niedziela, 21 listopada 2021

Panele na niedzielę: The Devil's Jury!

Czas dokończyć historię z poprzedniego tygodnia! Previously, on the Legion of Superheroes: Mordru the Merciless, mag i galaktyczny zdobywca, wydostał się na wolność! Superboy, Mon-El, Shadow Lass i Duo Damsel ledwie mu umknęli, podróżując przez czas do dwudziestowiecznego Smallville. Mordru odnalazł ich jednak nawet tam... czas więc na konfrontację!

Od razu zaznaczę: poprzedni zeszyt to jedna z moich ulubionych historii Legionu z Silver Age; dzisiejszy jest już słabszy, jakby Jim Shooter sam nie wiedział, jak poradzić sobie ze zbudowanymi ostatnio wysokimi oczekiwaniami. Ale co ja tu będę kolorował wasze odczucia; przekonajcie się samodzielnie! Data: lipiec 1968, autor: Jim Shooter, historia: The Devil's Jury, druga część fabuły z Mordru! 

Dwie ciekawostki na temat samej okładki! Po pierwsze, czym jest ta Devil's Island, o której słyszymy już po raz kolejny? Być może pamiętacie na przykład taki kadr:

To z tej historii

Devil's Island, bądź też Île du Diable, była - już od czasów napoleońskich - słynną francuską kolonią karną usytuowaną na terytorium Gujany Francuskiej. "Piekło na ziemi" to adekwatne określenie; wysoki rygor, wyczerpujący tropikalny klimat oraz choroby sprawiały, że w najgorszych momentach śmiertelność osadzonych wynosiła 75%. Wśród nich był między innymi Alfred Dreyfus, oficer oskarżony o zdradę stanu w głośnej sprawie z końca XIX wieku; to właśnie w jego obronie Émile Zola napisał w 1898 swoją słynną odezwę J'Accuse...! "Wyspa Diabelska" była motywem uwielbianym przez twórców i publiczność do tego stopnia, że Wikipedia ma nawet całą stronę poświęconą filmom o niej:

Od produkcji poważniejszych, historycznych i biograficznych po czystej wody tanie sensacje!

A druga ciekawostka? Nie złapałem tego za pierwszym razem, ale spójrzcie, do czego przymocowana jest lina, na której wisi na okładce Clark. Do niczego! To podkreślenie statusu Mordru jako czarodzieja... i myślę, że również nawiązanie do słynnej hinduskiej sztuczki z liną.

Historie o sztuczce tej pojawiły się na przełomie dziewiętnastego i dwudziestego wieku. Zgodnie z legendą, sztukmistrz miał w niej sprawiać, by lina sama wznosiła się ku niebu - bo trik ten miał być wykonywany na otwartej przestrzeni, by wykluczyć oczywiste rozwiązanie w formie podciągania do sufitu. Jak to legenda, historia rosła wraz z każdą relacją - pojawiły się historie o tym, że czarodziej sam następnie wchodził na linę, wspinał się wysoko i znikał; a w najbardziej ekstremalnym przypadku - że posyłał do wspinaczki swojego młodego pomocnika, a następnie z mieczem w ręce wspinał się za nim, ćwiartował chłopaka i zrzucał jego kończyny z powrotem na ziemię, by w wielkim finale wrócić na grunt i czarodziejskim sposobem poskładać młodego z powrotem do kupy.

Cała historia Indian rope trick to jedna z najsłynniejszych mistyfikacji na poletku magii i iluzji - i nie chodzi to o sposób wykonania numeru, ale o to, że nikt go nigdy nie wykonał. Zdjęcia, jak powyższe, to zaaranżowane scenki lub fotomontaże; były oczywiście osoby, które wykonywały numery zbliżone do opisywanego ideału, ale zawsze było tam jakieś ale: dodatkowe elementy techniczne, wykonywanie sztuczki w zadaszonej sali i tym podobne. Indian rope trick jest pięknym przykładem na to, jak działają miejskie legendy i fake newsy - chociaż Chicago Tribune (gazeta, która jako pierwsza opisała tę sztuczkę) wydrukowała później sprostowanie i przyznała, że artykuł był mistyfikacją, to historia żyła już własnym życiem. Tak jest; nie da się zapakować dżina z powrotem do butelki, a raz stworzonej legendy nie powstrzyma coś tak banalnego jak wydrukowane później sprostowanie!

Ale, ale! Co tam dziś słychać w trzydziestym dwudziestym wieku? Otóż jesteśmy w back alley miasteczka Smallville, gdzie dzieją się rzeczy niesłychane:

Furia krasnala! Słuchajcie, nie wchodźcie nigdy w ciemne alejki w Smallville, nie warto

Mordru atakuje Legion nawałnicą swoich magicznych mocy, a nasza grupa nie podejmuje nawet wyzwania; gdy tylko nadarza się pierwsza okazja, Supperboy i Mon-El zaczynają drążyć w ziemi jak dwa wielkie krety i zespół ewakuuje się tak powstałym tunelem:

Clark, jak zwykle, reprezentuje filozofię THINKING BAD, THOUGHTS BAD

Nie powinno nikogo dziwić, że w piwnicy domostwa Kentów Clark posiada maszynę do usuwania zbędnych myśli przy pomocy superhipnozy:

Twarz Pa Kenta wyraża wszystko. "Maszyna do kasowania wspomnień? Brzmi super bezpiecznie, synu, nie mam żadnych wątpliwości czy zastrzeżeń"

No tak, wychowywanie Superboya to pakiet wiązany; raz odpali ci cygaro swoją heat vision czy pomoże z superprędkością układać puszki w sklepie, innym razem skasuje ci pamięć swoją maszyną do superhipnozy. Nikt nie obiecywał, ze rodzicielstwo będzie łatwe! Wszyscy posłusznie dają sobie wyprać mózgi: 

Nie patrzcie za długo na ten panel, bo superhipnoza może wpłynąć i na was

...and just in time, ponieważ Mordru bierze się za telepatyczny skan miasteczka:

Plan Clarka nie szedł jednak wystarczająco daleko: skasowanie pamięci ich szóstki to za mało; musiałby zahipnotyzować pół Smallville, aby ich tożsamość pozostała sekretem. Co z tymczasowymi "rodzinami" Shadow Lass i Duo Damsel? Co z Laną Lang i innymi szkolnymi znajomymi Clarka? Podoba mi się, że komiks nie zamiata tego pod dywan, a traktuje jako niedociągnięcie bohaterów i robi z tego autentyczny plot point:

Mentalny skan Mordru ma jednak nieprzewidziany efekt: mózgi naszych bohaterów przeszły ostatnio tyle, że utrwala on superhipnozę i amnezja nie mija po ustalonym okresie godziny! Któż mógłby przypuszczać, że coś pójdzie nie tak w planie Clarka; who indeed!  

Mordru postanawia więc skończyć się bawić; skoro nie subtelnością, to siłą! Otwiera zatem portal do trzydziestego wieku, sprowadza do Smallville parę oddziałów swojej armii, kolejnym zaklęciem pieczętuje czas, by nikt więcej nie przybył z przyszłości ani nie uciekł z dwudziestego wieku... i na deser postanawia fizycznie odizolować miasteczko. I to nie jakimś tam atomowym drutem kolczastym czy innym magicznym płotem; nasz mag ma więcej teatralnego zacięcia!

Pamiętacie tę jedną scenę z kinowego Age of Ultron?

Well, you know our saying: the Legion...

...did it first!

Koniec z możliwościami ucieczki - żołdacy Mordru biorą się za systematyczne poszukiwanie Legionu:

I, nie wiedzieć czemu, wszyscy mają twarze, jakby mieli przynajmniej po 80 lat. Może w wojsku Mordru nie ma emerytury?

Żołnierze odnajdują na ulicy "Betsy" i "Marie" - dziewczęta podejrzanie im przypominające Duo Damsel i Shadow Lass - i atakują je, próbując je zmusić do wykorzystania mocy. Dziewczęta - w rezultacie nieudanych machinacji Clarka - jednak same nie pamiętają, że są superbohaterkami; z pomocą przychodzi im więc Lana Lang, licealna sympatia Superboya. W obronie koleżanek rzuca się ona - bez mocy, z gołymi rękami - na oddział uzbrojonych żołnierzy. Po raz kolejny powtórzę: Lana was awesome, w takich momentach późniejsza Lois Lane wydaje się a bit of downgrade for Clark!   

"Leave them alone, you... you BULLY!" - najstraszliwszy epitet, jaki Lana mogła wymyślić!

Ale nie tylko dziewczęta mają kłopoty;

Kolejne trudy rodzicielstwa: raz Clark odpala ci cygaro swoją heat vision, innym razem tłuką cię przez niego geriatryczni kosmiczni żołnierze z trzydziestego wieku

Krótko mówiąc, superhipnoza działa aż za dobrze; nasza heroiczna młodzież utknęła w swoich raczej bezradnych alter-egos. Jeśli mają przypomnieć sobie, kim naprawdę są, potrzeba pomocy z zewnątrz! Ciężar ten spada na dwójkę supporting characters Superboya, Pete'a Rossa oraz Lanę Lang:

O Lanie mieliśmy już cały wpis, ale kim jest Pete? Przewinął się on krótko we wczesnych przygodach Legionu; to kolega Clarka, który przypadkiem rozszyfrował jego sekretną tożsamość - ale nikomu jej nie zdradził, chroniąc sekret przyjaciela. By docenić to porządne zachowanie Legion nadał mu tytuł honorowego członka zespołu, z prawem uczestniczenia w zebraniach drużyny i w ogóle.

Lana i Pete ruszają więc do akcji - i z tej okazji ta pierwsza wraca do swojej dawno nieużywanej superhero identity! Tak jest, powitajmy owacjami jedną z najbardziej pamiętnych superbohaterek Silver Age: the Insect Queen of Smallville is back and buzzing!

Ekspresowo streszczając: Lana uratowała kiedyś kosmitę w lesie i dostała w rewanżu pierścień dający jej tymczasowo owadzie moce; nasza nastolatka bez zbędnych rozkmin uszyła sobie kostium i zabijała małomiasteczkową nudę jako Dziewczyna-Mól, Dziewczyna-Gąsienica czy Dziewczyna-Fruczak Gołąbek. It was glorious.

Pierwszym krokiem ich planu jest dyskretne uprowadzenie Clarka:

"Byłem nastoletnim więźniem dziewczyny-gąsienicy, part 2"

Lana dopada Clarka w łóżku i zostaje on błyskawicznie związany oraz zakneblowany, and not in a fun, sexy way either; patrzcie swoją drogą, jak śpiący obok Mon-El nawet nie chrapnie, kiedy z sąsiedniego łóżka porywają jego przyjaciela! Insect Queen can get you too, even this night, and nobody will ever know. Poof - you're gone forever. Scary stuff, kids!

Na szczęście intencje Lany są jak najbardziej heroiczne. Ona i Pete uwalniają Clarka w zacisznym miejscu i próbują mu udowodnić, że jest Kryptonianinem; w tym celu próbują uciąć mu nożyczkami jego ikoniczny loczek na czole, ale ostrza łamią się na jego włosach. W obliczu faktów Clark powoli odzyskuje pamięć: 

Parę kolejnych scen to Clark odwiedzający resztę drużyny i pomagający im odzyskać pamięć; Pete i Lana poznają się z resztą Legionu... i rozpoczynamy ostatni akt tej historii:

Czy Pete Ross rzeczywiście ma taką klatę, czy kostium Clarka jest naturalnie wypchany? Obie opcje pociągają za sobą tylko więcej pytań!

A co to znowu za przebieranki? Pete Ross i jedno z ciał Duo Damsel charakteryzują się na Superboya i Shadow Lass, po czym atakują patrol żołnierzy. Wygląda to całkiem przekonująco, bo Pete jest nawet w stanie latać dzięki wypożyczonemu mu Legion flight ring! A wszystko po to, by odnaleźć siedzibę czarownika i wziąć go z zaskoczenia:

Gdzie może mieszkać czarownik? Co to za pytanie - w jaskini, rzecz jasna! Jeńcy trafiają przed jego oblicze...

...i w tym momencie dochodzi do ataku z zaskoczenia. Przypomnijmy - poprzednio Legion pokonał Mordru właśnie dzięki zaskoczeniu i chwili jego nieuwagi, zamykając go w stalowej krypcie; czy i tym razem się uda?

"...as a nocturnal insect!" - brzmi, jakby scenarzysta nie miał pomysłu, jakim owadem właściwie mogłaby tu być Lana!

Wszystkie te akrobacje i zasadzki nie przynoszą jednak efektu; Mordru nie da się złapać dwa razy na to samo. Czarownik jest bardziej zniecierpliwiony niż przerażony, i - w uroczym nawiązaniu do Lovecrafta - wzywa imię jednej z kosmicznych istot z jego opowiadań:

I jest to nawet całkiem sensowne nawiązanie, bo w kosmologii Lovecrafta Yog-Sothoth jest określony jako "Klucz i Brama", a jego domeną jest kontrola nad czasem i przestrzenią. Trudno o lepszego patrona dla galaktycznego czarownika podróżującego przez epoki! 

Panie Yog-Sothoth, proszę nas do sądu przenieść, będziem się procesować! I nie jest to byle jaki gmach, a bondage court z okładki; dziewczęta zostają magicznie zakute w kajdany, Mon-El - dla urozmaicenia - w dyby, a Superboy zostaje skrępowany liną z tej hinduskiej sztuczki.

Ej, jak to "Fatal Five couldn't make it"? Siedzą teraz na innym procesie?

Oczyma wyobraźni już widzę, jak Mordru dzwoni po łotrach i próbuje ich ściągnąć na proces, ale wszyscy się wykręcają od jury duty. Doktor Regulus buduje akurat kolejną kosmiczną marchewę; Universo is taking some time off for his family i próbuje dogadać się z synem; doktor Morlo odrabia wyrok ucząc chemii w ramach prac społecznych, a Prince Evillo gra akurat w jasełkach, sorry Mordru. Dostajemy więc trochę słabszą ławę przysięgłych: murderer, traitor, saboteur, assassin! Jasne, są to poważne przestępstwa, ale od największych niegodziwców trzydziestego wieku spodziewałbym się jednak trochę więcej.

Rozprawa jest jakby lekko jednostronna: 

"You are guilty of anti-crime!" - podoba mi się ta fraza niesamowicie

Wraithor - imię jednego z łotrów - brzmi dosłownie, jakby urwał się z He-Mana, gdzie na co dzień kumpluje się ze Skeletorem. Widziałbym wręcz całą towarzyską ekipę - mogliby to być na przykład Wraithor, Skeletor, Corpsor i Ghostor - siedzącą ładnie przy jednym stoliku i sączącą kawkę z filiżanek w czaszki.

Ale nie nabijajmy się już z tego biednego Wraithora; stara się on jak może, konstruując dla Mordru odpowiednio ironiczne narzędzie egzekucji Legionu. Wiadomo, że kara w przestępczym sądzie musi być nie tylko cruel and unusual, ale też ironic!

"Dobre, dobre, Wraithor, zgłoś się do księgowości po premię"

Nasza drużyna zostaje zapakowana do Krypty Zagłady™ (™ by Wraithor, of course) i zakopana żywcem. Ale...

Kostium Lany nie byłby w połowie tak dobry, gdyby nie jej oldschoolowa kokarda we włosach! Bring back kokarda we włosach as a fashion accessory in 2022, everybody!

Kokarda kokardą, ale dlaczego Krypta Zagłady™ jeszcze ich nie zgładziła? Gdy Superboy i Mon-El przebijają się na wolność i wyciągają resztę grupy spod ziemi, na powierzchni czeka już nich... Wraithor? He was a good guy all along! Well, maybe not good, but at least not as bad.

Planeta Zerox - ojczyzna kserokopiarek!

Na szczęście scenarzysta oszczędza nam konieczności czytania ciągle imienia "Wraithor", bo w obliczu zaistniałych okoliczności Mordru stanowczo rozwiązuje z nim umowę o pracę:

"Joke's on you, Mordru, księgowość już puściła ten przeleeeeeeeew!"

Czego by nie mówić - wizualnie to całkiem efektowna scena! Zastanawiacie się pewnie, czemu Mordru nie obrócił w pył Legionu podobnym promieniem mocy, zamiast bawić się w sądy i Krypty Zagłady™; czarownik najwyraźniej sam zadał sobie to właśnie pytanie.

Ale was teraz rozwalę fajerbolem, myśli Mordru; ale zrobię fajerbola, takiego to jeszcze nie widzieliście.

Legion - unieruchomiony mocą czarownika - może teraz tylko czekać na zagładę! Mordru daje się jednak ponieść emocjom i ładuje w swojego fajerbola tyle mocy, że...

That's... kinda anticlimactic?

Wszystko kończy się więc dobrze - Legion wykopuje się z jaskini czarownika, zostawiając go pogrzebanego i uśpionego... na razie. 

Zostaje tylko odrobina narracyjnych porządków. Superboy sprowadza Smallville z powrotem na Ziemię - i mówi nam o tym ramka narracji, co uważam za niedopuszczalne przepuszczenie potencjalnie ciekawej wizualnie sceny! Kolejną sprawą jest Lana poznająca w tej historii tożsamość Superboya, co starała się zrobić od dawna - czy zatem jest to krok naprzód w ewolucji relacji jej i Clarka? Niestety nie; Superboy chwyta swoją maszynę do hipnozy i wymazuje z pamięci przyjaciółki niewygodne fakty. Aw, shucks! Gdy próbuje zrobić to samo z Petem, interweniuje Mon-El:

...ale to już zupełnie inna historia!

Superboy i reszta drużyny wracają do trzydziestego wieku wyczerpani, ale żywi; są jednak pełni najgorszych przypuszczeń. Im udało się ujść z życiem - ale co z resztą zespołu? Co z Saturn Girl, Cosmic Boyem i całym towarzystwem? Czy wracając trafią do zgliszcz swojej nowej siedziby i przed ich oczami pojawią się naprędce wzniesione nagrobki przyjaciół i przyjaciółek?

Nic z tych rzeczy!

Oh, OK then, good to see you're all fine, but that's also kinda anticlimactic

Dream Girl - dzięki swym proroczym snom - ostrzegła w porę Legion, zaś Princess Projectra (przy wsparciu White Witch, okazjonalnie występującej siostry Dream Girl) iluzjami przekonała Mordru, że udało mu się zniszczyć Legion. I to tyle! Ostatnie panele są w tonie uff, haha, no tym razem to nam się udało.

W poprzednim numerze podobało mi się praktycznie wszystko: nastrój zagrożenia, nieśpieszne budowanie nowego łotra, niezłe momenty humorystyczno-romansowe i solidnie zbudowane sekwencje akcji. Dzisiejszy to niestety mocny krok wstecz; wygląda nieco, jakby Jim Shooter po ostatnim zeszycie sam zapędził się nieco narracyjnie w kozi róg. Zgadza się, nie jest łatwo pisać tak potężnego łotra; trzeba naprawdę niezwykłych ilości zawieszenia niewiary, by łyknąć, że Legion zwyczajnie nie wyparował przy okazji pierwszej konfrontacji z czarownikiem.

Podoba mi się założenie, że ostatecznie tylko sam Mordru jest na tyle potężny, by pokonać Mordru. Mogło to jednak być zrealizowane dalece ciekawiej; Legionowi po prostu brakuje w tej historii sprawczości. Mordru nie tworzy swojej kuli ognia w wyniku jakiejś sprytnej manipulacji czy planu naszych bohaterów i bohaterek; ot, po prostu jakoś tak samo wyszło. Cała ta fabuła wygląda podobnie - Legion jest chaotycznie odbijany przez kolejne komplikacje jak pinballowa piłeczka, samemu nie robiąc wiele. Najbardziej aktywnymi uczestnikami wydarzeń są Lana i Pete - i może fabuła byłaby lepsza, gdyby zrobić z tego ich historię i położyć większy nacisk na ich wysiłki? No trudno, cóż zrobić; they can't all be winners! Dostaliśmy przynajmniej trochę Silver Age silliness, pogadaliśmy o Devil's Island i hinduskiej sztuczce z liną oraz przypomnieliśmy sobie, że napisanie dobrej drugiej części - nawet do fabuły będącej spektakularnym sukcesem - może stanowić ogromne wyzwanie.

Co zatem zobaczymy za tydzień? Nie będą to raczej wydarzenia tak apokaliptyczne, jak wyrwanie Smallville z ziemi i wystrzelenie go w kosmos - zawęzimy skalę do bardziej osobistej historii dotyczącej jednego z legionistów. Którego konkretnie? Tego już dowiecie się, jak zwykle... w przyszłości!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz