dokonanych - podchodzi już do sprawy na luzie, ale Aqualad i Kid Flash trochę jęczą. Co może rozwiać ich wątpliwości? Szkolenie w Korpusie!

Komiks ma swój własny segment edukacyjny!

Wieści o wstąpieniu Tytanów do Peace Corps docierają do dorosłych superbohaterów:

Hej, co to za rycie wiadomości na tabliczce - czy ostatnio nie widzieliśmy na Paradise Island telewizora? No chyba, że Amazonki pozbyły się go, by nie musieć już słuchać młodzieżowej muzyki Wonder Girl!

Mera, jak widzicie, ubrana jest w stylowy kombinezon z nadrukiem mapy topograficznej. Ale zostawmy rodzinne perypetie Aqua-rodziny i ruszajmy na misję razem z Tytanami! Przenosimy się do Xochatan, fikcyjnego "place" - trudno określić, czy to kraj, kraina geograficzna czy może miasto. Streszczenie historii mówi "nation", ale konia z rzędem temu, kto znajdzie tę informację w samym komiksie! Na dłuższą metę - mało to jednak istotne. Hola, muchachos!

Co robicie, amigos! Wyrzeknijcie się starych przesądów!

Oto nasze zawiązanie fabuły: przesądni południowoamerykańscy wieśniacy składają ofiary tajemniczemu El Conquistadore, którego świątynia mieści się w dolinie - akurat przeznaczonej do zalania z racji na budowę nowej tamy. Szybko jednak widzimy, że El Conquistadore to żaden przesąd, a wielki stalowy superrobot jak z jakiegoś japońskiego super sentai show. No - takie przesądy to ja rozumiem!

Ay caramba! Uciekaj, wąsaty przyjacielu, ty i twój kosz owoców jesteście zagrożeni!

Los sprawia, że całą scenę widzą przylatujący akurat samolotem Tytani; nie czekają więc na lądowanie, a chwytają spadochrony i skaczą prosto do boju z wielkim robotem. Tee hee, chichocze na widok kolegów Wonder Girl, don't you boys wish you had my flying powers? Kid Flash odpowiada, że może i tak, ale spadochroniarstwo też jest super; nie udawajmy jednak - chłopak tylko się pociesza. Attack formation!

Robin zdezorientował robota jedną ze swoich markowych bomb dymnych!

Dymu robi się tyle, że El Conquistadore skrywa się w nim cały... i zaraz potem znika zaraz przy skalnym klifie.

SEÑOR KID FLASH

Grunt jednak, że robot chwilowo zniknął. Tytani mają chwilkę, by zapoznać się z lokalnymi działaniami Peace Corps - w tym z budową tamy, która budzi takie lokalne niepokoje.

"Ech, ci przesądni tubylcy, wiecie, jak to z nimi jest!"

Gadają sobie i gadają, aż nagle Wonder Girl czuje, że coś jest odrobinkę nie halo. Któryś z chłopaków próbuje ją zbyć gadając o woman's intuition, ale...

"Moja kobieca intuicja podpowiada mi, że pędzi na nas rozpędzony buldożer"

Jedyny buldożer Peace Corps trafił do zbiornika! Aqualad ma teraz swój moment: może zanurkować i przywiązać lasso Wonder Girl do zatopionego sprzętu (tak, to cały jego moment). Donna naprawdę odwala w tym numerze lwią część roboty: lata, okłada pięściami robota, jako jedyna orientuje się, że zespół zostanie rozjechany przez buldożer... a potem samodzielnie wyciąga go z wody (z siedzącym na nim Aqualadem). 

Dzięki, Garth, bardzo pomagasz siedząc tam

Jakaś nieznana siła chciała zgładzić Tytanów! Chyba trzeba będzie wrócić do sprawy El Conquistadore; Kid Flash postanawia zbadać dokładnie klif, przy którym zniknął robot. Aby to zrobić - korzysta z klasycznej zdolności swego mentora - wibruje tak szybko, że jego ciało staje się niematerialne:

Ryzyko jest takie, że jeśli po drugiej stronie jest lita skała - może zmaterializować się w niej i umrzeć. Jest to jednak ryzyko, które Tytani są w stanie podjąć! Powiedzcie szczerze - co pożytecznego zrobił Kid Flash do tej pory?

No dobra, zbudował bluźnierczą nową wieżę Babel, ale to absolutny top jego wyczynów. Na szczęście za skalnym klifem mieści się ukryta komora, w której koczuje El Conquistadore; ten, rozsierdzony, rusza do rewanżu. Okazuje się jednak klasycznym jobberem:

"Jobber" to - w slangu wrestlingowym - zawodnik, którego główną rolą jest zainkasować czek, dostać w zęby i sprawić, by gwiazda meczu wyglądała dobrze. Taką właśnie rolę pełni tu El Conquistadore!

Dzieją się tu rzeczy niesłychane! Robinie, młody detektywie, czy masz jakieś naukowe wytłumaczenie?

HA HA HO HO KID FLASH JEST CIEMNY JAK TABAKA W ROGU HE HE

Przestańmy jednak szydzić z młodego bohatera! Jedyny buldożer Peace Corps wrócił na plac budowy, a El Conquistadore został pokonany i zakopany w wielkim dole. Konstrukcja tamy dobiega więc końca, a świątynia - rzekomo będąca bazą operacji robota - trafia na dno nowopowstałego zbiornika. Budzi to jednak gniew bestii z ludzkimi twarzami:

A któż to tam prowadzi narrację z piramidy?

Dziki kot z ludzką twarzą rzuca się w pogoń za Kid Flashem, który próbuje go zgubić w położonym niedaleko labiryncie. Aztekowie byli w końcu znani z budowania struktur tego typu! Wiemy już jednak, że jego wiodącą cechą charakteru jest ten chłopak nie jest przesadnie bystry - labirynt okazuje się dla niego wyzwaniem chyba nawet większym, niż dla bestii. Na szczęście na posterunku jest Wonder Girl:

Podziwiajcie jej okrucieństwo - mogłaby przylecieć i wyciągnąć Kid Flasha z labiryntu, ale nie! Drwi z niego dając mu sygnały alfabetem Morse'a.

Czasami zastanawiam się, co wyciąć, żeby streszczenie historii było zgrabne - tu nie mam takich wątpliwości! Kolejnych kilka sekwencji to raczej mało kreatywne sceny akcji: Wonder Girl zmaga się z w powietrzu z orłem z ludzką twarzą (nokautuje go szybko głazem uwiązanym do lassa, co to dla niej za wyzwanie), zaś Aqualad musi uratować Robina ze splotów potwornego węża.

Been there, done that - naprawdę nic wyjątkowego

Gdy próbujący zaczerpnąć powietrza Robin wynurza się wraz z Aqualadem spod wody, ktoś zaczyna do nich strzelać! Wonder Girl rozwiązuje jednak ten problem w jakieś dwie sekundy:

Tytuł "Teen Titans" powstał, gdyż początkowa wersja - "Wonder Girl i jej trzech przydupasów" - zajmowała za dużo miejsca na okładce.

A co to za dziwny dziadek z kryzą u szyi i w rybackich kaloszach aż po uda? A, to niejaki Don Matanzas:

"Caramba! It is Don Matanzas - a rich landowner who oppressed my people!" - szybko, musimy jakoś szybko wytłumaczyć intrygę!

Si... i uszłoby mi to na sucho - gdyby nie wy, wścibskie dzieciaki! Kwestia niby żywcem wyjęta ze Scooby-Doo, ale Scooby miał przynajmniej sensowny wiodący morał - że te wszystkie duchy i potwory tak naprawdę nie istnieją; to tylko różnej maści chciwcy i kombinatorzy przebierają się za nie, by nieuczciwie się wzbogacić kosztem naiwnych. A jaki morał wyciągają Tytani z przygody z łysym Don Matanzasem?

"Przesądy? HM, NO LEPIEJ JEDNAK W NIE WIERZYĆ!"

Ay caramba - zdecydowany spadek formy! Mimo to, trudno opuścić tę historię w omówieniu losów Tytanów; to w końcu ich pierwszy występ na łamach własnego magazynu. Sekwencje akcji są forgettable, intryga zostaje wyjaśniona w sześciu finałowych panelach, a najciekawszymi elementami całości są nawiązania do Peace Corps oraz komiczne hiszpańskojęzyczne wstawki. Najbardziej jednak szkodzi Tytanom wyrzucenie ich z dekoracji małomiasteczkowej, nastoletniej Ameryki - w tej przygodzie mógłby zastąpić ich dosłownie dowolny superbohaterski zespół!  Nie martwcie się jednak; scenarzysta również chyba to wyczuł, gdyż już w następnym numerze wrócimy do klasycznego stylu Tytanów.

No dobra, jeszcze malutki plusik za świadomość klasowo-społeczną i uczynienie łotrem rich landowner who opressed my people... chociaż tak naprawdę nie widzieliśmy, by kogokolwiek uciskał. Zostajemy więc na koniec z pytaniem - dlaczego mistrz zbrodni potrafiący konstruować wielkie roboty oraz wzywać zapomniane bestie wymuszał na lokalsach haracz w postaci owocowych koszy? Może naprawdę uwielbiał witaminę C?

Weźmy z niego przykład i zjedzmy w majówkę również jakieś owoce, nie tylko karkóweczkę z grilla! Wyduście więc jakoś kosz owoców ze swoich okolicznych tubylców, a my spotykamy się z tydzień. Adiós muchachos!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz