Skoro Sylwester już za pasem - podsumujmy planszówkowy rok! Podobne, użyjmy wielkiego słowa, analizy lat poprzednich możecie znaleźć tutaj oraz tutaj.
Na początek - stan kolekcji: w 2023 poszerzyliśmy ją raptem o 11 gier, z czego trzy nie trafiły jeszcze nawet na stół. Wliczam tu tylko indywidualne, samodzielne tytuły - nie kolejne rozszerzenia do DC Deck Building, Marvel Champions ani dodatki do innych pozycji! Na tym froncie skusiłem się na Kociaki i Bestie do Wyspy Kotów oraz Potęgę Ix do Diuny: Imperium; gry lubiane i trafiające na stół, ale dodatków nie udało nam się jeszcze przetestować.
Poniżej - wykres liczby partii z podziałem na miesiące:
![]() |
Tym razem widać pracę na budowie i przeprowadzkę! |
Początek roku był bardzo aktywny i dobrze, że nagraliśmy się na zapas - później zaczęły się już trudności z czasem. Odbiliśmy nieco w górę w wakacje, ale budowlane przygody niezaprzeczalnie odcisnęły swoje piętno. Ale i tak nie było najgorzej pod kątem hobbystycznym; rozegraliśmy może mniej partii, niż w zeszłym roku, ale nadal więcej niż w 2021.
Wciąż gramy najwięcej we dwójkę...
![]() |
Powtórzę i w tym roku - żona dzieląca hobby to skarb 💖 |
...choć może wykres wyglądałby inaczej, gdyby liczyć rozmaite małe party games - ale, z racji na liczbę graczy właśnie i krótkie partie, nie chce mi się przerywać wieczornej zabawy na wklepywanie ich do aplikacji. Podczas wyjść do pubu graliśmy z kolegami w Skull, prostą i emocjonującą grę blefu; na imprezie halloweenowej/parapetówce rozłożyliśmy na podłodze pustego salonu drewniany tor do Pitch Car, zręcznościowych wyścigów kapsli - więc gdyby się uprzeć, były też w tym roku gry dla nawet sześciu lub ośmiu osób!
W zeszłym roku pisałem, że spadła liczba niedzielnych partii...
![]() |
...ale w tym wróciliśmy do formy! |
W dużej mierze była to zasługa spotkań towarzyskich: a to rodzinnych obiadów (po których wyciągaliśmy My City lub klasyczny Ticket to Ride), a to nasiadówek ze znajomymi (którzy pomagali nam testować niektóre tytuły w większym gronie).
No dobrze, czas na danie główne: oto dwanaście gier, w które w roku 2023 graliśmy najczęściej... oraz statystyki wygranych!
1. DC Deck Building: ulubiony komiksowy deckbuilder wraca po laur pierwszeństwa! Spora w tym zasługa zastrzyku nowej zawartości: wiosną odebrałem paczkę z jubileuszowego kickstartera, w skład której wchodził jeden set bazowy (Injustice - na obrazku powyżej), dwuosobowy zestaw Rivals (Flash vs. Reverse Flash) oraz małe rozszerzenie Bombshells (na bazie uroczych komiksów). O całym tym systemie piszę w miarę regularnie, powtórzę więc tylko, że to nasza odprężająca go-to game w te bardziej męczące dni. Drink i DC Deck Building?, pyta żona, na co ja mogę tylko odpowiedzieć: drink i DC Deck Building. Kto prowadzi? Żona, jak zwykle; w tym roku 54% wygranych przypadło właśnie jej! Trochę ją gonię - po każdej sesji żona pyta, ile ma przewagi - ale potem okazuje się, że pomimo moich dwóch nowych zwycięstw przewaga ta i tak rzadko wynosi mniej niż siedem partii.
2. Marvel Champions: chociaż uwielbiam X-Menów - to mój ulubiony zakątek komiksowego Marvela - nie byłem początkowo przekonany do rozszerzenia Mutant Genesis; wydawało mi się, że postacie i scenariusze są nieszczególnie kreatywne. Takie właśnie jest analizowanie planszówek na sucho! Kiedy Mutant Genesis trafiła już na stół, momentalnie zdobyła moje serce: postacie w praktyce dostarczają masy emocji, a scenariusze ociekają klimatem i chociaż nie wprowadzają rewolucji, to cyzelują oraz udoskonalają stare pomysły. Na chwilę obecną - to moja ulubiona kampania w Marvel Champions! Kto prowadzi? To gra kooperacyjna i wspólnie wygraliśmy w tym roku 37% partii (grając na poziomie expert). Nadal czuć wyzwanie!
3. Mindbug: ta mała karcianka stanowi odpowiedź na pytanie co by było, gdyby wydestylować Magic: the Gathering do absolutnej esencji - a do tego dokłada własny interesujący twist mechaniczny! Zagrywamy tu stwory i atakujemy, starając się zbić punkty życia przeciwnika z początkowych trzech do zera; bestie mają medżikowe zdolności jak flying, deathtouch czy double strike, dla niepoznaki nazwane odrobinkę inaczej... ale funkcjonalnie znajome (Richard Garfield, projektant Medżika, jest zresztą jednym z autorów). Twistem jest to, że każda osoba posiada dwie karty mindbugów - robali, które pozwalają przejąć stałą kontrolę nad zagrywanym właśnie stworem przeciwnika. It creates very tense mindgames since turn one, i samo nauczenie się specyfiki gry jest bardzo zabawne! Przegrałem raz partię dosłownie w pierwszej turze, gdyż zagrałem stwora z double strike, żona go przejęła... i było już właściwie po makale, gdyż odbudowanie tempa było już matematycznie niemożliwe. Nie dziwi mnie bardzo wysokie miejsce Mindbuga na tegorocznej liście - partie potrafią trwać raptem kilka minut! Kto prowadzi? 54% na korzyść żony - dokładnie jak w DC Deck Building!
4. Radlands: punki, pustynia, postapokalipsa - i kolejna pojedynkowa karcianka, tym razem o uderzającej szacie graficznej! Radlands były dla nas objawieniem grudnia 2022; gra trafiła do naszej kolekcji pod koniec roku, ale i tak ekspresowo wspięła się na piąte miejsce na liście (chociaż partie są dużo dłuższe i bardziej metodyczne niż w Mindbug; to stopniowe, konsekwentne przeciąganie liny, nie szybkie sztuczki z zaskoczenia). W tym roku nasza sympatia do Radlands tylko wzrosła i gra zdecydowanie zapracowała na tytuł jednego z karcianych evergreenów. Jak jest dobra? Tak, że bez wahania kupiłem kolegom po egzemplarzu. Go try it! Kto prowadzi? W końcu wybitnie moje prowadzenie - 76% wygranych partii! Jest to jednak nieco mniejsza przewaga, niż w zeszłym roku; żona twierdzi, że zacznie się teraz odkuwać. Trzymam za słowo!
5. Tyrants of the Underdark: pozostano przy oryginalnej nazwie, choć początkowo mieli to być Tyrani Underdarku - i takie też hasło widnieje na planszy. Tytułowy Underdark to Podmrok z dedeczków; coś tam zmieniło się najwyraźniej na froncie tłumaczeniowo-licencyjnym... ale nie sposób żadnymi zawirowaniami usprawiedliwić bardzo słabego polskiego tłumaczenia, pełnego straszliwie przemęczonej składni oraz zwykłych błędów językowych. Do tego plastikowa wypraska z pudełka nadaje się tylko do śmieci, szata graficzna jest szarobura i nieczytelna, a plastikowe markery z poprzedniej edycji zastąpiono tanimi kartonowymi żetonami. Krótko mówiąc, pod kątem wydania jest to klapa na całej linii... ale sama gra jest tak dobra, że i tak wspięła się na piąte miejsce tegorocznej listy! To deckbuilder połączony z area control: wysyłamy szpiegów i żołnierzy, by kontrolować miasta oraz tunele mrocznych elfów. Tyrants funkcjonują doskonale niezależnie od liczby graczy, bogactwo kart i tematycznych talii zapewnia ogromną regrywalność, zaś wynik konfrontacji jest często niepewny do samego końca. Świetny projekt i elegancki mechaniczny rdzeń; warto dla nich przecierpieć felery polskiej edycji. Kto prowadzi? 63% na moją korzyść; jesteśmy jednak ogólnie na tak wyrównanym poziomie, że nasz tegoroczny top score osiągnęliśmy wspólnie, remisując (po 113 punktów, dla ciekawych).
6. Unmatched: kolejny sprawdzony klasyk! Dynamiczna karcianka plus figurki postaci oraz elementy taktycznego pozycjonowania na planszy; nadal uważam, że to najlepsze przeniesienie na stół idei komputerowej fighting game. O dziwo z pełną świadomością nie skusiliśmy się na dostępne w tym roku postacie Marvela; komiksowych klimatów mamy wystarczająco w innych grach, ta niech pozostanie osadzona w domenie legend, mitów oraz folkloru (chociaż Squirrel Girl trochę kusi). Jeśli chcecie spróbować swoich sił w tytułowej Battle of Legends, nadal sugeruję pudło Volume Two: ciekawe, świetnie zbalansowane oraz z mapą dostarczającą taktycznych opcji. Kto prowadzi? Tym razem to żona wysunęła się na prowadzenie - znowu ze znajomym wynikiem 54%! Jej ulubiona postać: nadal Czerwony Kapturek; moja - wciąż Krwawa Mary, chociaż świetnie bawiłem się też w tym roku Drakulą.
7. GIPF: na naszej dorocznej liście znajduje się zazwyczaj jakiś krótki abstrakt na finał wieczoru - w zeszłym roku było to Seikatsu, tym razem cofnęliśmy się do klasyka z 1996: GIPF (tytuł celowo nic nie oznacza, jest równie abstrakcyjny jak sama gra). To pierwsza w cyklu gier abstrakcyjnych stworzonych Krisa Burma - i chociaż porównanie jej do warcabów nie będzie do końca fair, to jednak... po zagraniu w GIPF nigdy już pewnie nie sięgniecie po warcaby. Dokładamy na planszę żetony, starając się utworzyć linię przynajmniej czterech tego samego koloru; zbieramy wtedy swoje cztery żetony oraz wszystkie należące do przeciwnika, które stanowiły przedłużenie tej linii. Haczyk w tym, że żetony możemy dokładać wyłącznie na krawędzi planszy i stamtąd raz je przesuwać, popychając inne; it's a sliding puzzle at it's heart. Świetny nowocześniejszy zamiennik klasycznych warcabów, chińczyka czy innych prostych gier, które zawsze mogą leżeć na stoliku kawowym! Kiedyś z kolegą V. określiliśmy tę grę jako doskonałą intelektualną zabawę dla emerytów w parku, and make no mistake - it is high praise. Szykuj się na emeryturę, V.! Kto prowadzi? Ja, 63% zwycięstw; dziwne, wydawało mi się, że zwykle przegrywałem. Może taka już specyfika GIPFa!
8. Cascadia / Kaskadia: elegancka laureatka Spiel des Jahres z roku 2022 nadal gościła często na naszym stole - szczególnie, że spróbowaliśmy pobawić się oferowanym w instrukcji trybem osiągnięć a'la Calico. Nadal zresztą uważam, że Calico - pierwsza gra z trylogii wydawnictwa Flatout - oferuje więcej napięcia i bardziej podoba mi się styl gry ze stale kurczącym, nie stale rozrastającym się obszarem... ale to wszystko kwestia gustu. Kaskadia jest z pewnością łagodniejsza i stanowi lepszą propozycję dla osób pochylających się nad planszą tylko okazjonalnie - za coś w końcu otrzymała tę Spiel des Jahres! Kto prowadzi? Żona, 57%!
9. Mille Fiori: kolejna z tysiąca gier autorstwa doktora Reinera Knizii! No dobra, śmieję się tylko; na chwilę obecną Reiner Knizia zaprojektował ich zaledwie 714. Mille Fiori to ciekawa wariacja na temat wykreślanki w stylu Ganz Schön Clever - z tą różnicą, że zamiast zakreślać długopisem pola na arkuszu papieru (który leci potem do śmieci) układamy na wspólnej planszy barwne, przezroczyste żetony. Łechcze to przyjemnie tego zero waste'owego ducha i gra z pewnością byłaby wyżej na tegorocznej liście, gdyby tylko działała lepiej na dwie osoby; bez wprowadzenia home rules na wspólnej planszy jest po prostu zbyt luźno. We czwórkę to jednak zdecydowanie inna zabawa! Kto prowadzi? Remis, po 50%! Wiem, nie wygląda to może najlepiej, kiedy zapraszamy znajomych na Mille Fiori i potem na zmianę wygrywamy albo ja, albo żona, ale hej - liczy się też mile spędzony czas, pizza, drinki i inteligentna konwersacja!
10. Dorfromantik: laureatka tegorocznej Spiel des Jahres - wybór dla wielu osób zaskakujący, gdyż po pierwsze: jest to właściwie układanka solo (na koniec otrzymujemy punkty, możemy więc ocenić swoją sprawność, but it's still bascially a puzzle), a do tego adaptacja gry komputerowej (która od początku była pomyślana jako cyfrowa planszówka, but still). Tak czy inaczej: układamy tu tytułowy niemiecki Dorf z sześciokątnych żetonów, a na koniec wychodzi nam bukoliczny, romantyczny krajobraz. To kolejna gra, do której podchodziłem nieco sceptycznie, ale wciągnąłem się i w wersję komputerową, i fizyczną! Dorfromantik jest kooperacją w tym samym stopniu, w jakim układanie klasycznych puzzli we dwie osoby może być "zabawą kooperacyjną" - ale bawimy się z żoną naprawdę solidnie; puzzle też w końcu lubimy układać (tu dodatkowo najbardziej cieszą nas partie, które komicznie zawalimy i wesoło lamentujemy na stołem). Intrygującym motywatorem jest pięć pudełek, które zawierają dodatkowe reguły i komponenty - odblokowujemy je stopniowo w tempie zależnym od wyników punktowych poprzednich partii. Nie jest to jednak klasyczna legacy game; wszystko łatwo zresetować, nie modyfikujemy trwale elementów (na przykład naklejkami czy długopisem), nie niszczymy komponentów. Znowu czuć tego ducha zero waste. Kto prowadzi? Kolejna kooperacja, i to taka, że dosłownie nie da się jej przegrać - można co najwyżej osiągnąć kiepski wynik! Ku radości ogółu zamieszczę więc nasz najniższy: było to 110 punktów... i to już z otwartymi wszystkimi pudełkami, nie jakaś tam partia zapoznawcza!
11. Roll Player: jak mówi stary dowcip, najlepszą zabawą w RPG jest tworzenie postaci - wydany w 2016 Roll Player skupia się więc tylko i wyłącznie na tym aspekcie zabawy! To gra kościana, w której draftujemy wyniki przyporządkowując je do kartonowej "karty postaci" - zbliżonej do klasycznego modelu z Dungeons & Dragons. Wspólny wynik z trzech kostek (3-18) będzie więc określał siłę, zręczność czy inteligencję postaci; losujemy profesje określające, na których cechach będzie nam zależeć (dla czarodzieja kluczowa jest inteligencja, ale wyłapiemy też niezłe punkty za zręczność oraz charyzmę) i bierzemy się do turlania. Sympatyczna zabawa; nic rewolucyjnego w szerszym kontekście gier kościanych, ale tematyczna otoczka dodaje jej wigoru - miło po partii spojrzeć, jaka fajna wyszła nam elfka-zabójczyni, z zebranymi z kart zdolnościami, charakterem i backstory. Gra jest dosyć droga jak na to, co mechanicznie oferuje, ale nic dziwnego: w pudełku kryje się dosłowny worek solidnie wykonanych kości. Kto prowadzi? Kolejny remis - precyzyjnie 50% na 50%!
12. Verdant / Doniczki: nie bez powodu wspominałem o trylogii gier wydawnictwa Flatout - podobnych koncepcyjnie gier dodatkowo łączonych przez śliczne ilustracje autorstwa Beth Sobel. Verdant, po polsku wydana jako Doniczki, to trzecia gra z tego cyklu; tym razem organizujemy dom oraz ustawiamy w nim rośliny, zwracając uwagę na ich konkretne wymagania - wolą pełne oświetlenie czy półcień, przykładowo? Zamiast heksagonalnych kafelków tworzymy pole gry z prostokątnych kart, układając szachownicę na przemian z kart pomieszczeń oraz roślin. Na razie gra mnie nie porwała - moim zdaniem, względem poprzedniczek podbija liczbę komponentów nie dokładając w zamian złożoności - ale żonie podobała się bardziej i na pewno dam jej jeszcze szansę! Doświadczenie uczy, że warto; nie byłaby to pierwsza gra w tym roku, która grew on me (heh). Kto prowadzi? 75% zwycięstw po mojej stronie. Nie ma to być żadna humblebrag, ale to jeden z powodów, przez które gra na razie mnie nie chwyciła - idzie mechanicznie trochę za łatwo, jakby wszystko samo się bezwysiłkowo składało. Czy niechcący jakoś ją zepsułem? Pokaże tylko większa liczba partii!
Ogółem w trakcie tego roku zagraliśmy w 25 tytułów; nieco mniej niż ostatnio, trzymaliśmy się raczej sprawdzonych pozycji - no i co tu kryć, po pracy rozglądaliśmy się raczej za kafelkami zupełnie innej natury (oraz panelami, bateriami, farbami...), nie za nowościami na planszówkowym rynku. Wydawało mi się też, że w tym roku nie było zbyt wielu premier, po których pędziłbym do sklepu już w dniu dostawy... ale może po prostu nie śledziłem wystarczająco uważnie trendów?
Honorable mentions wędrują do Ark Nova (potężnego tytułu symulującego budowanie zoo) oraz The Quacks of Quedlinburg (zabawnego push your luck po polsku wydanego jako Szarlatani z Pasikurowic). Ark Nova to jedna z tych gier na cały wieczór, ma więc problem ze wskoczeniem na listę dokumentującą liczbę partii - ale regularnie z przyjemnością do niej wracamy. Szarlatani mają zaś zasłużoną reputację jednego z lepszych współczesnych tytułów z mechaniką push your luck, i mogę się wyłącznie pod tym podpisać; wyciąganie z woreczka żetonów składników i wrzucanie ich do alchemicznej mikstury to prosta, ale nadzwyczaj wesoła zabawa (i żona ma okazję wołać radośnie SKISŁEŚ!).
Do końca roku jeszcze kilka dni, więc stan listy może się nieznacznie zmienić... ale to już detale, które będą pewnie interesować tylko nas! Cieszę się więc, że pomimo trudnego poprzedniego roku szkolnego oraz budowy/przeprowadzki udało nam się wieczorami znaleźć czas na wspólne hobby. Trzymam kciuki, by i wam się powiodło - a następny rok był jeszcze lepszy!