Czy to na upalne słoneczne dni, czy na krótkie letnie noce - niewiele rzeczy jest lepszych niż Knédżi! W jakie rejony zawędrowałem w moich ostatnich czytelniczych wędrówkach?
Myślę, że owszem; truizmem jest współcześnie mówienie, że wszyscy żyjemy obecnie w mniejszym lub większym stopniu w amerykańskiej popkulturze. Narracja poprowadzona jest przystępnie i naprawdę zaczyna się już w dziewiętnastym wieku, gdzie skupia się na fenomenach w rodzaju circus sideshows, minstrel shows czy rewii muzyczno-erotycznych; i tak idziemy dekada po dekadzie, przyglądając się nowym formom rozrywki, nowym mediom, nowym ruchom społecznym i nowej polityce. Radio, kino, komiks, telewizja, internet - różne wątki splatają się tu w gobelin wzajemnych zależności; nowe media, z początku subwersywne i antyestablishmentowe, krzepną i powoli stają się nowym społecznym standardem, i tak cykl toczy się raz za razem.
Ważną - i powracającą w toku narracji - obserwacją jest z pewnością to, że kultura popularna jest bardzo niejednoznaczna w analizie. Tak, minstrel shows (w których pomalowani biali aktorzy odgrywali role komicznych czarnych stereotypów) były rasistowskie do oporu, ale z drugiej strony wprowadzały do kulturowego mainstreamu czarnych i często prezentowały ich także jako postacie sympatyczne, pełne sprytu, "ludowej mądrości" czy uroku cool working class guys, którzy mogli pozwolić sobie na więcej niż "dobrze wychowany biały". Jak zinterpretować sitcomy z lat '50 z perspektywy feministycznej, gdy z jednej strony prezentują bardzo tradycyjny model rodziny i roli kobiety, a z drugiej strony ich bohaterki są jednak wygadane, aktywne i pomysłowe? Te subtelności interpretacyjne to moim zdaniem to motyw wiodący tej książki, i podkreślę - nie jest to mimozowate stawanie w rozkroku i mówienie no, niby to było słabe, ale to dobre, w sumie wychodzi na zero; to twarde pokazanie: tak, pod tym względem widzimy mocno problematyczne elementy; pod tym z kolei widzimy zachodzące zmiany społeczne; tu z kolei są założenia, które możemy docenić nawet współcześnie.
Od seriali radiowych po usługi streamingowe, od religijnej cenzury obyczajowej po boom branży pornograficznej, od klasycznych crooners do gwiazd hip-hopu - znajdziecie tu to wszystko i jeszcze więcej. Zastrzeżenia? To naprawdę przekrojowe opracowanie, i nie na wszystko jest w nim czas. Ostatnio pisałem o książce poświęconej historii country; With Amusement For All stara się skondensować w kilku stronach to, co ona robiła na kilkuset. Taki już jednak urok pozycji przekrojowych; to dobre wprowadzenie do - pokazuje ewolucję, historię, zależności - ale jeśli jakiś temat was zainteresuje, sięgnijcie po bardziej precyzyjne opracowania.
Superman: The High-Flying History Of America's Most Enduring Hero to właśnie takie opracowanie bardziej konkretne - skupione na postaci Supermana. Jak powstają twoje teksty?, pytacie w listach; skąd czerpiesz swoją wiedzę o tym, co wydawali w latach trzydziestych i jakie były relacje interpersonalne w danym wydawnictwie? Ano czytam książki, opracowania, artykuły, reportaże, analizy, wywiady. A cóż może lepiej posłużyć organizacji wiedzy, niż dobra pozycja historyczna?
Nie będę może mówił za dużo o samej postaci Supermana - parę moich refleksji możecie znaleźć tutaj - skupię się więc bardziej na aspekcie historycznym. Jerry Siegel i Joe Shuster byli nastolatkami, gdy stworzyli herosa z "S" na piersi; to, że sprzedali prawa do niego za nędzne grosze to jeden z mitów założycielskich amerykańskiego komiksu - i nie używam tu słowa mit w znaczeniu czegoś nieprawdziwego, ale czegoś archetypicznego i potężnego. Jak Superman ewoluował na przestrzeni dekad, kim były najważniejsze osoby z nim związane, co miał wyrażać i w jaki sposób - to wszystko zagadnienia, które są w tej książce przejrzyście zanalizowane.
Spojrzenie na historię komiksu niczym mnie tu nie zaskoczyło - it's kinda my specialty, after all - ale dowiedziałem się sporo ciekawych rzeczy o Supermanie w innych mediach: o jego serialu radiowym, o filmach kinowych, o serialach z jego udziałem. Niezależnie od epoki, aktora, scenarzysty - jedna rzecz była jednak niezmienna; miał on być symbolem tego, co w nas najlepsze; świecką ikoną, która ucieleśnia to, do czego wszyscy chcemy aspirować. Tak, to górnolotne słowa, ale Superman jest rozpoznawalny na całym globie, a tarcza z jego emblematem już dekady temu dołączyła do grona symboli uniwersalnie zrozumiałych w światowej kulturze - i pokolenie po pokoleniu nadal wie, że pochodzi on z planety Krypton, ale wychował się w farmerskim amerykańskim midweście, by przeprowadzić się potem do wielkiego miasta... to uniwersalna droga bohatera i symbolika, w której łatwo nam dostrzec samych siebie - albo to, kim chcielibyśmy być. Z drugiej strony, za kulisami tej mitologicznej postaci mamy równie fascynujące osobiste triumfy i tragedie rzeczywistych osób; zdobyte i utracone fortuny na miarę lśniącego Metropolis; miłosne trójkąty równie fascynujące, co ten pomiędzy Clarkiem, Lois i Supermanem; korporacyjnych szefów skupionych wyłącznie na zysku niby podły Lex Luthor. Przede wszystkim jest to jednak historia prawdopodobnie naszego największego współczesnego wspólnego mitu.
Jeśli więc wydaje się wam, że Superman to wyłącznie nudnawy harcerzyk bez charakteru - to może być książka, która zdecydowanie pogłębi wasze postrzeganie tej postaci. Moim zastrzeżeniem może być tylko, że o ile nie jest pisana zupełnie na kolanach, o tyle czasami czuć, że przynajmniej w lekkim przyklęku na chociaż jedno - ale przecież nawet moja własna opinia powyżej uderza w wysokie C. Trudno tego uniknąć, gdy mówimy o pierwszym współczesnym superbohaterze, który na dobrą sprawę zapoczątkował cały gatunek; trudno tego uniknąć, gdy mówimy o globalnej ikonie. Gwarantuję wam jednak, że poza bohaterem w pelerynie znajdziecie tu dosyć zaskoczeń, dramatów, sukcesów i tragedii, by uwierzyć, że historia o Supermanie może być równie ciekawa co historia Supermana.
Imaginary Numbers to (idę do półki policzyć) dziewiąty tom serii InCryptid, mojego zdecydowanie ulubionego urban fantasy. W tekście o komiksie Ghost-Spider pisałem tak:
Pisze to wszystko Seanan McGuire, i to przede wszystkim przyciągnęło mnie do tej serii. Seanan jest doświadczoną autorką urban fantasy - zaryzykuję nawet stwierdzenie, że moją ulubioną reprezentantką tego gatunku; szczególnie za sprawą serii o rodzinie łowców potworów, InCryptid. Jej komediowym haczykiem jest to, że wiele spośród tych potworów to normalne, sensowne osoby, które jakoś próbują udawać ludzi i wpasować się w życie w wielkomiejskim otoczeniu; bohaterki cyklu są więc mniej tradycyjnymi łowczyniami (choć mamy tam sporo fajnych sekwencji akcji z bieganiem po dachach i nożami wyciąganymi zza pasa), a bardziej monster social workers. Są tam też gadające myszy mieszkające u głównej bohaterki i czczące ją jako boginię - słowem, to masa zabawy, i nie dajcie się odstraszyć dosyć obciachowej okładce pierwszego tomu.
Kukułki, w terminologii InCryptid, to imitujące ludzki wygląd telepatyczne potwory, które podrzucają swoje młode przypadkowym rodzinom. Ich mentalne umiejętności sprawiają, że wszyscy dookoła postrzegają je jako najbliższych, których za wszelką cenę trzeba uszczęśliwić - zapłakane dziecko odnalezione na parkingu potrafi więc w przeciągu minut przekonać przejeżdżającą rodzinę, że przecież jest ich ukochaną córką i była z nimi przez całe życie. Gdy kukułka dorasta, morduje zazwyczaj przybranych rodziców i rozpoczyna życie na obrzeżach ludzkiego społeczeństwa, wykorzystując ludzi dookoła; gdy zachce jej się nowego domu, wystarczy, że do niego wejdzie - a dotychczasowa właścicielka będzie wniebowzięta, że może przekazać kukułce klucze.
Sarah jest o tyle wyjątkowa, że nie wymordowała swojej przybranej rodziny - Price'owie to mieszana rodzina monsters i monster hunters, dorosła więc w kochającym otoczeniu i została wychowana na odpowiedzialną kobietę. Uwielbia matematykę, komputery i porozciągane swetry, a gdy ten tom się rozpoczyna - dochodzi do siebie po urazie, który uziemił ją na dobrą chwilę. Sarah decyduje więc, że czas wyjść z domu, wrócić do normalnego funkcjonowania... i na początek decyduje się odwiedzić rodzinę po drugiej stronie kraju.
Wynikają komplikacje, potencjalnie of the world-ending sort.
W odróżnieniu od poprzednich tomów, ten nie stawia grubej kreski pomiędzy Sarą a poprzednimi bohaterkami i bohaterami cyklu; kukułka jest główną bohaterką, ale reszta rodziny - szczególnie Antimony, protagonistka poprzednich trzech powieści - jest wciąż obecna. Dzięki temu przekazanie pochodni wiodącej postaci jest zdecydowanie najłagodniejsze z całego cyklu; starzy znajomi wciąż są obok, po prostu narracyjne akcenty rozłożone są nieco inaczej. Budowanie świata się poszerza, dowiadujemy się nowych rzeczy o historii rodziny, romans bąblujący do tej pory na tylnym palniku zostaje przesunięty na front - dokładnie to, czego można oczekiwać po dziewiątym tomie cyklu.
Problemy? Myślę, że książce przydałaby się nieco ostrzejsza redakcja, by wyciąć nieco powtarzalnych fragmentów (szczególnie tłumaczenia po raz kolejny znanych pojęć i konceptów) oraz dialogów, które mają sens z perspektywy interakcji postaci, ale które można było spokojnie załatwić krótkim "wprowadziłam ich w sytuację". Nie jest to jakiś straszny zarzut; Seanan działa chyba zgodnie z filozofią komiksową, że każdy tom może być czyimś pierwszym tomem i lepiej wszystko podać od nowa.
Nawet pomimo tego podejścia, trudno mówić o Imaginary Numbers w oderwaniu od reszty cyklu; to kolejny tom książkowego serialu, który buduje na bazie naszej znajomości tego świata, postaci, ich relacji rodzinno-romantycznych i tak dalej. Jest to więc wasz szczęśliwy dzień - zamiast polecać jedną książkę, polecę gratisowo dziewięć (plus towarzyszący cyklowi worek opowiadań i nowelek). Mój złoty standard lekkiej letniej lektury!
A skoro już o wakacyjnych lekturach mowa, Polska przydrożna sprawi, że poczujecie się jak na letnim road tripie. Autor wybrał się na samochodową podróż po Polsce wiejsko-powiatowej, stroniąc od dużych miast; wrażenia i przygody spisał w formie tej niewielkiej książki - raptem dwieście stron, w tym sporo zdjęć.
Zdjęcia te są świetne i bardzo dobrze budują nastrój - pordzewiałe tablice na rogatkach, peerelowskie szyldy sklepowe, ogrodowe żaby zrobione z opon, stacje paliw jak z wczesnych lat '90 i spękany asfalt na leśnych drogach. Moja estetyka!
Czyta się to trochę jak beatnikowską książkę z amerykańskich lat '60, trochę jak współczesny reportaż. Autor przyjeżdża do przydrożnych bud i barów wprost z wielkomiejskiego środowiska intelektualno-ekologiczno-progresywnego, przygotowany na podróż z ideą no waste, prosząc kelnerki w barach o oszczędzanie plastiku i robienie mu kawy prosto do termosu. Nie jest to jednak patrzenie z góry na wiejskich prostaczków; siada na piwo z lokalnymi żulami, pyta o ciekawe wiejskie historie, wspomnienia z okresu transformacji ustrojowej, słowem - stara się słuchać ludzi dookoła i poznawać ich perspektywy. Refleksje mamy wyciągnąć samodzielnie; nie ma tu praktycznie wcale odautorskiego komentarza i interpretacji. To bardziej seria obyczajowo-podróżniczych winietek niż reportaż z konkretną tezą.
Styl jest dosyć suchy i szorstki, jak zapiski z podróży właśnie; dodaje to całości autentyzmu. Jeśli więc zdarzyło się wam być kiedyś na wędrownym szlaku - czy to pieszym, czy samochodowym - książka ta ożywi te wspomnienia! Nie nastawiajcie się tylko na długą podróż; połkniecie ją pewnie w jedno popołudnie.
Wakacje zachęcają do czytelnictwa, więc kolejne Knédżi zobaczycie pewnie nieco szybciej, niż standardowo - wciągam już kolejną pozycję, a kolejka lektur (jak zwykle) jest nieskończona! Tymczasem niech waszym duchowym przewodnikiem zostanie ten oto imprezowy pomidor, którego możemy poznać w książce Polska przydrożna:
![]() |
Zdjęcie zdjęcia! Możecie zrobić własne zdjęcie zdjęcia zdjęcia, a potem... LET'S GO LET'S GO PARTY PARTY! |