Czyżby pojawiły się komiksowe trailery? A jakże! Szczyt ery ekranizacji chyba już za nami, ale od czasu do czasu nadal czas na...
![]() |
...Variety Show! |
W cyklu "zdania, w które nikt nie uwierzyłby w latach '90" - zaczniemy dziś od trzeciej części kinowego Deadpoola:
"Mr. Wilson, you appear to have soiled yourself while unconscious".
"I wasn't unconscious."
I taki właśnie jest Deadpool, a jaki jest, każdy widzi; to już trzeci film z nim w roli głównej, i jak wcześniejsze dwa trafia u mnie do kategorii straight to DVD (a właściwie straight to Disney+). Doceniam dobrze zrobionego Deadpoola (pochwalę tu serię Uncanny X-Force), ale dwie godziny w jego towarzystwie to trochę dużo jak na mój gust - no i powinienem nadrobić w końcu drugą część! Deadpool 2 to moja osobista płyta Schrödingera; nieodmiennie jestem przekonany, że stoi gdzieś w kolekcji DVD nabyta groszowym sumptem i nieodpakowana nawet z folii, ale kiedy najdzie mnie już w końcu na jej obejrzenie - zero, brak, nada. Myślę wtedy "huh, nie kupię przecież specjalnie DVD z Deadpoolem 2 za kilkadziesiąt ziko", zapominam o sprawie... i tak cykl się powtarza, już od pięknego roku 2018. Lecz nie przychodzicie tu przecież po dowodu mojego postępującego mentalnego upadku (siostra kupiła mi już Biovital na pamięć), a po intrygujące komiksowe ciekawostki! Dziś zabawię was dwoma kadrami z trailera:
![]() |
Patch! |
Jak pamiętacie z naszej dyskusji na temat Swimsuit Specials, Wolverine spędził trochę czasu incognito w Madripoorze jako "Patch" - odziany w stylowy biały garniak i noszący dla niepoznaki opaskę na oku. Trailer puszcza tu oczko do tej inkarnacji... ale - ponieważ to Deadpool - zgaduję, że bawi się tu historycznymi oczekiwaniami, a dżentelmen przy stole to wcale nie Logan. Place your bets!
Co do gościnnie występujących postaci: pierwszy Deadpool zaskoczył wiele osób - w tym mnie! - zapraszając na ekran nastolatkę-mutantkę o wybuchowym pseudonimie Negasonic Teenage Warhead. Ellie wraca ponownie w części trzeciej...
![]() |
...tym razem w *odrobinę* bardziej komiksowej stylówie! |
Mam przekonanie graniczące z pewnością, że Ellie trafiła do filmu w bardzo prosty sposób: potrzebna była komediowa postać, więc któryś z twórców usiadł do listy mutantów z misją znalezienia kogoś o maksymalnie humorystycznym pseudonimie. Co tu kryć, na tym polu trudno naszą bohaterkę przebić! Zdradzę wam jednak, że w komiksach jest ona wyjątkowo tragiczną postacią. Oto ona, obecna w klasie Emmy Frost tuż przed zagładą Genoshy:
![]() |
Miała rację; w eksterminacji Genoshy zginęło szesnaście milionów mutantów. |
Ellie widziała przyszłość, ale nie pomogło jej to ocalić własnego życia:
![]() |
"She chose it herself... She will be a credit to her family and other species." New X-Men #116, 2001. |
Panele powyżej to właściwie cała oryginalna obecność Ellie w komiksach. Grant Morrison wie jednak doskonale, co robi: to prawdziwy emocjonalny cios w brzuch, a kiedy człowiek się zegnie - dostaje jeszcze kolanem w zęby. Historia Ellie to minimalistyczna tragedia naniesiona na marginesy sagi o mutantach: poznajemy ją na moment jako gotycką nastolatkę, po nastoletniemu przesadną w swojej stylówie - tak samo, jak poznawaliśmy wcześniej tuziny innych młodych mutantów. W odróżnieniu od nich Ellie nie rozwija jednak nigdy skrzydeł, nie śledzimy rozwoju jej charakteru, nie wstępuje w progi dorosłych X-Menów - jej życie zostaje brutalnie urwane; zostaje po niej głupkowaty pseudonim, który wydawał się jej jako nastolatce cool. Nie ma szansy go zmienić, jak dorastająca Kitty Pryde czy Beast Boy z DC; na pomniku upamiętniającym ofiary zawsze będzie już widniała jako Negasonic Teenage Warhead.
To hołd dla piosenki zespołu Monster Magnet z 1995, swoją drogą:
Tragedia ta splątana jest z drugą: Emma Frost, mentorka oraz nauczycielka, traci właśnie kolejną grupę uczniów i uczennic. Już na łamach Generation X widzieliśmy, jaką traumą była dla niej śmierć jej pierwszych Hellions; przy zagładzie Genoshy jest zmuszona przeżyć ją po raz kolejny, w jeszcze bardziej osobisty sposób. Nie było jej przy śmierci pierwszych wychowanków; tym razem, w niezniszczalnej diamentowej formie, stoi między nową grupą - co zmienia tylko tyle, że wciąga w płuca popioły, do których zredukowano jej dzieciaki.
To właśnie ryzyko podobnych gościnnych występów: komiksowa Ellie to oszczędna, minimalistyczna reprezentacja zagłady całego młodego pokolenia mutantów, symbol eksterminacji gatunku; Ellie z Deadpoola to zabawna, żująca gumę gówniara z komórką w ręku. Byłby to doskonały angaż dla Boom-Boom, Jubilee czy nawet Monet St. Croix, ale - zapewne za sprawą nietypowego pseudonimu - zdecydowano się na Negasonic Teenage Warhead. Dla mnie było to jak nagły zgrzyt na winylu; nic, o co można by się szczególnie pieklić - to tylko głupkowata komedia, znajmy konwencję i proporcje - ale jednak miałem przed ekranem moment lekkiego uniesienia brwi i pomyślenia "oof, niefortunny wybór". Ale hej, możemy zawsze sobie wyobrazić, że to po prostu alternatywna wersja Ellie - taka, która nie zginęła podczas ataku na wyspę mutantów! Co ja tu zresztą piszę o "wyobrażaniu"; przecież dokładnie tak jest, zarówno na tekstualnym, jak i metatekstualnym poziomie.
Ellie jako postać ciekawie prezentuje sieć zależności pomiędzy komiksami a ich ekranizacjami, tę zabawę w nieskończony głuchy telefon. Oto mamy rok 2016; komiksowy Marvel przeszedł właśnie przez Secret Wars, swój wielki retcon w stylu znanego z DC Crisis on Infinite Earths. Światy przeżywały, światy umierały, srutututu; była to okazja do przetasowania rzeczywistości. A w tej nowej (post-Crisis) wersji marvelowskiego świata Ellie żyje sobie w najlepsze:
![]() |
Welcome back, Ellie! |
Postać została kompletnie zresetowana - symbol zagłady pokolenia stał się relatywnie zwykłą dziewczyną (na tyle, na ile pozwala bycie mutantką). Impetu do powrotu dostarczył bezdyskusyjnie kinowy Deadpool; Ellie pojawiła się na łamach serii Mercs for Money z nim właśnie w roli głównej, a konkretnie w tomie o szałowym tytule Mo' Mercs, Mo' Monkeys. Komiks dostarcza doznań dokładnie obiecanych na okładce, ale zaznaczę, że pisał go Cullen Bunn - solidny scenarzysta, którego cenię za serię Magneto! Po pierwszej przygodzie Ellie została już zgolona na pałę i generalnie doczekała się wizerunkowego ujednolicenia ze swoją wersją kinową:
![]() |
Ellie, nie zważaj na słowa tego degenerata w skarpecie na głowie! Dla nas nigdy nie będziesz "too low-profile". |
I tak właśnie historia zatoczyła koło, a właściwie trochę koślawą spiralę - komiksowa postać została przeniesiona na ekran właściwie in name only, po czym dokonano wtórnej adaptacji wersji kinowej do komiksów i nadpisano oryginał. Dzieje się tak raz za razem - od Iron Mana po Strażników Galaktyki - i niekoniecznie jest to zjawisko negatywne; daje w końcu okazję do wycyzelowania postaci, to nadania jej nowego spinu. Czy Negasonic Teenage Warhead działałaby mocniej jako tragiczny symbol, gdyby nigdy nie wróciła? Na pewno, ale przecież jesteśmy po resecie uniwersum; tamta jej wersja pozostała martwa (... nie licząc powrotu jako technozombie w evencie Necrosha, ale zbyt ładny dziś dzień, nie rozmawiajmy może o nim!), a osoby lubiące Ellie z filmów mają teraz znajomą twarz w komiksach. Usiądę więc, pogłaskam się po brzuchu jak komiksowy Budda i zapewnię: nie ma się co spinać, wszystko może wydać dobre owoce!
A skoro mówimy o spinaniu się, nie sposób ominąć kolejnego trailera - oto X-Men '97!
W duchu nastawienia "wszystkie wersje są prawdziwe i znaczące" Disney zdecydował się kontynuować klasyczną kreskówkę z lat '90! To dla mnie wydarzenie dużo większe niż nowy Deadpool, a powiem szczerze - a nie czuję nawet do oryginalnego serialu jakiejś szczególnej nostalgii; wiem, że dla wielu osób był wprowadzeniem w świat mutantów, lecz ja oglądałem go już jako fan - nie miał dla mnie tej pamiętnej roli "punktu wejścia". Trailer kontynuacji kupił mnie jednak całkowicie; pełno w nim smaczków, które jako entuzjasta X-Menów muszę docenić! Już przelatująca z początku gazeta wywołała u mnie banana na twarzy:
![]() |
!!! |
OK, this will be some fan squeeing: Hellfire Gala! Wielkie towarzyskie wydarzenie mutantów, fashion show na całe uniwersum... a przy tym koncept na wskroś współczesny i związany z erą Krakoa, jestem więc bardzo zaintrygowany połączeniem go z tą estetyką retro kreskówki lat '90! No i te postacie na pierwszej stronie; Banshee, którego znamy jako nauczyciela z Generation X! Dust z Academy X (szykujcie się na wpisy o tej nastoletniej serii!), Nature Girl z nowej inkarnacji Generation X autorstwa Christiny Strain! Oraz, last but not least... Maggott!
![]() |
Maggott - mutant odżywiający się dzięki dwóm symbiotycznym robalom - zaliczył nawet krótki staż na łamach oryginalnej Generation X! |
Maggott nie był nigdy znaczącą postacią, ale - zapewne dzięki przedziwnemu konceptowi - jest od lat ulubieńcem fandomu; odbieram więc jego obecność jako mocny sygnał "wiemy, co lubicie; będzie fajnie". No i jak mógłbym nie ucieszyć się z ostatnich scen trailera, kiedy Magneto przejmuje schedę po Profesorze X? To przecież manewr żywcem wyjęty z oryginalnych The New Mutants!
![]() |
Magneto stylowy jak zawsze, czy to w garniaku, czy z wiadrem na głowie! |
Jest też oczywiście nasza emblematyczna teen mutant, w swojej chyba najbardziej ikonicznej interpretacji:
![]() |
NA TYM BLOGU SZANUJEMY JUBILEE |
Krótko mówiąc, zapowiada się tona zabawy - gdzie więc te kontrowersje, o których wspomniałem? Ano widzicie, internet buzuje na dwóch frontach; pierwszy to to, że niektórym wydaje się, że Rogue ma zbyt płaski tyłek (nie zmyślam); jest to tak głupie, że nie zaszczycę tego dalszym komentarzem. Drugi: część bardziej konserwatywnych odbiorców przelękła się, że Morph będzie teraz korzystać z zaimków they/them, w czym widzą atomowej wręcz mocy atak na wartości, rodzinę etc. Dla przypomnienia: Morph to zmiennokształtna postać, która potrafi przyjmować dowolną tożsamość - męską, kobiecą, what have you, więc zaimki takie są uzasadnione jak rzadko! I wiem, że nabijanie się z anonimowych internetowych napinaczy to sięganie po nisko wiszące owoce, ale jeden komentarz był dla mnie absolutną wisienką na szczycie tortu:
![]() |
W historii błędnych wyobrażeń to akurat jest tak błędne, że przez kilka chwil patrzyłem na ten komentarz i mogłem tylko się radośnie szczerzyć! |
Zostawmy już w ogóle to, że kwestia niebinarności jest tu traktowana jako "fetyszyzm"; zdanie "the X-Men were never about sexual fetishes" to jak powiedzenie, że Superman nigdy nie dotykał problematyki społecznej. To dosłownie najbardziej naładowany rozmaicie realizowaną seksualnością zakątek Marvela - sam napisałem przecież cały tekst o wątkach fetyszystycznych w samych The New Mutants Wszystkim zdarza się mylić w internecie, ale mało komu zdarza się mylić aż tak spektakularnie.
Dobra, dosyć tego - pośmiejmy się lepiej z rzeczy, które z założenia miały być zabawne! Jak być może pamiętacie, jestem wielkim entuzjastą 80-page specials, humorystycznych antologii wydawanych przez DC; gdyby tylko ktoś zebrał je w ładną kolekcję w twardej oprawie, byłbym pierwszy przy kasie. Ostatnio bawiłem się więc doskonale przy wydaniu walentynkowym, How to Lose a Guy Gardner in 10 Days. Bo jak tu się nie cieszyć, kiedy w historii z androidem Red Tornado Batman zdradza istnienie...
![]() |
...Bat-GPT! |
Inna z historii, ta z Flashem oraz Iris West (rysowana przez Marguerite Sauvage!), ubawiła mnie z bardziej osobistych powodów. Od strony scenariuszowej - it's cute enough; randka stale jest zakłócana, więc Flash raz za razem cofa się w czasie, by uczynić ją perfect. W końcu oczywiście dochodzi do wniosku, że to przecież te imperfections make it fun and memorable i daje już sobie spokój z kombinowaniem. A mój wątek osobisty, tak zwana gorąca plota? Otóż byłem kiedyś na randce, na której ptak ze snajperską precyzją narobił na głowę dziewczynę obok mnie. And lo and behold:
![]() |
No dobra, to balon z wodą, ale...! |
And yes, picking bird crap out of sombeody's hair is a great bonding experience. Ach, Flashu; cóż za wspomnienia u mnie obudziłeś! W jeszcze innej historii Plastic Man przeżywa nieudaną randkę, lecz jego dramatyczne pozy nie spotykają się w lokalnym dinerze ze zrozumieniem:
![]() |
Po prostu wajb.jpg, któż czasem się tak nie czuje! |
I kto jak kto, ale wydawnictwo DC wie akurat idealnie, że komiksy sprzedaje jedna rzecz - mowa oczywiście o małpach! Jak mówił w końcu Mark Waid o słynnych spekulacjach na temat rynku: "musieliśmy puścić do druku z 200 okładek z gorylami, pewnie więcej". Goryl Grodd również doczekał się walentynkowego występu - tym razem w historii z Wonder Woman!
![]() |
Hej, Diana miewała w sumie gorsze randki! Grodd przynajmniej przyniósł bukiet. |
Chciałem tu kontynuować małpi wątek, ale za oknem już ciemno - czas oderwać się od komputera i w pełni zacząć weekend! Na sam koniec zrealizuję więc jeszcze jedną z blogowych obietnic: w sierpniu pisałem o poszerzeniu kolekcji zeszytów z autografami, ale pochwalić miałem się dopiero po przeprowadzce i powieszeniu na ścianie. Well, the time is now! Oto autograf Adama Hughesa:
![]() |
Oczy was nie mylą, to ekskluzywna ramka z IKEI! |
Autograf znaczący dla mnie z dodatkowego powodu: miałem już kiedyś okazję zdobyć podpisany plakat Hughesa, ale nie skorzystałem z okazji. Nadrobione!
Nie przesadzajmy jednak z nadrabianiem różnych rzeczy! Niech ten weekend będzie okazją, by spokojnie usiąść na tyłku i trochę zwolnić - czego sobie i was życzę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz