Dzisiejsze spotkanie będzie nieco krótsze niż zazwyczaj - zajmiemy się bowiem 80-stronicowym zeszytem z czerwca 1968! 80-stronicówki były znane jako giants; standardowy zeszyt liczył nieco ponad 20 stron. Dlaczego więc, pomimo większej objętości, materiału mamy dziś mniej? Ano widzicie, 80-stronicówki były zapełnione głównie reprintami starszych historii; w epoce przed internetem (i przed blogami o komiksach!) była to okazja, by rodzący się fandom mógł dostać w swoje ręce fabuły wydane lata wcześniej. W czerwcu 1968 ponownie wydrukowano historię wstąpienia Supergirl do Legionu (oryginalnie Supergirl's Three Super Girl-Friends!, 1961), pierwszy występ Legionu Superłotrów (The Legion of Super-Villains!, 1961), fabułkę z młodocianym przestępcą podszywającym się pod Clarka Kenta (The Secret of the Seventh Super-Hero!, 1961), inicjację Ultra-Boya'a (The Boy With Ultra-Powers!, 1962) oraz sformowanie Legionu Superzwierząt (The Legion of Super-Traitors, 1962). Niezła ilość zabawy w przeliczeniu na centy - standardowy zeszyt kosztował ich wówczas 12, a giant kusił ze stojaków za jedyne 25¢.
Najciekawsza w tym zeszycie jest jednak obecność swoistej framing story: otóż trafiamy do sali w nowej siedzibie Legionu, która mieści posągi Lightning Lada, Cosmic Boya i Saturn Girl - założycielskiej trójki grupy:
I ta właśnie mała, ośmiostronicowa framing story jest jedynym nowym materiałem w tym zeszycie. Jest to jednak historia całkiem znacząca: pierwszy raz widzimy w niej bohaterski origin Legionu!
Origin to hasło pełne konotacji w superbohaterskim światku. Wbrew powszechnemu mniemaniu, wyłuszczenie skąd dokładnie wzięła się dana postać i jak zdobyła swoje moce nie jest stałym elementem zeszytu #1 w danej serii; dużo częściej wskakujemy in media res, by od razu zobaczyć bohatera lub bohaterkę w akcji. Nie jest to wcale nowoczesny manewr; przykładowo, już w 1939 pierwsze pojawienie się Batmana wyglądało następująco:
"The "Bat-Man", a mysterious and adventurous figure (...) His identity remains unknown" - i po co dalej drążyć, wszystko jasne! |
Batman zadebiutował w Detective Comics #27, a pierwszy raz poznaliśmy jego tragiczną origin story dopiero w numerze #33 - ale i to nie była pełnoprawna fabuła, a zaledwie szybka jednostronicowa retrospekcja:
"A bat! That's it! It's an omen! I shall become a BAT!" |
My point is, nie musimy często znać wszystkich detali o pochodzeniu danej postaci, by cieszyć się jej przygodami! First appearance i origin to nie to samo; ten drugi dostają już postacie sprawdzone, znane i lubiane. Ignorowanie tej reguły jest częstym problemem filmów superbohaterskich - o nie, kolejna origin story, narzekają często widzowie; lepiej byłoby przeznaczyć czas ekranowy na bardziej spektakularne perypetie i przygody. Stąd też kolektywne oklapnięcie ramion przy kolejnych rebootach Batmana czy Spider-Mana; znowu trzeba będzie oglądać, jak Thomas i Martha Wayne dostają po kulce w ciemnym zaułku; znowu wujek Ben zginie, by młody Peter mógł poznać lekcję o mocy i odpowiedzialności. Krótko mówiąc, origin to historia lepiej sprawdzająca się w numerze #15 niż #1.
Zanim jednak przejdziemy do Legionu, rzućmy jeszcze okiem na dwie zabawne strony! Co by było (WHAT IF...?), gdyby to nie nietoperz pojawił się w życiu Bruce'a jako omen?
I shall become... a stingray! |
The Iron Knight? Czy to nie po prostu, wiecie... Knight? |
A skoro Iron trochę nie ma sensu, to może Night Knight? Jest tyle fajnych słówek kończących się na -ight, że jego wprowadzenie samo się pisze! He's the Night Knight - here to fight for what's right! He will answer your plight with the light of what's right; with his amazing might - he's a terrific sight!
Czujecie już, że mam dziś mało legionowego materiału? Ja na pewno czuję!
Dobra, nie ma co rozwlekać; co dziś słychać w trzydziestym wieku? Ale parę lat wcześniej, niż zwykle? Otóż z planety Winath startuje rakieta, a na jej pokładzie Archie Andrews Garth Ranzz:
Trochę suche te dialogi w porównaniu do ostatnich zeszytów, co? |
Tak jest, są suche jak gardło nauczyciela po ośmiu godzinach gadania! Wszystko dlatego, że stoi za nimi E. Nelson Bridwell - pamiętacie być może jego dokonania z przerażającej historii o Devil's Dozen. Bridwell do Legionu wskakiwał okazjonalnie; generalnie pełnił rolę tak zwanego continuity cop wydawnictwa - pilnował, by zeszyty różnych linii były ze sobą względnie spójne pod kątem konceptów, charakteryzacji postaci i wydarzeń. Pod tym względem oddaję mu pełny szacunek - ale jako scenarzysta szczególnie mnie nie przekonuje.
Chłopaki, tymczasem, wymieniają się w rakiecie swoimi barwnymi historiami; Garth opowiada Rokkowi o tym, jak zdobył elektryczne moce:
Znacie już tę historię? Nic dziwnego, bo nawet na tym blogu była już w paru wersjach! |
Bridwell kanonizuje tu nową wersję wypadków na planecie Korbal. Jak to nową? Słuchajcie, mam dzisiaj special treat: specjalnie dla was zgromadziłem wszystkie wersje powyższej sceny z komiksowej Silver Age! Ruszajmy! (czujecie, że mam w dzisiejszym zeszycie mało materiału?)
Kolejna wersja wprowadza motyw ładowania baterii uziemionego statku, ale Garth jest tu sam - a bestie zmieniły się w elektrowielbłądy... |
W historii wprowadzającej Aylę, jego siostrę, są tam we dwójkę z elektrowielbłądami... |
...zaś w późniejszej historii z Legionem Superzłoczyńców elektrowielbłądy kopią prądem całą trójkę! |
I raz jeszcze panel z 1968, by pokazać chronologiczną ewolucję! (w żadnym razie nie dlatego, że z dzisiejszego numeru mam mało materiału, no co wy) |
Bridwell nie był chyba fanem elektrowielbłądów, wrócił bowiem do pierwszego, oryginalnego designu stworów z planety Korbal. Retelling, refinement, retelling, refinement, retelling, refinement; można wręcz pokusić się o stwierdzenie, że ewolucja retrospekcji Gartha to ukazanie pewnej części procesu kreatywnego stojącego za komiksem superbohaterskim w ogóle. Formulaiczność historii pozwala na opowiadanie ich ponownie, ale z nowymi fałdkami; ponownie, ale lepiej i ciekawiej.
Zostawmy już tę nieszczęsną planetę Korbal! Rakieta chłopaków zatrzymuje się w okolicach Saturna, gdzie wsiadają nowi pasażerowie - i jedna bardzo istotna pasażerka:
Piękny kontrast charakteru chłopaków! Rokk: MMM POTENCJALNY PRACODAWCA; Garth: MMM ALE BLONDYNA |
What a dish indeed! To oczywiście nikt inny, jak Imra Ardeen, telepatka lecąca na Ziemię, by wstąpić do Science Police Academy. Czyli mało brakowało, a Imra popylałaby po galaktyce w śmiesznym kasku razem z resztą szeregowych stróżów prawa! Los sprawił jednak, że młoda trójka miała okazję wykazać się na lądowisku w Metropolis:
"Taking care of this guy's rod" brzmi lekko dwuznacznie, ale może i wpisuje się to w charakter Gartha! |
Może wam się wydawać, że Imra błysnęła tu bardziej spostrzegawczością niż telepatią, ale zaraz później mentalnie wyciąga ona z głowy złoczyńcy całą jego motywację. Mr Brande's cousin, Doyle, tłumaczy Imra, owed money to a gambling syndicate. He couldn't pay off unless he inherited the cash, so you were sent by the big boss to see that he did! R.J. Brande jest pod ogromnym wrażeniem naszej trójki - i zaprasza ich nazajutrz do swojego gabinetu.
"Pamiętacie tę dwójkę nastolatków sprzed tysiąca lat? Let's do it again, kids!" |
Cała trójka zgadza się na miejscu; Rokk przyleciał na Ziemię w poszukiwaniu pracy, taka oferta to więc dla niego idealna sprawa; Imra czuje, że ma szansę zrealizować swoje ambicje związane z crimefighting i to bez zakładania śmiesznego kasku Science Police; Garth uznaje, że zyska w ten sposób większe możliwości wytropienia złego brata. Ale czego potrzebują superbohaterowie i superbohaterki? Kostiumów!
Streszczenie tego zeszytu może wyglądać niepokojąco: najbogatszy człowiek w galaktyce wynajmuje trójkę nastolatków, by przebierać ich w dziwne kostiumy i wymyślać im nowe imiona |
Na następnych panelach widzimy wznoszenie pierwszej siedziby Legionu - żółtej rakiety - oraz wybranie pierwszego przywódcy grupy; superkomputer zostaje nakarmiony danymi i po chwili drukuje kartkę mówiącą COSMIC BOY. Pamiętajcie jednak, że Rokk jest na ten moment jedynym pełnoletnim członkiem grupy - moją starą teorią jest więc, że został przywódcą, bo jako jedyny mógł na legalu kupować reszcie kosmiczne piwo i galaktyczne szlugi.
Ale nie samymi szlugami człowiek żyje - Legion zasiada do napisania pierwszej wersji swojej konstytucji:
"There's my John Hancock!" |
John Hancock to oczywiście jeden z ojców rewolucji amerykańskiej i sygnotariuszy Deklaracji Niepodległości. Czemu akurat to on został tu przywołany z imienia i nazwiska? Widzicie, otóż jego podpis pod historycznym dokumentem był na tyle efektowny, że stał się w kulturze amerykańskiej synonimem podpisu w ogóle. Co ja wam zresztą będę opowiadał, patrzcie:
JOHN HANCOCK i jacyś inni kolesie |
Dobijamy już do końca naszych dzisiejszy ośmiu (eight - count'em!) stron, ale wciąż nie znamy odpowiedzi na jedno pytanie: skąd wzięły się w Legionie pozostałe dziewczęta? A jakoś tak same przylazły, zdaje się mówić Bridwell:
Jeśli czujecie, że dziewczęta dostały tu origin w wersji minimum - pomyślcie, że na Brainiaca 5 w ogóle zabrakło miejsca |
Triplicate Girl i Phantom Girl zostają wprowadzone dosłownie w paru panelach, jakby Bridwellowi brakowało już miejsca w ośmiostronicowej fabułce. I... to dosłownie wszystko! Jak wspominałem, jest to tylko framing story, więc na koniec otrzymujemy zaproszenie do zanurkowania w historyczne fabuły:
I tak oto dotarliśmy do końca dzisiejszej podróży! Skorzytajcie z jego zaproszenia i wy; to jeszcze nie pełen rok blogowania, ale zaryzykuję mój claim to fame: jesteście na blogu, który jest najbogatszym źródłem informacji na temat komiksowego Legionu Superbohaterów w polskim internecie! Jak zwykle, to wielka przyjemność was gościć - i mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze wielokrotnie!
A co czeka na nas podczas następnego spotkania? O, moi drodzy i drogie; na naszej drodze stanie sam MORDRU THE MERCILESS, i będzie to - wypowiadam te słowa z pełnym przekonaniem - ostatnia wielka historia Legionu w Silver Age! Będą potem jeszcze inne fabuły, jasne - ale żadna tej skali i tej klasy. Personally? I love it; and if I do my job right, you'll love it too! Ale to dopiero, jak zwykle... w przyszłości!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz